Artykuł pochodzi z numeru A&B 9|23
Czy według Państwa obecnie istnieją przepisy w polskim prawie budowlanym i warunkach technicznych, które nie przystają do współczesnych czasów?
Czy przepisy, które według Państwa blokują wprowadzanie innowacyjnych i ekologicznych rozwiązań, są niesprawiedliwe lub istnieją inne powody, które sprawiają, że należałoby je zmienić?
Jeszcze kilka lat temu bez wahania zacząłbym wymieniać konkretne artykuły czy paragrafy, które według nas należałoby zmienić. Rewizja grupa projektowa powstała dziesięć lat temu i o ile przy pierwszych projektach mieliśmy dużo do zarzucenia twórcom prawa budowalnego, czy warunków technicznych, o tyle po realizacji 180 projektów zastanawiamy się raczej, jak ustawodawca był w wstanie przewidzieć taki czy inny rozwój sytuacji. Mało kto wie, że historia polskiego prawa budowlanego ma już prawie 100 lat, a ostatnia ustawa z 1994 roku była nowelizowana, bagatela, 124 razy i wydano do niej 10 tekstów jednolitych. Nie ma idealnej ustawy dla tak szerokiego obszaru, jakim jest budownictwo. Oczywiście możemy sprawdzać, jak to wygląda w krajach bardziej rozwiniętych, jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa trzeba uznać, że większość (z pozoru idealnych zapisów) nie sprawdzi się w Polsce ze względu na różnice społeczne czy kulturowe. Ponadto wszystko się zmienia: nasze standardy, wymagania czy nawet klimat. Myślę, że tempo tych zmian jest zawrotne, a eksperci (prawodawca) mimo wszystko starają się za nimi nadążać. W coraz większym stopniu odpowiedzialność jest zdejmowana z urzędników (którzy często nie mają kierunkowego wykształcenia) i przenoszona na architektów, którzy jednak przeszli ścieżkę pięcioletnich studiów, praktyk i egzaminu na uprawnienia. Ponadto ostatnie zmiany dotyczące cyfryzacji całego procesu budowlanego zdecydowanie odpowiadają potrzebom naszych czasów.
Gorzej jest jednak z koordynacją. Wszystkie zmiany prawa budowlanego implikują swoje konsekwencje chociażby w prawie wodnym czy ustawie o udostępnianiu informacji o środowisku. Powstają nowe instytucje, jak Wody Polskie, gdzie deficyt ekspertów oraz nieprzestrzeganie terminów określonych w KPA tragicznie wpływa na cały proces inwestycyjny. Architekci często mogą liczyć wyłącznie na tak zwaną milczącą zgodę, zamiast na wsparcie czy konsultacje polegające na szukaniu odpowiednich dla środowiska i społeczeństwa rozwiązań.
Kolejnym problemem jest prawo miejscowe funkcjonujące (przynajmniej w teorii) w celu ochrony ładu przestrzennego. W proces tworzenia miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego (głównie ze względu na ograniczenia finansowe jednostek samorządowych) najczęściej nie są angażowani eksperci, a „dorobkiewicze” bezmyślnie stosujący metodę kopiuj/wklej. Brak wystarczających kompetencji legislacyjnych samych radnych w połączeniu z brakiem specjalistycznej wiedzy pozostałych uczestników procesu nie przynosi niczego dobrego.
Ciekawe jest jeszcze to, że od warunków technicznych (w uzasadnionych przypadkach) można uzyskać odstępstwo, a cały proces uzyskania takiej zgody na wyjątkowe niezastosowanie się do wymogów tego rozporządzenia przebiega zadziwiająco sprawnie. Przy jednym z naszych ostatnich projektów trwał on niecałe trzy miesiące. Myślę, że architekci zbyt rzadko korzystają z takiej możliwości. Nie ma natomiast możliwości uzyskania odstępstwa od wymogów miejscowego planu, nie ma również organu, który pomógłby architektom w interpretacji jego często niejasnych zapisów. W konsekwencji architekci zmuszeni są do „wróżenia”, co prawodawca miał na myśli, i „przepowiadania”, jak zinterpretuje to urzędnik sprawdzający projekt.