W pierwszej edycji studenckiego konkursu na reportaż prasowy o architekturze jury przyznało pierwszą nagrodę Kindze Zemle za reportaż pt. „Okupacja i opór — miejska partyzantka w walce z kryzysem mieszkaniowym”. Poniżej publikujemy zwycięski tekst i gratulujemy laureatce. Zachęcamy do lektury!
Kinga Zemła studiowała na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej, a także TU Delft w Holandii. Praktykę architektoniczną odbyła w hiszpańskim studiu Equipo Olivares Arquitectos, przez rok pracowała także w szwedzkim biurze urbanistycznym Mandaworks. Aktualnie kończy studia magisterskie na Wydziale Architektury Politechniki Królewskiej w Sztokholmie (KTH). Architekturę stara się łączyć z pisarską pasją.
Okupacja i opór — miejska partyzantka w walce z kryzysem mieszkaniowym
Spotkanie
Stoimy bezradnie na ulicy, a ciężkie krople deszczu zapowiadają popołudniowe urwanie chmury, które okazało się stałym punktem marcowego repertuaru w parnym São Paulo. Chudy jak patyk starzec o spalonej słońcem skórze pcha w górę ulicy lichej konstrukcji wózek, na którym piętrzy się góra niezidentyfikowanych rupieci, prawdziwych trofeów zbieractwa, obfitość nierozróżnialnych szmat, płacht, desek, wycinków i szczątek. Grzmi gniewnie, zupełnie ponad miarę, jakby wszystko miało zaraz runąć, aż w końcu na ulicę Álvaro de Carvalho z hukiem opada srebrzysta kurtyna deszczu. My rozpierzchamy się w popłochu, ale starzec nie podnosi głowy, nie przyspiesza, pcha swój wózek dalej, w zniszczonych sandałach zaraz będzie brodził w pęczniejących wszędzie brudno‑brązowych kałużach.
Nie wiemy, czy znaleźliśmy się w odpowiednim miejscu, bo choć numer i ulica się zgadzają, tam, gdzie spodziewaliśmy się budynku okupacji „9‑tego Lipca”, ciągnie się spękany mur, zamazany freskiem wulgarnego graffiti. Rozglądamy się niepewnie. Gdyby rysować przekrój tej ulicy, byłby to przekrój przez zupełnie obce sobie światy. Biegnąca między nimi ulica Álvaro de Carvalho nie jest ich spójnym dopełnieniem, tylko zwykłym ciągiem, który przecina to miejsce z komunikacyjnej konieczności. Każdy taki ciąg, który służy tylko przemieszczaniu się i nie obrasta w uliczne życie, jest bardziej tunelem między szczelnie zamkniętymi pierzejami niż wyraźnym świadectwem ludzkiego habitatu. Wrażenie to potęguje brak jakiejkolwiek widocznej z poziomu człowieka aktywności — partery milczą jak zaklęte, bramy są pozamykane, okna zasłonięte.
Chowam się przed deszczem pod wąskim zadaszeniem jednej z zamkniętych bram. Po drugiej stronie ulicy mur z graffiti ustępuje eleganckiemu, niezdobytemu ogrodzeniu, które rozcina czarna, prostokątna wyrwa — zionąca mrokiem jama, wjazd do strzeżonego garażu, a przy okazji innej rzeczywistości. Na niemym piedestale dwóch kondygnacji parkingu stoi dumna, blado tynkowana wieża, na oko trzydzieści kondygnacji, trzydzieści błękitnych pasów szklanych balustrad o delikatnie obłym kształcie. Tak wieża, jak i jej zamożni mieszkańcy nie mają żadnych punktów styku z popękaną asfaltową drogą na dole, z nami na niej stojącymi. W huku deszczu docierają do mnie krzyki towarzyszy, że budynek, do którego mieliśmy trafić, chyba nie istnieje.
Właśnie wtedy dostrzegamy naszą tłumaczkę Paulę, machającą do nas ręką spod pobazgranego muru. Jest tam furtka, której nie widzieliśmy zza warstwy graffiti — przebiegamy przez ulicę, czy raczej rwący potok brązowej wody i pływających w niej śmieci. Za murem nie ma zadaszeń, więc rozglądając się z ciekawością, dzielnie mokniemy. Pod starą kawiarnianą parasolką, na plastikowym krześle siedzi bezzębna staruszka, portierka, może strażniczka. Wymieniają z Paulą kilka uwag po portugalsku. Furtka, która się za nami zamknęła, otwiera się znowu — kilku wyrostków niesie większą od nich samych starą wannę. W ogóle za murem panuje niespodziewany ruch i ożywienie — krzątają się tu mężczyźni i kobiety w różnym wieku, zajęci najwyraźniej zadaniami na tyle ważnymi, że zdają się nie zwracać uwagi na coraz bardziej zacinający deszcz. Przenoszą podniszczone meble i urządzenia, porządkują wielkie paki o nieodgadnionej zawartości, pospiesznie zamiatają liście. Ale nawet oni będą musieli się wkrótce poddać napierającym strugom zimnego deszczu i schronić w budynku, „9‑tego Lipca” który, schowany za wysokimi drzewami, jednak istnieje.
budynek okupacji „9‑tego Lipca”
źródło: publikacja towarzysząca wystawie pt. „Lutar Ocupar Resistir: as alternativas habitacionais dos movimentos sociais” (galeria Studio X, kurator: Pedro Rivera), Rio de Janeiro, 15.03–14.05.2016
Czeka tam na nas korpulentna i sympatyczna działaczka MSTC, „Ruchu Bezdomnych w Centrum”, Preta Ferreira, która obiecała oprowadzić nas po budynku i opowiedzieć jego historię, z pomocą tłumaczącej na angielski Pauli. Razem wchodzimy do ciemnego korytarza o popękanych ścianach i nierównej posadzce. Na klatce schodowej tworzą się powoli błotniste kałuże, bo ulewa przecieka przez nieszczelny dach — w drodze powrotnej będziemy się przeprawiać przez głębokie na kilka centymetrów bajora brudnej wody. Na wyższych piętrach, ściany są odrapane i brudne, a nagie żarówki oświetlają długie rzędy zamkniętych drzwi wejściowych, każde z innej parafii. Nasza przewodniczka opowiada pokrótce o ludziach, którzy tutaj mieszkają, a dalej prowadzi do pomieszczeń wspólnych — prowizorycznych warsztatów pełnych desek i narzędzi, improwizowanych klas z małymi szkolnymi ławkami, salek spotkań. Pomieszczenia pomalowano na wesołe kolory, ale są wyposażone bardzo ubogo. W otworach okiennych często nie ma szyb, więc odgłosy burzy zagłuszają słowa Prety. W zniszczonym pokoju na górze zorganizowano bibliotekę, wciąż liczącą niezbyt wiele pozycji. Z jej okien rozpościera się widok na znaną mi już blado tynkowaną wieżę z jej wyniosłymi, eleganckimi balkonami.
sala lekcyjna w Okupacji 9-tego Lipca
fot.: Jan Wańczyk
Kryzys
Uwzględniając mieszkańców przedmieść, populacja São Paulo sięga 21 milionów ludzi. Warto przy tym podkreślić, że wysoki udział w krajowym produkcie brutto, wynoszący jedenaście procent, pozycjonuje aglomerację paulistanos w pierwszej dziesiątce miast o najwyższym PKB na świecie, co jednak nie przekłada się na zbyt wysoki wskaźnik per capita. W dodatku podobnie jak inne brazylijskie miasta, São Paulo jest sceną, na której rozgrywa się ogromny kryzys mieszkaniowy, będący, jak w zamkniętym kole, zarówno przyczyną, jak i powodem pogłębiających się nierówności społecznych.
Istotą bytowego impasu nie jest wyłącznie niedostatek mieszkań czy przestrzeni na ich zapewnienie, ale przede wszystkim skrajnie krzywdząca polityka miejska, dopuszczająca chore spekulacje na rynku nieruchomości. Zjawisko to szczególnie odczuwa się w centrum São Paulo, na przykład w dzielnicy Bela Vista, gdzie znajduje się budynek okupacji „9‑tego Lipca”. Wedle oficjalnych danych w ubóstwie żyje blisko trzysta sześćdziesiąt tysięcy rodzin, czyli około 1,2 miliona osób. Deficyt mieszkaniowy określa się na półtora miliona, a kolejka o kupno mieszkania socjalnego obejmuje ponad sto siedemdziesiąt tysięcy chętnych. Mając na uwadze dystrybucję miejskiego programu, która większość miejsc pracy i usług skupia w centrum, życie w jego obszarze ułatwia codzienne przetrwanie, zwłaszcza że transport publiczny dużo kosztuje, a podróż z dzielnic, do których najczęściej wypychani są biedniejsi obywatele, może zajmować nawet cztery godziny dziennie.
Zmiany miejskich strategii z inicjatywy urzędników czy państwa nie należy się spodziewać — polityka gentryfikacji prowadzona jest od lat 90. i do tej pory nic nie wskazuje na jej zahamowanie. Gentryfikacja polega na „podnoszeniu statusu” danych obszarów, poprzez wypychanie z nich biedniejszej ludności razem z jej problemami na odległe tereny podmiejskie, a następnie zastąpienie lichej zabudowy nowoczesnymi osiedlami mieszkaniowymi i biznesowymi. Pierwotnych mieszkańców nie stać na lokum w nowym, eleganckim kompleksie i są zmuszeni do opuszczenia go. Na ich miejscu pojawiają się ludzie zamożni. Tym samym, w sposób sztuczny, dzielnica zostaje „uzdrowiona” z problemów społeczno‑ekonomicznych i staje się bezpieczniejsza. Ponieważ ten proces nie zdążył się jeszcze rozliczyć z ogromną masą ludzi bezdomnych i biednych, rozwarstwienie społeczne w centrum São Paulo widać na każdym kroku. Bardzo symbolicznie ujął to na swojej fotografii Tuca Vieira — na zdjęciu z góry gruby mur oddziela fawelę od luksusowego wysokościowca, na którego każdym piętrze lokatorzy mają dostęp do prywatnego basenu na tarasie. Nietrudno nie dostrzec podobieństw między opisywaną przeze mnie blado tynkowaną wieżą zamieszkaną przez wyższą klasę średnią, a nielegalnie okupowanym pustostanem „9‑tego Lipca”.
Miejscy aktywiści starają się walczyć z tymi zjawiskami na różne sposoby. Jedną z form oporu jest tzw. squatting, chociaż w tym tekście pozwolę sobie używać określenia bardziej zakorzenionego w językach łacińskich — okupacja. W Europie squatting, czyli — jak podpowiada słownik — mieszkanie na dziko, występuje raczej rzadko, zwykle jako manifest ideologiczny grup o zapleczu anarchistycznym. Jednak w wielkich miastach brazylijskich, takich jak São Paulo czy Rio de Janeiro, ma on wymiar bardzo powszechny, a zarazem krytyczny.
Myślę, że taką działalność można nazwać praktyką — praktyką okupowania. Squatting może się polskiemu czytelnikowi kojarzyć z impulsywnym aktem desperacji, ale okupacyjne partyzantki w São Paulo niewiele mają wspólnego ze spontanicznością — to wciąż akt desperacji, ale zaplanowany w najdrobniejszych szczegółach. W dodatku organizacjom, które pomagają lokalnym społecznościom zaaranżować przejęcie pustych budynków, nie chodzi o rozwiązania doraźne, takie jak tymczasowe zapewnienie miejsca zamieszkania. Okupacja jest aktem politycznym — ostrą krytyką braku systemowych rozwiązań i intencjonalnej obojętności oficjalnie ustanowionej władzy na cierpienia mieszkańców brazylijskich miast. Stąd, jako polityczny manifest, ale także poprzez konieczność zrzeszenia ludzi, którzy zjednoczą się w dążeniu do jednego celu, staje się ruchem oporu. Dla grup gotowych podjąć się tego ryzyka zaiskrzy nie tylko nadzieja na lepszą przyszłość. Dzięki poczuciu zbiorowej odpowiedzialności powstaną więzy, a także poczucie sprawczości politycznej — wiary, że wspólnie biorą sprawy w swoje ręce.
Wedle oficjalnych analiz, w São Paulo znajduje się blisko półtora tysiąca pustostanów. Ruchy okupacyjne, które działają na pograniczu legalności, zajmują aktualnie około siedemdziesiąt z nich. Zgodnie z brazylijskim prawem, budynek, który przez pięć lat nie pełni żadnej funkcji społecznej, mieszkaniowej, kulturalnej czy ekonomicznej, może zostać odebrany właścicielowi, choć tylko na drodze postępowania sądowego. Opuszczone wieżowce są jednak na tyle powszechne, że w 2014 roku wprowadzono podatek progresywny od nieużytkowanych nieruchomości. Mimo zaostrzonej polityki i licznych apeli ze strony architektów i urbanistów dotąd nie podjęto próby kompleksowej renowacji i przekształcenia porzuconych bloków na budynki mieszkalne, co w dobie tak ostrego niedoboru byłoby rozwiązaniem nie tylko ekonomicznym, ale także ekologicznym (jako forma recyklingu przestrzennego). Tymczasem okupujący nie mają prawa włamać się do opuszczonego budynku, ale jeśli to zrobią i uda im się przeczekać w środku 48 godzin bez interwencji policji, można ich wyrzucić tylko z nakazu sądowego. Po zajęciu obiektu w ten sposób ubiegają się o legalizację okupacji, do czego dochodzi jednak dość rzadko. Częściej wchodzą w mętne układy z posesjonatami — ciekawym przykładem jest pewien budynek w ścisłym centrum, gdzie okupujący otrzymali milczącą zgodę właściciela na użytkowanie wszystkich pięter jego budynku poza parterem, gdzie on sam utrzymuje niewielki bar.
bar w parterze okupowanego budynku i wejście do części tymczasowo mieszkalnej
fot.: Jan Wańczyk
W São Paulo istnieje wiele organizacji, które specjalizują się w praktyce okupowania. Obierają podobne cele, ale ich ostateczne aspiracje nie zawsze są zbieżne. Różnią się także w zakresie stosowanych strategii, wśród których często inaczej oceniają rolę dialogu z władzami. Dla przykładu dość radykalny Międzynarodowy Front Prawniczy dla Bezdomnych (FIST) nie stara się nawiązywać żadnych relacji z rządem, z góry uznając to za bezcelowe. I choć doraźnymi działaniami grupy pozostają okupacja i demonstracje społeczne, w jej manifeście nie brakuje śmielszych i dalekosiężnych postulatów — w tym całkowitej nacjonalizacji koncernu naftowego Petrobras, czy przemianowania systemu państwowego na socjalistyczny. Z kolei Ruch Bezdomnych Robotników (MTST) jasno mówi o swoich trzech podstawowych przesłankach: dostępie do mieszkań, rozwoju infrastruktury pod hasłem „oddajcie miasto”, ale także tworzeniu silnych zrzeszeń (nie tylko robotniczych), które będą miały wpływ na oficjalną politykę (w jakimś sensie na kształt związków zawodowych).
MSTC
Okupacja „9‑tego Lipca” (Ocupação 9 de Julho), którą odwiedziliśmy, została zajęta przez MSTC, Movimento sem teto do centro, czyli Ruch Bezdomnych w Centrum. Naprzeciw dość bojowym okrzykom, które uważają za swoje motta, takich jak „Okupacja i opór!”, czy „Kto nie walczy, nie żyje”, MSTC jest organizacją o stosunkowo stonowanym profilu, nastawioną na dialog z każdym, kto będzie chciał go podjąć. Być może dlatego zdarza jej się odnosić pewne sukcesy — na przykład doprowadzić do legalizacji najsłynniejszej okupacji São Paulo, Hotelu Cambridge.
Praktyka okupowania zaczyna się od zebrania grupy chętnych i sporządzenia listy, zawierających ich szczegółowe dane. Nie mogą to być osoby zupełnie przypadkowe, ponieważ całe przedsięwzięcie wiąże się z braniem dużej odpowiedzialności za pozostałych. Nie wystarczy potrzebować mieszkania, członkami ruchu zostają ci, którzy są gotowi działać na rzecz wspólnoty, dzielić się obowiązkami i razem budować lepszą rzeczywistość. Następnie wybiera się odpowiednie miejsce, na podstawie kryteriów bezpieczeństwa konstrukcji oraz „poziomu opuszczenia”, bez względu na to, czy obiekty są prywatne, czy publiczne. Ekspertyzy techniczne przeprowadzają inżynierowie‑aktywiści, z którymi wcześniej udało się nawiązać współpracę. Dopiero wtedy można przypuścić ostateczny szturm. Zapytałam Prety, jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby się udał. Odparła, że to bardzo proste: potrzeba dużo osób i żadnej policji. Wtedy udaje im się dostać do środka, gdzie — jak pisałam powyżej — muszą przeczekać 48 godzin ogromnego napięcia. Jeśli się uda, nadchodzi czas faktycznego przejmowania — pierwszych remontów, ulepszeń, przeprowadzek.
Carmen Silva, liderka MSTC, przyznaje, że jej najważniejszym zadaniem jest łączenie ludzi i tworzenie sprawnie działających siatek osób, które w odpowiadających im rolach będą możliwie najbardziej przydatne dla swoich grup. W tym momencie MSTC zajmuje się ośmioma różnymi okupacjami. Każda z nich ma swojego lidera, a także koordynatorów pięter, którzy są odpowiedzialni za informowanie mieszkańców o bieżących sprawach czy wydarzeniach. Powstają komisje odpowiedzialne za poszczególne zadania — na przykład sprzątanie, gotowanie, naprawy, system elektryczny, czy kanalizacyjny. Do niektórych z tych przedsięwzięć przydziela się specjalistów nadzorujących prace. MSTC okupuje budynki, tylko jeśli może liczyć na wsparcie profesjonalistów w zakresie technicznym, a także, jeśli posiada kompletne zestawy rysunków architektonicznych, konstrukcyjnych i instalacji. Silva podkreśla, że interdyscyplinarna współpraca ma fundamentalne znaczenie. Wyjątkowo owocnym okazało się nawiązanie kontaktu ze środowiskiem architektonicznym, także za granicą. W renowacji wspomnianego wcześniej Hotelu Cambridge brali udział projektanci z miejscowej Escola de Cidade, belgijskiego uniwersytetu z Leuven, czy sztokholmskiej politechniki królewskiej KTH. Silva została zaproszona na najbliższe biennale architektury w Chicago, gdzie będzie mogła opowiedzieć o działalności ruchu.
Dla MSTC okupacja „9‑tego Lipca” to miejsce bardzo symboliczne, bo działalność organizacji rozpoczęła się wraz z jego pierwszą okupacją w 1997 roku. Do lat 70. ubiegłego stulecia, budynek pełnił funkcję siedziby Narodowego Instytutu Ubezpieczeń Społecznych (INSS), ale przez ponad dwadzieścia lat stał opuszczony. Po pięciu latach okupacji urząd miasta zobowiązał się go odnowić, a także przeznaczyć na tanie mieszkalnictwo. Aby to umożliwić, w 2003 roku okupujący opuścili byłą siedzibę INSS. Lata mijały, a złożone obietnice nie zostały spełnione i budynek zaczął popadać w ruinę. Na pewien czas stał się miejscem niebezpiecznym, zamieszkanym przez dilerów narkotykowych, a także desperackich nałogowców. W tym czasie MSTC podjęło trzy nieudane próby ponownej okupacji. Doszło także do pożaru, który dla miasta stał się dobrą wymówką — według oficjalnej ekspertyzy technicznej, budynek nie nadawał się już do zamieszkania jako niestabilny konstrukcyjnie. W przyszłości ziemia, na której stoi mogłaby zostać sprzedana za niebotyczną kwotę. MSTC postarało się jednak o niezależną ekspertyzę, której wnioski były zgoła odmienne. 28 października 2016 roku MSTC zajęło „9‑tego Lipca” po raz kolejny. Od tego czasu na czternastu piętrach budynku mieszkają nielegalnie sto dwadzieścia cztery rodziny.
Jak tłumaczy Silva: „Czasami ludzie pytają nas, jak śmiemy remontować i zmieniać coś, co nie jest nasze, ale my jesteśmy tutaj tylko dozorcami. Doskonale wiemy, że to nie jest nasze i przyjdzie taki czas, kiedy zostanie osądzone, czy możemy zostać, czy będziemy musieli odejść na zawsze. Ale w międzyczasie korzystamy z tego miejsca, więc musimy o nie dbać.”
Opieka, jaką roztaczają członkowie ruchu, nie tyczy się tylko fizycznego stanu budowli, ale przede wszystkim mieszkających w nim ludzi. Jak już wspomniałam, w okupowanej siedzibie INSS znajduje się biblioteka, sale lekcyjne i warsztaty, gdzie nauczyciele‑wolontariusze prowadzą kursy przygotowujące do egzaminów i pomagają dzieciom w odrabianiu lekcji. Lokatorzy mogą się uczyć praktycznych umiejętności — np. obróbki drewna do budowy przedmiotów codziennego użytku pod hasłem „zrób to sam”. Zapraszani są też lokalni artyści, którzy pomagają w organizacji wydarzeń kulturalnych. Dzięki temu budynek okupacji oddziałuje na swój fragment miasta — tworząc miejsce spotkań dla ludzi z zewnątrz.
Niestety, oficjalne media brazylijskie mają tendencję do kryminalizowania działalności organizacji pokroju MSTC, ponieważ w jaskrawy sposób obnażają one niewydolność państwa, jednocześnie przejmując na sposób pozytywistycznie oddolny obowiązki, które powinno ono spełniać wobec własnych obywateli. Jak przyznaje Silva, pozytywna agitacja ich misji jest bardzo ważna, ale odbywa się głównie za pośrednictwem mediów alternatywnych (wcale nie zawsze zaprzyjaźnionych), a także społecznościowych.
Kluczowe dla przyszłości postulatów MSTC są relacje z rządzącymi. W przeciwieństwie do FIST, Ruch Bezdomnych w Centrum nie widzi siebie jako siły rewolucyjnej. Silva twierdzi, że dobre zarządzanie i rewolucja nie idą w parze. Jej marzeniem jest, aby reprezentanci MSTC mogli się stać oficjalną stroną dialogu — na szczeblach miejskim, regionalnym i państwowym. Na razie zdarza się tylko oddelegować własnych ekspertów do udziału w różnych kolegiach czy posiedzeniach. Ani ona, ani nikt z MSTC nie pokładają nadziei w żadnym szczególnym ugrupowaniu, bo zmieniające się co cztery lata układy partyjne uważają za zbyt chwiejne. Starają się docierać ze swoimi przekonaniami do wszystkich. Silva uważa, że ta pokojowa postawa paradoksalnie budzi obawy i niechęć ze strony rządzących, którym trudniej wykpić, czy odtrącić ich postulaty.
Na koniec wizyty w okupacji „9‑tego Lipca” poznajemy jej wyjątkowego lokatora, który melancholijnie poszczekuje i podkula ogon. Sytuacja jest zbyt niestabilna, by pozwolić mieszkańcom na posiadanie własnych pupilów, ale Preta twierdzi, że ten czarny jak smoła, grubawy staruszek był tu od zawsze, okupował „9‑tego Lipca” jako pierwszy i w naturalny sposób stał się członkiem społeczności. Wśród psów są takie, na których pyszczkach zawsze maluje się głupkowata lub poczciwa uciecha. Ten jednak należy do innej kategorii — spojrzenie ma tak dojmująco smutne, jak tylko przedstawiciele psiej rasy mieć potrafią. W jego oczach odbija się beznadziejna gotowość na wszystko — tragiczne pogodzenie z losem.
Epilog
W maju 2018 roku, miesiąc po mojej wizycie w Brazylii, w ścisłym centrum São Paulo doszło do tragicznego pożaru dwudziestoczteropiętrowego budynku Wilton Paes de Almeida, który okupowało blisko pięćdziesiąt rodzin. Po dziewięćdziesięciu minutach pożogi stopiona konstrukcja runęła. Do dzisiaj nie wyjaśniano dokładnych okoliczności, które doprowadziły do rozprzestrzenienia się ognia, chociaż jako przyczynę podaje się wybuch gazu. Gubernator stanu São Paulo, Márcio França, stwierdził, że prędzej czy później musiało dojść do wypadku — według niego budynek nie był bezpieczny, a okupowanie go streścił jako „szukanie kłopotów”. Najwyraźniej trudno mu postawić się na miejscu ludzi, którzy decydując się na okupację, dokonują często wyboru między życiem na ulicy a odległą o dwie godziny drogi lichą fawelą.
budynek Wilton Paes de Almeida
fot.: Jan Wańczyk
Do podobnych wniosków doszła także policja — latem 2019 roku dowiedziałam się o represjach, jakie z tytułu śledztwa spotkały przedstawicieli MSTC. W czerwcu dwie córki Carmen Silvy, wśród nich Preta Ferreira, która oprowadzała nas po okupacji „9‑tego Lipca”, wraz z sześcioma innymi członkami ruchu zostały zamknięte w areszcie tymczasowym. Obrońcy uważali, że zatrzymanie było nieprawomocne i miało na celu zastraszanie organizacji. Na wzruszającym nagraniu z więzienia, Preta Ferreira wyznała:
„Zostałam aresztowana, ponieważ urodziłam się kobietą, jestem czarna i biedna”.
W Internecie pod hasztagiem #liberdadepreta urósł ruch domagający się uwolnienia zatrzymanych. Choć wydawałoby się, że tragiczny przypadek Wilton Paes de Almeida wyeksponował udrękę codziennego życia części społeczności São Paulo, władze miejskie zdecydowały się opowiedzieć po stronie niczym nieskrępowanych deweloperów i spekulantów. W końcu jednak, nie mogąc dowieść ich winy, funkcjonariusze policji byli zmuszeni uwolnić Pretę i jej towarzyszy, do czego doszło kilka miesięcy później, w połowie października.
W tym czasie INSS przekazała budynek „9‑tego Lipca” zajmującej się budownictwem mieszkaniowym spółce COHAB (Companhia Metropolitana de Habitação de São Paulo) i obiecała nie wyrzucać stu dwudziestu czterech okupujących go rodzin. Negocjacje wciąż trwają, ale los mieszkańców, zwłaszcza w świetle powyższych połączonych działań ze strony policji i lokalnych polityków, jest bardzo niepewny.
Kinga ZEMŁA
Partnerem konkursu była firma Alufire