Kliknij i zobacz jak w prosty sposób opublikować swój projekt w A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

„Daleki kuzyn jednostek mieszkalnych Le Corbusiera” z Wrocławia wraca na salony! Zobaczcie Mezonetowiec po remoncie

04 lipca '23
w skrócie
  1. Mezonetowiec przy ulicy Kołłątaja we Wrocławiu powstał w latach 1958−1960.
  2. Autorami projektu bloku byli Jadwiga Grabowska-Hawrylak, Igor Tawryczewski, Maria Tawryczewska i Edmund Frąckiewicz.
  3. Mezonetowiec to galeriowiec z dwupoziomowymi mieszkaniami.
  4. W 2017 roku galeriowiec wpisano do rejestru zabytków.
  5. Autorami projektu remontu bloku są Marta Mnich i Grzegorz Kaczmarowski z pracowni VROA.
  6. Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej portalu A&B

Mezonetowiec przy ulicy Kołłątaja we Wrocławiu, znany też jako Galeriowiec czy, jak pisze Marta Mnich z pracowni VROA, „daleki kuzyn jednostek mieszkalnych Le Corbusiera”, powrócił z impetem do miejskiej tkanki i świadomości mieszkańców. Przez lata zaniedbany dla wielu był kolejnym szarym reliktem PRL-u. Na szczęście — nie dla wszystkich.

Mezonetowiec przed remontem

Mezonetowiec przed remontem

fot.: Badgercopter | Wikimedia Commons © CC BY-SA 4.0

Mezonetowiec to galeriowiec (typ bloku, w którym do mieszkań wchodzi się poprzez otwarty ciąg komunikacyjny, czyli galerię) inspirowany dwupoziomowymi mieszkaniami typu maisonette. Został wzniesiony w latach 1958−1960 na miejscu zniszczonych podczas II wojny światowej kamienic w bezpośrednim sąsiedztwie Dworca Głównego we Wrocławiu. Jego projekt powstał w Miastoprojekcie według wizji Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak, Igora Tawryczewskiego, Marii TawryczewskiejEdmunda Frąckiewicza, we współpracy z konstruktorem — Wojciechem Święcickim.

Dostaliśmy działkę, która była bardzo wąska, dlatego uznaliśmy, że galeriowiec będzie najlepszym typem zabudowy. [...] — wspomina architektka, Jadwiga Grabowska-Hawrylak. — Ponieważ nie było możliwości budowania domów jednorodzinnych, pomyśleliśmy, że zaprojektujemy budynek wysoki, w którym będą mieszkania podobne do domów.

W parterze budynku umieszczono lokale usługowe, a nad nimi, w trzech poziomych modułach, 54 dwupoziomowe jednostki mieszkalne — po 18 na każdym z pięter. Każde z mieszkań miało taki sam układ — w dolnej części zlokalizowano części wspólne (kuchnia, toaleta, pokój dzienny), a w górnej — dwie sypialnie, toaletę i łazienkę.

Pierwszy tego typu obiekt w powojennej Polsce, choć niezwykle nowoczesny i funkcjonalny, przez lata sukcesywnie tracił swój blask. Zwrot akcji nastąpił w 2016 roku, gdy Wrocław uzyskał tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Wówczas działająca pod patronatem Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak fundacja Jednostka Architektury wydała publikację poświęconą temu obiektowi oraz uzyskała środki na projekt budowlany remontu elewacji. Kolejnymi etapami było wpisanie obiektu do rejestru zabytków (w 2017 roku) i przygotowanie projektu wykonawczego przez Martę MnichGrzegorza Kaczmarowskiego z pracowni VROA. Dziś budynek na nowo zdobi prowadzącą do dworca ulicę Kołłątaja.

© Expert Dom Zarządzanie Nieruchomościami

O tym, jak wyglądał cały proces, z jakimi wyzwaniami konserwatorskimi i architektonicznymi wiąże się remont powojennego budynku i jaką można wyciągnąć z tego lekcję, opowiada współautorka projektu — Marta Mnich

 
Ola Kloc
: Temat remontu budynku ruszył w 2016 roku, rok później Mezonetowiec został wpisany do rejestru zabytków. Jak przebiegały kolejne etapy i dlaczego remont zaczął się od podwórka?

Marta Mnich: Proces trwał wiele lat, zaczął się nawet wcześniej niż w 2016 roku. Trwający wówczas program Europejskiej Stolicy Kultury bardzo pomógł w realizacji tej inicjatywy, myślę, że bez tej małej dotacji, z której został sfinansowany projekt budowlany, nie udałoby się ruszyć dalej. O projekcie zaczęliśmy myśleć już w 2013,2014 roku.

Sam wybór budynku jest nieprzypadkowy — stoi w samym centrum Wrocławia, przy Dworcu Głównym, na owe czasy był ponadprzeciętny i taki też jest do tej pory. Właściwie dopiero teraz możemy go podziwiać w pełnej krasie, przez lata wołał o remont. Wcześniej nie prowadzono w nim większych prac remontowych, na szczęście, bo często takie remonty, zamiast poprawiać jakość obiektu, są realizowane bezrefleksyjnie. W tym wypadku odremontowane zostały tylko klatki schodowe na podwórzu, w zupełnie nowej stylistyce i kolorystyce nawiązującej do lat 90. Ten zgrzyt był tam bardzo wyraźny. Z przodu, oprócz tego, że tynki odpadały i prawie każdy balkon był pomalowany na inny kolor, to jeszcze parter usługowy został oklejony reklamami, które praktycznie zasłaniały piękne witryny.

Na szczęście, dzięki temu, że Wrocław został Europejską Stolicą Kultury w 2016 roku, udało się zasiać to ziarno, a następnie, na dalszych etapach, które okazały się też bardzo skomplikowane, pomogła dotacja Miejskiego Konserwatora Zabytków. Wpłynęło to na etapowanie prac remontowych — budżet dotacyjny Miasta był ograniczony, nie można było przeznaczyć pełnej dotacji na jeden zabytek, bo wtedy inne byłyby niesfinansowane. Ten budżet określony był rok rocznie. Inne inwestycje, na przykład kościoły, również są dotowane etapami, bo budżet jest po prostu ograniczony.

Remont zaczęliśmy od podwórka dlatego, że znajdujące się od tej strony galerie były w najgorszym stanie — są one elementem konstrukcyjnym, który był bardzo zdegradowany, przez lata nie działało tam poprawnie odwodnienie, beton pękał i wyglądał fatalnie. Myślę też, że była to również bardziej odczuwalna zmiana dla mieszkańców, bo strefa wejściowa do mieszkań odmieniła się o 180 stopni.

galerie od podwórka

galerie od podwórka

© VROA

 
Ola
: Z jakimi nowymi wyzwaniami konserwatorskimi i architektonicznymi wiąże się remont tego typu obiektów? Co w tym projekcie Was zaskoczyło?

Marta: Było wiele zaskoczeń. Na pierwszy rzut oka widzimy architekturę, ale w momencie, kiedy zaczynamy zajmować się budynkiem, zaczynamy odkrywać detale. Oczywiście znaliśmy ten obiekt, bazowaliśmy na inwentaryzacji, ale podczas procesów projektowych odkrywaliśmy coraz to nowe detale. Zupełnym zaskoczeniem była na przykład kolorystyka. Jesteśmy przyzwyczajeni, że architektura mieszkaniowa PRL-u bazuje głównie na szarościach, czerni-bieli. Na szczęście przez te wszystkie lata zachowała się żółta farba na podniebieniach balkonów, bo nie wszyscy zdążyli je przemalować. Pomogło też na pewno to, że umieszczone są dość wysoko, więc było to dość karkołomne zadanie dla mieszkańców. W miarę odkrywania i projektowania zaskoczyła nas też kolorystyka od strony galerii — moduły mieszkalne były malowane naprzemiennymi pasami grafitowo-białymi. O tym też nie wiedzieliśmy wcześniej, nie było to widoczne na pierwszy rzut oka. Na uwagę zasługuje również rysunek witryn. Nie jest to typowa kompozycja à la kratka, ale zastosowano tam, podobnie jak w obrębie mieszkań na elewacji wschodniej, mondrianowską kompozycję.

podział mieszkań widoczny jest na elewacji       parter przeznaczono na funkcje usługowe

mondrianowska kompozycja na elewacji i w witrynach

© VROA

 
Ola
: Co w tym obiekcie było dla Was priorytetem? Jakie inne powojenne budynki warto byłoby zachować we Wrocławiu, aby opowiadały o historii i świadczyły o wartości architektury tego czasu?

Marta: Dla mnie najważniejszą rzeczą i spełnieniem jest realizacja. Możemy wydawać książeczki, edukować, zwracać uwagę, pisać petycje, robić wystawy, ale zmaterializowanie się tej wizji — choć niestety żmudne i, jak pokazuje doświadczenie, wieloletnie — jest tym, o co chodzi. Satysfakcjonująca jest też zmieniająca się świadomość mieszkańców. Życzyłabym sobie, żeby więcej budynków przeszło ten proces — choć nie wiem, czy mi starczy sił, żeby walczyć o następne remonty. Chciałabym, żeby koledzy architekci, a przede wszystkim Miasto, konserwatorzy, zwracali uwagę na te obiekty. Znamy te najwybitniejsze przykłady — Jadwigę Hawrylak-Grabowską, Witolda Lipińskiego, małżeństwa Barskich, Tawryczewskich, Tarnawskich — ale jest też sporo architektury, może bardziej ustandaryzowanej, która też wymaga odpowiedniego podejścia. Na przykład we Wrocławiu, na Starym Mieście, po wojnie powstało dużo zabudowy mieszkaniowej, też wybitnej, która niestety, nie wiem, jak to się dzieje, pomimo tego, że wszystkie projekty muszą uzyskać zgodę konserwatora, nagle staje się różowa, zielona, stylizowana, pojawiają się nowe elementy à la postmodernizm. Chciałabym więc, żeby środowisko miało większą świadomość stylistyczną dla tych obiektów.

 
Ola
: Elementem, który wyróżnia budynek, o którym rozmawiamy, są dwupoziomowe mieszkania. Czy któreś z nich wciąż ma oryginalny układ? Może mają państwo jakiś feedback od mieszkańców na temat tego, jak tam się żyje?

Marta: Ponieważ byłam zaangażowana w ten remont, odwiedziłam większość mieszkań i rzeczywiście ich układ jest na tyle dobry, że właściwie nikt nie zrobił tam żadnej zmiany. To są świetne mieszkania, elastycznie zaprojektowane, 70 m kw. na dwóch poziomach, duże sypialnie, łazienka, osobna toaleta na dole, kuchnia przy wejściu, duży salon. Niestety mieszkania często są po remontach, ale jest jeszcze wiele zachowanych elementów, na przykład charakterystyczne schody ażurowe, elementy lastrykowe, nawet jedna pani, która jest architektką, doprowadziła do odtworzenia stanu pierwotnego wnętrza. Kiedy ludzie wpuszczali nas do tych mieszkań, czułam, że są dumni z tego, że mieszkają w takim wyjątkowym miejscu. Niestety stosunki sąsiedzkie są bardzo napięte, mimo to myślę, że mieszkańcy są bardzo związani z tym miejscem.

elewacja budynku wzdłuż ulicy Kołłątaja

elewacja budynku wzdłuż ulicy Kołłątaja

© VROA

 
Ola
: Michał Duda w wydanej przez państwa broszurze pisze o wypracowanym podczas przedsięwzięcia modelu współpracy między mieszkańcami, władzami miejskimi i architektami, proszę opowiedzieć nieco więcej o tej współpracy i jak można ją przełożyć na inne tego typu inicjatywy?

Marta: W tej chwili mamy duże zmiany w mieście. Ten projekt miał szczęście ze względu na wspomniany program Europejskiej Stolicy Kultury, którego kuratorem był Zbigniew Maćków i jego decyzją przyznano na ten cel środki. Drugą sprawą jest to, że Miejski Konserwator Zabytków miał wtedy więcej kompetencji i coroczny budżet dotacyjny. Od nowego roku kompetencje Miejskiego Konserwatora Zabytków przejął Wojewódzki Konserwator Zabytów i niestety tych dotacji nie ma. Okazuje się więc, że to był naprawdę ostatni dzwonek. Miasto konsekwentnie przyznawało dotacje na poszczególne etapy, nawet mimo zmiany na stanowisku prezydenta, ten projekt był kontynuowany. Teraz nawet tych dotacji nie mamy we Wrocławiu, nastały ciężkie czasy. Ale mam nadzieję, że to się zmieni, ale to musi być polityczna, odgórna decyzja. Chciałabym też, żeby Wojewódzki Konserwator Zabytków bardziej pieczołowicie podchodził do tematu uzgodnień dotyczących projektów tego okresu.

 
Ola
: Postrzeganie powojennej architektury powoli się zmienia, poszczególne obiekty zostają wpisane do rejestru zabytków, są zauważane, remontowane po to, aby pokazać ich oryginalną wartość, mimo to wciąż słyszy się głosy mówiące o złej jakości obiektów z tego okresu, sugerujące konieczność wyburzenia i postawienia w ich miejscu czegoś nowego. Jaki argument pani zdaniem przemawiałby definitywnie za tym, że warto tego typu architekturę chronić?

Marta: Zdecydowanie ważne jest budowanie świadomości społecznej wśród mieszkańców i polityków, ale samo to, że na przykład wystawa twórczości Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak była prezentowana w Nowym Jorku, już powinno przekonać wszystkich niedowiarków, że to jest dobra architektura i należy ją doceniać i chronić. Niestety do dzisiaj słyszę od osób z branży budowlanej, że Manhattan [zespół budynków mieszkalno-usługowych przy pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu projektu Jadwigi Grabowskiej-Hawrylak — przyp. red.] należy zburzyć, bo pokoje w mieszkaniach są za małe. A akurat tam zastosowana jest konstrukcja szkieletowa, bardzo nowoczesna, i praktycznie wszystkie ścianki działowe można usunąć, aby uzyskać niesamowitą przestrzeń.

przeszklony pion komunikacyjny       wejścia do mieszkań usytuowane są na galeriach

wejścia do mieszkań usytuowane są na galeriach

© VROA

 
Ola
: Czy z tego wieloletniego procesu wynika jakaś lekcja, na której mogłyby się wzorować inne spółdzielnie chcące wyremontować swój blok lub architekci podejmujący się tego tematu?

Marta: Bardzo ważne jest, aby zacząć od wizji całości. Tu nieszczęśliwie, ponieważ są dwie klatki, budynek został podzielony na dwie wspólnoty mieszkaniowe, które mają dwóch różnych zarządców, co było też dużą przeszkodą w działaniu. Jednak dzięki temu, że wizja była z zewnątrz i była całościowa, udało się ją zrealizować. Wspólnoty mieszkaniowe często mają swoje wizje, czasem nawet kolor klatki schodowej może być problemem, bo ludzie nie mogą się dogadać. Zdecydowanie więc ważna jest wizja całościowa, a dopiero potem wdrażanie jej w życie.

Mamy też inny piękny galeriowiec we Wrocławiu, przy ulicy Grabiszyńskiej, autorstwa Stefana Müllera. Tam niestety tylko jedna wspólnota zdecydowała się na remont, który zrobiła poprzez docieplenie i zmianę kolorystyki, czyli coś, co zupełnie wypaczyło oryginalną architekturę. Druga wspólnota nie zrobiła nic. Efekt jest karykaturalny.

 
Ola
: Ocieplenie jest chyba dużym problemem przy tego typu obiektach, jak z tego wybrnąć? Mieszkańcy chcą przecież mieć docieplony budynek.

Marta: Wszystko się da zrobić. Można ocieplić tak, żeby to dobrze wyglądało. To kwestia rozwiązania detali, a na szczęście te nie są bardzo skomplikowane w budynkach z tamtych czasów, to są często proste, płaskie płaszczyzny, którym docieplenie niewiele przeszkadza. W niektórych obiektach można zastosować nawet 15 centymetrów, to jest kwestia przeniesienia później okna w kierunku elewacji. Tutaj, z racji tego, że budynek oficjalnie stał się zabytkiem, mogliśmy sobie pozwolić na niedotrzymywanie przepisów cieplnych. Na ścianach szczytowych oraz galeryjnych zastosowaliśmy 8 centymetrów ocieplenia, a od frontu tylko 3 centymetry, co pomogło zachować estetykę budynku, ale też polepszyć jego parametry użytkowe. Ważne są detale — narożniki, styki, podsufitka z elewacją — to trzeba zrobić świadomie, tak żeby nie było wątpliwości podczas realizacji.

 
Ola
: Gratuluję doprowadzenia procesu do końca!

Marta: Bardzo się cieszę, że ten projekt się zmaterializował i życzyłabym sobie i wszystkim miastom w Polsce, żeby było więcej takich inicjatyw. Chciałam też bardzo pochwalić kolegów z Gdyni — stowarzyszenie Traffic Design — którzy może nie poprzez stricte architektoniczne zmiany, ale bardziej przez sztukę, robią fajną robotę. Malują bloki na biało, dodają ładną grafikę, szyldy, smaczki i pokazują, że mniejszym nakładem finansowym też można wiele poprawić.

Ola: Dziękuję za rozmowę.

 
rozmawiała: Ola Kloc

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE