Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Euroentuzjazm czy eurosceptycyzm?

06 sierpnia '24

Czy jesteśmy krajem, który świadomie uznał, że urbanistyka jest czymś zbędnym?

Od jesieni ubiegłego roku trwał w Polsce wyborczy maraton, kolejno od wyborów parlamentarnych, samorządowych, a w czerwcu do Europarlamentu, Różnią się one do siebie przekazem propagandowym skierowanym do potencjalnych wyborców.

W tej ostatniej kampanii można było usłyszeć z jednej strony euroentuzjastyczne hasła, o naszej roli i znaczeniu w Unii Europejskiej, gwarancjach bezpieczeństwa, demokracji i perspektywach napływu inwestycji i środków finansowych. Z drugiej strony płynęły eurosceptyczne hasła o zagrożeniu suwerenności, powstrzymaniu wzrostu gospodarczego, podporządkowania kraju dominacji brukselskiej biurokracji.

Hasła te i postulaty nie są w Europie niczym nowym i wykorzystywane są bardziej do bieżących wewnętrznych gier politycznych, niż rzeczywiście przemyślanych perspektywicznych działań. Dobitnym dowodem był brytyjski Brexit, w którym finalna decyzja społeczeństwa była stosunkowo dużym zaskoczeniem dla polityków uwikłanych w lokalne spory. Wydaje się, że obie narracje wyrażają nie tyle przemyślane relacje z Unią Europejską, ile obrazują nasze kompleksy, zresztą przewijające się od XIX wieku. Nie wpływają one również na społeczne poparcie naszego członkostwa w UE sięgającego ponad 70 procent.

Jedno co łączy te wszystkie kampanie to zupełny brak odniesienia się do zagospodarowania przestrzennego naszego kraju, tak jakby to była kompletna próżnia, niegodna uwagi polityków i ich elektoratów. Europa to jednak fizyczna przestrzeń i ludzie, którzy ją zamieszkują i tworzą, a nie mniej lub bardziej chwytliwe hasła polityczne. To przestrzeń kształtowana od prawie trzech tysiącleci przez pokolenia tworzące europejską cywilizację, a w przypadku naszego kraju od tysiąca lat. W relacji do tego materialnego dziedzictwa te wyborcze hasła brzmią co najmniej niepoważnie, żeby nie powiedzieć wręcz śmiesznie. Zresztą nikt i żadne ugrupowanie nie odnosi się do tego materialnego dorobku, jak gdyby był on nieistotny i możliwy do ignorowania. W programowych hasłach można usłyszeć postulaty dogonienia zachodnich krajów europejskich w kategoriach PKB, dochodu i wynagrodzeń obywateli, jakości życia, lecz postulat jakości przestrzeni nie jest godny uwagi. Pomijany jest oczywisty fakt, że przestrzeń europejska to nie jest historyczny skansen, a żywa wartość, do której każda współczesna społeczność winna dokładać nowe wartości. Ten aspekt nie geograficznej, czy demograficznej przynależności, lecz wkładu w materialną kulturę jakoś słabo u nas rezonuje.

nasza europejskość

Jakoś będąc już nie geograficznie, a w sposób rzeczywisty członkiem Europy zapomnieliśmy, że w zasadzie wszystko, co działo się pozytywnego w naszej przestrzeni w ciągu minionych wieków, zawdzięczamy implementacji europejskich wzorców. Następowała ona w różnym nasileniu i z pewnym opóźnieniem jednak zawsze była paralelna z nurtami europejskimi. Pomniki naszej architektury, pałace, zamki, kościoły, katedry, zawsze wpisywały się w stylistyczne nurty europejskie. Były one bądź transpozycją, jak nasz ceglany gotyk, lub też niemal czystym importem wzorców, jak Kaplica Zygmuntowska, dziedziniec wawelski, czy barokowe kościoły jezuickie.

Podobnie współczesne nurty na czele z modernizmem bardzo szybko zaistniały w międzywojennej Polsce. Fragmenty Gdyni i Katowic z modernistycznymi obiektami z dumą wpisujemy dzisiaj w turystyczne szlaki międzywojennej moderny. Również powojenna architektura naszego kraju do początku lat 90. XX wieku, z wyjątkiem narzuconego okresu socrealizmu, co prawda w bardzo trudnych warunkach i niestety w nielicznych tylko realizacjach, nawiązywała dialog z europejskim modernizmem. Podobnie w ostatnich dziesięcioleciach po latach zapaści architektura Polski nie tylko czerpie z wątków europejskiej architektury, lecz również po latach izolacji realizowane są w naszym kraju obiekty wybitnych europejskich i zagranicznych architektów jak Arata Isozaki, Norman Foster, Daniel Libeskind. Warto wspomnieć, że obiekt filharmonii w Szczecinie autorstwa Fabrizio BarozziegoAlberto Veigi zdobył jako jedyny do dzisiaj z polskich realizacji architektonicznych w 2015 roku prestiżową nagrodę Miesa van der Rohe.

Wydawałoby się więc, że nie ma problemu i po latach izolacji ponownie w obszarze architektury staliśmy się częścią Europy. Jednak jakość przestrzeni nie składa się z zestawionych separowanych budynków, nawet wysokiej jakości. Kultura przestrzeni europejskiej, w tym polskiej, to wielowiekowa sztuka budowania, rozbudowywania i przekształcania miast. Struktura przestrzenna naszych historycznych miast, bazująca na lokacjach na prawach magdeburskim, chełmińskim, średzkim czy flamandzkim, to w skali urbanistycznej oczywisty przykład korzystania z wzorców europejskich. Niestety wraz ze stopniowym upadkiem I Rzeczpospolitej, gdy kształtowała się współczesna urbanistyka europejska, następowało stopniowe oddalenie się od tendencji europejskich. Jednak również wówczas podjęto próby kreacji wielkich założeń jak Oś Saska i Stanisławowska w Warszawie. Okres zaborów i utraty niepodległości nie przerwał związków z nurtami europejskimi. Duże obszary i dzielnice naszych miast, szczególnie w zaborze pruskim i austriackim, wzniesione zostały zgodnie z panującymi wówczas tendencjami promieniującymi z Wiednia i Berlina. W odrodzonej II Rzeczpospolitej nawiązano niemal natychmiast do nurtów europejskich, co widoczne jest w urbanistyce Gdyni, południowych dzielnicach Katowic, czy warszawskim Żoliborzu.

Niestety okres po 1945 roku przerwał na dekady te integralne związki. Narzucona socrealistyczna urbanistyka całkowicie programowo odcięła się od progresywnych nurtów europejskich, narzucając obce radzieckie wzorce. Postrzeganie przestrzeni jedynie jako pola realizacji ideowych założeń komunizmu w okresie gomułkowskim i gierkowskim, z topornymi blokowiskami, dewastacją środowiska i pogardą dla tradycji, wykreowało nie tylko ponury obraz przestrzeni kraju, lecz, co gorsza, ugruntowało w świadomości społecznej, że jakość przestrzeni jest czymś nieistotnym i mało ważnym dla jakości życia. Wydaje się, że odium takiej zbiorowej świadomości trwa do dzisiaj, mimo że coraz liczniejsze jest w naszym kraju pokolenie niepamiętające komunizmu. Jest to jedna z przyczyn, że obecna przestrzeń naszego kraju zarówno w materialnym, jak i świadomościowym obszarze oddala się coraz bardziej od Europy.

Nie podjęto dyskusji jak wdrożyć w Polsce Zielony Ład, w sposób sensowny dla naszych uwarunkowań; inicjatywę co prawda podlegającą zbytniemu zbiurokratyzowaniu, która zaciemnia jej ideowy sens, natomiast z dużą gorliwością i w równie bezrefleksyjny sposób podjęto jej oprotestowanie.

Zapomnieliśmy, że jakość zagospodarowania przestrzeni jest elementem poziomu cywilizacyjnego, zarówno danego kraju, jak i w szerszym horyzoncie kultury europejskiej.

przestrzeń nieeuropejska

Nie wdając się w wyborcze hasła, które z natury operują uproszczoną narracją i przekazem, warto prześledzić segment naszych działań w obszarze polityki i gospodarki przestrzennej i zastanowić się, czy wpisują się one w aspiracje europejskie, czy też wręcz przeciwnie i są przejawem jakiejś wyimaginowanej fałszywej dumy narodowej. Jest to co prawda zaledwie wycinek rodzimej rzeczywistości, jednak istotny, bo zagospodarowanie przestrzenne zawsze jest materialną dokumentacją woli, aspiracji i działań społeczności.

Niestety doświadczenia ostatnich 30 lat dobitnie obrazują, że kompletnie nie radzimy sobie z tym problemem. Niedoskonałe Prawo Budowlane z 1994 roku z wielokrotnymi nowelizacjami, ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, porażka kodeksu architektoniczno-budowlanego to dokumentacja klęsk w próbach wprowadzenia ładu przestrzennego. Dodatkowo kolejne orzeczenia sądów administracyjnych o braku konieczności zgodności WZiZT ze studium uwarunkowań, lex deweloper, czy uwolnienie spod jurysdykcji organów administracji architektoniczno-budowlanej domków do 75 metrów kwadratowych psując te już ułomne regulacje, skutecznie podważały ich skuteczność.

Można mieć obawy, że takim „wytrychem” umożliwiającym woluntarystyczne działania okaże się również w nowej ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym ZPI w zamyśle otwierające urbanistykę operacyjną. Kolejnymi, acz konsekwentnymi krokami zlikwidowaliśmy pojęcie urbanistyki zarówno w kategoriach rzeczywistych, jak i formalno-prawnych. To podstawowe pojęcie dla kreowania przestrzeni zostało wyeliminowane nie tylko z aktów prawnych, ale również część wyższych uczelni, na których funkcjonowały wydziały architektury i urbanistyki, z pełną świadomością skasowało w swoich nazwach urbanistykę. Język w ogromnej mierze kształtuje naszą świadomość. Eliminacja pojęć ma nie tylko wymiar lingwistyczny, generuje też stan umysłów. Obecnie jesteśmy krajem, który z pełną świadomością uznał, że urbanistyka jest czymś zbędnym. Tym samym pojęcie urbanistyki przeniesione zostało wręcz w sferę metafizyczną. Można usłyszeć, że zastąpienie urbanistyki pojęciem planowania przestrzennego obejmuje szerszy obszar i jest bardziej użytecznym narzędziem, jednak wyeliminowanie pośredniego ogniwa pomiędzy planowaniem przestrzennym a architekturą skutkuje tym, co mamy obecnie, czyli wszechobecnym chaosem przestrzennym. Skutkiem tego, wraz z postępującą degradacją zawodu architekta i urbanisty, będącego już profesją wymierającą, nie wnosimy do kultury przestrzeni europejskiej absolutnie niczego. Można postawić tezę, że wobec bezradności z problemami naszej przestrzeni, korzystne byłoby zaprzestanie rodzimej działalności legislacyjnej i powierzenie tej dziedziny w całości, zarówno w zakresie stanowienia, jak i stosowania prawa, jakiejś zewnętrznej komisji europejskiej. Może rzeczywiście lepiej przestać wymyślać kolejne nowe regulacje prawne w zakresie gospodarki przestrzennej, planowania przestrzennego, urbanistyki i architektury i bądź je zaimportować (aczkolwiek z pewnością bardzo szybko je popsujemy), lub też poddać się w tym zakresie zewnętrznej jurysdykcji europejskiej. Być może tylko zewnętrzny podmiot byłby w stanie prowadzić stabilną i konsekwentną politykę przestrzenną i przeciwdziałać bieżącym woluntarystycznym działaniom. To niestety sarkastyczny żart, lecz adekwatny do sytuacji, w jakiej znajdujemy się od 30 lat.

Chyba jako społeczeństwo nie jesteśmy jeszcze na etapie prowadzenia i akceptowania własnej stabilnej polityki jak w Niemczech, czy Holandii. Mimo ogromnego skoku w jakości architektury i technologii budowlanych nie udało się nam po ponad trzydziestu latach przezwyciężyć komunistycznej bylejakości, niechlujstwa, doraźności w kształtowaniu przestrzeni zarówno naszych miast, jak i otwartego krajobrazu. O ile w innych obszarach gospodarki i życia społecznego udało się i to z sukcesem przezwyciężyć elementy komunistycznego systemu, to w zakresie kształtowania naszej przestrzeni opór materii i świadomości tak władz, jak i społeczeństwa okazał się wręcz niemożliwy do przezwyciężenia.

Zamiast jałowej i bezproduktywnej dyskusji pomiędzy euroentuzjazmem a eurosceptyzmem warto przynajmniej w zakresie gospodarki przestrzennej wykazać wolę i podjąć działania zgodne z naszymi aspiracjami bycia krajem rzeczywiście europejskim i wpisywać naszą przestrzeń w ten europejski obszar cywilizacyjny.

Nikt inny za nas tego nie zrobi.

 
Piotr Średniawa

Przewodniczący Rady Śląskiej Izby Architektów,
członek WKUA i MKUA w Katowicach,
od 2003 roku prowadzi z Barbarą Średniawą Biuro Studiów i Projektów w Gliwicach

Głos został już oddany

Velux Ad Impression
Odkryj moc światła dziennego z narzędziami projektowymi VELUX!
Witamy w idealnym biurze
Stone takes the stage - targi kamienia naturalnego, 24-27 września, Werona, Włochy
INSPIRACJE