Artykuł pochodzi z numeru A&B 10|23
Rzeki w miastach — szczególnie te małe —były na przestrzeni wieków wykorzystywane w sposób, w który trudno byłoby nam dziś uwierzyć. W XIX wieku służyły miastom do odprowadzania nieczystości. Rozwój miast, przemysłu i rosnąca liczba mieszkańców szybko doprowadziły do katastrofy — cieki nie nadążały odbierać i odprowadzać ścieków, co powodowało wiele uciążliwości. Nie bez powodu na przykład warszawski Potok Służewiecki do niedawna nazywano Smródką.
Zaczęto więc miejskie rzeki kanalizować. Schowanie w podziemnych kanałach pozwalało ukryć problem i uwalniało przestrzeń pod nową zabudowę. Do dziś wiele rzek jest pod ziemią, nie ma nawet dokładnych informacji na temat ich przebiegu.
happening nad Drną w Warszawie uświadamiający problem rzek ukrytych pod ziemią w polskich miastach
fot.: Tomasz Kaczor
Sytuacja polskich rzek jest dramatyczna. Stanu rzeki nie da się analizować na jej wybranym odcinku. To ile i jakiej jakości wodę będziemy mieć w rzece płynącej przez miasto, zależy od tego, co spotkało ją wcześniej. Tymczasem w Polsce ponad 90 procent wód powierzchniowych (w tym rzek) wymaga renaturyzacji. Poprawę ich stanu powinniśmy osiągnąć zgodnie z Ramową Dyrektywą Wodną do 2027 roku. W przypadku ponad 40 procent rzek „z problemami” nie zostały jednak podjęte żadne działania.
W rzekach często zaczyna brakować wody. W Polsce płynie jej mniej więcej 1/3 tego, co średnio w Europie Zachodniej. Postępujące uszczelnianie powierzchni uniemożliwia wodzie wsiąkanie w grunt, a szybkie odprowadzanie jej do kanalizacji tylko pogłębia problem. Dodatkowo zmiany klimatu sprawiają, że w Polsce jest mniej dni deszczowych, a opady są rzadsze, lecz intensywniejsze. Taki intensywny opad w krótkim czasie powoduje problemy z podtopieniami i paraliżem miasta, ale dużo gorzej niż deszcze o mniejszym natężeniu zasila wody gruntowe.
happening nad Drną w Warszawie uświadamiający problem rzek ukrytych pod ziemią w polskich miastach
fot.: Tomasz Kaczor
Miasta zaczynają mieć coraz większą świadomość tych problemów, zdają sobie sprawę z oczekiwań społecznych dotyczących otwierania frontów wodnych i znaczenia rzek w kontekście adaptacji do zmian klimatu (szczególnie powodzi natychmiastowych, fal upałów i suszy). Wciąż jednak rzadkością są całościowe działania nastawione na odbudowę pojemności retencyjnej, jakości i bioróżnorodności środowiska oraz ciągłości korytarzy ekologicznych, z zachowaniem przestrzeni rekreacyjnych i edukacją ekologiczną. Dominują projekty budowy nadrzecznych bulwarów.
wydobyty spod ziemi potok Hovin w Oslo — norweskim miastom dużo łatwiej realizować takie ambitne działania, ponieważ gminy są gospodarzami rzek, które przepływają przez ich obszar
fot.: Tharan Fergus
Przyczyn tej sytuacji szukamy w trakcie dyskusji, warsztatów i seminariów z praktykami i ekspertami, realizowanych w ramach projektu Miejskie Ekosystemy Dolin Rzecznych. Potencjał usług ekosystemów w obliczu antropogenicznych zmian klimatu, dofinansowanego z Funduszy EOG. Poniżej nasze wnioski.
Głównym wyzwaniem łączącym się z zarządzaniem dolinami rzecznymi jest znalezienie równowagi między potrzebami ekosystemów dolin rzecznych a gospodarczymi i społecznymi. Niestety mieszkańcom, urzędnikom czy planistom często brakuje wiedzy, jak działa przyroda i w jakim stopniu może być kontrolowana. Otwieranie frontów wodnych uda się tylko wtedy, gdy woda będzie dobrej jakości, a do tego potrzebujemy naturalnych mechanizmów samooczyszczania.
happening nad Drną w Warszawie uświadamiający problem rzek ukrytych pod ziemią w polskich miastach
fot.: Tomasz Kaczor
Wraz ze zmianą stosunku do rzek i, szerzej, miejskiej przyrody okolice cieków zaczęły być postrzegane jako niezwykle atrakcyjne, co rodzi dużą presję inwestycyjną na terenach, które powinny podlegać ochronie. Presja ta dotyczy też terenów zalewowych, które bezwzględnie powinny być pozbawione zabudowy. Nie ma jednak adekwatnego ustawowego zakazu. Tam, gdzie nie został uchwalony plan miejscowy, samorządy mogą powstrzymywać zabudowę wyłącznie na własne ryzyko.
uczestnicy warsztatów w trakcie wizyty terenowej, która była punktem wyjścia do opracowania kampanii edukacyjnej dotyczącej ochrony miejskich rzek we Wrocławiu
fot.: Tomasz Jagodziński
Sytuację dodatkowo pogarszają skomplikowane sprawy własnościowe utrudniające działania renaturyzacyjne czy objęcie doliny ochroną. Często nawet nie wiadomo, kto jest gospodarzem danego cieku. W Polsce miasta nie tylko nie są właścicielami terenów nadrzecznych, które bardzo często mają licznych właścicieli, ale nawet nie są gospodarzem samych cieków, które pozostają we władzach Wód Polskich.
Jak odpowiedzieć na te wyzwania, będziemy się zastanawiać w trakcie konferencji Rzeka w mieście, 7–8 listopada w Warszawie. Więcej informacji i zgłoszenia: sendzimir.org.pl.
potok Służewiecki w Warszawie, typowy przykład rzeki w kanale
fot.: Agnieszka Kowalewska