Publikujemy kolejne studenckie prace wybrane w preselekcji w konkursie na reportaż prasowy o architekturze. Dziś zapraszamy do lektury tekstu Marii Jakubek pt. „Edukacja jako element działań rewitalizacyjnych w zakresie kształtowania przestrzeni wspólnej”.
Maria Jakubek jest absolwentką Liceum Plastycznego w Poznaniu oraz Wydziału Architektury Politechniki Poznańskiej. Brała udział w wielu wystawach o tematyce architektonicznej i artystycznej oraz zdobywała doświadczenie w poznańskich biurach architektonicznych. Interesuje się wpływem nowego budownictwa (zwłaszcza wysokościowego) na tkankę miejską, a także tradycyjną architekturą wsi i małych miasteczek.
Edukacja jako element działań rewitalizacyjnych w zakresie kształtowania przestrzeni wspólnej
Pytam, co by zrobił z tym pół bańki, które było do wygrania.
– Kupiłbym to miasto i zrobił z nim porządek — odpowiada po chwili namysłu.
– Czersk Bogusi? — pytam naiwnie.
– P******o cię? — patrzy na mnie jak na wariata.
– Włocławek bym kupił.
– Za pół bańki? Mogłoby nie starczyć.
– No więcej i tak bym nie dał. Nawet gdybym miał1.
Przytoczony cytat stał się pewnego rodzaju inspiracją do napisania tego eseju. W bezceremonialny, ale i syntetyczny sposób ukazuje stosunek wielu mieszkańców naszego kraju do miejsca, w którym mieszkają, w obliczu jego degradacji.
Architektura to schronienie. Jaskinia, szałas w lesie. Taka była pierwotna jej rola, która powołała ją do życia. Przez tysiąclecia ta rola ewoluowała, jednak jedna rzecz pozostała niezmienna — architektura jest nam niezbędna. A więc od architektury nie uciekniemy. Zawsze była, jest i będzie, trwalsza niż niejedno pokolenie bytujące na tym świecie, niż niejedna idea, która nim zawładnęła. Oglądamy ją nie tylko my, ale oglądali ją nasi dziadkowie, oglądać będą nasze dzieci. Zdaje się, że ważne jest zatem, aby tę architekturę, a więc również i przestrzeń pomiędzy nią, odpowiednio kształtować. Dzisiaj modne są hasła „zintegrowanego rozwoju”, szkoda tylko, że w Polsce odnosi się ono głównie do środowiska naturalnego, a nie jakości przestrzeni.
kociokwik i gargamele
Jak pisze Piotr Szarzyński w swojej książce „Wrzask przestrzeni”:
Mamy w kraju 800 miast i miasteczek oraz 50 tysięcy wiosek. I wątpię, by wśród nich znalazło się choć jedno takie miejsce, w którym — z urbanistycznego punktu widzenia — nie byłoby się czego przyczepić. Żyjemy w środowisku niefunkcjonalnym, nieprzyjaznym i po prostu brzydkim2.
Dalej dodaje:
Albowiem współczesna polska brzydota zmieniła kostium ze zgrzebnego lokalnego na barwny, pseudoeuropejski. Ze szpetoty naturalnej na kicz i karykaturę piękna. […] A ci, którzy ją produkują, są święcie przekonani, iż robią sobie i innym ładnie3.
Autor porównuje tu jakość przestrzeni w czasach PRL‑u i obecnie. Twierdzi, że w PRL‑u było brzydko, ale nikt, w odróżnieniu od aktualnej sytuacji, nie udawał, że jest inaczej4. Dzisiaj jesteśmy zasypani reklamami, śmieciami, gargamelami w stylu „pseudo‑” i psimi kupami na trawnikach, ale zdaje się, że tego wszystko nie zauważamy. A może po prostu nauczyliśmy się z tym żyć.
Przez specjalistów i wrażliwych obserwatorów, jak mantra wyliczane są mnożące się problemy w polskiej przestrzeni: beton zamiast zieleni, odwrócenie się od rzek, rozlewanie się miast, grodzenie przestrzeni sprzyjające powstawaniu terenów wyizolowanych i często zachęcających do działań patologicznych (sprayowanie betonowych barier), krzycząca kolorystyka (tzw. pasteloza), wszechobecne reklamy, domki‑gargamele tworzące przestrzenny „kociokwik”, śmieci na ulicach, parkingi grabiące coraz więcej miejskich przestrzeni. Rozwiązanie części z nich leży po stronie władzy, architektów i urbanistów. Jednak spora część to zadanie dla każdego obywatela. Pytanie tylko, czy jest to zadanie wykonalne, skoro, jak to powiedział kiedyś Tomasz Jastrun, „Polska to nie jest kraj dla miłośników detalu”?
W 2008 roku Centrum Badania Opinii Społecznej zadało Polakom pytanie: kto odpowiada za estetykę otoczenia? Ponad czterdzieści siedem procent respondentów było zdania, że władze lokalne poszczególnych miejscowości, blisko dwadzieścia cztery uważało, że jest to zadanie architektów i urbanistów, zaledwie dwanaście obarczało tą odpowiedzialnością właścicieli domów i członków wspólnot mieszkaniowych […]. Tylko nieco ponad siedem procent wskazywało, że odpowiedzialność za jakość architektury spoczywa na ich właścicielach. […] Wygląd zewnętrzny budynku był najważniejszy dla szesnastu procent respondentów, a wkomponowanie domu w otaczającą zabudowę wskazywał co pięćdziesiąty badany5.
Dalej czytamy:
[...] siedemdziesiąt cztery procent mieszkańców Warszawy przyznało, że reklamy na ulicach są dla nich cennym źródeł informacji, a sześćdziesiąt siedem »lubiło je oglądać«. Według sześćdziesięciu pięciu procent reklamy sprawiają, że Warszawa jest jaśniejsza i bardziej kolorowa. Tyle samo osób uważało, że to dzięki reklamom stolica przypomina prawdziwe europejskie miasto6.
Prawie wszyscy Polacy (dziewięćdziesiąt osiem procent) uważają, że w ładnym otoczeniu lepiej się żyje i pracuje. Z badań wynika, że Polska jest ładnym krajem. Ośmiu na dziesięciu Polaków mówi, że podoba im się miejscowość, w której mieszkają. Połowa uważa, że ich budynek, jego otoczenie oraz obiekty użyteczności publicznej w sąsiedztwie są ładne. Uspokojeni stanem swojej przestrzeni Polacy przestają się nią troszczyć. Spada odsetek osób zainteresowanych tematem. W 2005 roku było to osiemdziesiąt procent. Pięć lat później o pięć procent mniej7.
Badania wskazują jednoznacznie. W Polsce jest brzydko, jednak zdaje się, że tę brzydotę zauważa tylko garstka „zapaleńców”, którzy dzięki swojemu wykształceniu czy większej wrażliwości, dostrzegają problemy.
cudze chwalicie, swego nie znacie
Piotr Sarzyński zamieścił w swojej książce8 teksty publikowane wcześniej w „Polityce”. Pisze, że po opublikowaniu jednego z nich w tygodniku, poruszył burzliwą dyskusję. Artykuł mówił o jego subiektywnej liście piętnastu najbrzydszych rzeczy w nowej Polsce. Czytelnicy pisali, zwracając uwagę na kolejne, szpetne elementy w polskiej przestrzeni. Jak pisze autor:
Co ciekawe, najwięcej głosów wsparcia otrzymałem od rodaków mieszkających za granicą. Czyżby dopiero oddalenie pozwalało nabrać dystansu i dostrzec szpetotę naszego otoczenia?9
Żyjemy na co dzień w tym chaosie i w pewnym sensie jesteśmy do niego przyzwyczajeni. Wyjeżdżamy (my, Polacy) na wakacje za granicę, wracamy, zachwalając tamtejszą architekturę, po czym traktujemy historyczną elewację naszego rodzinnego domu styropianem i malujemy na kolor w odcieniu „wściekłej” zieleni. Jakbyśmy zdawali się nie zauważać, że ład przestrzenny nie zależy od ruchu turystycznego, światowej sławy zabytków, czy śródziemnomorskiego klimatu. Jakoś w tym wszystkim nie widzimy własnej winy. Zdaje się, że aby dostrzec ten problem, wyjechać trzeba na wieloletnią emigrację.
kwestia gustu
Przyznaję, że nie cały. Ale ja o gustach nie chcę dyskutować. Są tam na przykład elementy architektury Dubaju, których bym na swoim domu nie zamontował. Ale to nie moja rola oceniać.
Wypowiedź byłego burmistrza Karpacza, Bogdana Malinowskiego na pytanie, czy podoba mu się hotel Gołębiewski wybudowany tam za jego kadencji10.
Pytaniem na oddzielną dyskusję jest to, dlaczego doszło do budowy tak absurdalnego obiektu i kto jest za to odpowiedzialny. Natomiast zwraca tu uwagę pewien fakt — zasłanianie się przed odpowiedzią słynnym „o gustach się nie dyskutuje”. I to jest kolejny problem. Gdy w naszym kraju zostaje postawiony zarzut, że coś potocznie mówiąc „nie jest ładne”, to najczęstszą odpowiedzią, która jednocześnie zamyka całą dyskusję, jest: „o gustach się nie dyskutuje”. Koniec. Dyskusja nie jest kontynuowana, jej po prostu w ogóle nie ma.
Przeprowadzone badania pokazują, że Polacy nie znają się na architekturze i nie potrafią o niej rozmawiać. Zdaje się, że jest to jedna z najbardziej zapomnianych przez ogół dziedzin szeroko rozumianej sztuki. Każdy potrafi wymienić choćby kilku znanych malarzy czy kompozytorów, ale jeśli zapytać o architektów, z odpowiedzią będzie znacznie gorzej. Ponadto Polacy nie potrafią rozróżniać nawet podstawowych stylów architektonicznych11.
A już starożytni Grecy wiedzieli, że piękno nie jest tylko subiektywnym odczuciem. Owszem, każdy z nas może mieć swoje preferencje. Ale harmonijne proporcje, oparte o matematyczne wyliczenia (które są jakże obiektywne), już nie są kwestią tylko „gustu”. Ale ten nasz „gust” stał się hasłem, za którym Polacy lubią chować swój brak wiedzy i edukacji w zakresie estetyki, niepewność co do słuszności swoich upodobań lub po prostu brak zainteresowania tematem.
Z drugiej strony, badania pokazują, że wśród respondentów występuje widoczne przywiązanie do piękna. Choć tego piękna nie potrafią zdefiniować.
czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał
Zatem dlaczego przestrzeń w Polsce jest w tak złym stanie? Jako pierwszy z powodów, Prośniewski podaje przedkładanie nad estetykę funkcji i ekonomii, drugi — mit wolności szlacheckiej i nieufność w stosunku do władzy, co przyczynia się do braku szacunku do tego, co wspólne, natomiast trzeci — brakuje odpowiedniej edukacji12.
263 godziny. Tyle czasu spędzają na lekcjach o sztuce uczniowie drugiej klasy podstawówki w Liechtensteinie. Łącznie przez dziewięć pierwszych lat nauki, będą mieli 2304 godziny. […] Przez dziewięć lat podstawówki i gimnazjum polskie dzieci spędzają na lekcjach poświęconych sztuce nie więcej niż 255 godzin13.
Aż dziw bierze, że wielu ludziom łatwo jest dobrze dobrać barwy stroju, a trudniej sprawić, by kolor ich domów pasował do otoczenia14.
A skoro sami nie potrafimy go dobrać, to udajemy się do specjalisty. Jednak za specjalistę nie uważamy, jak to powinno być, architekta, a „fachowca”, który elewację ma malować. Za podstawę rzekomej wiedzy w tym zakresie uważamy doświadczenie „fachowca” w malowaniu (nie projektowaniu) elewacji. „Fachowiec” pokazuje wzornik składający się z kilku dość przypadkowych kolorów, z których niekiedy połowa może być uznana za dość kontrowersyjne (czytaj: „wściekła” zieleń), ale inwestor posłusznie wysłuchuje rad. W końcu on sam w tym temacie ma wiedzę jeszcze mniejszą, a skoro sąsiad tak malował, on nie może być gorszy. A wykrzyczeć ten fakt najlepiej jeszcze bardziej jaskrawym kolorem.
Tu ukazuje się ogromna rola edukacji społecznej w zakresie estetyki przestrzeni. Z pewnością potrzebne są również dobre wzorce. Władze (na każdym poziomie) powinny otaczać się doradcami z tego zakresu, aby móc w sposób właściwy regulować pewne problemy odgórnie. Jednak wprowadzanie zmian w prawie jest długotrwałe, a oczekiwanie na skutki zajmuje lata. Dlatego równie ważne jest, aby równolegle prowadzić działania oddolne, których efekt można zobaczyć szybciej.
Edukację można prowadzić na wiele sposobów: poprzez konsultacje i spotkania społeczne (w ramach programów rewitalizacyjnych lub nie), poprzez publikacje (o dziedzictwie, tożsamości miejsca, podpowiadające, jak dbać o przestrzeń wspólną), poprzez warsztaty. Ważne jest, aby dotrzeć do jak największej grupy odbiorców, w różnym wieku i o różnym statusie społecznym.
u nas to nic nie ma
W 2012 roku jedno z najbardziej prestiżowych czasopism architektonicznych na świecie — Mark Magazine — opublikowało numer poświęcony Polsce. Znalazła się w nim mapa prezentująca najciekawsze pracownie architektoniczne w kraju. Wynikało z niej jednoznacznie, że to, co ciekawe i ważne w polskiej architekturze, dzieje się raczej w dużych miastach — Warszawie, Wrocławiu, na Górnym Śląsku i w Krakowie. Cała reszta nie ma właściwie znaczenia15.
Edukacja powinna dotyczyć nie tylko mieszkańców dużych miast, ale też, a może przede wszystkim, tych mniejszych. W większych miastach dostęp do kultury i ogólnie wiedzy jest łatwiejszy. Często istnieją prężnie działające rady osiedla, którym leży na sercu rewitalizacja najbliższej okolicy. Jest to jeden z najlepszych sposobów na działanie oddolne.
W małych miastach brakuje takich jednostek. Natomiast tym, co może przyczynić się do rewitalizacji małych miejscowości, jest duży sentyment lokalnej społeczności do miejsca zamieszkania. Czterdzieści dziewięć procent mieszkańców tych miast żyje w nich od urodzenia16. Jak pokazuje raport: „Światła małego miasta. Jak się żyje w najmniejszych polskich miastach?” z 2017 roku, w mieszkańcach tych miejscowości można zauważyć tęsknotę za dawną, bogatszą infrastrukturą, ośrodkami kultury, dworcem, bogatszą tkanką społeczną17. Jest to dobra podstawa do przeprowadzenia działań rewitalizacyjnych. Mieszkańcy potrzebują odpowiedniej wiedzy, aby móc odpowiednio zadbać o ich najbliższą przestrzeń.
wspólne nie znaczy niczyje
Ważna jest odpowiedzialność za przestrzeń wspólną każdego z nas z osobna, aby nie stała się „niczyja”. Władze i architekci nie są w stanie zapanować nad wszystkim.
Samo prawo zresztą nie wystarczy. Ważny jest przestrzenny savoir‑vivre, który każe pamiętać, że dom stawiany na prywatnej działce oglądany jest przez wszystkich. Jego wygląd nie jest więc tylko prywatną sprawą. O ile można czasem szokować wyzywającym strojem, o tyle domem — na pewno nie. Człowiek w krzykliwym T‑shircie i szortach wyjdzie kiedyś z opery lub bankietu, pokraczny budynek przez dekady nie przesunie się nawet o milimetr18.
Edukacja społeczeństwa może być skutecznym i (stosunkowo) szybkim narzędziem w działaniach rewitalizacyjnych. Należy tworzyć dobre wzorce, które efektem domina wpływać będą na podniesienie standardu przestrzeni publicznych. Konieczne jest uświadomienie społeczeństwu, że to, jak wygląda nasze najbliższe otoczenie, nie zależy wcale tak bardzo od burmistrza czy prezydenta, a od nas samych.
Według badań CBOS z 2003 roku aż sześćdziesiąt dwa procent pytanych uważa, że »każdy powinien móc budować dom taki, jak mu się podoba«19.
Powinniśmy dążyć do tego, aby w przyszłych badaniach wynik ten był jak najniższy.
Maria JAKUBEK
1 F. Springer, Miasto archipelag, Kraków 2016, s. 163.
2 P. Sarzyński, Wrzask przestrzeni, Warszawa 2012, s. 55.
3 tamże, s. 44.
4 tamże, s. 43.
5 F. Springer, Wanna z kolumnadą, Wołowiec 2013 (na podstawie badań CBOS, Zabudowa w Polsce — oceny i opinie. Raport z badań ilościowych, 2008, s. 23, 24, 14).
6 tamże, s. 171 (na podstawie badania Izby Gospodarczej Reklamy Zewnętrznej, 2008).
7 tamże, s. 61, (na podstawie Raportu Centrum Badania Opinii Społecznej Polacy o architekturze, 2010, s. 2, 6, 7).
8 P. Sarzyński, op. cit., s. 43.
9 tamże, s. 43.
10 F. Springer, op. cit. (Wanna…), s. 104.
11 B. Prośniewski, B. Wokan, Anioł najbardziej przykuwa moją uwagę / czyli polski gust architektoniczny…, Zawód:Architekt, nr 43/2015, s. 39–45 (na podstawie B. Prośniewski, Gust nasz pospolity).
12 B. Prośniewski, B. Wokan, op. cit., s. 39–45.
13 F. Springer, op. cit. (Wanna…), s. 243 (na podstawie raportu Edukacja artystyczna i kulturalna w szkołach w Europie, 2009).
14 A. Szyguła, J. Głaz, Wspólne nie znaczy niczyje, czyli o podwórkach i ulicach coś dla dziecka i rodzica, Warszawa-Kraków, 2018.
15 F. Springer, op. cit. (Miasto...), s. 123.
16 M. Bierca, M. Chojnowska, A. Grabowska, P. Pieńkos, M. Szycman, O. Żyndul, Światła małego miasta. Jak się żyje w najmniejszych polskich miastach, Warszawa, 2017, s. 43.
17 tamże, s. 9.
18 A. Szyguła, J. Głaz, op. cit.
19 B. Prośniewski, B. Wokan, op. cit., s. 39–45.
Partnerem konkursu była firma Alufire