Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize
Kliknij i zobacz jak w prosty sposób opublikować swój projekt w A&B

Retusz, medycyna estetyczna

26 stycznia '24

W mediach społecznościowych, ale także w poważniejszych portalach informacyjnych promowane są i promują się stale rodzime celebrytki i celebryci, czyli osoby znane z tego, że są znane. Zarzucają nas swoimi zdjęciami na wspaniałych wakacjach i w podróżach, we wnętrzach swoich upozowanych mieszkań i rozlicznych eventach.

We wzajemnych docinkach i uszczypliwościach oraz w komentarzach internautów dość często powtarza się zarzut, że zdjęcia te zostały poddane obróbce komputerowej zniekształcającej, a tak naprawdę rzekomo upiększającej urodę celebrytek i celebrytów. Wypada zadać pytanie, czy jest to rzeczywiście naganny proceder, tym bardziej że od bardzo dawna stosowany w architekturze. Od czasu renesansu kreowana, rysowana i malowana architektura przedstawiała wyimaginowaną idylliczną rzeczywistość, nigdy niemająca szans zaistnieć w rzeczywistości.

Taką architekturę podziwiamy na freskach Rafaela Santiego (1483–1520) w Stanza della Segnatura w Watykanie, czy weneckich płótnach Paolo Veronese (1528–1588). Odmienną wizję prezentuje barokowe malarstwo iluzjonistyczne z freskiem Apoteoza św. Ignacego Andrea del Pozzo (1642–1709) w rzymskim kościele o tym samy wezwaniu, a w Polsce wspaniały fresk jego ucznia Jana Kubena (1697–1770) w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Brzegu. Nieistniejące romantyczne antyczne ruiny możemy podziwiać na idealistycznych krajobrazach francuskiego malarza Claude Lorraina (1600–1682), czy sztychach włoskiego rytownika Giovanni Piranesiego (1720–1778). Wyimaginowana architektura przewija się również w sztuce nowoczesnej jak chociażby w futurystycznych wizjach Antonio Sant’Elii (1888–1916), modernistycznych koncepcjach Le Corbusiera planu Voisin czy rysunkach Archigramu.

W codziennej praktyce architektonicznej rysunkowe wizje kreowanej architektury również wspomagane były wyidealizowanymi postaciami ze świata mody i luksusowymi samochodami. Wystarczy sięgnąć do rysunków architektonicznych rodzimych twórców z lat 70. żeby zobaczyć wymarzony świat, który nigdy nie miał szans zaistnieć w zgrzebnym PRL-u. Obecnie rozwój technik komputerowych umożliwił stwarzanie fotorealistycznych wizualizacji, przedstawiających wymarzony i wyśniony świat realizowanych w przyszłości obiektów. Zauważyć można ewolucję sztafażu i stosowanych „chwytów” graficznych. Elegancko ubrani ludzie, drogie samochody i tym podobne ekskluzywne rekwizyty ustąpiły miejsca pnączom oplatającym budynki, zielonym przestrzeniom sprzyjającym rekreacji i pełnym luzu ludziom, niespiesznie spacerującym wśród sielankowego pejzażu. Nie są prezentowane jesienne szarugi, zimowy smog, hektary betonowych parkingów, agresywne graffiti czy zalegające śmieci. Nie w nich ma miejsca dla ludzi zabieganych, samotnych, chorych, z niepełnosprawnością, wykluczonych z tej idyllicznej, wymarzonej rzeczywistości.

Zarzucamy retusz zdjęć celebrytom, ale nie irytuje nas, że wizualizacje tak niewiele mają wspólnego z otaczającą nas rzeczywistością. Można traktować to zjawisko jedynie jako przejaw komercji, w której architekci reklamują swoje produkty deweloperom, a ci z kolei klientom wynajmującym komercyjne powierzchnie, lub potencjalnym nabywcom nieruchomości. To polska specyfika, że mieszkania są sprzedawane w budowanych dopiero obiektach, a przyszli klienci mogą w przykry sposób skonfrontować rzeczywisty kształt i wygląd budynku z jego wizualizacjami w sytuacji, gdy już dawno nabyli nieruchomość. W równie oszukańczy sposób prezentowane są fotografie już ukończonych realizacji w fachowych czasopismach i portalach. Starannie kadrowane ujęcia celowo unikają fotografowania otoczenia i kontekstu wzniesionych obiektów. Dopiero realne fizyczne obcowanie z obiektem negliżuje brak tego kontekstu, przypadkową lokalizację, powodując rozczarowanie w stosunku do oczekiwanego, znanego z wcześniej oglądanych na fotografiach efektu. To zresztą jeden z bardziej istotnych elementów odróżniających naszą współczesną architekturę od realizacji w Holandii, Francji czy Wielkiej Brytanii. W tamtejszych realiach dopiero bezpośredni kontakt z obiektem ukazuje jego walory, gdy w naszym rodzimym przypadku niestety zazwyczaj go deprecjonuje. To „wizualizacyjne” podejście do architektury odróżnia również nasz sposób kształcenia przyszłych adeptów tego zawodu od przodujących zachodnich uczelni. Podobny syndrom obserwować można w naszych konkursach architektonicznych, w których wizualizacje zaczynają być bardziej istotne niż struktura i morfologia obiektu. Problemem jest również rezygnacja z modeli odgrywających istotną rolę w rozstrzyganiu zagranicznych konkursów, na rzecz balansujących na granicy kiczu wizualizacji.

Jednak chyba nie tylko aspekt komercyjny decyduje o takim wizualizacyjnym podejściu, a niespełnione marzenia i aspiracje w naszych rodzimych realiach. Być może wobec rozziewu pomiędzy naszymi marzeniami a realnymi efektami naszej pracy twórczej powinniśmy sięgnąć wzorem celebrytów do poważniejszych retuszy fotografii naszych realizacji i generować jeszcze bardziej idealistyczne wizualizacje i wizerunki naszej architektury.

Te opisane powyżej działania to jednak tylko płótno, papier lub wirtualna prezentacja, odporna i bardzo cierpliwa w stosunku do takich zabiegów. Jednak architektura to nie fotografie i wizualizacje, a twarda otaczająca nas fizyczna rzeczywistość, na której kształt i funkcjonowanie w przestrzeni te graficzne i komputerowe zabiegi, czego może i szkoda, nie mają żadnego wpływu.

medycyna estetyczna

Komputerowe poprawianie urody to zabieg wirtualny, funkcjonujący gdzieś w sieci i mediach społecznościowych. W realnej rzeczywistości natomiast coraz bardziej popularna staje się medycyna estetyczna, będąca inwazyjną już ingerencją w ludzki organizm. W celebryckim świecie modne stały się zabiegi usuwania zmarszczek, wstrzykiwania botoksu, liftingu i modelowania twarzy, zmiany kroju ust, lipolizy, czyli odsysania tłuszczu, zmiany kształtu piersi, pośladków, ud i wręcz modelowania całej sylwetki.

W architekturze takie przejawy medycyny estetycznej obserwować można w XIX wieku. Przykładem była restauracja paryskiej katedry Notre-Dame dokonana przez Eugène Viollet-le-Duca (1814–1879), w ramach której architekt wprowadził szereg nieistniejących oryginalnie gotyckich detali będących wytworem jego fantazji, w tym strawioną przez pożar sygnaturę na skrzyżowaniu naw. Podobne działania ocierające się o świat kreacji baśniowej architektury prezentują realizacje dziewiętnastowiecznych zamków na czele z utopijnym bawarskim Neuschwanstein wzniesionym przez Ludwika II, a w Polsce przebudowa pałacu Tiele-Wincklerów w Mosznej koło Opola, czy pałacu Marianny Orańskiej w Kamieńcu Ząbkowickim wzniesionym według projektu Karla Friedricha Schinkla (1781–1841) będącego bajkową mieszaniną neogotyku z elementami mauretańskimi.

Ostatnio coraz bardziej popularna staje się turystyka medycyny estetycznej, a dominującym kierunkiem stały się kliniki w Turcji. Idąc tym tropem, chciałoby się poddać wiele z naszych budynków i budowli takim zabiegom, mniej lub bardziej inwazyjnym. Z pewnością warto byłoby poprawić proporcje, a może także sylwetę, wymienić kiepski materiał, wysubtelnić detal, uszlachetnić kolorystykę, a może także poprawić funkcję i wnętrza.

Retusz, medycyna estetyczna

Retusz, medycyna estetyczna

© Piotr Średniawa

Niestety nie sposób wysłać budynku z Polski do Turcji celem poprawy jego estetyki i sprowadzić go z powrotem do kraju. Jeszcze większy problem miałyby próby wysłania placów i innych przestrzeni publicznych. Pozostają więc tylko rodzime zabiegi. Poza nielicznymi pozytywnymi przykładami rewitalizacji czy sanacji większość zabiegów, którym poddajemy nasze budynki w ramach architektonicznej medycyny estetycznej, zaliczyć należy do mało udanych. Całkowicie zaprzepaściliśmy szansę podniesienia nie tylko estetyki, ale standardu funkcjonalnego modernizowanych termicznie budynków. Przysłowiowa pasteloza stała się synonimem brzydoty i złego gustu. Podobnie jak tak zwane modernizacje placów, słusznie określane betonozą. Szkoda tej zmarnowanej szansy i wcale niemałych środków finansowych, tym bardziej że te zabiegi będą nas prześladować przez parę następnych dziesięcioleci. To pokazuje, że nie ma w naszej profesji tematów i działań nieważnych. Wystarczy porównać nasze osiągnięcia z nagrodzonymi realizacjami zachodnioeuropejskimi.

Już ponad 10 lat temu na terenie byłej DDR podjęto takie kompleksowe działania w ramach wielkopłytowych osiedli. Wielokrotnie nagradzane i publikowane realizacje powstały w Halle i Leinefelde pod kierunkiem Stefana Forstera. Również ostatnie nagrody Miesa van der Rohe zostały przyznane, za rewitalizacje blokowisk. W 2017 roku nagrodę zdobył projekt rewaloryzacji modernistycznej zabudowy mieszkaniowej w Amsterdamie autorstwa pracowni NL architects i XVW architectuur, a w 2019 roku przebudowa bloków z lat 60. w Bordeaux, autorstwa pracowni Lacaton & Vassal architectes, laureatów Nagrody Pritzkera w 2021 roku, Frédéric Druot Architecture oraz Christophe Hutin Architecture.

zimowy pejzaż

Zazwyczaj jadąc do Krakowa z Katowic lub Gliwic, korzystam z autostrady A4, która, aczkolwiek ładna krajobrazowo, przebiega w oczywisty sposób poza miastami i wsiami. Czasami jednak mając do załatwienia jakąś sprawę po drodze w Sosnowcu czy Będzinie wybieram drogę przez Olkusz. Od Olkusza czteropasmowa droga zmienia się w stary dwupasmowy trakt prowadzący przez podkrakowskie wsie, rozciągnięte wzdłuż prawie całej trasy. To zwyczajny polski pejzaż ulicówek, o wątpliwej urodzie, pstrokatych dachów o różnych kątach nachylenia, domów o złych proporcjach, otoczonych wątpliwej urody metalowymi ogrodzeniami, przeplecionych parterowymi pseudomodernistycznymi, a naprawdę nijakimi pawilonami. Nic nie zostało z podkrakowskich niebieskich drewnianych chałup, plecionych stodół i sztachet drewnianych płotów, które pamiętam z dzieciństwa. Nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć w czasie tej podróży w pozytywny lub negatywny sposób. Jednak pewnego styczniowego poranka zobaczyłem zupełnie inny pejzaż, który wprawił mnie w zdumienie graniczące z zachwytem. W nocy świeży śnieg przykrył całe wsie białą „farbą”, a w pochmurny dzień jedynymi kolorowymi akcentami były przemykające karoserie samochodów. Zniknęła cała pstrokacizna tej zabudowy, zmieniając się w monochromatyczną grafikę, przetykaną delikatnym rysunkiem bezlistnych drzew. Jednolite białe dachy uspokoiły nieznośny melanż, stapiając zabudowę z wzgórzami drugiego planu. W ciągu paru nocnych godzin zima zmieniła kakofoniczny obraz w pełną harmonii panoramę. Ten minimalistyczny niczym z japońskich drzeworytów widok pokazał, jak w sennym marzeniu, zupełnie nową perspektywę, w śnieżnym kamuflażu. Miraż jak każda iluzja nie trwa wiecznie i tym większe jest rozczarowanie, gdy znika z naszych oczu. Niestety zachwyt był tylko chwilowy, gdyż wracając tą trasą po paru godzinach na Śląsk, śnieg stopniał, a obraz mijanych wsi wrócił do starego, znanego, lecz mało pozytywnego widoku.

Jaka szkoda, że nie dysponujemy jak sama natura środkami, które w ciągu jednej nocy są w stanie tak zmienić obraz naszej przestrzeni. Jednak wzorując się na naturze, być może nie musimy uciekać się do komputerowych manipulacji, idealizujących naszą przestrzeń. Gdyby stopniowo poprawiać nawet w małej skali nasze wsie i miasteczka, może nie w tak magiczny sposób, jak jedna zimowa noc, udałoby się nam chociaż trochę pozytywnie zmienić nasz zabałaganiony zurbanizowany krajobraz. Może, zamiast opanowywać kolejne programy graficzne i tworzyć lukrowane, słodkie wizualizacje warto na chwilę przystanąć i zobaczyć w świeży sposób urodę pejzażu i pomarzyć jak historyczni malarze o idealnej architekturze i przestrzeni.

 
Piotr Średniawa

Przewodniczący Rady Śląskiej Izby Architektów,
członek WKUA i MKUA w Katowicach,
od 2003 roku prowadzi z Barbarą Średniawą Biuro Studiów i Projektów w Gliwicach

Głos został już oddany

okno zamknie się za 5

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE