Publikujemy kolejne studenckie prace wybrane w preselekcji w konkursie na reportaż prasowy o architekturze. Zapraszamy do lektury tekstu Kamili Gołąbek pt. „Gra o przestrzeń”.
Kamila Gołąbek — absolwentka II LO w Rzeszowie, aktualnie studentka trzeciego roku Architektury na Politechnice Rzeszowskiej. Zainteresowana architekturą przestrzeni publicznej, psychologią oraz socjologią. Autorka konkursowego reportażu „Gra o przestrzeń”, w którym porusza problematykę zaśmiecania przestrzeni publicznej reklamami.
Gra o przestrzeń
Idę jedną z głównych rzeszowskich ulic: aleją Józefa Piłsudskiego. Niczym biała flaga powiewa na wietrze rozdarty baner. Nie jest to jednak oznaka kapitulacji. Od wielu lat toczy się tu bowiem zacięta walka. Walka o każdy centymetr elewacji, o każdy metr kwadratowy placu, dachu, pobocza drogi, wszystkiego, co stwarza warunki potencjalnie sprzyjające dla wielkopowierzchniowej płachty baneru reklamowego, szyldu, plakatu, city lightu. Najlepiej by znalazło się też miejsce dla kilku flag, tak na wszelki wypadek, aby nikt nie miał wątpliwości, co znajduje się wewnątrz.
aleja Józefa Piłsudskiego, Rzeszów
fot.: Kamila Gołąbek
Pstrokatoza, chaos, całkowity przerost formy nad treścią. Od dawna toczy się tu gra o przestrzeń miasta, gra sprzecznych interesów. Każdy chce pięknej architektury, przyjaznych ludziom miejsc… Dlaczego w takim razie to wszystko zagracamy reklamowymi śmieciami? W tak brutalny sposób. I dlaczego nikt jeszcze nic z tym nie zrobił? Skąd wziął się tak duży problem, który ciągle narasta?
galeria Europa II, Rzeszów
fot.: Kamila Gołąbek
Pamiętam Rzeszów sprzed wielu lat. Reklama była przejrzysta, nieprzekombinowana, zaprojektowana z gustem i wyczuciem. Zapraszała klientów do wnętrza, eksponowała to, co warte zobaczenia. Nie narzucała się, lecz współgrała z architekturą i jej detalem. Dzisiaj jest wszędzie, nie zważa na kontekst czy miejsce. Może pojawić się w witrynie sklepu, ale też na środku placu lub zająć całą elewację galerii handlowej. Z daleka krzyczy do nas kolorami i narzuca się formatem.
plac Wolności, Rzeszów
fot.: Kamila Gołąbek
Rozmyślając — idę dalej aleją Piłsudskiego, przyglądam się zabytkowym kamienicom, nowym biurowcom. Wszystko upstrzone w kolorową sieczkę informacyjną. Trudno mi pojąć cel całego przedsięwzięcia. Takie działanie ma niekorzystny wpływ nie tylko na wygląd architektury, ale i na efektywność takiej reklamy. Wszechobecny chaos wizualny zmniejsza skuteczność przekazu, patrząc na ściany kamienic, nie widzę pojedynczych banerów, których założeniem jest zachęcenie mnie do zakupu. Dla mnie do kolorowy zlepek, który na co dzień powoduje u mnie jedynie irytację. Reklama atakuje z każdej strony, pojawia się w dziwnych miejscach, powodując poczucie chaosu i bałaganu w mieście. Po co to wszystko? Mam wrażenie, że problem jest tak wszechobecny, że zdążyliśmy się do niego przyzwyczaić. Panuje znieczulica, brak wyraźnej chęci zmiany. Piękne budynki obklejone niemalże od fundamentów po sam dach. Pstrokate galerie handlowe, przytłaczające swoimi gabarytami billboardy, pobocza dróg naszpikowane reklamami, stwarzające zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu w przestrzeni publicznej miasta. Rośnie chaos wizualny i przestrzenny. Trudno się w takich miejscach odnaleźć. Na myśl przychodzi mi zdjęcie sprzed kilku lat, które obiegło internet — aleja Rejtana porównywana przez wielu do miast Azji.
Kilka budynków będących tłem dla rozlewających się reklam. Wizualny bałagan, zaburzone proporcje, przypadek i nieład. Tak jest… a jak mogłoby być? Pozwoliłam sobie przygotować kilka propozycji:
Plaza Rzeszów, ul. Rejtana, przed i po
fot.: Kamila Gołąbek
ul. Dąbrowskiego, Rzeszów, przed i po
fot.: Kamila Gołąbek
skrzyżowanie ulic Dąbrowskiego i Wincentego Pola, Rzeszów, przed i po
fot.: Kamila Gołąbek
aleja Józefa Piłsudskiego, Rzeszów, przed i po
fot.: Kamila Gołąbek
W której rzeczywistości chcemy mieszkać? Postanawiam zapytać u źródła: jak rzeszowianie oceniają stan przestrzeni publicznej w swoim mieście? Czy dzięki reklamom Rzeszów wygląda ich zdaniem dobrze? Podchodzę do rodziny z dwójką dzieci:
Proszę spojrzeć na centrum miasta. Europy (galeria handlowa) prawie nie widać spod tych reklam. Śmiesznie to wygląda, ale co ja na to poradzę. Mamy to, co mamy.
Taką dostaję odpowiedź. Rozmawiam jeszcze z kilkoma napotkanymi osobami, zdania są podzielone. Większość mieszkańców nie godzi się na taki stan rzeczy, chcieliby zmiany, ale nie wiedzą, jak mogliby coś zmienić. Jest też grupa osób uważająca, że dobrze zrobiona reklama faktycznie mogłaby dodać miastu uroku, nie zabierając wartości architektonicznych i nie tworząc chaosu. Ale od lat reklam tylko przybywa i niestety tendencja wciąż jest wzrostowa.
Jak w takim razie wygląda kwestia prawna? Czy tak istna „samowolka” nie ma żadnych ograniczeń? Okazuje się, że źródło problemu tkwi też w przepisach, a dokładniej w ich braku. Obecnie obowiązujące ustawy (Prawo budowlane z dnia 7 lipca 1994 r. oraz Ustawa z dnia 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym) nie regulują w sposób wyczerpujący zagadnień związanych z zamieszczaniem reklam w przestrzeni publicznej. Jak się dowiedziałam, cztery lata temu weszła w życie „ustawa krajobrazowa”, która dała gminom narzędzia do uporządkowania przestrzeni miejskiej i ochrony jej przed wizualnym bałaganem. Ustawa co prawda dała możliwość uchwalenia lokalnego zbioru przepisów, zwanego kodeksem reklamowym, w którym określane są zasady usytuowania i wyglądu wszystkich nośników reklam w mieście. Stworzenie kodeksu nie jest jednak łatwą sprawą, prace trwają a zmian, póki co, nie widać.
Czy to oznacza, że jesteśmy skazani na wyczucie estetyczne reklamodawców? Inwestorów? Deweloperów? Tak trudno jest o jednoznaczną definicję „dobrego gustu”… Nie chcę, by wygląd naszych przestrzeni publicznych był kwestią przypadku. Rzeszów jest pięknym miastem, o niesamowitej architekturze. Dlaczego jesteśmy zmuszeni do oglądania go zza kolorowej warstwy reklam? Może już czas, by wziąć sprawy w swoje ręce… Zawalczmy i wygrajmy grę o naszą przestrzeń! O nasze miasto.
Kamila GOŁĄBEK
Partnerem konkursu była firma Alufire