Konkurs studencki na najciekawszy projekt przestrzeni do mieszkania
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Ogłuszenia drobne

12 sierpnia '22

Felieton z numeru A&B 06|2022

Architekci miewają supermoce. Zaawansowane podsłuchy, pegasusy i inna inwigilacyjna galanteria wciąż mają konkurencję w postaci akustycznych dokonań projektantów wnętrz i budynków. Część dzieł architektów dorównuje też wszelkiego rodzaju zagłuszarkom oraz wyrafinowanym narzędziom do siania informacyjnego zamętu.

Gdybym był szpiegiem, siedziałbym non stop w zadaszonym atrium poznańskiego Centrum Kultury Zamek. Szklana kopuła, która dziesięć lat temu przekryła tamtejszy hol z kawiarnią, jest wspaniałym urządzeniem podsłuchowym. Tak ją skonstruowano, że — co prawda — ledwie słychać rozmówcę po drugiej stronie stolika, za to doskonale można zrozumieć każde słowo z przeciwnej strony obszernego atrium. Nawet szept dochodzi z perfekcyjną jakością. Pełny surround i zero zakłóceń.

Jest to przypadek idealny, ale niejedyny. Nieco mniej doskonałe wersje tego rozwiązania spotykam w wielu innych pieczołowicie zaprojektowanych wnętrzach, nierzadko obecnych na stronach dizajnerskich i architektonicznych magazynów. Kawiarnie, restauracje, biurowe open space'y i urzędy. Przecudne i — pełne akustycznych niespodzianek. Znacie pewnie ten łoskot łyżeczki spadającej dwadzieścia metrów dalej. Albo — z innej beczki — ledwo słyszalny głos osoby siedzącej obok. Jak przynudza, to jeszcze ujdzie. Gorzej, jeśli nam, na przykład, wyznaje uczucia. W „Alicji po drugiej stronie lustra” trzeba było jak najszybciej biec, żeby nie ruszyć się z miejsca. Tu trzeba oddalić się jak najmocniej, żeby cokolwiek usłyszeć. Tyle że zazwyczaj to niemożliwe, bo zawsze w środku są jacyś ludzie. Następuje zatem akustyczne wzmożenie. Wszyscy drą paszczę, choć stoją obok siebie. Idealna zagłuszarka rozmów i myśli.

I tu czas na seans ojkofobii. Nie ma na to chyba badań, ale od ładnych paru lat Polacy emitują coraz więcej decybeli. Już nie mówią, a nadają, dudnią i ryczą. Zagarniają wokalnie przestrzeń. Kilka sezonów temu znajoma przypadkiem zdradziła prapolski Bałtyk na rzecz plaż niemieckich. Wróciła wypoczęta i zdziwiona. Zdziwiona tym, że wypoczęła. Jak się okazało — dzięki ciszy. Po trzech dniach na teutońskim piasku odkryła, że już nie musi nawoływać dzieci. Wystarczyło mówić. Na plaży, owszem — tłumnie upakowanej, panował gwar, a nie jazgot.

Wytłumaczenia są dwa — pierwsze gorsze od drugiego. Drzemy się, bo — jako społeczeństwo — jesteśmy niepewni siebie, jak mikropsy, które lichy gabaryt i durnowaty wygląd nadrabiają ujadaniem na wysokim C. To jednak teza prostacka i antypolska, zatem nie do przyjęcia. Zaraz zresztą usłyszę, że Włosi i Hiszpanie — ci to dopiero rozkręcają potencjometr! Trzeba więc wskazać kozła ofiarnego. Proszę, oto zbiorowy kozioł: projektanci, inwestorzy i komunalni zarządcy. Akustyka tworzonych przez nich pomieszczeń i przestrzeni sprawia, że musimy nadzierać się coraz bardziej. Voilà!

W inwigilacji pomagają też służące międzysąsiedzkiej integracji ściany deweloperskich wspaniałości. Wydawało się, że najgorzej już było: w PRL-u. A tu — proszę: ściany nadal cieniutkie, a takie na przykład „mikrokawalerki” optymalizują inwigilację. Za każdą przegrodą — inny lokal, i to jednopokojowy. Co najmniej czworo głośno gadających sąsiadów do jednoczesnego nasłuchu i to bez możliwości ucieczki do drugiego, bardziej oddalonego pokoju. W szpiegowaniu pomagają też luksusy w rodzaju „cichobieżnych wind”, którymi kuszą ostatnio deweloperzy. Wiadomo — jak z rykiem ruszy zwykła winda bez tłumika, to z nasłuchu nici.
Bez tłumika wozi się za to ostatnio autami młodzież lub faceci na skraju załamania wiekowego. Pierdzą silnikiem, ile wlezie w kanionach śródmiejskich ulic — bez reakcji ze strony policmajstrów. Problem nie tylko nasz, ale na przykład w Paryżu już kupują dźwiękowe radary do namierzania wytwórców hałasu i automatycznego wlepiania mandatów. To chyba jedyny skuteczny sposób, bo fanów wycia silnikiem nie wychwycą rozłożone w czasie badania hałasu. Spece od akustyki uświadamiają: badanie to wartość średnia, zatem nie zalicza się do niej okazjonalnie wyjących motorów, służb na sygnale i innych dźwiękowych atrakcji. Włączając w to piski dzieci stłoczonych na mikroplacach zabaw nowej zabudowy, w której echo daje popisy między wysokimi ścianami odległymi od siebie o te marne naście metrów.

Jak widać i słychać nowa architektura niespecjalnie przejmuje się zanieczyszczeniem hałasem, które — co wiadomo i bez naukowych badań — jest w stanie doprowadzić do permanentnego roztrzęsienia. Nie wiem, jak dzisiaj, ale ćwierć wieku temu o hałasie mówiono przyszłym architektom na studiach tyle, że jest. Oraz, że istnieją jego limity. Jak ktoś doczytał Wejcherta, to znalazł jeszcze parę urbanistycznych ciekawostek. I tyle. Oczy, a właściwie uszy, otwierają się dopiero po rozmowach z badaczami od akustyki. Okazuje się, że na przykład taka fontanna szumi równie głośno, jak samochody na trasie szybkiego ruchu. Ale i tak może służyć za ochronę przed hałasem. Człowiek lubi szum wody, zatem dobrze jest nim zagłuszyć przykry szum generujący tyle samo decybeli. Zieleń? Niespodzianka. Szpaler drzew w zasadzie od niczego nie izoluje, ale psychika robi nas w konia i podpowiada, że jest ciszej. I — subiektywnie — czujemy się lepiej. Natomiast tego, że płaskie uliczne pierzeje to przekleństwo, można się w zasadzie domyślić bez znawców od akustyki. Brak zróżnicowanych płaszczyzn, kątów, wykuszy i okładzin, które tłumiłyby cokolwiek, potrafi nawet z kameralnej ulicy zrobić dudniący korytarz.

„Jak się żyje w mieście, to musi być hałas” — odezwą się dyżurni dostawcy banałów i zaczną roztaczać wizję sielanki w podmiejskiej hacjendzie. Najwyraźniej nie trafili na porę wzajemnego oszczekiwania się psów, pieseczków i piesiuniów, których pogłowie rośnie zresztą także w blokach (być może jako ochrona przed sąsiedzkim podsłuchem). Znikąd ratunku? Nie do końca. Wspaniała cisza panuje zazwyczaj w kościołach i zanosi się, że będzie jej tam coraz więcej. Miejski rezerwat antyhałasowy. Nowa, tym razem pożyteczna funkcja świątyń.

Ktoś ma inne pomysły?
Jakoś nie słyszę.

 
Jakub Głaz

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE