Recenzja z numeru A&B 03/22.
W opowieści o nowoczesności w architekturze nie może zabraknąć wzmianki o Bauhausie. Szkoła utworzona w 1919 roku położyła fundamenty pod współczesne wzornictwo, projektowanie graficzne i kreowanie przestrzeni. Fiona MacCarthy na kartach książki poświęconej Walterowi Gropiusowi szuka odpowiedzi na pytanie, kim był założyciel Bauhausu i człowiek, który dokonał rewolucji w myśleniu o architekturze i edukacji architektonicznej.
kim pan jest, panie Gropius?
„Kim był Walter Gropius?” — pyta Fiona MacCarthy we wstępie książki o „człowieku, który zbudował Bauhaus”. Odpowiedź na to pytanie tylko pozornie jest oczywista. Mamy do czynienia z postacią, która wymyka się jednoznacznej klasyfikacji i ocenie. Architekt, który do końca życia nie nauczył się kreślarstwa. Nudziarz z życiorysem Casanovy. Członek nazistowskiej Izby Kultury Rzeszy, który stał się jednym z symboli oporu wobec hitleryzmu. Sztywniak uwielbiający szalone bauhausowskie bale trwające do białego rana. Zwolennik architektury egalitarnej, który nie wyobrażał sobie innego domu niż willa ze służbówką. Walter Adolf Georg Gropius.
MacCarthy tworzy na ponad pięciuset stronach portret Gropiusa odmienny od wizerunku, jaki znamy z historii architektury XX wieku. Sama wspomina o tym wielokrotnie, konfrontując swoje wnioski z opiniami Josepha Rykwerta czy Toma Wolfe”a. W jej oczach Gropius to przede wszystkim humanista i filozof. Człowiek o wszechstronnej wiedzy i wielkiej wrażliwości na otaczający go świat, który stworzył szkołę mającą niebagatelny wpływ na współczesne projektowanie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że nie byłoby nowoczesności bez Bauhausu. Jego duch jest obecny do dziś wokół nas — w prostym, geometrycznym wzornictwie codziennych przedmiotów, w systemach mebli do samodzielnego montażu, w grafice użytkowej, liternictwie, fotografii… wszędzie.
inspirator
Nie sposób sprowadzić Gropiusa jedynie do postaci architekta czy projektanta. Był inspiratorem. Nauczycielem. Człowiekiem, który potrafił zauważyć potencjał tkwiący w innych, a następnie stworzyć warunki sprzyjające jego rozwojowi. Sam o sobie mówił: „Mam jeden talent: potrafię dostrzegać powiązania”.
Być może to stanowiło jeden z powodów niedostatecznego docenienia osiągnięć Gropiusa przez potomnych. Architekt, który nie rysował, a jedynie „opowiadał” swoje koncepcje, budził podejrzenia. Zupełnie jakby kreślenie rysunków było tożsame z projektowaniem! Z podobnych przyczyn podważano udział Jerzego Hryniewieckiego w powstawaniu ikon polskiego socmodernizmu, takich jak Supersam w Warszawie, podkreślając, że nawet nie miał w domu linijki. Ci, którzy rozumieli go lepiej, jak Tadeusz Mycek, wiedzieli, że wyjątkowość projektanta polegała na umiejętności wytworzenia atmosfery kreatywnej współpracy.
Jeśli miarą sukcesu pedagogicznego są uczniowie i ich osiągnięcia, to Gropius okazał się prawdziwym mistrzem. Marcel Breuer, Paul Rudolph, Ieoh Ming Pei, Fumihiko Maki, Bruno Zevi. Lista nazwisk jego podopiecznych jest długa i znaleźć można na niej zarówno wybitnych architektów, jak i grafików, twórców rzemiosła czy teoretyków. Nowatorskie metody edukacji poprzez eksperyment pozwalały rozwinąć się wielu indywidualnościom, które nie traciły przy tym umiejętności pracy kolektywnej. MacCarthy zwraca uwagę, że nie byłoby to możliwe bez określonych cech osobowości Gropiusa.
konformista
Sukces Gropiusa był ściśle związany z jego charakterem i postawą życiową. Bauhaus, dzieło jego życia, był reakcją na rzeź I wojny światowej, która nie zaprowadziła go jednak ku nihilizmowi, ale w stronę konstruktywnej budowy nowego, piękniejszego świata. Szkoła, którą założył w Weimarze, a następnie przeniósł do Dessau, miała uczynić otaczającą nas rzeczywistość lepszą.
Działając w trudnych czasach, pomiędzy dwiema wojnami światowymi, w momencie, gdy Europa pogrążała się w mroku totalitaryzmów, Gropius okazał się „mistrzem w sztuce przetrwania”. Jak sugeruje autorka książki, kompromis był dla niego zarówno podstawą działań kreatywnych, jak i stylem życia. Unikał konfliktów, chyba że były one częścią twórczego fermentu, którym wręcz kipiały warsztaty Bauhausu i pracownie biura TAC. Odżegnywał się od jednoznacznych deklaracji politycznych. Jego nieszczęście polegało jednak na tym, że przyszło mu żyć i działać w epoce, która nie pozostawiała wiele miejsca na neutralność.
W książce MacCarthy, obok wielkiej polityki i sztuki nie brakuje sensacyjnych wątków obyczajowych oraz smaczków z życia prywatnego Gropiusa, Almy Mahler czy Herberta Bayera. Dzięki nim możemy dowiedzieć się o perypetiach uczuciowych pierwszego dyrektora Bauhausu, jego relacjach z córką oraz o tym, że w czasie pożegnalnej kolacji na Wyspach Brytyjskich Waltera i Ise podjęto zupą żółwiową. Nagromadzenie detali i szczegółów pozwala lepiej poznać bohaterów, ale czasami ich ilość jest przytłaczająca, zwłaszcza że autorka zdaje się podchodzić z równą atencją do liczby zjedzonych przez Gropiusa hiszpańskich ostryg, co do jego chłodnych relacji z Miesem van der Rohe.
pomnik świętego Waltera
MacCarthy zręcznie unika stawiania pytań, które mogłyby się okazać niewygodne dla wizerunku Gropiusa. Jej biografia jest niemalże hagiografią, portretem „świętego Waltera”. To najpoważniejszy mankament książki, bowiem w wielu miejscach aż prosiło się o podanie w wątpliwość kilku dyskusyjnych kwestii. Zamiast tego, autorka wciela się w rolę adwokatki.
Odpowiedzialność za burzliwy związek z Almą Mahler spada na wiedeńską femme fatale. Konflikt z Breuerem wynika z ambicji młodego projektanta, który nie chciał pozostawać w cieniu sławnego kolegi. Udział w konkursie na projekt Banku Rzeszy był w gruncie rzeczy skazanym na porażkę niewiele znaczącym epizodem, podobnie jak kontakty z Josephem Goebbelsem i członkostwo w Reichskulturkammer. Gropius wychodzi z każdej sytuacji nietknięty, biały niczym ściany Bauhausu w Dessau. Dotyczy to zarówno kwestii osobistych, światopoglądowych, jak i pracy projektowej. Wypowiedzi o antysemickiej wymowie? Takie były czasy. List wysłany do przewodniczącego nazistowskiej Izby Sztuk Pięknych Rzeszy usprawiedliwiający wyjazd z Niemiec również został zmarginalizowany. Szklane ściany kurtynowe w pracowniach Bauhausu w Dessau, które powodowały, że w miesiącach letnich przebywanie w nich było niemal niemożliwe? Źle zaizolowane, przeciekające dachy oraz pękające ściany? „Tryumf budynku polegał na tym, że dzięki niemu rozkwitła wspólnota Bauhausu”.
Dla książki (oraz samej postaci Gropiusa) byłoby znacznie lepiej, gdyby Fiona MacCarthy stawiała trudne pytania. Taką strategię przyjął Artur Domosławski w biografiach Zygmunta Baumanna i Ryszarda Kapuścińskiego, a na niwie architektury — Charles Jencks w „Le Corbusier. Tragizm współczesnej architektury” czy Grzegorz Piątek w książce poświęconej Bohdanowi Pniewskiemu.
Bauhaus, Gropius i reszta
W opowieści o Gropiusie nie można pominąć Bauhausu. To właśnie żywe, dynamiczne opisy działalności szkoły stanowią jeden z najciekawszych wątków przedstawionych w książce. Autorka zwraca uwagę na relacje międzyludzkie, konflikty i problemy, z jakimi przychodziło się mierzyć zarówno „mistrzom”, jak i „czeladnikom”. Kontynuację dziejów szkoły stanowi poniekąd działalność Gropiusa na Wyspach Brytyjskich oraz w Stanach Zjednoczonych. W obu przypadkach jednostkowe losy bohatera stanowią zarazem obraz początków popularności stylu międzynarodowego w obu krajach.
Jednocześnie czytelnikowi trudno jest utożsamiać się z bohaterem opisanym przez MacCarthy. Twórca Bauhausu wydaje się zbyt idealny, a przez to dość jednowymiarowy. Znacznie ciekawszymi postaciami są kobiety z otoczenia Gropiusa — jego druga żona Ise i, przede wszystkim, Alma Mahler. Wdowa po Gustavie Mahlerze to postać prawdziwie pełnokrwista. Femme fatale w duchu fin de siècle. Intrygantka i sprytna manipulatorka. Z kolei Ise jawi się jako postać drugiego planu, odsunięta w cień przez wybitnego męża, odgrywa przypisaną sobie rolę, by z czasem zyskać więcej niezależności. Na ich tle Walter Gropius wydaje się chłodny i sztywny, podobny do projektowanych przez siebie budynków.