Artykuł ukazał się w A&B 10'2020
W tych murach zebrało się przez lata tak wiele tak różnych osób zajmujących się kreacją rzeczywistości, że adres Inżynierska 3 stał się prawdziwym symbolem artystycznej bohemy. Historia zaczęła się, gdy ta rzeczywistość była w kulminacyjnym momencie transformacji. Z miastem trzeba było załatwić, a z miejscowymi ułożyć. Praga‑Północ spełniała ważną dla artystów kategorię — była ciekawa. Tkwiąca w nich pasja odkrywców nowego lądu tu mogła się ziścić. Choć byli i tacy, którym zależało, żeby tylko podjechać samochodem pod samo wejście pracowni i przemknąć niezauważonym do środka.
Warszawska Praga-Północ to teren rozciągający się od dawnego Stadionu X-lecia (dzisiejszy Stadion Narodowy) do mostu generała Grota-Roweckiego. Graniczy z Saską Kępą (częścią tak zwanej Pragi-Południe), Śródmieściem, Żoliborzem i Targówkiem.
W XVIII wieku Praga rozwijała się jako niezależne miasteczko handlowe. Niestety od wybuchu powstania kościuszkowskiego okolica zaczęła podupadać. Ciąg niefortunnych wydarzeń spowodował, że charakter miejsca uległ zmianie i Praga zyskała złą reputację. To miejsce, gdzie siedząc w czterech ścianach swojej pracowni, po nocach można usłyszeć krzyk z trzewi ulicy „K****, jak żyć?!?”. Sklepy alkoholowe mają swoje nazwy: „Szklana pogoda” czy „Jacek i Placek”, a ludzie zanurzeni w swojej codzienności i rutynie potrafią z sobą uprzejmie współżyć pomimo różnic, ale i dać sobie w mordę z tego samego powodu. Praga nieprosty ma wizerunek.
Tutejsze życie toczy się swoim tempem i ma własny koloryt. Mieszkańcy dzielnicy czują, że przynależą do lokalnej społeczności, która chyba nigdzie indziej nie jest tak zróżnicowana. Warszawski folklor przeplata się z artystyczną energią przyjezdnych, emerytów i pijaków. Dzieciaki biegające po podwórkach z zapałkami w ręku i lokalni rzemieślnicy. Mniejsze uliczki i praskie zaułki. A pomiędzy zabytki i relikty niełatwej przeszłości, która jest tam bardzo mocno zakorzeniona.
Leonard Sempoliński i Stefan Wiechecki „Wiech” przeprowadzili wyjątkową dokumentację dzielnicy. „Ginące przedmieścia” Sempolińskiego są pozbawionym estetyzacji obrazem ubogich dzielnic Warszawy z lat 70. XX wieku. Pokazują skutki wojny i kolejnych problemów, z jakimi zmagało się miasto. Wiech w swoich tekstach oddał język Pragi i rzeczywistość mieszkańców Targówka czy Szmulowizny.
Praga zawsze miała specyficzny wizerunek wpisujący się w klimat artystycznej bohemy, ale do lat 90. XX wieku tylko indywidualne przypadki zasiedlały tę część Warszawy. Na rogu Ząbkowskiej i Markowskiej, w sąsiedztwie Warszawskiej Wytwórni Wódek „Koneser” (obecnie Centrum Praskie Koneser) znajdowała się pracownia artystycznej legendy Pragi — Jerzego Zielińskiego — znanego wszystkim pod pseudonimem „Jurry”. Swoje miejsce znaleźli tutaj malarze, którzy przez lata z sobą współpracowali, przedstawiciele nurtu nowej figuracji Marek Sapetto i Wiesław Szamborski. Wielu twórców miało „praski epizod”.
budynek na Inżynierskiej 3
fot.: Anna Walewska
Prawdziwy przełom nastąpił jednak w 1995 roku, kiedy to — jak mówi Roman Woźniak, artysta, założyciel Teatru Academia — osiadł tu „pierwszy bastion artystów”. Malarka Olga Wolniak wynajęła pracownię przy Białostockiej. Jej sąsiadami byli malarz Jacek Ziemiński, fotografowie Paweł Żak i Mikołaj Grynberg, a także artysta wizualny pochodzenia greckiego Kostas Kiritsis.
Rok później, we wrześniu 1996 roku, dwie młode artystki, absolwentki najsłynniejszej w tamtym czasie pracowni na warszawskiej ASP, „Kowalni” (nazwa pochodzi od nazwiska prof. Grzegorza Kowalskiego) wynajęły pracownie na strychu budynku przy Inżynierskiej 3, rozpoczynając, jak się okazało, jeden z ciekawszych rozdziałów w życiu okolicy.
Ulica Inżynierska znajduje się tuż przy sercu Pragi-Północ — Dworcu Wileńskim. Cztery murowane czerwoną cegłą ceramiczną budynki magazynowe o różnej liczbie kondygnacji, ustawione szeregowo, zajmują posesję między Inżynierską 3 a Targową 80. Każdy z nich ma zamkniętą łukiem bramę wyjazdową, dzięki czemu teoretycznie można się przemieszczać między dziedzińcami i poszczególnymi budynkami (w rzeczywistości większość bram jest zawsze zamknięta). Jest to jedyny zespół kamienic przemysłowych na terenie Warszawy zachowany w stanie nienaruszonym od momentu powstania (do pożaru w 2013 roku). Budynki powstały między 1910 a 1914 rokiem (w 1910 pierwsze trzy kamienice od Inżynierskiej, w 1914 ostatnia, czwarta).
Zespół budynków powstał w wyniku rozbudowy firmy Adolfa Wróblewskiego zajmującej się organizacją przeprowadzek, magazynowaniem mebli, udzielaniem pożyczek na ich zakup i sprzedażą komisową.
Po wojnie magazyny były własnością prywatną, później zostały przejęte przez Państwowy Zarząd Mienia Opuszczonego. Zanim kamienica Towarzystwa Akcyjnego Przechowywania Mebli A. Wróblewski stała się oazą współczesnych artystów, korzystały z niej różne przedsiębiorstwa, między innymi Moda Polska oraz Jubiler. Mieściły się tu szwalnie oraz rozmaite hurtownie. W drugim magazynie na pierwszym piętrze w latach 90. działał na przykład sklep z trumnami.
warszawskie Kasie
Katarzyna Górna i Katarzyna Kozyra znalazły tam swoje pracownie na ostatnim piętrze frontowego budynku. Był on najbardziej dekoracyjny ze wszystkich. Do dziś na fasadzie znajduje się oryginalny napis: Tow. Akc. A. Wróblewski i Sk. Na jednym z bocznych ryzalitów zaś „8”. To pozostałość po dacie 1875 — roku założenia przedsiębiorstwa Wróblewskiego. Na drugim widniał rok wzniesienia pierwszych budynków, niestety znajdujący się pod górnym gzymsem kordonowym oddzielającym ostatnie piętra fasady napis nie zachował się.
Boczne części elewacji zakończone są szczytami z dachami naczółkowymi. W centralnej części dachu znajduje się wole oko. W środku zachowana jest oryginalna klatka schodowa z drewnianymi schodami, oknami i tralkową balustradą. Pierwotnie każdy z budynków był wyposażony w zewnętrzną windę towarową. Pozostały po nich tylko elementy konstrukcyjne, zawartość szybów ukradli złomiarze.
zdjęcie z serii „Kasie-niteczki” autorstwa Katarzyny Górnej i Katarzyny Kozyry, 1993
fot.: dzięki uprzejmości Wall Gallery
Jak podkreśla Górna, obie z Kozyrą wiedziały, co chcą robić i czego w związku z tym potrzebują. Szukały przestrzeni przez Zarządy Gospodarowania Nieruchomościami. Sprawdzały oferty na Mokotowie, Żoliborzu i innych miejscach miasta. Praga wyszła przez przypadek. Tu znalazły po prostu to, czego szukały.
Katarzyna Górna potrzebowała przestrzeni, aby móc w niej fotografować. Zajmująca się do dziś fotografią wielkoformatową artystka potrzebowała wysokiego wnętrza i możliwości „odejścia”. Charakterystyczne dla tego budynku drewniane półokrągłe otwory okienne zostały dobrze ujęte w słynnej serii fotografii Górnej pt. „Madonny” z lat 1996–2001. Katarzyna Kozyra była wówczas tuż po „Piramidzie zwierząt” i w trakcie „Olimpii”. Przychodziła do pracowni podczas leczenia (chorowała na chłoniaka Hodgkina). Pamiętam, jak kiedyś wspominała, że organizowała sobie czas tak, aby raz dziennie na górę wejść i z góry zejść. Bowiem schody przy Inżynierskiej robią wrażenie. To rozwiązanie kształtowało różne układy i sytuacje biznesowo-towarzyskie. Na rozwój wydarzeń miał też wpływ brak obsługi kawiarnianej. Cafe „U Krawca” oraz „Łysy pingwin” czy późniejszy „Vinowajca” powstały stosunkowo późno, po ukształtowaniu się sąsiedzkiej społeczności.
Artystki znane w tamtym czasie w towarzystwie jako warszawskie Kasie szybko zaczęły zapraszać znajomych artystów, aby urządzili swoje pracownie przy Inżynierskiej. Trafili tu inni absolwenci „Kowalni”: Paweł Althamer, Waldemar Mazurek i Grzegorz Matusik, którzy zajęli pracownię obok. Jak wspomina Althamer, na tym piętrze była wcześniej fabryka fajerwerków. Dwa piętra niżej znaleźli się Roman Woźniak i Zelda Klimkowska. Chwilę po Górnej i Kozyrze w budynku przy Inżynierskiej 3 z inicjatywy Izy Bil powstało słynne Studio Melon — pierwsze studio i agencja pracująca z artystami oraz zajmująca się produkcją sesji fotograficznych w Warszawie.
Katarzyna Górna, fotografie z serii „Madonny”, 1996–2001
fot.: Katarzyna Górna
koniec wieku
Jeszcze pod koniec lat 90. w mediach pojawiały się odniesienia do paryskiego Montmartre, nowojorskiego Brooklynu, berlińskiego Kreuzbergu, jednak nie ma drugiego takiego miejsca jak warszawska Praga. Zawiązywały się grupy i powstawały nowe inicjatywy. Już w 1997 roku artyści nieformalnie zrzeszeni przy Inżynierskiej organizowali tam wspólne projekty, wystawy czy wydarzenia innego typu. Jednym z pierwszych była wystawa „Parteitag” zrealizowana w pracowniach Górnej i Kozyry przez Artura Żmijewskiego, który nigdy nie był formalnym lokatorem, ale jest postacią wielokrotnie powracającą w historii Inżynierskiej.
Z czasem kręgi się rozszerzały. Szczególne relacje powstały między Inżynierską 3 a słynnym podwórkiem przy 11 Listopada. Tam Woźniak przeniósł swój teatr Academia, a na jego miejscu przy Inżynierskiej powstał „Sen Pszczoły”. Górna miała firmę „Effect event”, utworzono Stowarzyszenie Warszawskiego Aktywu Artystycznego (członkowie: Katarzyna Górna, Alicja Łyszkowicz i Artur Żmijewski), które okazało się krótkim, ale intensywnym epizodem w życiu dzielnicy.
Do jednych z bardziej nietypowych „numerów” można zaliczyć umieszczenie na fasadzie pierwszej kamienicy zespołu budynków przy Inżynierskiej 3 tabliczki upamiętniającej postać Pawła Althamera. Widzimy na niej wizerunek artysty i informację: „W tym domu (domofon 11) od roku 1997 żyje i tworzy Paweł Althamer, rzeźbiarz”. Jak się okazuje powstała ona z inicjatywy samego artysty. Autorem tego dzieła jest Waldi (Waldemar Mazurek), rzeźbiarz, który dzielił pracownię z Pawłem. Althamer w tym czasie był świeżo po lekturze „Rozmów z Bogiem” Neale’a Donalda Walscha. Poczuł, że czas zacząć siebie doceniać. Artysta, który kilkukrotnie wcześniej pracował z autoportretem, przedstawił pomysł koledze. Obaj podeszli do tego z humorem. Tak powstała nietypowa tablica, za życia wielkiego artysty, która miała uroczyste odsłonięcie — zorganizowano wernisaż, na który przyszli między innymi Andrzej Przywara czy śp. Warren Niesłuchowski, którego ta sytuacja niesłychanie bawiła. Do dziś przed budynkiem zatrzymują się wycieczki, aby wspomnieć postać Althamera ze względu na tę tabliczkę.
Paweł Althamer „Guma”, 2008, rzeźba (metal, guma, 166×60×60 cm), praca z kolekcji Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
© Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
Artystyczny potencjał Pragi był rozwijany niemal każdego dnia. Ten rozwój przeplatał się z praską codziennością i „lokalsami”, którzy nieraz przyglądali się temu ze zdziwieniem. Górna podczas naszej rozmowy zaznaczyła, że dla niej osobiście interesujące było na początku spotkanie z „tubylcami”. Później do tego przywykła. „To ciekawe jak artyści wpasowali się w »praskie klimaty« i znaleźli na miejscu. Byliśmy biedni i niegroźni. Myślę, że traktowali nas jak pożytecznych idiotów, ale nie byliśmy dla miejscowych użyteczni. Przyjeżdżając na Pragę, czuło się atmosferę interesów”. Roman Woźniak podkreśla jednak, że stwierdzenia jakoby Praga była bezpieczna to mit. Pamięta pobicie syna, różnego rodzaju włamania oraz, że wszystko się załatwiało przez Pana R. Swoje trzeba było wywalczyć w miejscu, gdzie obowiązywało prawo ulicy i przejście przez nieodpowiednią bramę mogło się źle skończyć.
sąsiedzi dla sąsiadów
W 2001 roku Roman Woźniak zainicjował festiwal „Sąsiedzi dla Sąsiadów”, który doczekał się pięciu edycji i szybko zdobył miano „największej dzielnicowej imprezy Warszawy”. Uczestniczyli w nim tutejsi artyści, mieszkańcy, a także twórcy zaproszeni z różnych stron świata, przedstawiciele rozmaitych kultur. Finał często kilkudniowego festiwalu miał miejsce na dziedzińcu Inżynierskiej 3. W ramach tego wydarzenia organizowano „Dzień otwartych pracowni”. Artyści zapraszali do siebie nie tylko innych artystów i marszandów, których też w tych dniach nie brakowało na Pradze, lecz właśnie swoich sąsiadów. W wydarzeniu brali także udział tancerze, muzycy, performerzy. W sklepie mięsno-spożywczym na rogu Inżynierskiej i Wileńskiej można było oglądać sztukę wideo, a w witrynach umieszczono obiekty artystyczne. Na budynkach wyświetlano projekcje, a na ulicach dochodziło do różnych interakcji, jak nieruchomy performance Jana Mioduszewskiego z 2003 roku (Fabryka Mebli, „Ściana”, 2×5 godzin, ul. Stalowa 10). Roman Woźniak wspomina, że ten festiwal, jako działanie, miał trzy główne założenia: oswoić „Prażkę” z obecnością artystów, oswoić „City” z „Prażką”, wprowadzić „lekkie”, artystyczne prowokacje. Stymulowało to lokalną społeczność i pozwalało spojrzeć na siebie wzajemnie przyjaznym okiem i wspólnie tupnąć nóżką podczas festiwalowych koncertów na żywo, co miało miejsce każdego roku.
Artur Żmijewski i Rafał Żwirek znoszący „Jeźdźca apokalipsy” na klatce Inżynierskiej 3 — dzieło zbiorowe powstało w ramach festiwalu „Warszawa w Budowie”, 2014
fot.: Anna Walewska
idzie nowe
Na początku lat 2000 na Inżynierską zaczęli dochodzić nowi artyści, wśród nich najpierw Jacek, później Janek Dziaczkowscy, Jan Mioduszewski, Nicolas Grospierre czy Karol Radziszewski, Piotr Kopik i Ivo Nikić, którzy tworzyli w tamtym czasie kolektyw „szu szu”. Jak wspomina Ivo: „Po ukończeniu studiów potrzebowałem miejsca do malowania. Na Inżynierskiej byłem od 2003 do 2013 roku. Na początku podnajmowałem kąt u Janka Mioduszewskiego, a od 2004 razem z »szu szu« mieliśmy swoją przestrzeń, open space 250 metrów. Zdecydowaliśmy się na Inżynierską 3 ze względu na super warunki, jakie tam mieliśmy, i preferencyjne warunki najmu dla artystów”. Nowi twórcy mieli swój świat, który różnił się od świata tych ze starego bastionu. Mieli też wejście od ulicy Targowej, co siłą rzeczy ograniczało kontakt. Uczestniczyli w festiwalu „Sąsiedzi dla Sąsiadów” i „Dniu otwartych pracowni”, spotykali się także w pobliskich lokalach i odwiedzali w pracowniach, jednak ich obszar zainteresowań był różny i stworzyli nowy bastion, kolejny rozdział historii Inżynierskiej.
W styczniu 2013 roku w trzecim budynku kompleksu zajmowanego przez „nowych artystów” doszło do pożaru, który niemal całkowicie zniszczył obiekt. Został sam szkielet, który stoi do dziś. Tam także mieścił się znany klub „Sen Pszczoły”. Jako prawdopodobną przyczynę uznano zwarcie instalacji elektrycznej.
W 2003 roku przy Inżynierskiej otworzył swoją galerię Mirosław Nizio. W pierwszej kamienicy działało także jego studio projektowe Nizio Design, które obecnie zajmuje trzy piętra budynku. Jeszcze później Inżynierska 3 stała się miejscem spotkań Obywatelskiego Forum Sztuki Współczesnej, odbywały się tu „Czytanki dla robotników sztuki”. W 2014 roku tutejsze pracownie zostały włączone do festiwalu „Warszawa w Budowie”, wydarzenia organizowanego każdego roku jesienią przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, czy prowadzone przez Sebastiana Cichockiego i Kubę Szredera I Konsorcjum Praktyk Postartystycznych.
Dziś nadal mają tu swoje pracownie artyści, Nizio projektuje, działa także Stowarzyszenie Inżynierska 3. W drugim budynku, w piwnicy, mają swoją siedzibę VINTAGE KOLEKTYW / Norm Core Vintage Shop, zajmujący się handlem, między innymi, vintage… meblami. A pod numerem 1 działa „Cafe Melon”.