Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Manichatki – z szacunkiem dla tradycji

27 marca '20

Jeśli szukacie miejsca, w którym w środku nocy będzie zupełnie ciemno na zewnątrz, a jedynym światłem będzie światło lunarne, Manikachtaki są właściwym wyborem. Swoją wdzięczną nazwę zawdzięczają Manueli nastoletniej córce Dominiki Bartkowskiej, która jest właścicielką domków. Wybór padł na Ropki nie bez przyczyny. Jest to jedno z piękniejszych miejsc w tym regionie, czego dowodzi ilość domów i pokoi do wynajęcia. 

Manichatki to trzy domki, z czego jeden należy do właścicielki i nie jest dostępny dla gości. On i Chatka Sowy, mniejszy z domków, został zaprojektowany przez samą Dominikę Bartkowską. Żaden z nich nie przekracza 35 m². Duży dom to Chatka Mani wstępny projekt wykonał architekt Tomasz Markowicz, później pani Dominika wprowadziła zmiany, przede wszystkim włączyła do niego oranżerię. Chatka Sowy swoją nazwę wzięła od wyrzeźbionego w drewnie ptaka znajdującego się w zwieńczeniu dachu. Może się wydawać, że budynki stoją tu już bardzo długo. Nic bardziej mylnego.

          

Basia Hyjek: Jak to się w ogóle zaczęło, dlaczego akurat Ropki?

Dominika Bartkowska: Zaczęło się, jak to zwykle bywa z szalonymi pomysłami, całkiem niespodziewanie. Całe moje dorosłe życie spędziłam w dużych miastach, głównie w moim rodzinnym Krakowie, ale po drodze były też inne miejsca w Polsce i we Francji zawsze duże metropolie. Kilka lat temu byłam na wycieczce w górach, w okolicach Babiej Góry i tam nagle wpadł mi do głowy pomysł, żeby zostawić dotychczasowe życie, kupić ziemię gdzieś na końcu świata i stworzyć miejsce spokoju dla siebie, mojej córki Manueli i dla wszystkich zmęczonych miejską gonitwą, którzy chcieliby do mnie przyjechać.

I tak zaczęłam szukać odpowiedniej ziemi, ale ani w okolicach Babiej Góry, ani na Jurze KrakowskoCzęstochowskiej, bo tam też szukałam, nie udało mi się znaleźć nic, co spełniałoby moje oczekiwania. Chciałam, żeby było trochę pusto, trochę dziko, z pięknym widokiem i bez licznych zabudowań w koło. Trochę już zmęczona bezskutecznymi poszukiwaniami, postanowiłam pojechać na chwilę odpocząć w Beskid Niski tak trafiłam do Ropek.

Manichatki

fot. Adela Uchmańska 

Tutaj odżyły moje wspomnienia wczesnego dzieciństwa. Jako mała dziewczynka miałam nianię, która pochodziła z Florynki to wieś oddalona od Ropek o ok. 15 km, do której często mnie zabierała. Mieszkałam wtedy w starej, drewnianej chyży, dzieliłam przestrzeń ze zwierzętami, które jak to w tradycyjnych łemkowskich chatach, mieszkały z ludźmi pod jednym dachem. Żyłam prostym życiem tutejszych mieszkańców i byłam wtedy najszczęśliwsza.

Beskid Niski był mi najwyraźniej pisany od najmłodszych lat, bo tutaj naprawdę dobrze się czuję. Oczywiście ze znalezieniem działki łatwo nie było i minął jeszcze kolejny rok, zanim kupiłam ziemię, a właściwie to ta ziemia znalazła mnie i tak oto pewnego październikowego dnia stałam się właścicielką pięknej łąki, na której nie było niczego poza jesienną, zeschłą po lecie trawą.

 

Basia: Skąd pomysł, by domy zbudować ze starego drewna?

Dominika: Od samego początku wiedziałam, że domy zbuduję z drewna. Drewno zawsze było i jest moim ulubionym materiałem, jest w nim życie, jest cudowne, ciepłe w dotyku, oddycha, zmienia się pod wpływem różnych warunków. Poza tym na tych ziemiach domy od zawsze były budowane z drewna, nie wyobrażałam sobie, że mogłabym złamać tę tradycję. Jest też we mnie pasja do wszystkiego, co stare od młodości kolekcjonowałam wiekowe meble, porcelanę.

Z połączenia tych sentymentów wyszło to, że zdecydowałam się kupić starą chyżę, rozebrać ją i materiał wykorzystać do budowy domów, bo to nie tylko drewno, ale też stary kamień, cegły i dachówki. Starałam się uratować wszystko, co było możliwe. Jest również coś o wiele ważniejszego, niż sam materiał  dusza domu, wspomnienia ludzi, którzy w nim kiedyś mieszkali, tradycja. To, że zbudowałam domy ze starej łemkowskiej chyży, jest dla mnie pewnego rodzaju podziękowaniem dla tych, którzy tu wcześniej mieszkali, a których los i historia okrutnie potraktowali.

Manichatki

fot. Adela Uchmańska 

Basia: Czym się Pani inspirowała w doborze kolorów i materiałów?

Dominika: Kolory dominujące w moich domach zostały niejako narzucone przez materiały, których użyłam do ich budowy. Jest to ciemny brąz drewna zaimpregnowanego ropą to tradycja tutejszego budownictwa, którą chciałam uszanować. Elementy z nowego drewna są jasne, bo te z kolei zostawiłam surowe i niczym ich nie zabezpieczałam. Zależało mi na tym, żeby było jak najbardziej naturalne. Zgaszona czerwień starej cegły i mocniejsza dachówek z odzysku, wreszcie charakterystyczne, miętowe framugi okien i drzwi... Chciałam, żeby domy były spójne i żeby łączyły je pewne powtarzalne elementy. Ten miętowy kolor jest jednym z moich ulubionych, a że dodatkowo pięknie się komponuje z ciemnym drewnem, wyszło całkiem udane połączenie.

Oczywiście nie można zapomnieć też o szkle, którego w Manichatkach nie brakuje w łazienkach są całkowicie przeszklone kabiny prysznicowe, które nie zasłaniają struktury starych desek i duże przeszklenia w chatkach. Jeśli buduje się domy w tak pięknym miejscu, jak Beskid Niski, to szkoda byłoby nie zrobić dużych okien, przez które można podziwiać te widoki o każdej porze dnia, z każdej strony świata i w każdą pogodę. Stąd też pomysł zbudowania oranżerii, przedszkolnego pokoju z kominkiem, który, zwłaszcza zimą i w chłodniejsze dni, daje wrażenie bycia w samym sercu natury, mimo że na zewnątrz jest zimno, sypie śnieg lub hula wiatr.

 

Basia: Wszędzie pełno jest pięknych rzeźb. 

Dominika: Bardzo chciałam, żeby przy wjeździe do mojego siedliska stała kapliczka z Chrystusem frasobliwym to także część tutejszej tradycji. Szukałam kogoś, kto by mi taką rzeźbę wykonał. Ktoś mnie skierował do tutejszego artysty, pana Jana Święsa. Zrobił pierwszą rzeźbę i tak zaczęła się nasza współpraca, która mam nadzieję, zaowocuje jeszcze niejednym dziełem. Moim ulubionym jest bez wątpienia postać wilczycy, które strzeże domu, w którym mieszkam, ale jest też sowa zawieszona nad oknem Chatki Mani Sowy. Są postaci kobiety i mężczyzny, które uśmiechają się do Gości siedzących w oranżerii, a w każdym z domów jest też figura Chrystusa frasobliwego tak na wszelki wypadek... Mam jeszcze pomysły na następne może w lecie będzie można podziwiać kolejne cuda pana Jana?

Manichatki

fot. Adela Uchmańska

Basia: Co ma Pani w planach?

Dominika: W ciągu ostatnich trzech lat powstały trzy domy i przecudnej urody śmietnik, dziką łąkę zamieniłam w siedlisko, przyjeżdżają Goście, wypełniają domy życiem, śmiechem i wdzięcznością. Zrealizowałem plan i czuję się trochę zmęczona, potrzebuję chwili odpoczynku, żeby w pełni nacieszyć się tym, co stworzyłam.

Mam marzenie, bo przecież bez marzeń nie można w pełni żyć, żeby kiedyś zbudować większy dom dla siebie, dla moich bliskich i przyjaciół, z dużą kuchnią, piecem opalanym drewnem, z piecem chlebowy i szabaśnikiem, z werandą i z miętowymi oknami. To będzie dom zbudowany ze starych bali, oczywiście!

rozmawiała: Basia Hyjek 

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
INSPIRACJE