„Czworaczki” — w 1961 roku to one nosiły zaszczytny tytuł Mistera Wrocławia. Cztery punktowce projektu Konrada Jarodzkiego (który wiele lat później założył biuro projektowe Archicom) zlokalizowane wzdłuż ulicy Piłsudskiego we Wrocławiu, wytyczonego po wojnie fragmentu między placami Legionów a Orląt Lwowskich, były wówczas nowością — zbudowane szybko i tanio założenie wyróżniała rozluźniona zabudowa, cofnięcie w głąb działki, dekoracyjne loggie zdobione pionowymi żebrowaniami, które podkreślały półpiętrowy przeskok w konstrukcji i ostatnie kondygnacje z grzebieniowo ułożonymi oknami, które nastrojowo doświetlały zlokalizowane na ostatnich piętrach pracownie artystów.
widok na część bloków przy ulicy Piłsudskiego we Wrocławiu
fot.: S. Arczyński | źródło: fotopolska.eu
To właśnie na samej górze jednego z punktowców, w mieszkaniu, które pierwotnie było pracownią artystyczną, Angelika Fedorczuk z pracowni JASNO zaprojektowała wnętrze, które jak sama mówi, jest eklektyczne i elastyczne — może zmieniać się wraz z potrzebami i marzeniami właścicieli. O palmie, która zdobi tę przestrzeń od lat, wyzwaniach, jakie niesie z sobą remont mieszkania z rynku wtórnego i wpływach architektury z lat 60. na aranżację wnętrza opowiada Angelika Fedorczuk.
Ola Kloc: Co było priorytetem dla inwestorki?
Angelika Fedorczuk: Inwestorka od początku podkreślała, że mieszkanie będzie przeznaczone pod wynajem, ale w przyszłości sama będzie chciała w nim zamieszkać. Głównym celem było więc skupienie się na funkcjonalności. Obowiązkowe były dwie sypialnie i rozkładana kanapa w salonie. Dodatkowo zależało nam również na dużej strefie wspólnej, gdzie miało toczyć się codzienne życie. Duży stół, otwarta kuchnia z wyspą, to również były sprawy priorytetowe. I palma. Palma była w tym mieszkaniu jeszcze z poprzednimi mieszkańcami, a ci zdecydowali się sprezentować ją nowej właścicielce.
rzut mieszkania po przebudowie
© JASNO
Ola: Mieszkanie znajduje się na ostatnim piętrze powojennych punktowców projektu Konrada Jarodzkiego, gdzie oryginalnie planowane były pracownie dla artystów. Czy wnętrza z lat 60. wymagały zmian funkcjonalnych? Jakich?
Angelika: Gdy po raz pierwszy weszłam do tego wnętrza, to zanim ujrzałam salon, musiałam przejść przez ciemny korytarz niewielkich rozmiarów, aby dopiero po chwili znaleźć się w zalanej słońcem strefie dziennej. Tam z kolei czekała na mnie zajmująca całą ścianę biblioteczka ze schodkami — biblioteczka na antresoli. Była urocza, ale niestety niefunkcjonalna. Dominowała w przestrzeni mieszkania i zabiera sporo miejsca. Problemem była również kuchnia, która choć częściowo była otwarta na salon, okazała się zbyt mała i niefunkcjonalna. Podobnym wyzwaniem była łazienka. Zdecydowałyśmy się więc z inwestorką na wyburzenie ścian w łazience i postawienie ich od nowa, oraz usunięcie ściany między kuchnią a korytarzem.
Powiększyłyśmy dzięki temu kuchnię, a dodając okienko między tymi dwoma pomieszczeniami, korytarz zalało światło dzienne. Zdecydowanie te zmiany były najbardziej znaczące. No i biblioteczka... również została rozebrana, co pozwoliło nam zyskać więcej miejsca.
po lewej: w nowym układzie kuchnia połączona jest z salonem; po prawej: kuchnia
fot.: Bartłomiej Rąkowski
Ola: Jak architektura budynku wpłynęła na aranżację wnętrza?
Angelika: Budynki przy ulicy Piłsudskiego projektu Konrada Jarodzkiego wyróżnia to, że ich ostatnie kondygnacje otrzymały charakterystyczne duże okna, ułożone pod kątem. To właśnie one nadają charakter całemu wnętrzu. Pierwotnie ramy okien były drewniane, ale niestety już nie do odratowania, dlatego musieliśmy je wymienić. Jednak aby zachować dawny urok, zostawiłam ich fragment, czyli ościeżnice i podkreśliłam je niebieskim kolorem.
Ściana z szeregiem okien otrzymała inny kolor, właśnie dla ich podkreślenia. Pierwotnie w projekcie chciałyśmy postawić tam kanapę, ale w ostatniej chwili zdecydowałyśmy się na umieszczenie w tym miejscu stołu, co było fantastycznym pomysłem. Myślę, że jedzenie przy tak wielkich oknach smakuje lepiej.
po lewej: duże, ułożone pod kątem okna wyróżniają to wnętrze; po prawej: strefa wypoczynkowa
fot.: Bartłomiej Rąkowski
Ola: Kolorem przewodnim wnętrza jest głęboki granat, co wpłynęło na taki dobór kolorów, materiałów i faktur?
Angelika: Mieszkanie było kiedyś pracownią artystyczną, o czym cały czas pamiętałam projektując. Chciałam, aby było mieszaniną wzorów i kolorów. W projekcie pojawiają się kolorowe płytki, rattan, drewno, metal i różne kolory ścian i mebli. Miało być eklektycznie. Nowa właścicielka mieszkania kocha podróże i ma doskonałe oko do znalezisk z drugiej ręki. We wnętrzu pojawiły się hokery z wyprzedaży po likwidacji jednej z wrocławskich kawiarni, kanapa znaleziona na Olx oraz dywan przywieziony z Maroka. To wszystko razem tworzy charakter wnętrza, jest przytulnie. Nie lubię ściśle zaplanowanych wnętrz, w których później boimy się dodać coś od siebie. Mieszkanie powinno być elastyczne, tak jak zmienia nam się życie, tak z czasem zmienia się wnętrze. Pojawiają się pamiątki przywiezione z podróży, obrazy, zdjęcia. Nie umiałabym żyć we wnętrzu, które nie dostosowuje się do mnie, staram się też to pokazywać w swoich projektach. Sam kolor niebieski jest po prostu (wbrew pozorom) bardzo często wybierany przez inwestorów, którzy chcą mieć odważniejsze wnętrze. Sama też bardzo lubię ten kolor.
po lewej: hokery inwestorka kupiła na wyprzedaży po likwidacji jednej z wrocławskich kawiarni; po prawej: detal wnętrza
fot.: Bartłomiej Rąkowski
Ola: Co było najtrudniejsze w projekcie, a z czego jesteś najbardziej zadowolona?
Angelika: Najtrudniejszy był sam remont i doprowadzenie wnętrza do stanu „deweloperskiego”. Mieszkania z rynku wtórnego mają to do siebie, że kupując je, myślimy, nie będzie aż tak źle. Potem często okazuje się, że jest całkiem dużo rzeczy, które idą nie tak. W tym przypadku po wyburzeniu jednej ze ścian, druga też się zawaliła. Sufity na półpiętrze również były do poprawy. Okazało się, że prac remontowych jest więcej, niż przypuszczaliśmy. Było to stresujące, bo wtedy tak naprawdę niewiele da się zaplanować, wszystko dzieje się jednocześnie, a projekt ciągle wymaga wprowadzenia jakichś zmian. Jednak było warto. Jestem zadowolona z tego projektu. Kiedy przyszliśmy do mieszkania już na sesję zdjęciową, pomyślałam sobie, że mogłabym tak mieszkać.
Ola: Dziękuję za rozmowę.