Rozmowa z Łukaszem Maśloną — radnym miejskim i aktywistą społecznym— z numeru 12/2021
Nowa Wesoła — należy odwrócić proces planowania miasta. W ramach procesu kształtowania poszpitalnego terenu Wesołej, centralnie położonej części Krakowa, która poddawana jest procesowi transformacji, odbyły się warsztaty urbanistyczne z udziałem krakowskich i pozakrakowskich architektów, planistów, urzędników i badaczy. Wśród gości Międzynarodowego Biennale Architektury w Krakowie byli m.in.: Bartłomiej Kisielewski, architekt z Horizone Studio, Łukasz Maślona, miejski aktywista i radny Miasta Krakowa, Kuba Snopek, urbanista i badacz miast oraz Jan Pamuła, prezes ARMK — spółki powołanej do zarządzania Wesołą. Rozmawiam z nimi o refleksjach z pracy warsztatowej podczas Biennale i ich osobistej wizji Wesołej.
Katarzyna Jagodzińska: Brałeś udział w pracach grupy warsztatowej, której członkami byli niemal sami architekci. Jako aktywista miejski i radny masz inną perspektywę. Jakie refleksje nasunęły Ci się po Biennale?
Łukasz Maślona: Na pewno było to ciekawe doświadczenie dla mnie, zarówno jako radnego, jak i aktywisty społecznego. Mimo że zadanie było takie samo dla wszystkich, to każda z trzech grup podeszła do tematu inaczej. Pierwsza grupa skupiła się bardzo mocno na tym, co już jest w projekcie planu zagospodarowania „Wesoła — rejon ul. Kopernika”, i wprowadzała tam drobne korekty do propozycji urzędu. Nasza grupa pod kierownictwem profesora Romualda Loeglera skupiła się na chęci stworzenia dobrego, zdrowego kawałka miasta i wzięliśmy w nawias uwarunkowania projektu planu. Uznaliśmy, że jest tam wiele elementów, które nie do końca nam odpowiadają, w związku z czym potraktowaliśmy ten teren niejako od podstaw, jako nieobarczony wizją urbanisty miejskiego. Trzecia grupa z kolei skupiła się bardziej na sferze funkcjonalnej, dając urzędowi know how, jak zarządzać przestrzenią, której miasto stało się właścicielem. A stało się tym właścicielem trochę przez przypadek, bo zakup Wesołej nie był zaplanowanym działaniem ze strony prezydenta, wynikał raczej z politycznej konieczności. Gdy przed wyborami samorządowymi każdy kandydat na urząd prezydenta proponował wykup Wesołej, to starający się o reelekcję prezydent Majchrowski również na to przystał. Widać jednak, że miasto nie było przygotowane na zakup tego terenu, nie miało i nadal nie ma pomysłu, co z nim zrobić. Potwierdzają się teraz głosy działaczy społecznych, którzy zarówno w trakcie konsultacji, jak i wcześniej postulowali, żeby — skoro miasto jest właścicielem terenu — nie spieszyć się z jego zagospodarowywaniem poprzez wznoszenie kolejnych budynków. To w każdej grupie projektowej wybrzmiało bardzo mocno — przede wszystkim nie budować.
Ciekawe jest to, co zaproponowała trzecia grupa, czyli podzielenie tej przestrzeni na mniejsze fragmenty, żeby zachęcić małe podmioty do korzystania z niej. Oczywiście jest to trudniejsze w zarządzaniu, na pewno Agencja Rozwoju Miasta Krakowa wolałaby wynająć cały budynek i mieć z głowy nieustanne dbanie o tę przestrzeń, natomiast z racji interesu społecznego wydaje się, że takie bardziej eksperymentalne podejście do sprawy dotyczące funkcji, które mają się pojawiać w budynkach, jest zasadne. Kiedy mieszkańcy usłyszeli słowo „eksperyment”, zdecydowanie zaprotestowali przeciwko zbytniemu eksperymentowaniu z tą otwartą przestrzenią publiczną, bo to się źle w Krakowie kojarzy — prowizoryczne rozwiązania mają dużą trwałość. Pomysł godzący wiele skrajnych opinii co do przyszłości zabudowań kościelnych pojawił się w naszej grupie — dotyczył umiejscowienia na Wesołej dziennego domu seniora w budynku klasztoru, który jest najlepiej przygotowany do życia jakiejś wspólnoty. Gdyby w pobliżu pojawiła się jeszcze opcja przedszkola, to moglibyśmy animować integrację społeczną. Żywa była również idea otwartych pracowni artystycznych.
Warto wspomnieć, że konsultacje społeczne dotyczące przyszłości Wesołej odbyły się na wniosek organizacji pozarządowych, urząd miasta nie kwapił się z ich przeprowadzeniem. Odnoszę także wrażenie, że wiodący postulat konsultacji, czyli powolnego urządzania Wesołej, został wykorzystany do tego, żeby nie robić tam nic. To jest mój zarzut jako radnego, że przez cały ubiegły rok, oprócz jednego wydarzenia kulturalnego, które się tam odbyło na łące, ta przestrzeń nie żyje. A mogłaby, moim zdaniem, już od dawna pełnić chociażby funkcje integrujące, szczególnie lokalnych mieszkańców. Mam wrażenie, że tam hula głównie wiatr, a powinny hulać różne inicjatywy społeczne i kulturalne. Nie mówimy tu oczywiście o funkcji imprezowej, tylko różnych innych, które nie potrzebują specjalnie wyposażonych budynków i mogłyby pełnić funkcje tymczasową.
Cieszy mnie przede wszystkim to, że wizja architektów i urbanistów jest zbieżna z wynikiem konsultacji społecznych, że głos mieszkańców, którzy w znakomitej większości nie są wykształceni w kierunku zagospodarowywania przestrzeni czy architektury, spotkał się z głosem ekspertów.
Miasto nie chce dokładać do Wesołej, pojawił się więc pomysł, żeby bardzo szybko wynająć na cele medyczne jeden lub dwa budynki, to się jednak nie udało. Skoro nie udało nam się przez rok uzyskać jakichkolwiek dochodów, to warto zastanowić się nad pozyskiwaniem środków z zewnątrz — z nowej perspektywy unijnej. W naszej grupie warsztatowej pojawiły się pomysły dotyczące adaptacji Wesołej do zmian klimatycznych, pokazujące, że można budynki zabytkowe zaadaptować pod kątem retencji wód opadowych, wykorzystywanych później do nawadniania stref zielonych, które tu powstaną, oraz które ograniczyłyby lokalne podtopienia, z jakimi mamy do czynienia na Grzegórzkach.
Mamy tu nawiązanie do myśli głównej Biennale: re-use, czyli ponownego wykorzystania wody, również tej, która jest wypompowywana z bariery odwodnieniowej na rondzie Mogilskim, tylko po to, aby mógł tam jeździć tramwaj. Ona jest po prostu w ogromnych ilościach wpuszczana z powrotem do Wisły, a można by ją było w formie jakichś cieków wodnych wprowadzić na Wesołą, aby mógł ją wykorzystywać również ogród botaniczny.
Na Grzegórzkach powstają ogromne osiedla mieszkaniowe, które oprócz jednego Parku Grzegórzeckiego nie mają żadnej przestrzeni publicznej. Upadł pomysł budowy Centrum Muzyki na Grzegórzkach, więc trzeba spróbować stworzyć nowe lokalne centrum dla mieszkańców, ale z pewnością nie może to być betonowy plac, który jest wpisany w projekcie. Oczywiście można się zastanawiać nad przeznaczeniem części budynków pod ewentualne mieszkania, ale wydaje się, że mamy w okolicy bardzo mocne dogęszczenie funkcją mieszkaniową i teraz mieszkańcom brakuje miejsca spotkań lokalnych. Nie tyle rynku, co jakiejś agory, gdzie po prostu mogliby bywać i się spotykać.
projekt zagospodarowania Wesołej zaproponowany przez grupę II
Katarzyna: Myślisz, że Kraków jest gotowy na to, żeby się jeszcze wstrzymać, poczekać i rzeczywiście eksperymentalnie podejść do tego dużego, centralnie położonego terenu?
Łukasz: Przede wszystkim istotne jest to, kiedy uzyskamy prawo do wszystkich budynków, które kupiliśmy. Mamy ich raptem kilka, a jest wola ze strony Uniwersytetu Jagiellońskiego, żeby tę przeprowadzkę opóźnić. To dla nas może być poniekąd szansa, bo wydaje mi się, że błędem byłoby spieszyć się i starać na siłę szybko docelowo zagospodarowywać tę przestrzeń. Miasto nie ma w ramach swojej struktury urzędowej ani komórki, ani doświadczeń w zagospodarowaniu tak dużego terenu w ścisłym centrum. Po prostu jako gmina nigdy nie byliśmy właścicielem takich gruntów — łatwo popełnić błędy, ale później bardzo trudno będzie je naprawić. Może zamiast je popełniać, lepiej spróbować poprzez działania eksperymentalne starać się wprowadzać jakieś rozwiązania i nieustannie poddawać je opiniowaniu i ocenie przez mieszkańców, szczególnie tych lokalnych. Stąd pojawił się w naszej grupie pomysł stworzenia lokalnego centrum dla mieszkańców, gdzie znalazłoby się pomieszczenie na kilkaset osób, w którym w sposób nowoczesny mieszkańcy mogliby wyrażać opinie na temat konkretnych rozwiązań, które w danej chwili są proponowane. Przyjął on postać tężni, w której wnętrzu byłaby przestrzeń spotkań, a na zewnątrz przestrzeń dla sztuki, tak aby te światy się przenikały. Przykładowo, jeśli organizowane są wystawy plenerowe, to żeby mieszkańcy mogli zostawić swoją opinię nie tylko w internecie, ale i na miejscu, nawet na zasadzie bardzo prostego głosowania: tak podoba mi się / nie, nie podoba mi się. Tak, żeby proces konsultacji z mieszkańcami nie ustał i żeby wyrobić w mieszkańcach nawyk ciągłego współdecydowania. Była na to nadzieja po konsultacjach społecznych, bo pojawiła się zapowiedź cyklu spotkań o Wesołej, ale niestety temat umarł. Mieszkańcy już o tym zapomnieli, niestety nic się z tym nie stało, a widać, że Wesoła popada w zapomnienie.
Dobrze, żeby opiekun tego procesu został nazwany. Pytanie, na ile chce tę rolę przejąć Agencja Rozwoju Miasta, czy może trzeba poszukać innego rozwiązania. Żeby nie dublować kosztów, dobrze by było, aby to jednak ARMK wzięła odpowiedzialność za tę przestrzeń, jednak nie na zasadzie: poczekajmy, zobaczymy, co się samo wydarzy, tylko próby bardziej aktywnego animowania tego procesu. To, co teraz się dzieje, jest de facto marazmem. Co więcej, proces konsultacji związanych z zagospodarowaniem Wesołej miesza się z konsultacjami na temat planu zagospodarowania, a to są zupełnie inne poziomy. Myślę, że dobrze byłoby zawiesić prace nad planem i poczekać, aż w końcu wykrystalizują się ostateczne funkcje, zgodne z oczekiwaniami mieszkańców. Tu nie grozi nam zabudowa, bo to miasto jest deweloperem.
Katarzyna: Czy wydaje Ci się, że na razie wystarczy konsultacji ze środowiskiem urbanistów i architektów, że jest już dość pomysłów i teraz trzeba je przetworzyć?
Łukasz: Nie, absolutnie nie, nie powinniśmy pozostawać na etapie trzech koncepcji. To powinno ewoluować w kierunku jednej koncepcji. Gdyby grupy wyciągnęły ze swoich pomysłów elementy wspólne, to już mielibyśmy trzon, wokół którego moglibyśmy budować docelową koncepcję Wesołej. Wiele punktów było zbieżnych i dyskusji wymagają przede wszystkim kwestie rozbieżne. Należy również dookreślić metodę, którą będziemy naszą Wesołą urządzać. Myślę, że można też próbować bardziej uaktywnić organizacje pozarządowe, które mają największe doświadczenie w pracy z mieszkańcami. Do tej pory tego brakowało, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, aby tak się stało.
Katarzyna: Dziękuje za rozmowę.
uczestnicy warsztatów podczas prac projektowych
fot. Patryk Czornij