Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Wyzerowanie

22 lutego '24

Felieton pochodzi z numeru A&B 11|23

Znów październik i maszyna poszła w ruch. Polskie uczelnie zaczęły obrabiać tysiące studentów architektury. Wiadomo, te tysiące to kropla w morzu, na jeden polski projekt rocznie powinien przecież przypadać jeden polski architekt, ale musi nam wystarczyć i to.

Na szczęście architekci nie muszą już w Polsce projektować jednorodzinnych domów, dobrzy posłowie uwolnili ich od tej mordęgi, zatem może nie grozi nam jeszcze niedobór. Ale i to nic pewnego, bo już coraz młodsi projektanci mają dość swojej roboty, grożą dezercją lub już zwinęli manatki. Kto ich zastąpi na drodze do zawodowych rozczarowań? Nawet rzesze wyprodukowanych przez uczelnie absolwentów mogą nie nastarczyć. Tym bardziej że, jak donoszą mi wykładowcy z różnych miast, studenci często nie wiedzą po co im ta cała architektura. Byli dobrzy z matmy albo z rysunków, no to poszli na architekturę — wiedząc o niej niewiele lub nic, co nie dziwi, gdy pomyśli się o szkolnej edukacji. Albo myśleli, że idą na wnętrzarstwo. Lądują zatem po trzech lub pięciu latach studiów daleko od tej architektury. Ci od rachunków kodują w IT, a ci od obrazków trzaskają wizualizacje. Wkrótce wygryzie ich AI, ale na razie chleb lekki, pewny, pożywny i zawsze o czasie.

Co prawda życie zna przykłady, gdy studenci architektury z przypadku stali się później mistrzami, ale to ekscentryczne wyjątki. Więcej za to takich, co na studiach robili wspaniałe rzeczy i robili je wtedy po raz ostatni. Oczywiście to nie reguła, niektórym się wiedzie (i co więcej — umieją projektować), cieszą się nawet nie tylko pracą, ale i życiem, dostają nagrody i nie dostają zawału. Więcej: schodzą z tego świata wiele lat po krajowej średniej. Znamy przecież zadziwiająco wielu architektów, co osiągnęli w życiu więcej niż dużo i dożywali pod dziewięćdziesiątkę. Z mózgiem żyletą, energią, papierosem w jednej ręce i koniaczkiem w drugiej. Proszę, jak architektura krzepi, mówią wtedy z nadzieją młodzi wypompowani i — dalej sobie wypruwają trzewia.

Ci superseniorzy i superseniority nie są jednak, jak się często tłumaczy, dowodem na ożywczą moc zawodu architekta. Przeciwnie. To dowód na jego siłę wyniszczającą. Stawić jej czoła mogą jedynie najzdrowsze jednostki. Jak z sukcesami wejdą w zawód za młodu, to później nic ich nie powali i w dziewiąty lub dziesiąty krzyżyk wkroczą tanecznym krokiem. Cztery godziny snu? Inwestor psychopata? Upiorny konserwator zabytków? Buc wykonawca? Co nie zabije, to wzmocni. Dobre geny, serce jak dzwon, łeb jak sklep — i gotowy niezniszczalny architekt staruszek. Talent to jedno, ale końskie zdrowie to podstawa.

Trzeba zatem już na wstępie odsiewać słabeuszy. Matma i rysunki może się do czegoś przydadzą, ale bez testów tężyzny zapomnij o studiowaniu architektury. Na rozgrzewkę triathlon, setki pompek, boks, walki w klatce. W przerwach głodzenie, pozbawianie snu, szczucie piszczącym ratlerem. Potem próba ognia: dwadzieścia cztery godziny z architektem frustratem w jednym pokoju. Następnie ekspozycja na promieniowanie falami ego wzdętego nestora zawodu. Wreszcie (uwaga, drastyczne!) oglądanie TVP, co dowiedzie odporności na największe bzdury wypowiedziane przez inwestorów lub urzędników. Kto przejdzie to sito i nie zwariuje, może dostąpić zaszczytu zgłębiania tajników geometrii wykreślnej, tego, co kiedyś zwano „wiochą”, a dziś nosi miano architektury ruralistycznej oraz wielu innych atrakcji. To jednak marzenie ściętej głowy. Skąd wziąć tak sadystycznych szkoleniowców?

Odrzućmy zatem wesołe mrzonki i — tym razem serio — pomyślmy: a gdyby tak rok zerowy? Taki, co jeszcze nie jest nauczaniem robienia architektury, a jej rzeczywistym studiowaniem. Czas, w którym potencjalny student dowie się, czym jest i czym może stać się w przyszłości architektura. Jak się ją robi? W jaki sposób się jej doświadcza? Czym grozi jej uprawianie? Jak to wygląda u nas, a jak w innych krajach? Ile wysiłku to kosztuje? Wszystko raczej nie w salach wykładowych, ale w ruchu: na edukacyjnych spacerach, wyprawach i objazdach, które pomogą nauczyć się doświadczania i rozumienia przestrzeni. Z wizytami w biurach projektowych, na budowie, w sklepach z materiałami, nawet — to już horror — w urzędzie. Do tego spotkania i rozmowy z czynnymi zawodowo architektami, historykami, badaczami. Wreszcie nauka dyskutowania, bo — jak słyszę od wykładowców — z chęcią i umiejętnością wymiany spostrzeżeń na żywo jest wśród młodych coraz gorzej.

Wszystko to bez indeksu, ocen, projektowania. Po to, by ciężkie studia architektoniczne rozpocząć naprawdę świadomie. Albo nie rozpoczynać ich wcale. Straty? Prawie żadne. Kto po takiej zerówce zdecyduje się na wejście w tryby uczelnianej machiny, będzie mieć lżej. Kto nie wejdzie, zaoszczędzi sobie czasu i rozczarowań, a zyska przy tym wiedzę, którą może zarażać innych. Przy okazji zrobi miejsce dla naprawdę zdeterminowanych.

Odetchnie też uczelniana kadra, dostając mniej liczebny, ale ogarnięty narybek. No, chyba że kadra woli jednak od jakości ilość, tę raison d'être istnienia części akademickich etatów. Kadra może też nie być gotowa na gruntowną zmianę sposobu nauczania, którą taki oderwany od uczelnianej rutyny zerowy rok może wymusić. Bo ktoś lub coś wymusić powinien. Za dużo słyszy się od architektów w różnym wieku, że ich „uczelnia za bardzo niczego nie nauczyła”.

Kto za to zapłaci? Kto wie, czy nie taniej wyjdzie taka zerówka niż finansowanie nauki dziesiątkom lub setkom przypadkowych studentów przez kilka lat. Kto wie, czy nie ważniejszy będzie długofalowy zysk w postaci mniejszej liczby świadomych i dobrze nakierowanych od początku architektów lub okołoarchitektonicznych specjalistów.

Wiele jednak wskazuje, że w naszych realiach i rok zerowy może okazać się mrzonką. Produkujmy zatem dalej te tysiące nieprzygotowanych na zawodowe perturbacje absolwentów architektury. Zadbajmy jednak wtedy, by jak służby mundurowe — mogli przechodzić na bardzo wczesną emeryturę. Będzie kim ich zastąpić. Co październik uczelnie pochwycą przecież w tryby kolejne nieświadome ofiary.

Jakub Głaz

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE