Pałac Nakomiady ma za sobą długą historię, w której nie brakuje również romantycznych wątków! Po tym, jak przez kilka lat stał opuszczony i zrujnowany, pod koniec lat 90. został kupiony przez Piotra Ciszka. Dziś właściciele prowadzą w nim nie tylko pensjonat, ale i manufakturę ceramiki, która została zamknięta w czasie drugiej wojny światowej.
Nie jest to jednak ani zwykły anonimowy pensjonat, ani zwykła manufaktura. Wszyscy, którzy przyjeżdżają są gośćmi gospodarzy, mieszkają w ich domu, którym jest pałac. W manufakturze zostały przywrócone do produkcji niezwykłe wzory płytek. Powstają zachwycające piece, kafle łazienkowe, a nawet wyłączniki światła. W Pałacu Nakomiady czuć ducha przeszłości mieszkającego w jego murach!
Nakomiady znalazłem po 3 miesiącach i była to miłość od pierwszego wejrzenia
© Piotr Ciszewski
Basia Hyjek: Jak zaczęła się Państwa przygoda?
Piotr Ciszek: W 1998 roku postanowiliśmy zmienić trochę swoje życie. Porzucenie miasta i przeprowadzka na wieś. Pierwotnie miał być to wiejski dom, który miał pełnić również funkcję pensjonatu, czy jakiejś formy agroturystyki. Z czegoś trzeba przecież żyć. Jednak wyprawy na Mazury zaczęły przypominać podróże odkrywców. W każdy weekend oglądałem wiele zrujnowanych pałaców, o których nie miałem wcześniej pojęcia, że istnieją — podobnie, jak wielu innych obywateli naszego kraju. Nakomiady znalazłem po 3 miesiącach i była to miłość od pierwszego wejrzenia. Niestety w strasznym stanie. Brak okien, części dachu, wszystko potwornie zarośnięte w koło. Ale... decyzja zapadła. Kupujemy.
Basia: Jakie były najtrudniejsze momenty? Pałac ze swoją niezwykłą historią musiał kryć wiele tajemnic, ale i niespodzianek.
Piotr: Trudne momenty pojawiały się co krok. Z jednej strony optymizm, a z drugiej pytane, czy damy radę. To przecież 2000 metrów kwadratowych powierzchni, 9000 metrów sześciennych kubatury, no i 7 hektarów zapuszczonego parku z ogrodem, w którym stały betonowe kurniki i stacja benzynowa. Później doszło jeszcze prawie 200 hektarów ziemi rolnej. Dość dużo tego wszystkiego jak na rasowego mieszczucha. Każdy deszcz to strugi wody w pałacu, błoto i glina z wykopów. W koło pukający się w głowę znajomi i przyjaciele. O zimnie w zimie nie wspomnę, bo to żadne odkrycie. Ale weekendy w pokoju (mały tymczasowo przygotowany do pomieszkiwania) bez ogrzewania, to już trochę survival. Daliśmy jednak radę.
i tak po dwóch latach prób, błędów, poprawek, postawiliśmy pierwszy piec z kafli elbląski
© Piotr Ciszek
Basia: Proszę opowiedzieć o manufakturze i jej ponownym otwarciu.
Piotr: Manufakturę tworzyliśmy od podstaw. Wszak jej pierwowzór zatrzymał się, a później zaginął w 1944 roku. Marzeniem stały się kafle do pieców z XVIII i XIX wieku. Później doszły płytki ścienne, lampy, bibeloty, świeczniki, filiżanki czy talerze. Mozolny czas poznawania całego procesu wypału ceramiki, uczenie się samemu, ale także i pierwszych pracowników. Wszak nie było nikogo, kto to potrafił robić. I tak po dwóch latach prób, błędów, poprawek, postawiliśmy pierwszy piec z kafli elbląski. Później doszły piece gdańskie.
Teraz manufaktura dysponuje prawie 350 typami kafli. Jednak nie skupiamy się na samych piecach i kominkach. Dochodzą również elementy takie jak rekonstrukcje ceramicznych okładzin ścian klatek schodowych, kuchni czy łazienek. Mamy również ofertę dla współczesnych wnętrz. Dzięki temu można zobaczyć nasze wyroby w Pałacu pod Blachą w Warszawie (piec w Gabinecie Wojennym księcia Józefa Poniatowskiego), ceramiczny bar w Hotel Puro w Gdańsku, wielki ceramiczny malowany okap w restauracji w Hotelu Hyatt w Soczi czy piec w Pałacu Ciekocinko i wielu innych miejscach. Nasze bibeloty, jak choćby miniaturowe piece‑świeczniki, stoją już zapewne w kilku tysiącach domów w Polsce i za granicą. Używamy naszej ceramiki trochę jak stolarz drewna. Dopasowujemy ją do ścian, mebli, ościeżnic, czy kuchni. Wszystko na wymiar według indywidualnych projektów.
Marzeniem stały się kafle do pieców z XVIII i XIX wieku
© Piotr Ciszek
Basia: Co było dla Państwa szczególnie ważne przy tworzeniu tego miejsca?
Piotr: Ważna była i jest atmosfera. Pałac wraz z otoczeniem to nie zwykły hotel. To zwyczajnie nasz dom. Mieszkamy tu i przyjezdni są naszymi gośćmi. Nie mamy recepcji, czy przypadkowego personelu. Goście od samych drzwi stykają się z nami. Duch domu otwartego na różne kultury, wiedzę i narodowości przenika wnętrza. Ważne by każdy czuł się jak w domu, a nie hotelu jakich wiele.