reklama
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Dobry znak to zły znak

13 czerwca '22

Felieton z numeru A&B 05|2022


Nie jest idealnie, ale na polu wojennej dezinformacji mamy również potencjalne sukcesy. Informacja wizualna w Polsce pełna jest kreatywnych pułapek. Nie tak łatwo zatem podbić rodzimą przestrzeń i architekturę.

Kilka lat temu kpiłem w prasie z informacji wizualnej poznańskiej Kaponiery. Dla niewtajemniczonych: Kaponiera to wielkie, zbędne rondo z jeszcze bardziej niepotrzebnym przejściem podziemnym — w samym centrum miasta. W połowie minionej dekady drogowe inżynierstwo odtworzyło, w ramach remontu, tego grzmota z czasów wczesnego Gierka i dołożyło kondygnację z przystankiem szybkiego tramwaju. Oznakowanie tak powstałego logistycznego bigosu wykonano jak całą Kaponierę — oszczędzając mózgi na inną, ważniejszą okazję. Do kosza poszły neonowe cyfry i linie z lat 70. prowadzące przez podziemia, a zastąpił je zlepek przypadkowych strzałek, liter oraz komunikatów. Nabijałem się zatem, że — w razie, ha ha ha, wojny — wróg, wpadłszy na poziom minus jeden, pogubi się i padnie trupem po kolejnym przejściu podziemnego labiryntu.

W lutym tego roku mój dowcipas przesunął się w stronę mrocznego realu, ale — jednocześnie — dał nadzieję. Wbrew krzywdzącym opiniom o Polsce z kartonu — w dziedzinie nawigacji po rodzimej przestrzeni i architekturze dostrzegam wysoki stopień przygotowania na inwazję. Nasza Wunderwaffe: informacja wizualna — taka nieprzewidywalna. Czasami się zbłądzi, w lżejszych przypadkach można nabawić się oczopląsu, niekiedy zaś człowiek od razu trafi, gdzie zechce, pieszczony czytelnym i umieszczonym tam gdzie trzeba komunikatem. Tak się bowiem składa, że znaczna część tych, którzy zaopatrują przestrzeń i architekturę w tabliczki, napisy, wyświetlacze, a już zwłaszcza w znaki drogowe, jest jeszcze przed kursem pt. „Jak działa człowiek” uczącym o prawdziwej, a nie wyimaginowanej reakcji na wizualne bodźce, przyzwyczajeniach oraz możliwościach wzroku i przeciętnej percepcji.

Są natomiast ci spece już po jakichś lekcjach z estetyki, bo — w większych ośrodkach — sporo tablic osiąga coraz przyzwoitszy standard wizualny. Takie właśnie plansze lub wyświetlacze są bronią doskonałą. Niby przypomina toto cywilizację, formą obiecuje, że jest godne zaufania, tyle że wisi za nisko, za wysoko, za wcześnie, za późno. Kryje się za inną planszą lub znakiem, głosi coś sprzecznego z tablicą dyndającą obok lub ginie w zalewie innych komunikatów. Albo też słońce lub latarnia tak świecą na ekran kupiony za ciężkie złotówki, że nic nie widać. Są jeszcze detale: napisy niby dobre, z literek bez szeryfów (może to nie Johnston z londyńskiego metra, ale i tak lata świetlne od Comic Sansa), tyle że maleńkie lub na takim tle, że oko wpada w pulsawicę.

Szczególnie utalentowanych speców mają koleje żelazne. Raz tak, raz siak. Nigdy nie wiesz, jak będzie, i to jest najlepsze. Dworzec we Wrocławiu — choćbyś chciał, nie zabłądzisz. Kraków? Na dwoje babka. Albo trafisz na swoje pendolino, albo na tydzień przepadniesz na karuzeli sklepowych promocji. Poznań — tu już nie masz nic do chcenia. Zgubisz się i tak. Lata temu robiliśmy tu ze znajomymi akcję. Nazywała się „Dworzec Zło” i miała pomóc pasażerom w jako takim ogarnięciu tak zwanego nowego dworca, czyli doczepki do centrum handlowego zmajstrowanej w tym samym czasie co nowa-stara Kaponiera. Jak nam dziękowali pasażerowie za trzymane przez nas tyczki z drogowskazami! Nawet (a może właśnie dlatego) jeśli upodobniliśmy tabliczki do strzałek ze szlaków turystycznych. „Peron 1 — 3 minuty, szlak żółty”. „Peron 4a — 10 minut, przeszkody”. „Najbliższa poczekalnia — 2 godziny (Wrocław), szlak czarny”.

Kolejarze żelaźni mają i inne dezinformacyjne patenty. Oto część wyremontowanych stacji zdobna jest w tablice z sensownymi białymi literami na granatowym tle. Ewidentnie dzieło kogoś, kto umie w literki. Inna grupa dworców, również po liftingu, zaopatrzona jest za to w tablice białe z czarnymi literami o kroju wyselekcjonowanym przez wuja Zdzicha. Jak kto obcy, to nie wie, czy nadal jest w tym samym kraju. Bo jakoś tak się składa, że na jedno państwo przypada zazwyczaj jeden system dworcowej identyfikacji. Podobnie z systemami informacji miejskiej. Jedno miasto — jeden pomysł. I tu, niestety, duże polskie ośrodki idą na rękę wrogowi — z Warszawą i jej niebezpiecznie czytelnym, widocznym i intuicyjnym SIM-em na czele. Jedyna nadzieja, że Łódź zerżnęła sporą część systemu od stolicy i najeźdźcom się wszystko pomiesza.

Honor ratują za to mniejsze miejscowości. Wciąż trwa w nich festiwal porozciąganych w pionie lub poziomie szeryfowych fontów, herbów miasta wciskanych na każdą tablicę lub fikuśnych logotypów z hasłem systemu „tu warto żyć, bo jest fajnie”, co nie tylko zaburza orientację w przestrzeni, ale i w czasie — przesuwając intruza prosto w szalone lata 90. „Zakręcona, zakręcona” — podśpiewuje od razu skołowany typ i patrzy, jak by tu ogarnąć browara marki dziesięć-i-pół.

W skali mikro, zwłaszcza w biurowcach, w dziedzinie sabotażu przydają się natomiast (rzadko, ale jednak) sami architekci, których w urządzaniu chaosu zastępują zazwyczaj administratorzy obiektu. Czasem jednak uda się twórcom budynku stworzyć dla niego wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, artystyczny system nawigacji. Tak nakombinują, że patrzysz na piktogram i nie wiesz. Winda? WC? Jak się pomylisz, będzie nieprzyjemnie.

Jest zatem dobrze, ale nie idealnie. W dziedzinie bałaganu i dezinformacji nie prześcigniemy chyba nigdy rzymskiego metra, w którym remont i ułomna nawigacja są tak samo wieczne, jak całe miasto. Nie osiągniemy też chyba takich sukcesów, jak Argentyńczycy, którzy świętując któreś z rzędu bankructwo kraju, odkręcili w Buenos Aires tablice z nazwami ulic, by upłynnić je w składzie złomu. Błądziłem pierwszorzędnie.

Tak czy inaczej, niezależnie od wysokiego stopnia przygotowania, powinniśmy mieć jeszcze w pogotowiu tablice „Idi na ch…”. Gorzej, że sankcje nałożono także na komercyjne kroje bukw i Rosjanie nie mogą teraz używać wielu cywilizowanych krojów pisma.

No i ch… Też będziemy okrutni.

Napiszemy to Comic Sansem.

Jakub Głaz

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE