W Warszawie, w zapomnianym, modernistycznym pawilonie z lat 60. XX wieku powstała kawiarnia Waszyngton W96.
Architekci z biura SOJKA WOJCIECHOWSKI postanowili wykorzystać potencjał budynku z czasów PRL-u, a estetykę wnętrza zbudowali wokół zachowanej, oryginalnej posadzki z lastryko.
Waszyngton W96 to miejsce stworzone przez miłośników i specjalistów od kawy, właścicieli lokalnych kawiarni. Budynek, do którego wprowadziła się warszawska kawiarnia to były pawilon handlowy, wybudowany wraz z kompleksem bloków mieszkalnych w latach 1960-1962. Od samego początku obiekt należał do Warszawskiej Spółdzielni Spożywców SPOŁEM. Mieścił się w nim, niegdyś świetnie prosperujący, sklep spożywczy Marek, przemianowany później na sklep Tanioch, a następnie zamknięty. Mimo iż budynek przez jakiś czas stał pusty i zaczął być postrzegany jednie jako relikt przeszłości, inwestorzy dostrzegli jego potencjał i właśnie w nim postanowili otworzyć kawiarnię. Aby tego dokonać, potrzebny był nowy projekt wnętrza — do współpracy zaprosili architektów z biura SOJKA & WOJCIECHOWSKI.
punktem wyjścia w projektowaniu wnętrza była posadzka z lastryko
fot.: Sojka & Wojciechowski
Punktem wyjścia w projektowaniu była podłoga. To właśnie od starej posadzki lastryko nazywanej „marmurem PRL-u” rozpoczął się dobór kolorów i kolejnych elementów wnętrza. Architekci zaczęli od ustalenia układu funkcjonalnego, tworząc otwartą, nie podzieloną, rozświetloną przestrzeń. Nawiązując do elewacji pawilonu, wprowadzili różówo-ceglany kolor, zaprojektowali nowe siedziska oraz ogromny bar obłożony płytami lastryko. Tak powstało miejsce w którym można napić się kawy z segmentu speciality, posmakować wypiekanych na miejscu słodkości, a wieczorem skosztować autorskich dań Tomka Zielke i Filipa Kopiczyńskiego oraz napić się wyselekcjonowanego, naturalnego wina.
Dobrawa Bies: Co stanowiło główną inspirację do projektu kawiarni Waszyngton?
Mikołaj Wojciechowski: Sam budynek był sporą inspiracją. Ciekawy, modernistyczny pawilon, na który do tej pory nikt nie zwracał uwagi, ponieważ był przykryty warstwą reklam i wielkoformatowych naklejek. Nagle po ich zdjęciu i wyczyszczeniu okazało się, że mamy do czynienia z kapitalną jasną bryłą. Już od czasów projektu Baru mlecznego Prasowy, gdzie na ścianach oddaliśmy hołd modernistycznym warszawskim budynkom Supersamu, Rotundy, Pawilonu Chemii itd. czujemy ogromną więź z architekturą tamtego okresu. Dlatego, kiedy zobaczyliśmy ten pawilon i wnętrze uznaliśmy, że musimy postarać się go „nie zniszczyć” naszym projektem.
do siedzisk na parapecie architekci dodali miękkie wałki jako oparcia
fot.: Waszyngton W96
Dobrawa Bies: Proszę opowiedzieć o przebiegu prac projektowych, od czego Państwo zaczęli? Jak klienci kawiarni czują się w tej przestrzeni?
Mikołaj Wojciechowski: Jak każdy projekt zaczęliśmy od ustalenia układu funkcjonalnego. Chodziło nam o takie podzielenie dużego, prostokątnego układu wnętrza, aby nie była to wyłącznie klasyczna jadalnia z ogromną ilością stolików, ale bardziej kameralne wnętrze, gdzie każdy znajdzie dla siebie wygodne miejsce. Zadania ciężkie zważywszy na otwarty charakter pomieszczenia, który od początku planowaliśmy zachować.
Postanowiliśmy „zagrać” poziomami i zaczęliśmy od wyznaczenia antresoli — podestu na końcu lokalu. Jest to miejsce szczególne, gdzie dominują miękkie, duże fotele i kanapa, dodatkowo siedzimy w samym oknie, więc mamy doskonały widok na ulicę. Wiadomo było od razu, że to będzie ulubione miejsce wszystkich gości — i tak też się stało. Po przeciwnej stronie znajdowało się miejsce, które było najmniej ciekawe z całej przestrzeni lokalu. Przecież nikt nie chce siedzieć w wejściu i dodatkowo w drodze do toalety. Postanowiliśmy je uatrakcyjnić, robiąc dużą, miękką tapicerowaną kanapę. Wiemy, że wszyscy najbardziej lubią tego typu siedziska i okazało się, że trafiliśmy w punkt. Kanapa zaraz po antresoli jest najbardziej obleganym miejscem w kawiarni.
duża, miękka kanapa i lastryko na ścianach w łazience
fot.: Sojka & Wojciechowski
Następnie zajęliśmy się środek kawiarni z dużą witryną i wysokim parapetem. Biliśmy się z myślami, czy zrobić długi blat wzdłuż parapetu, czy raczej wykorzystać go jako siedzisko. Wygrała ta druga opcja, do siedzisk na parapecie dodaliśmy miękkie, wałki jako oparcia. Zabieg ten ułatwia siedzenie bokiem do witryny i jest dużo wygodniejsze niż hokery, które musielibyśmy ustawić przy blacie. To miejsce też ma swoich fanów. Jako ostatnia została przestrzeń centralna, gdzie dominują klasyczne stoliki i krzesła. To ma być miejsce na bardziej formalne spotkania, kiedy w użyciu jest menu wieczorne, a my wolimy wygodnie usiąść, niż tylko na chwilę zatrzymać się na kawę i ciastko. Dzięki takiemu rozplanowaniu wnętrza udała nam się z naszego punktu widzenia rzecz najważniejsza — lokal jest otwartą, nie podzieloną, rozświetloną bryłą, taką, jaką miał być zapewne w zamierzeniu twórców architektury budynku.
Dobrawa Bies: Jakie były potrzeby i oczekiwania inwestora? Jak przebiegała współpraca?
Mikołaj Wojciechowski: Potrzeby były na początku takie jak zawsze, czyli żeby zmieścić jak najwięcej miejsc, ale oczywiście bez przesady. Współpraca z inwestorem układała się świetnie, nie narzucał swoich pomysłów i miał do nas duże zaufanie w podejmowanych decyzjach — co przy realizacji tego typu inwestycji jest bardzo ważne. Niektóre z naszych pomysłów układu wnętrza, powodujące ograniczenie miejsc na rzecz bardziej spektakularnych rozwiązań estetycznych, takich jak np. podest, klient rozumiał i akceptował. Pod kątem estetyki dostaliśmy w dużej mierze wolną rękę.
architekci postanowili zestawić oryginalne lastryko ze współczesnym o dużych kolorowych plamach
fot.: Sojka & Wojciechowski
Dobrawa Bies: Skąd pomysł na takie połączenie kolorów, wzorów i materiałów?
Mikołaj Wojciechowski: Poruszaliśmy się w modernistycznym budynku z okresu PRL, więc „dostaliśmy” oryginalną, lastrykową posadzkę, która po wyczyszczeniu dała jeden z fundamentów do budowania projektu. Lastryko/terrazzo przeżywa obecnie renesans. Powstaje mnóstwo nowych oryginalnych wzorów inspirowanych lastrykiem — postanowiliśmy więc ten oryginalny materiał zestawić ze współczesnym. W przeciwieństwie do oryginalnych, drobno nakrapianych płytek nowy materiał jest bardziej kolorowy z dużymi plamami. Z niego został wykonany główny element — ogromny, siedmiometrowy bar oraz dekoracyjne lampy pod sufitem i ściany w łazienkach. Postanowiliśmy pójść za ciosem i o ile oryginalna bryła budynku pozostała surowa, biało-czarna, tak elementy, które włożyliśmy do środka dostały kolor. Krzesła, kanapy, stoliki, elementy tapicerowane lampy, kwietniki itd. Rozważaliśmy różne opcje, wygrał różowo-ceglany — do którego najciężej było przekonać inwestorów :) Kolor wprowadził bardziej wesoły charakter, dobrze korespondujący zarówno z nowym lastrykiem, jak i kolorowymi wypiekami serwowanymi w środku.