Majówka to czas, gdy polskie jeziora i góry, pełne atrakcji, przyciągają turystów. Jednak za kurtyną sezonu turystycznego kryje się rzeczywistość, która może zaskoczyć.
Majówka. Prawdopodobnie ruszyliśmy nad polskie jeziora, w góry, do różnych atrakcji. Początek maja rozpoczyna sezon turystyczny. Przed tym terminem w wielu miejscach trudno spotkać kogokolwiek na ulicy, można za to kręcić filmy o scenariuszu postapokaliptycznym. Wyjazd do Mikołajek w marcu, a w maju to odwiedzenie dwóch różnych miejsc. Zupełnie zmienia postrzeganie tego miejsca. Znany jako gwarny port, pełen przyjezdnych spragnionych żeglarzy jawi się jako opuszczona wioska.
Jako mieszkanka Wieliczki znam urok sezonu turystycznego, może w mniejszym stopniu, ponieważ sąsiedztwo całorocznego Krakowa przyciągającego turystów jest znaczące. Postanowiłam jednak zobaczyć, jak wygląda codzienność mieszkańców innych kurortów.
Miasto budzi się z letargu
Zaczynam od Mikołajek, z których zaczerpnęłam pomysł na ten tekst. Już samo znalezienie kogoś, kto mieszka tam lub chociaż ma rodzinę, jest trudne. Udaje się. „Mikołajki zaczynają żyć od Majówki i do końca września jakoś to leci” – odpowiada mój rozmówca. Miasto jest wymarłe. „Wiele razy spędzałem tam święta, otwarte jest wtedy tylko kilka knajp, a na ulicy można zobaczyć zaledwie parę osób szwendających się po rynku. Kiedyś na święta przyjeżdżali jeszcze Rosjanie do Gołębiewskiego, ale teraz z wiadomych względów nie ma nawet ich” – wspomina.
Ulica w Mikołajkach poza sezonem turystycznym
© Magdalena Milert
Udaje mi się znaleźć jeszcze jedną rozmówczynię. Już na wstępie rozmowy mówi mi, że to jej miasto rodzinne, jednak już tam nie mieszka. Ma tam jednak nadal rodzinne korzenie. „Osoby, które zostały w Mikołajkach to głównie osoby zatrudnione w Hotelu Gołębiewskim i innych dużych hotelach oraz sklepach typu Biedronka itd. To jedne z niewielu firm oferujących zatrudnienie na umowę o pracę na czas nieokreślony. Pozostali trudnią się pracą sezonową, często na czarno” – komentuje. Pytam, jak wygląda życie codzienne. „Mikołajki w połowie września umierają, żeby obudzić się w okolicach majówki” – słyszę w odpowiedzi, jak na potwierdzenie tezy. Lokalna społeczność próbuje jakoś urozmaicać sobie ten czas letargu i posezonowego bezrobocia i organizując małe wydzarzenia, ale nie są one szalenie nagłaśniane i promowane.
Mikołajczanka dodaje także, że zasób mieszkaniowy tego miasta nie leży w rękach mieszkańców. Choć są duże inwestycje lokalnych deweloperów, to rynek ich zbytu jest w Warszawie, czy Gdańsku i są to mieszkania typowo inwestycyjne. Lokalsi mieszkają w domach jednorodzinnych, w których w trakcie sezonu wynajmowane są pokoje. Nowa zabudowa wielorodzinna leży w rękach inwestorów, ponieważ mieszkańców nie stać na kupno mieszkania za 12-13 tysiąca za metr kwadratowy.
Mikołajki poza sezonem
© Magdalena Milert
Wypchane, sprzedane i Zakopane
Zakopane. Tu co prawda nie ma sezonu turystycznego, bo ten trwa właściwie cały rok, a „pozycja Zakopanego i tak jest wyższa niż innych miejscowości turystycznych” – mówi mi jeden z mieszkańców stolicy Podhala. „Im jest się starszym, tym zauważa się, że nie ma innych perspektyw w mieście jak turystyka. Najłatwiej dostępna jest ta w najgorszej postaci: patodeweloperka, wynajem krótkoterminowy, reklama wielkopowierzchniowa, chińszczyzna. Do tego brak stoków, bo się rody skłóciły co do udostępnienia działek, „Sylwester marzeń”, który tylko przyciągnął imprezowych ludzi i totalnie zakorkował miasto” – wspomina.
Jednym z problemów jest również nadmierne eksponowanie skrzywionej regionalności. Kultura górali staje się atrakcją turystyczną, zniekształconą dla celów komercyjnych. Z góralszczyzny robi się wielką szopkę, od grania na skrzypkach w karczmach po sprzedawanie kapeluszy turystom. A wszystko i tak zaczyna się w telewizji, gdzie permanentnie udaje się gwarę. „Zakopane nie było nigdy takie czysto góralskie, bo to zlepek przyjezdnych, zachwyconych Tatrami, którzy już tu zostali, dlatego w centrum nie uświadczy się gwary i ludzi w kościołach w ubraniach góralskich. Natomiast na wsiach jest inaczej. Całe życie szkolne do liceum związane miałem z Zakopanem, ale mieszkałem na wsi. Tylko do bierzmowania byłem na wsi, gdzie jako jedyny nie byłem w stroju góralskim. Nie muszę dodawać, że zostałem przez społeczność przez to odrzucony” – dopowiada. Jego tata jest z północnej Polski, więc nigdy nie czuł się tak związany 100% z Podhalem.
Sprzedam działkę pod hotel
Sąsiedni Szczyrk także widziany jest jako coraz bardziej turystyczny z roku na rok. Bardzo się zmienił po wybudowaniu nowego wyciągu i tras narciarskich przez Słowaków. Mieszkanka tego miasta wspomina mi, że mieszkańców wręcz szantażowano, by zgodzić się na dzierżawę swoich działek za grosze, bo inwestorzy zagrozili, że budowa nie będzie kontynuowana. „Przed tą budową większość kapitału należała do lokalnych przedsiębiorców ze Szczyrku czy Bielska. Teraz większość działek jest sprzedawana deweloperom, co powoduje spadek liczby mieszkańców”.
Praca jest, nawet poza sezonem, szczególnie w fabrykach czy w turystycznych obiektach. Szczyrk stał się też centrum góralskich wesel, co generuje dodatkowe miejsca pracy. Mieszkańcy są w całym tym procesie dość obojętni, czasami domagają się doprecyzowania planów miejscowych ze względu na szaloną zabudowę ostatnich lat. Głosują raczej decyzjami niż petycjami. Mimo że Szczyrk jest pięknym miejscem, wiele osób zaczyna rozważać przeprowadzkę do innych, mniej zatłoczonych miejsc. Obecnie większość działek jest sprzedawana deweloperom, a inwestycje prowadzą przedsiębiorcy z całej Polski, którzy postanawiają zostać deweloperami. „Działki kosztują tak dużo, że nikt już się tu nie buduje, żeby mieszkać. Jak masz działkę, to ją sprzedajesz deweloperowi, a za pieniądze ze sprzedaży kupujesz dom w okolicznych miejscowościach albo działkę i stawiasz dom” – wspomina mi mieszkanka.
Ceny w knajpach zawsze rosną przed Bożym Ciałem,
no, niestety, nie spadają już później po sezonie.
Pozostają związani z turystyką
Przenieśmy się na północ Polski. Kąty Rybackie, położone między zatoką Gdańską a zalewem Wiślanym. „Dorastanie było przyjemne, ale nie było wyjazdów z rodzicami, bo przecież »to tu się przyjeżdża, by odpocząć«” – wspomina mi kolejna rozmówczyni. Jej rodzicom zawsze udawało się wynająć kilka pokoi i przez to zyskiwać dodatkowy dochód w sezonie letnim. Między innymi dzięki temu mogła wyjechać do Gdańska.
„Ci, którzy zostali, głównie nie mieli wsparcia finansowego od rodziców. Kilka osób wróciło po studiach, ale większość, około 70% moich znajomych, zmieniła miejsce zamieszkania. Ci, którzy pozostali, zazwyczaj związani są z branżą turystyczną” – kontynuuje. W Kątach Rybackich poza sezonem letnim szanse na znalezienie pracy są niewielkie, chociaż obecnie sezon wydaje się nieco się przedłużać. Mieszkańcy akceptują ten stan rzeczy, ciesząc się, że w przeciwieństwie do innych miejscowości mają szansę korzystać z letniej infrastruktury i dodatkowego napływu gotówki. Moja rozmówczyni zaznacza także, że frustruje ją brak spójnego planu zagospodarowania przestrzeni oraz budowanie obiektów na szybko, bez należytego przemyślenia. „Niestety, często widzę brzydkie namioty, stragany i prowizoryczne budki. Nawet domki na wynajem pozostawiają wiele do życzenia pod względem jakości” – wspomina z żalem.
Poza sezonem ulice są puste
Mazury. W Mrągowie perspektywy zawodowe są ograniczone, z pracą głównie sezonową w turystyce lub w sieci handlowej supermarketu. „Dla młodych osób, które nie interesują się tymi branżami, opcje zatrudnienia są niewielkie. Wiele osób w moim wieku, w tym ja sam, zdecydowało się na wyjazd, co nie nastąpiło z przyjemnością, ale raczej z konieczności znalezienia godziwej pracy” – wspomina mi mój rozmówca.
Zamknięte restauracje poza sezonem
© Magdalena Milert
Poza sezonem letnim miasteczko staje się prawie wymarłe. Ulice pustoszeją, o połowę mniej jest samochodów i ludzi. Miasto się wyludnia, zostają głównie starsi mieszkańcy oraz ci, którzy nie mają „większych ambicji życiowych”, jak to określa. Dodatkowo kilku przedsiębiorców zdominowało rynek turystyczny, posiadając bary i hotele, co sprawia, że nowym graczom jest bardzo trudno się przebić. Wiele z osób, które się tam wychowało, narzeka na tę sytuację, ale wydaje się, że brak jest nadziei na jakąkolwiek poprawę.
Co roku widoczne są nowe biznesy,
które zmieniają rekreacyjny klimat jeziora i deptaku
na kiczowaty styl znany znad morza.
Sztuka trwania
„Dość ciekawe jest to, że Uniejów zmienił się w miasteczko turystyczne w ciągu ostatnich 20 lat. Dosłownie mogłam patrzeć na tę przemianę. Dorastałam w zupełnie innym miejscu, gdzie o rozwoju za bardzo nie było mowy. Towarzyszył temu brak perspektyw na pracę. Wyjechałam na studia i w międzyczasie zaczęło się dziać, zaczęli sprowadzać się ludzie z całej Polski. Na tę chwilę spotkanie na mieście rdzennych mieszkańców naprawdę graniczy z cudem” – wspomina mi kolejna rozmówczyni. Ogromne środki pozyskane z Unii Europejskiej na inwestycje mają swoje odzwierciedlenie w przestrzeni. Wszystko praktycznie zrobione zostało od zera.
W tym czasie lokalni oczywiście inwestowali w pokoje, kwatery, domki – na potęgę. „Poza sezonem jest obecnie szansa na jakąś tam prace, ale wiadomo – w sezonie łatwiej. Bardzo się również rozwinęła gastronomia, kiedyś było 5 lokali, dziś z 20” – dodaje. Mieszkańcy mają zdania podzielone, jedni z turystyki żyją, innym bardzo przeszkadza, że przewijają się takie tłumy. Nikt się jednak nie sprzeciwia. Widać to nawet w wyborach – ten sam burmistrz sprawuje władzę niezmiennie od ponad 20 lat. „Właściwe całe te zmiany dokonały się za jego rządów” – kończy.
Plac Wolności w Węgorzewie
© Magdalena Milert
Turystyka a rozwój
Podobne historie mogłabym mnożyć. Turystyka to kluczowy czynnik rozwoju społeczno-gospodarczego wielu miast nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. W przeddzień naszych urlopów, wyjazdów i wczasów warto przypomnieć, że może ona także negatywnie wpłynąć na miasto i lokalną społeczność pod różnymi względami. Mimo że przynosi ze sobą wiele korzyści, często zaplanowanych odgórnie, z nastawieniem na rozwój i promocję regionu, brak kontroli i panowania nad procesem może spowodować szereg niekorzystnych skutków, znanych jako turystyfikacja. Chociaż definicja procesu nie jest jednoznaczna, to przyjęło się, że hasło to opisuje całość negatywnych aspektów wpływu turystyki na środowisko i społeczność lokalną[1].
Jednym z głównych obszarów, na które może mieć negatywny wpływ, są skutki ekonomiczne. Chociaż pierwotnie myślimy o turystyce jako o sposobie zarobku, rozwoju regionalnego, wraz z nim zazwyczaj podąża wzrost cen dóbr i usług. To częsty efekt zwiększonej aktywności turystycznej, nakierowanej na osoby z większych, miast. Wyższe ceny mieszkań oraz podwyżki podatków lokalnych to kolejne wyzwania, z którymi muszą zmierzyć się mieszkańcy miast turystycznych. Bezpośrednie wypieranie ludności lokalnej z ich rodzinnych dzielnic, znane jako proces gentryfikacji, jest również obecne.
Skutki społeczno-kulturowe są również istotnym aspektem. Wraz ze wzrostem ruchu turystycznego, ukierunkowanego szczególnie na typowy urlopowy wypoczynek, zwiększa się częstotliwość interwencji policji, co mocno skorelowane jest z nadużywaniem alkoholu. Konflikty społeczne między lokalnymi społecznościami a turystami nasilają się, występuje także proces komercjalizacji kultury. Tradycje i obyczaje są sprowadzane do roli towarów na sprzedaż, a to może prowadzić do zatarcia autentycznej tożsamości kulturowej miasta (patrz chociażby Zakopane). Zagrożenia dla dziedzictwa kulturowego, takie jak zanikające rytuały i tradycje, stanowią kolejne wyzwanie dla samorządowców i społeczności lokalnych. Pośrednie wypieranie mieszkańców dodatkowo pogłębia te problemy.
Skutki środowiskowe także są znaczące. Hałas i zanieczyszczenie powietrza, wody, gleby i odpadów to typowe problemy, które mogą być efektem nadmiernego ruchu turystycznego. Degradacja terenów, akty wandalizmu, zatłoczenie oraz problemy związane z ruchem drogowym czy parkowaniem (często byle tylko bliżej danej atrakcji, utrudniając możliwość dotarcia innym uczestnikom ruchu) to kolejne aspekty, które mogą zniszczyć naturalne piękno i spokój miejskich obszarów.
Turystyfikacja historycznych dzielnic śródmiejskich wielu miast europejskich jest już szeroko opisana[2], w wielu miejscach także oprotestowywana. Proces ten dotyka jednak także mniejsze miasta, które poza sezonem praktycznie wymierają. Zupełnie tak, jakby ktoś włączył w nich tryb StandBy[3]. Konsensus co do tego, że nadmierna turystyka potrafi zabić miasto, przy jednoczesnym braku jednolitych, skutecznych narzędzi zwalczania i eliminowania negatywnych skutków w największych miastach może zniechęcać do działania. Warto jednak podkreślić, że to właśnie w mniejszych miastach o wiele łatwiej jest dokonać zmiany, jest to inna skala zarządzania.
Turystyfikacja to zjawisko, które ma wpływ na całość miejskich procesów. Lokalne społeczności muszą dostosować się do zmian wywołanych przez ruch turystyczny. Dla mieszkańców oznacza to formę wywłaszczenia, która ma charakter zarówno materialny, jak i emocjonalny[4]. Główną rolę w regulowaniu i kontrolowaniu turystyki odgrywają jednak samorządy.
Istotne jest zrozumienie turystyfikacji w jej całej złożoności, co wymaga nowego podejścia w zarządzaniu miastem w celu uniknięcia dystansowania się mieszkańców, eliminacji konfliktów, śledzenia nowych technologicznych i innych zmian, posiadania narzędzi monitorowania i elastycznych strategii planowania turystyki, a przede wszystkim pamiętania, że "nie ma niczego takiego jak niezawodne planowanie"[5].
Najlepszym sposobem na łagodzenie turystyfikacji i pomoc w tworzeniu zdrowej i zrównoważonej branży turystycznej jest połączenie działań odgórnych, lokalnych i świadomej turystyki. Te starania będą miały głęboki wpływ na zatarcie wielu kontrowersji wywołanych obecnie przez turystyfikację i zaprojektowanie turystyki na dziesięciolecia. Chociaż naukowcy w literaturze związanej z turystyką miejską skupiają się na najsłynniejszych miastach, zalecenia co do ograniczania, przemodelowania i reorganizacji ruchu można rozszerzyć na turystykę małomiasteczkową. W końcu nie chodzi o zabicie branży turystycznej, a o zachowanie umiaru, balansu. My zaś w naszych podróżach pamiętajmy, że jesteśmy gościem w miejscach, w których ktoś inny mieszka.
Magdalena Milert
[1] The Dark Side of Touristification Phenomenon. A Short Point of View. Available from: https://www.researchgate.net/publication/368773454_The_Dark_Side_of_Touristification_Phenomenon_A_Short_Point_of_View [dostęp: maj 2024].
[2] urbanNext (May 1, 2024) Touristification: How Tourism and Gentrification are Changing the Cities around the World. Retrieved from https://urbannext.net/touristification-how-tourism-and-gentrification-are-changing-the-cities-around-the-world/.
[3] tryb czuwania
[4] Cocola-Gant, A. (2023). Place-based displacement: Touristification and neighborhood change. Geoforum, 138, 103665.
[5] Martins, M. (2020), The impact of touristification in city neighbourhoods–The caseof Lisbon, in Oskam, J.A. (Ed.) The overtourism debate, Emerald Publishing Limited,Bingley, 137-150.