Zobacz w portalu A&B!
PORTA BY ME - konkurs, pokaż wnętrze z drzwiami Porta
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Michał Romaniuk – „Wyspy Szczęśliwe?”

22 lutego '20

W studenckim konkursie na reportaż prasowy o architekturze jury przyznało pierwsze wyróżnienie Michałowi Romaniukowi za reportaż pt. „Wyspy Szczęśliwe?”. Poniżej publikujemy nagrodzony tekst i zachęcamy do lektury!

Michał Romaniuk jest studentem drugiego roku na kierunku w Manchester School of Architecture. Zdobył nagrodę Distinction Award w Singapore International Mathematical Modeling Competition i wyróżnienie w The International Mathematical Modeling Challange.


Wyspy Szczęśliwe?

zapraszamy

zapraszamy

fot.: Michał Romaniuk

Dlaczego uciekamy?

Bo jest źle.
Bo gdzie indziej jest lepiej.

Dokąd uciekamy?

Tam, gdzie łatwo się dorobić i nie trzeba dużo robić. Tam, gdzie minimalna krajowa jest cztery razy wyższa niż w ojczyźnie. Tam, gdzie rzeczywistość jest odległa, ale jednocześnie bliska nam geograficznie. Tam, gdzie możemy dotrzeć w dwie godziny podróży tanimi liniami.

Uciekamy do Wielkiej Brytanii.

Od czego i do czego uciekamy?

Warto sobie zadać to pytanie na spokojnie, do czego uciekamy? Czym będzie nasza „ziemia obiecana”? Co kryje się po drugiej stronie tych drzwi do nowego świata, jakimi dla nas są Modlin albo Pyrzowice? W zdecydowanej większości przypadków nie jest to Londyn. Może jest on najpopularniejszym miastem dla emigrujących do Anglii, ale zdecydowanie więcej osób wybiera mniejsze miasta i miasteczka, rozsiane po całym Zjednoczonym Królestwie. Obecnie około 90 procent Polaków na Wyspach mieszka poza brytyjską stolicą. W miejscach, które nie mogłyby być bardziej różne od Londynu, a jednak nadal mogą pochwalić się tą samą płacą minimalną. Miejsca te nie są europejskimi centrami bankowymi czy handlowymi. Nie mają też, tak jak brytyjska stolica, większego potencjału ekonomicznego niż niejeden kraj. Londyn po prostu nie jest dla takich miast reprezentatywny.

Każdego, kto wyruszy w taką podróż w poszukiwaniu „złota” za granicą, czeka spotkanie z szarą, dżdżystą, jednorodną, czyli jednym słowem brytyjską rzeczywistością. Czy tego się chce, czy nie, ta brytyjska rzeczywistość to przede wszystkim niespieszna egzystencja w ceglanych domach, rozsianych po terenie Zjednoczonego Królestwa, stanowiących aż 70 procent budownictwa mieszkaniowego w Wielkiej Brytanii¹.

tam

tam

fot.: Michał Romaniuk

Uciekłem

Jest grudzień, może być również listopad albo styczeń. Dla Manchesteru nie ma to większego znaczenia. Dni zlewają się w jedną bezustanną grę bieli, szarości i w końcu czerni. Moje okno połaciowe na poddaszu pozwala obserwować ten beznadziejny festiwal różnych odcieni szarości. Gdy wychodzi słońce, Manchester traci wiarygodność. Odziewa się w szaty mu nieprzystające, rozłączne z jego immanentną szarzyzną. Ale to dobrze. Można w końcu wyjść na zewnątrz.
Nie tylko my, ale i samo zewnętrze jest bardzo zależne od słońca, bo zupełnie inaczej brytyjska cegła prezentuje się, odbijając tak bardzo przez wszystkich wyczekiwane, promienie słoneczne. Codzienna rzeczywistość jest inna. Depresyjnie szarobura. Bo właśnie takie naprawdę są brytyjskie cegły — bure.

koegzystencja
infrastruktury i przestrzeni publicznej

koegzystencja infrastruktury i przestrzeni publicznej

fot.: Michał Romaniuk

Nawigacja pokazuje, że znajduję się półtora kilometra od głównego dworca, w drugim, najbogatszym brytyjskim mieście. Nie widać tej bliskości nowoczesnego miasta, nie widać tej potęgi ekonomicznej, która chciałaby aspirować do potęgi absolutnej — potęgi londyńskiej. Manchester wygląda jak prowincja, dom za domkiem, szeregowiec za szeregowcem. Czasem spotykam jakieś „bliźniaki”, jakiś domek wolnostojący, które zlewają się w jedną, amorficzną całość. Kontury poszczególnych brył są nie do rozróżnienia, wytwarzają jeden, długi ceglany bełkot, zdający się opanowywać całą okolicę aż po horyzont. Niech was nie zwodzi nazwa „wolnostojący”, takich samych „wolnostojących” domków obok siebie może stać dwadzieścia, pięćdziesiąt czy sto. Bo taka jest Anglia. Namalowana zbiorem nieznośnie ujednoliconych ceglanych kresek.

Czuję się tu wrzucony w morze betonu i cegieł, z którego raz na jakiś czas wyłania się mała wysepka zieleni. Wysepka ogrodzona płotem, wieczorami zamknięta na klucz przez brytyjskie służby porządkowe, bo parki są tu niebezpieczne. Parki nie służą aktywnemu wypoczynkowi i obcowaniu z naturą. Rada miejska uważa, że są głównymi miejscami napadów i drobnych przestępstw. Podobno ogrodzenia są dziedzictwem wiktoriańskiej epoki, kiedy oddzielały one „brudy” industrialnego Manchesteru od natury. Dobrze, że ogrodzenia się ostały, nie trzeba przynajmniej stawiać nowych… Nie mniej niebezpieczny od pustych parków wydaje się ten zuniformizowany, angielski krajobraz, w którym ciężko dostrzec innego człowieka. Zazwyczaj jesteśmy sami z pustką, odzianą w ceglanobetonowy wystrój. Tylko z rzadka brytyjską mżawkę przetnie jakiś zabłąkany „wędrowiec”, zmierzający z punktu A do punktu B. Taka anomalia od razu nas uczula, wysyła sygnał ostrzegawczy, jednocześnie wymuszając pytanie: Dlaczego on tu jest? Po co miałby wychodzić w taką pogodę?

ekstrawagancja
wyspiarzy

ekstrawagancja wyspiarzy

fot.: Michał Romaniuk

Tak chodząc, czy to po Manchesterze, po Birmingham, czy też po wielu innych miejscach, które mają być „oazami wiecznej (albo przejściowej) szczęśliwości” dla naszych rodaków, najbardziej w oczy rzuca się jeden kontrast. Kontrast, nawiązujący do wspomnianej przeze mnie różnicy w stawce minimalnej. Mimo dziurawych chodników, mimo podniszczonej, wszechobecnej „betonozy”, mimo braku jakiejkolwiek przestrzeni publicznej z prawdziwego zdarzenia, co chwilę przejeżdża koło mnie mercedes. Zawsze jakiś nowy rocznik, skrzętnie wypucowany, pewnie z ostatnich kilku lat. Tak, najczęściej właśnie nowy mercedes mknie gdzieś między ślepymi uliczkami, które kończą się na podjazdach przed ceglanymi domkami. To zdumiewa najbardziej. Rozłączność tego, co wspólne i tego, co własne. Dychotomia dopełniająca obraz Anglii jako kraju, w którym da się zarobić.

Nie ma jak (nie) w domu?

Trudno chyba znaleźć dwa bardziej skrajne podejścia do budownictwa mieszkaniowego niż brytyjskie archipelagi szeregowców i polskie mikrokontynenty blokowisk. Może to przeciwstawienie tej „naszej” swojskiej wertykalności z „ich” egzotyczną horyzontalnością jest kolejnym powodem polskiej fascynacji Wyspami Brytyjskimi? „Nasze”, ściśnięte do bólu ciasne mieszkania, upchane w bloki i „ich”, zaborczo rozpychające się, domki szeregowe, którym zawdzięczamy angielskie określenie, oznaczające niekontrolowany rozwój miast — urban sprawl. „Naszą” przestrzeń pomiędzy blokiem a blokiem, gdzie według szczytnych modernistycznych idei miały się zawiązywać relacje społeczne, a „ich” brak przestrzeni na takie behawiorystyczne fanaberie. Cegła czy beton, oto powinno być pytanie dla wszystkich zastanawiających się nad wyjazdem. Wyspiarska jednorodność w skali makro, rozciągająca się na hektary brytyjskich miasteczek, czy też polska w nieco mniejszej skali mezo, zawierającej się w przestrzeni jednego bloku? Wyjeżdżając, nie zastanawiamy się nad tym, bo otaczająca nas przestrzeń nie będzie „nasza”. Nasza będzie tylko ta mała wysepka, którą skolonizujemy, tym samym stając się jednym z milionów posiadaczy własnego skrawka przestrzeni na ziemi brytyjskiej, co wyniesie nas wysoko ponad nasze dotychczasowe blokowe cztery kąty…

fot.: Michał
Romaniuk

fot.: Michał Romaniuk

 
Michał
ROMANIUK

 

¹https://www.gov.uk/government/statistics/english-housing-survey-2013-to-2014-headline-report


Partnerem konkursu była firma Alufire

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE