Konkurs „Najlepszy Dyplom ARCHITEKTURA”
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

[Tuje]steśmy! Dwa światy

20 kwietnia '23

Felieton pochodzi z numeru A&B 03|23

Dzień dobry. Jesteśmy architektkami i architektami krajobrazu! Chciałoby się powiedzieć. Część z Państwa uważa, że nie jesteśmy potrzebni, a nawet, że nie powinniśmy mieć w nazwie zawodu wyrazu „architekt”. Na jednym ze spotkań pewien znany architekt powiedział: „Jak dla mnie to możecie nazywać się nawet fryzjerami krajobrazu, ale nie architektami”. Ciekawe. Choć to skrajna opinia, dla wielu z Was jesteśmy tylko zieleniarzami, a dla niektórych po prostu artystami lub ogrodnikami. „Panie Wojciechu! — słyszałem wielokrotnie przez telefon. — Czy może mi pan powiedzieć co to za plamki na tujach w moim ogrodzie?”. Cisnęło się wtedy na usta: Nie jestem fitopatologiem ani ogrodnikiem. I choć rozmówcy nie byli architektami, to odbiór naszego zawodu w branżach budowlanych jest podobny.

Nie powiem, że nie jesteśmy bez winy. Często spotykam się z osobami nazywającymi samych siebie architektami krajobrazu, które nigdy nie zaprojektowały żadnej przestrzeni publicznej czy komercyjnej. Ich praca kończy się ewentualnie na koncepcji zagospodarowania terenu prywatnego, a potem… potem łopata w rękę i sadzimy rośliny! Niedobrze. Ale cóż, kierunek nazywa się architektura krajobrazu, brakuje dalszych etapów rozwoju zawodowego, uprawnień, to i każdy, kto go skończy, może tytułować się właśnie w ten sposób. A tak nie powinno być! Architektem krajobrazu jest projektant terenów zieleni. Wyższą szkołą jazdy, jeśli chodzi o znajomość zawodów projektowych z naszej branży, jest ich podział na dwie grupy: architekci krajobrazu, ci od przestrzeni publicznych i komercyjnych, oraz projektanci ogrodów. Ci ostatni są od projektowania zagospodarowania terenu prywatnych posesji. Są też różne hybrydy w zależności od kompetencji danej osoby czy zespołu.

No właśnie! Zespoły, i to zespoły projektowe, multidyscyplinarne, rzadko mają w swoim gronie architektów krajobrazu. Ponoć nie jesteśmy potrzebni. Nie ma konieczności wydawać na nas pieniędzy. Zagospodarowanie terenu architekt robi we własnym zakresie. Tu przypomina mi się anegdota o tym, jak architekci umieszczają drzewa i krzewy na projekcie zagospodarowania. Jak mówi jeden z nich, mój serdeczny przyjaciel, architekt unosi nad arkuszem projektowym kolorowe konfetti i podrzuca do góry. Tam, gdzie spadnie ono na projektowane drogi czy budynki, strąca się je na tereny czynne biologicznie. Te, które tam same spadły, będą drzewami, a te, które zostały strącone ręką, to będą krzewy. I tyle! Przyznam się, że czasem, gdy patrzę na zagospodarowanie niektórych terenów przy obiektach budowlanych, mam podejrzenia, że to nie jest jednak anegdota, zwłaszcza na nowo powstających osiedlach deweloperskich. Nie mówiąc już o wielu placach publicznych.

Tujesteśmy! Dwa światy

Tujesteśmy! Dwa światy

© Filipowski

Kolejnym wskaźnikiem braku współpracy między nami jest jakość tych terenów — z punktu widzenia technologicznego i materiałowego. Co ciekawe, architekci idą za zmianami, wprowadzają na bieżąco nowe, lepsze, technologie, rozwiązania i materiały w budynkach, ale już nie w terenie. W architekturze krajobrazu jakby się czas zatrzymał. Rozwiązania, które zmieniają się w architekturze krajobrazu, i to nie tylko te wspomniane, ale również trendy, estetyka czy ergonomia przestrzeni, są w zdecydowanej większości obce. Jakość tych terenów z punktu widzenia sztuki realizacji też pozostawia wiele do życzenia. Stawia to pod znakiem zapytania opracowywane STWiORB-y [Specyfikacje techniczne wykonania i odbioru robót budowlanych — przyp. red.]. Na dowód tego podam przykład z własnego podwórka. Wybrałem się kiedyś na wycieczkę ze studentami architektury krajobrazu KUL do jednego z okrzykniętych niedawno zjawiskowym, ważnym dla polskiej architektury, przedyskutowanym w wielu czasopismach, obiektu architektonicznego. Wybrałem się tam po to, aby pokazać adeptom sztuki nowoczesne podejście do architektury krajobrazu, przenikanie się światów zewnętrznych i wewnętrznych budynku i terenu — bo tak to było opisywane — naturalizującą przestrzeń naszpikowaną najnowszymi rozwiązaniami podobnie jak wnętrze. Kiedy dotarliśmy na miejsce, budynki rzeczywiście były bardzo ciekawe i dobrze zrealizowane, ale co do terenów wokół, miałem odmienne zdanie. Bardzo szybko musiałem zmienić narrację z: „jak to powinno się robić” na „jak nie powinno się robić”! Nie chcę być złośliwy, ale takiej fuszerki realizacyjnej dawno nie widziałem. Zbiorniki wodne wykonane w technologiach oczka wodnego z podrzędnego ogródka przydomowego. Błędy projektowo-wykonawcze ścigały się po całym terenie. Wysuszone trawniki, dobory roślin nijak się miały do wciąż powtarzanego słowa EKO. Kompozycje roślinne pasowały raczej do zabytkowego sanatorium, a nie do nowoczesnej bryły. A na tym wszystkim żwirek, symbol czystości i elegancji. To jakby dwa inne światy, architektów i architektów krajobrazu, które za rzadko się przenikają i współpracują dla przestrzeni. A zegarek tyka, zostało już tylko 90 sekund! O tym w kolejnych felietonach.

Wojciech Januszczyk

Głos został już oddany

okno zamknie się za 5

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE