Publikujemy kolejne studenckie prace wybrane w preselekcji w konkursie na reportaż prasowy o architekturze. Zapraszamy do lektury tekstu Mateusza Pietrygi pt. „Arktyka nieokreślona”.
Mateusz Pietryga — student The Oslo School of Architecture. Ukończył studia inżynierskie na Wydziale Architektury Politechniki Śląskiej oraz Universität Kassel. Swoje doświadczenie zawodowe zdobywał w pracowniach OMA w Rotterdamie i OVO Grąbczewscy Architekci oraz pracując jako Junior Architect w Atelier Thomas Pucher w Austrii.
Arktyka nieokreślona
Słońce znika za jednym ze wzgórz, tworząc potężny cień padający na miasto. Pojawi się ponownie za dwie lub trzy godziny, jednak nie zbliży się do horyzontu aż do następnego miesiąca. To okres dnia polarnego w Spitsbergen, w mieście Longyearbyen, na północy globu w rejonie Arktyki.
Miasto położone jest w niszy, między dwoma górami o płaskich szczytach i zsuwającej się ziemi na zboczach. Takie położenie pozwala na ochronę przed arktycznym morskim powietrzem od wschodu i silnymi wiatrami z głębi lądu od strony zachodniej. Zniszczone domostwa, a sporadycznie nawet ofiary śmiertelne, są natomiast przykrą konsekwencją tego położenia.
Majestatyczne góry przykuwają wzrok, pozbawione roślinności wydają się wręcz nierealne. U ich podnóża zaczyna pojawiać się zabudowa. Podróż w jej kierunku nie sugeruje zbliżania się do typowego centrum miasta. Gęstość zabudowy, jej skala czy rozlokowanie istotnych funkcji są dość spontaniczne. Budynki wyrastają w przypadkowych miejscach, ograniczone jedynie wodą i elewacjami gór. Administracyjne granice działek właściwie nie istnieją, nikt nie posiada tu gruntu na własność. Dziś to przedstawiciele miasta podejmują wszystkie istotne decyzje o rozbudowie oraz przydzielają mieszkania na określony czas.
Droga z portu, jedna z niewielu asfaltowych, stanowi swego rodzaju magazyn. Jej krawędź flankują swobodnie rozrzucone wytwory przemysłu. Często nietypowe, gdyż branża kosmiczna odgrywa tu istotną rolę. Umożliwia to szybki i efektywny transport, w końcu infrastruktura jest tu rozbudowana tylko miejscowo. Administracyjny nadzór nie podejmuje się rozwiązania tego jako problemu — koszt jednego metra kwadratowego magazynu jest tu przecież ogromny, natomiast firm chętnych przenieść swój biznes w tak odizolowany świat niewiele.
Longyearbyen, nowa zabudowa mieszkaniowa
fot.: Mateusz Pietryga
Izolację można uznać za szansę na wytworzenie czegoś unikatowego. Spitsbergen dopiero od niedawna zrozumiało, jak uprzywilejowaną ma pozycję na mapie turystycznej świata. Ogromny wzrost w liczbie odwiedzających popchnął władze do uporządkowania przestrzeni oraz wprowadzenia zasad urbanistycznych. Rozpoczynają małymi krokami — od wprowadzenia palety barw dla elewacji i obszarowego zakazu poruszania się pojazdami oraz skuterami śnieżnymi. Mimo to wciąż widoczny jest tu chaos wynikający z wcześniejszych zaniedbań i pragmatycznego podejścia do budowania charakterystycznego przy ekstremalnych warunkach pogodowych. Tu wciąż liczy się funkcjonalność, która deklasuje estetykę i porządek.
Powstał nieład przestrzenny. Wszechobecne ramiona instalacji wodnych, kanalizacyjnych i cieplnych. Opanowały miasto niczym wirus, wijąc się i sięgając każdego siedliska. Wiecznie zamarznięty grunt zdefiniował ich obecność jako jawną, wyniesioną ponad ziemię, wyeksponowaną w każdym detalu. Tak stały się widocznym świadectwem tego, jak my, ludzie, rozpychamy się w tak delikatnym krajobrazie.
Longyearbyen, widok na miasto z Taubanesentralen
fot.: Mateusz Pietryga
Obraz ten towarzyszy prawie każdemu miastu w Arktyce. Rosyjski odpowiednik norweskiego Longyearbyen, położony w odległości półtorej godziny drogą morską, starał się zatuszować ten estetyczny bałagan. W mieście Pyramiden, zwanym tak na część kształtu góry unoszącej się nad miastem, stworzono system drewnianych, pieszych kładek unoszących się około jednego metra ponad ziemią. Pod kładką biegną nieużywane dziś rury, które zaopatrywały budynki w wodę i energię. Ich ewentualna strata ciepła miała dawać komfort spacerującym mieszkańcom. Dziś, rosyjski eksperyment stworzenia miasta idealnego w Arktyce to rozpadające się ruiny, a jego obecność na Spitsbergen jest jedynie polityczna.
Longyearbyen działa na innych zasadach. Nikt nie myślał tu wcześniej o stworzeniu miasta idealnego. Potrzeba wydobycia węgla zdefiniowała jego egzystencję, a trudny klimat wymusił rozwiązania. O tym, jak temperatura potrafi zdefiniować tryb życia, można przekonać się na własnej skórze. Mimo czasu letniego i ciągłej obecności słońca trudno tu uciec od chłodu. Próbują już tylko turyści i wizytujący. Dla lokalnych to czas przebywania poza znanymi na pamięć ścianami, czas zażywania wyczekiwanych kąpieli słonecznych. Potwierdzając tę regułę, budynki przedłużają swoje wnętrza drewnianymi tarasami na palach.
Naśladują one tradycyjny, norweski styl budowania. Oderwane od ziemi unikają kontaktu z nią za wszelką cenę. Strefa tolerancji wynosi półtora metra, a ewentualne spotkanie doprowadzi do roztopienia wiecznej zmarzliny i, w konsekwencji, rozluźnienia fundamentów. Tu budynek i grunt są odrębnymi historiami, których styk został regulacyjnie zabroniony.
O surowości klimatu wobec sztucznej materii stworzonej przez człowieka opowiadają ruiny. Widoczne z każdego punktu w mieście, pozostawione bez opieki kopalnie i towarzysząca im infrastruktura. Niegdyś imponujący przemysł wydobycia węgla na północy, dziś pomniki naszej szkodliwości wobec środowiska. Ostatnia z norweskich kopalni węgla zaopatruje dziś skromną liczbę domostw w Longyearbyen, tylko po to, by ustąpić nadchodzącemu wykorzystaniu do tego celu energii słonecznej.
Centrum miasta. Kombinacja budynków administracyjnych, jednego sklepu zaopatrującego całe miasto w żywność, kilku jadalni i kilkunastu sklepów z tradycyjnymi norweskimi pamiątkami made in china. Nic jednak nie sugeruje, że jest to centralny punkt aktywności miejskiej. Próżno tu także szukać tradycyjnego placu miejskiego lub budynku o podobnym charakterze. Gdyby o przyznaniu miana centrum miasta miała decydować aktywność lokalnej społeczności, prawdopodobnie stałby się nim pobliski bar.
Wskutek zmian klimatycznych, tj. łagodniejszego klimatu oraz otwarcia się nowych dróg morskich, rozpoczęła się ekspansywna polityka rozbudowy miast w Arktyce. Następstwa dotknęły Longyearbyen, gdzie turystyka stała się równie istotna co przemysł. Dotychczasowe decyzje, podejmowane z oddalonej o kilkaset kilometrów siedziby państwowej były ukierunkowane na zysk i zaznaczenie swojej obecności w tym rejonie.
Przy postępującej urbanizacji i otwarciu północnej części globu ucierpiała lokalna społeczność. Podobnie jak na początku XX wieku w większości europejskich miast, zmiany nie biorą pod uwagę zapewnienia mieszkańcom odpowiedniej jakości przestrzeni publicznej. Program aktywności turystycznej się poszerza, podczas gdy społecznej pozostaje bez zmian. Dla mieszkańców Longyearbyen odizolowanych fizycznie od reszty świata powstaje nowy typ separacji — bycie obcym we własnym domu.
Mateusz PIETRYGA
Partnerem konkursu była firma Alufire