Projekt wnętrza na warszawskiej Pradze bez wątpienia występował pod kryptonimem „Wyzwanie”. Począwszy od mocno ograniczonego budżetu przez kłopoty związane ze znalezieniem fachowców, którzy podjęliby się pracy na ostatnim piętrze w budynku bez windy, po stworzenie funkcjonalnej przestrzeni, pozbawionej ciasnoty i dziwacznych rozwiązań. Efekt? Zobaczcie sami!
Jak twierdzi sama architektka, Małgorzata Seta z pracowni Silke — „Czasami mnie samej trudno uwierzyć, że przy takim budżecie udało nam się cokolwiek zdziałać!” O wyzwaniach projektowania i mieszkaniu w patchworkowym stylu.
patchworkowe zestawienia elementów wyposażenia na czarno-białym tle — to był nasz kierunek projektowy
fot. Alicja Kozak, Przemysław Kuciński
Basia Hyjek: Co stanowiło główną inspirację do tego projektu? Jakie potrzeby miała inwestorka?
Małgorzata Seta: Inwestorce zależało na zachowaniu jak największej ilość oryginalnych elementów w mieszkaniu, przez co miała naprawdę ograniczony budżet na wykończenie. Większość budżetu pochłonęła część stricte budowlana — wymiana wszystkich tynków i instalacji (elektryczna, wodno‑kanalizacyjnej), renowacja zabytkowego parkietu oraz stolarki okiennej i drzwiowej. Na całą resztę została już naprawdę niewielka kwota, stąd styl eklektyczny wydawał nam się najlepszym rozwiązaniem. Patchworkowe zestawienia elementów wyposażenia na czarno-białym tle — to był nasz kierunek projektowy.
Basia: Co stanowiło największe wyzwanie, a co sprawiło najwięcej satysfakcji w całym procesie?
Małgorzata: Największe wyzwanie to znalezienie wykonawcy tynków w mieszkaniu na ostatnim piętrze w kamienicy bez windy i z bardzo wąską klatką schodową. Żadna firma nie chciała się podjąć tego zadania. Ostatecznie tynki robił starszy pan (już na emeryturze) metodą tradycyjną, czyli ręczną. Chyba już nikt tego nie robi w ten sposób, śmiem twierdzić, że byliśmy ostatnim przypadkiem w historii!
prawie zerowy budżet wymusza kombinowanie, co z perspektywy czasu uważam za naprawdę miłe i cenne doświadczenie
fot. Alicja Kozak, Przemysław Kuciński
Sporym wyzwaniem było „pożenienie” ze sobą mebli wyszperanych w Internecie, kupionych w IKEA z odnowionymi śmietnikowymi znaleziskami tak, żeby uniknąć wrażenia przypadkowości. Prawie zerowy budżet wymusza kombinowanie, co z perspektywy czasu uważam za naprawdę miłe i cenne doświadczenie.
Basia: Skąd pomysł na takie połączenie wzorów, kolorów i stylów?
Małgorzata: Jak mowiłam wyżej — budżet, jakim dysponowałyśmy, grał tu kluczową rolę. Ponieważ różnie stylistycznie meble stworzyły patchworkowy element wystroju — zależny od tego, co akurat dostałyśmy na aukcjach internetowych — postawiłyśmy na bezpieczne, czarno-białe tło. Reszta była kupowana i dopasowywana do siebie na bieżąco.
czasami mnie samej trudno uwierzyć, że przy takim budżecie udało nam się cokolwiek zdziałać
fot. Alicja Kozak, Przemysław Kuciński
Basia: Czy wnętrze uległo bardzo dużej przemianie od momentu, kiedy pierwszy raz Pani do niego weszła? Czy zmieniany był podział?
Małgorzata: Totalnej! Czasami mnie samej trudno uwierzyć, że przy takim budżecie udało nam się cokolwiek zdziałać. Mieszkanie miało bardzo nieregularny kształt i przejściową łazienkę (wynik podziałów mieszkania z okresu PRL), więc dużym wyzwaniem było stworzenie układu funkcjonalnego z odrębną strefą kąpielową.