Pandemia i lockdown wystawiły na ciężką próbę ciasne mieszkania w blokach. Wielu z nas zamarzyło wówczas o choćby niewielkim domu pod lasem, blisko natury, gdzie w spokoju można by przeczekać ten niepewny czas, a potem, kto wie, może nawet zostać w nim na stałe.
Kuba Szczęsny, założyciel pracowni SZCZ współpracuje z firmą Simple House oferującą prefabrykowane, jednorodzinne domy szkieletowe wykorzystujące energooszczędne i pasywne technologie. Decydując się na takie rozwiązanie, klienci wybierają odpowiadający im moduł domu, dopasowany do ich potrzeb układ bryły i wykończenie elewacji. Jednym z domów bazującym na ofercie marki jest D58 — dom z użytkowym poddaszem o łącznej powierzchni użytkowej około 90 m².
dom D58 z użytkowym poddaszem
fot.: Bartek Warzecha
Ola Kloc: Masz na swoim koncie już kilka projektów dla Simple House. Czym wyróżnia się model D58?
Kuba Szczęsny: Ten akurat model najlepiej „udaje” mały domek jednocześnie zaskakując wrażeniem przestrzenności i samym metrażem w środku. Nazwa bierze się od powierzchni użytkowej parteru, zresztą jak w prawie wszystkich typologiach, które wymyśliłem dla Simple House, przy czym z dachem o spadku 45 stopni dostajemy na poddaszu jeszcze dodatkowe dwie sypialnie z łazienką i garderobą. Pomysł wziął się ze sceny w „Yellow Submarine”, animowanego filmu o Beatlesach, gdzie bodajże w Liverpoolu bohaterowie wchodzą do małej szopy, która okazuje się zawierać gigantyczne wnętrze.
dom D58 projektu Kuby Szczęsnego
fot.: Bartek Warzecha
Ola: Co jest dla Ciebie najważniejsze w projektowaniu domów modelowych?
Kuba: Może lepiej byłoby je określić domami powtarzalnymi. Jest kilka rzeczy ważnych i zarazem ciekawych. Po pierwsze, że w przeciwieństwie do większości mojej dotychczasowej i bieżącej działalności są to rzeczywiście obiekty nieunikatowe, a więc można o nich myśleć w kategoriach powtarzalnych produktów. Indywidualizowanych, ale wciąż wytwarzanych wielokrotnie i w różnych wariantach.
Po drugie ważny jest poziom wspomnianej powyżej indywidualizacji, która różnicuje nas wobec większości rynku. Po prostu na wczesnym etapie wymyślania marki i jej produktów zaproponowałem właścicielom poważne potraktowanie podstawowej potrzeby większości Polaków, czyli potrzeby autoekspresji, zarówno w wymiarze zewnętrza domu, jak i jego wnętrza. To wiązało się z szeregiem wyzwań w postaci zwłaszcza określenia narzędzi, zakresu i granic indywidualizacji, ale dzięki temu przedstawiciel polskiej klasy średniej może w dość dużym stopniu dostosować dom do swoich wyobrażeń bez niszczenia ogólnego wyrazu estetycznego.
Po trzecie, od początku uznaliśmy, że to nie mogą być formy ani podlizujące się sentymentom, ani przesadnie „nowoczesne” czy wybujałe. Te domy mają sprawiać kojące wrażenie, że już się gdzieś je widziało, trochę, jak charakterystyczne katalogowe domy niemieckie, które możemy spotkać na Warmii, Mazurach, Śląsku i Pomorzu. Musiałem bardzo „bić się po łapkach”, żeby nie projektować na te obiekty mojej potrzeby ekspresji.
Po czwarte prostota i mała skala: te domy mają łatwo wrosnąć w krajobraz, a odpowiednio obsadzone zielenią nawet w nim zniknąć w przeciwieństwie do ekscentrycznych „nowoczesnych” rezydencji, czy pseudopalladiańskich podmiejskich pałaców.
dom Simple House
fot.: Bartek Warzecha
Ola: Projektowane przez Ciebie domy często mają niedużą powierzchnię, jak rozwiązujesz kwestię funkcjonalności ich wnętrza?
Kuba: Wnętrza w większości mają być zbliżone do kwadratu, mają być ustawne przy wykorzystaniu standardowych produktów IKEA, VOX, BRW, czy Bo Concept, przy jednoczesnym minimalizowaniu powierzchni, tak, by klient nie płacił za niepotrzebne metry, zaciągając większy kredyt, a w końcu większość z nas jest uwikłana w takie, czy inne długoterminowo spłacane produkty bankowe. Do tego ważna jest ewolucyjność: nadmiar powierzchni zaczyna „straszyć”, kiedy dzieci wyfruną z gniazda i okaże się, że życie w wielopokoleniowej rodzinie nie jest dla nich atrakcyjne. Z drugiej strony często namawiamy, zwłaszcza młode pary, do pozostawienia nietkniętego poddasza, na którym działania, a co za tym idzie wydatki, będą miały sens dopiero w momencie pojawienia się dzieci.
Ola: Czy domy powtarzalne są nową jakością dla domów katalogowych?
Kuba: Oczywiście, choć to trochę różny rynek i różni klienci. W Simple House chodzi o opiekę: dział sprzedaży, architekt pracujący w firmie, architekci zewnętrzni powiązani z Simple House, a niekiedy ja sam, dostarczamy formy opieki merytorycznej, włącznie z doradztwem, co do tego, jaki model wybrać, jakie zmiany mają sens, jak go wpasować na działce itd. To nie jest gotowy projekt „ze sklepu”, z którym ludzie muszą sobie potem sami radzić, szukając architekta, ekipy itd. Oczywiście często do Simple House przychodzą klienci już z architektem, często też przez architekta przyprowadzeni, ale to już inna historia. Często doradzamy, wbrew interesowi maksymalizacji sprzedaży, proponując mniejsze metraże, niż sobie na początku klienci wyobrażali. Namawiamy do spojrzenia na domy, jako maszyny, które muszą być konsekwentnie opracowane, od doboru powierzchni, poprzez pomysł na ogrzewanie i dostarczanie energii, tudzież minimalizowanie jej zużycia, na umiejętnym zacienianiu i otwieraniu na słońce kończąc. Dlatego często z naszych rozmów wynika, że lepiej jest kupić mniejszy dom, ale za to z całym pakietem technologii, które zrobią z niego prawdziwie energooszczędny budynek, a nie tylko dom z energooszczędnymi ścianami...
nazwa D58 wynika z powierzchni użytkowej parteru
fot.: Bartek Warzecha
Ola: Jakie jest zapotrzebowanie na rynku dla tego typu rozwiązań?
Kuba: Coraz większe, w końcu to lawinowo rozwijający się segment rynku, zwłaszcza w kontekście izolacji w czasie pandemii, ale też w wyniku rosnących cen wszystkiego — od energii elektrycznej i nieruchomości, po robociznę i materiały budowlane. Naszym największym zaskoczeniem jest wzrost zainteresowania mikrodomkami, moim wielkim hobby, zwłaszcza wśród przedstawicieli sektora kreatywnego, menadżerów i prawników. Teraz, w czasie wciąż trwającej pandemii, postanawiają oni „odkurzyć” zapomniane działki rekreacyjne „po babci”, stawiając domki, które mają wprawdzie małe wymiary, ale oferują w zasadzie wszystkie funkcjonalności dużo większych domów. To duża frajda patrzeć, jak ludzie jeżdżący samochodami droższymi od naszych SIM‑ów kupują domki o powierzchni 30 m² w parterze (plus antresola), a potem zatrudniają modnych wnętrzarzy do robienia z nich zadziwiająco luksusowych puzderek!