Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Architektura i władza

30 marca '25
w skrócie
  1. Architektura i władza są ze sobą nierozerwalnie związane — monumentalne budynki od wieków służą jako narzędzie manifestowania siły, kontroli i porządku.
  2. Klasycystyczne formy wykorzystywano jako polityczny komunikat zarówno w reżimach autorytarnych (III Rzesza, faszystowskie Włochy), jak i we współczesnej polityce (m.in. rozporządzenia Donalda Trumpa).
  3. Modernistyczna i brutalistyczna architektura stała się antytezą „estetyki władzy”, bo nie narzuca hierarchii ani nie oferuje czytelnych symboli potęgi.
  4. Powrót do klasycznych form to nie tylko k0westia gustu — to element szerszej strategii politycznej, w której architektura kształtuje tożsamość narodową i porządek społeczny.

  5. Więcej ciekawych informacji znajdziesz na stronie głównej portalu AiB

Dlaczego temat powrotu do klasycystycznej architektury budzi tak duże emocje? I czemu to nie tylko kwestia gustu? Architektura i władza od wieków tworzą nierozłączny duet — nie tylko w formie, ale i w przekazie. A gdy polityka zaczyna dyktować styl elewacji, warto zadać pytanie: co naprawdę stoi za „pięknem” marmurowych kolumn?

Marszczy czoło, kiedy spogląda na prostą, białą bryłę z przeszkleniem w parterze. Co innego, kiedy patrzy na piękną kopułę, monumentalną kolumnadę, może nawet wzrusza się, kiedy myśli o wystawie na temat starożytnego Rzymu. Tradycyjna architektura, to jest to!

Tylko, że ta tęsknota za gzymsami i klasycznym porządkiem nie jest wyłącznie niewinnym zamiłowaniem do estetyki. Często kryje się za nią coś więcej — coś, co socjologowie i krytycy architektury nazywają kompleksem gmachu (Edifice Complex)[1]. Władcy, dyktatorzy, autorytarni liderzy, ale także drobniejsi lokalni notable od dekad rozkochują się w monumentalnych formach — pałacach, świątyniach, budynkach publicznych opakowanych w neoklasyczne kostiumy. Dlaczego? Bo kolumny, łuki, kopuły nie są tylko dekoracją. To symbole władzy, siły i kontroli, czytelne nawet dla tych, którzy nigdy nie studiowali historii sztuki i architektury[2].

 

Architektura i władza – para nierozłączna?

Wielkie gmachy z historycznym rozmachem komunikują jednoznacznie: spójrzcie, oto trwałość, porządek i potęga. Nowoczesność tego nie oferuje. Surowa, minimalistyczna, często pozbawiona ozdobników architektura modernistyczna nie podporządkowuje się hierarchii. Nie narzuca jednej narracji. Dlatego w oczach wielbicieli monumentalnych stylów jest za słaba, a do tego abstrakcyjna, a już na pewno za mało wzniosła. Nie pozwala na teatr władzy. W wielu krajach, również w Polsce, to zderzenie stylów nie jest tylko sporem estetycznym. Politycy chętnie wykorzystują niechęć do modernistycznych blokowisk i osiedli, przedstawiając je jako relikty „komunistycznego chaosu” lub „bezdusznego modernizmu”, by w kontrze promować „piękne, narodowe” formy — dworki, klasycystyczne elewacje, „styl historyczny”.

Podobne strategie widzieliśmy niedawno w Stanach Zjednoczonych, kiedy administracja Donalda Trumpa wydała rozporządzenie wykonawcze zatytułowane „Promoting Beautiful Federal Civic Architecture” (2020), w którym oficjalnie promowano stosowanie stylów klasycznych i tradycyjnych w nowych budynkach federalnych. Rozporządzenie argumentowało, że architektura modernistyczna i brutalistyczna „nie budzi publicznego uznania” i „obraża estetyczne poczucie Amerykanów”, postulując, by „federalne budynki publiczne były piękne i szanowały tradycyjne dziedzictwo architektoniczne”.

Decyzja ta spotkała się z natychmiastową krytyką środowiska architektów. Amerykański Instytut Architektów (AIA) wyraził „skrajne zaniepokojenie”, podkreślając, że nakaz preferowania jednego stylu architektonicznego ogranicza wolność twórczą i ignoruje potrzeby lokalnych społeczności. I choć 2021 roku rozporządzenie zostało uchylone przez administrację Joe Bidena, to ta historia nie skończyła się. Wręcz przeciwnie — powróciła niczym duch przeszłości. Kiedy Donald Trump po raz drugi objął urząd prezydenta, jednym z jego pierwszych kroków było przywrócenie idei „pięknej architektury federalnej”. Już pierwszego dnia urzędowania podpisał nowe rozporządzenie zatytułowane ponownie „Promoting Beautiful Federal Civic Architecture”, nakazując federalnym instytucjom przygotowanie w ciągu 60 dni rekomendacji, jak wdrożyć politykę faworyzującą style klasyczne i tradycyjne.

Zachodnia fasada Kapitolu.

Zachodnia fasada Kapitolu. — Wikipedia, Domena Publiczna Architect of the Capitol derivative work: O.J. — United_States_Capitol_-_west_front.jpg, Public Domain,

To nie była tylko decyzja administracyjna — to była kontynuacja politycznego spektaklu, w którym architektura odgrywała rolę czytelnego, symbolicznego komunikatu. Podobnie jak w poprzedniej kadencji, Trump jednoznacznie krytykował nowoczesne style, takie jak brutalizm czy dekonstruktywizm, nazywając je „nieatrakcyjnymi” i „nieoddającymi wartości narodowych”.

Nowe rozporządzenie wpisuje się w szerszą strategię polityczną — próbę narzucenia estetyki jako narzędzia kształtowania tożsamości narodowej, nostalgicznego powrotu do „wielkości”, która w tej narracji ma marmurowe kolumny i złote kopuły. Zgodnie z zapisami dokumentu, administracja miała również zrewidować Guiding Principles for Federal Architecture, wytyczne z 1962 roku. To nie był przypadek ani niewinna próba „upiększenia miast”. To było architektoniczne przedłużenie politycznego projektu, w którym kolumny, symetria i monumentalne fasady miały przywrócić porządek, hierarchię i — przede wszystkim — kontrolę. Modernizm, z jego abstrakcyjnością i egalitarnym przekazem, ponownie stał się wrogiem publicznym numer jeden.

 

Czym jest „kompleks gmachu” i komu służy?

Władza i architektura od wieków splatają się w tańcu, do którego zaprasza się klasycyzm i rozmach. Monumentalne budowle stają się fizycznym manifestem ambicji i dominacji rządzących. ​Zamiłowanie do architektury klasycystycznej w kontekście „kompleksu gmachu” jest zjawiskiem, które przewija się przez dzieje ludzkości, odzwierciedlając pragnienie władców i liderów do manifestowania swojej potęgi oraz pozostawienia trwałego śladu w historii. Możemy tu oczywiście przywołać zapędy Mussoliniego i Hitlera, zazwyczaj przytaczane jako najbardziej manifestyczne.

Obaj wykorzystywali architekturę jako narzędzie politycznej narracji i propagandy, świadomie odwołując się do estetyki antyku. Włoski dyktator wznosił budowle takie jak Palazzo della Civiltà Italiana, które miały przypominać o dziedzictwie Cesarstwa Rzymskiego i wpisywać faszystowską ideologię w długą ciągłość historyczną. Przebudowa Rzymu, budowa monumentalnej Via dei Fori Imperiali (biegnąca przez dawne rzymskie fora), kompleksu sportowego Foro Italico czy rozległe wykopaliska archeologiczne nie były jedynie projektami urbanistycznymi – stanowiły narzędzie legitymizowania reżimu poprzez architekturę, która odwoływała się do chwały przeszłości i podporządkowywała ją współczesnej władzy.

Model Große Halle

Model Große Halle — Wikipedia, Domena Publiczna 146-1986-029-02 / CC-BY-SA 3.0, CC BY-SA 3.0 de,

By Bundesarchiv

Podobne mechanizmy stosowano w Trzeciej Rzeszy. Hitler, przy współpracy z Albertem Speerem, planował przecież przekształcenie Berlinamonumentalną metropolię Welthauptstadt Germania (niem. Stolica świata Germania), której centralnym punktem miała być gigantyczna Volkshalle (Hala Ludowa). Realizowane projekty, takie jak ogromne Zeppelinfeld w Norymberdze, przebudowana Kancelaria Rzeszy czy Stadion Olimpijski w Berlinie, były podporządkowane logice władzy i dominacji – ich rozmach miał przytłaczać jednostkę i sugerować niepodważalność reżimu.

Styl klasycystyczny, czerpiący z dorobku starożytnej Grecji i Rzymu, stał się narzędziem do kreowania monumentalnych struktur, które miały nie tylko służyć funkcjonalnie, ale przede wszystkim symbolizować autorytet i nieśmiertelność ich fundatorów – czyli znów architektura i władza.​

 

City Beautiful i mit pięknego porządku

Zanim tamte wydarzenia ujrzały światło dzienne, w Stanach Zjednoczonych, na przełomie XVIII i XIX wieku, architektura klasycystyczna była traktowana jeszcze inaczej – stała się wówczas wyrazem aspiracji młodego państwa do nawiązania do ideałów demokracji. Kapitol, gmachy sądów i urzędów federalnych w Waszyngtonie, z ich kolumnadami i symetrycznymi fasadami, miały przypominać o dziedzictwie starożytnych Aten i Rzymu. Zostały przejęte, by legitymizować amerykańską demokrację i stworzyć wizualny pomost między antycznym światem wolnych obywateli a nowoczesnym państwem. Tę samą estetykę przywołała z rozmachem World”s Columbian Exposition w Chicago w 1893 roku — wydarzenie, które wykreowało całą „Białą Metropolię” i zapoczątkowało modę na klasycyzm w przestrzeni publicznej USA.

Pomysł na wystawę narodził się z potrzeby zamanifestowania pozycji Stanów Zjednoczonych jako nowoczesnego mocarstwa i kulturowego lidera u progu nowego stulecia. Oficjalnym pretekstem było (dziś już niefortunne) uczczenie 400. rocznicy wyprawy Krzysztofa Kolumba, jednak nieukrytą ambicją organizatorów było także stworzenie spektaklu, który olśni zarówno amerykańskich obywateli, jak i gości z Europy.

„Wielkie Białe Miasto”| The

„Wielkie Białe Miasto”| The „Great White City” — To zdjęcie jest dostępne w bibliotece cyfrowej New York Public Library pod cyfrowym identyfikatorem G90F186_170F: digitalgallery.nypl.org → digitalcollections.nypl.org,

Benjamin West Kilburn, 1827-1909 — Fotograf

Na niemal 700 akrach (około 283 hektarach) rozciągających się wzdłuż wybrzeża Chicago, powstało tymczasowe miasto, które przeszło do historii jako White City. Wystawa została ulokowana na obszarze Jackson ParkMidway Plaisance — dwóch przestrzeni zaprojektowanych jeszcze w latach 70. XIX wieku przez słynnego architekta krajobrazu Fredericka Law Olmsteda. Przygotowując teren pod wystawę, Olmsted wraz z zespołem przekształcił te przestrzenie w nowoczesny na tamte czasy sposób: uregulowano grunty, wykopano sztuczne kanały wodne, założono ogrody i wytyczono monumentalne place. W tej scenerii architekci Daniel H. Burnham, Charles B. Atwood oraz sam Olmsted stworzyli wystawowe pawilony inspirowane klasycyzmem — uporządkowane według zasad akademickiej szkoły Beaux-Arts, z osiami widokowymi, symetrią i monumentalnymi fasadami. Efekt był spektakularny. Białe, poteżne fasady pawilonów, rozmieszczone wzdłuż kanałów i szerokich alei, układały się w harmonijną kompozycję, przywołującą na myśl marzenie o idealnym, klasycystycznym mieście z marmuru i światła.

W rzeczywistości elewacje tych gmachów nie były wykonane z kosztownego marmuru, lecz pokryte lekką, nietrwałą sztukaterią zwaną staffem — mieszanką gipsu, włókien konopnych i kleju, nakładaną na drewniane konstrukcje. Dzięki temu możliwe było szybkie i efektowne wzniesienie scenerii, która miała zachwycać odwiedzających, ale nie przetrwać próby czasu.

World”s Columbian Exposition stała się wydarzeniem bez precedensu: przez sześć miesięcy odwiedziło ją ponad 27 milionów osób. Wystawa była pokazem nie tylko technologicznych osiągnięć, ale i wizji uporządkowanego, pięknego miasta przyszłości, w którym architektura miała kształtować obywatelskie postawy i harmonijne relacje społeczne. To właśnie z tej idei wyrosło później zjawisko znane jako City Beautiful Movement — nurt postulujący, że estetyka przestrzeni publicznej ma moc tworzenia lepszego społeczeństwa.

Widok na zachód z Perystylu, Dziedzińca Honorowego i Wielkiego Basenu na Światowej Wystawie Kolumbijskiej z 1893 r.

Widok na zachód z Perystylu, Dziedzińca Honorowego i Wielkiego Basenu na Światowej Wystawie Kolumbijskiej z 1893 r. — Wikipedia, domena publiczna; C. D. Arnold (1844-1927);

Choć wystawa ta zapisała się w historii jako spektakularny manifest architektonicznych ambicji, jej kulisy były dalekie od harmonijnego obrazu pięknego White City. W czasie trwania ekspozycji Chicago zmagało się z epidemią ospy, a pod sam koniec miastem wstząsnęło tragedia — zamach na popularnego burmistrza Cartera Harrisona. Niedługo po zamknięciu wystawy większość pawilonów strawił pożar.

Wydarzenia te nie zatrzymały jednak zachwytu, z jakim przyjęto estetyczną wizję wystawy. Wręcz przeciwnie — dysproporcja między narracyjną, spektakularną fasadą ekspozycji a brutalną rzeczywistością miasta podkreśliła w oczach ówczesnych elit potrzebę trwałego, materialnego porządku. To właśnie wtedy narodziło się przekonanie, że architektura i urbanistyka mogą być narzędziem kształtowania ładu społecznego — ideą, która niebawem znalazła swoje odbicie w ruchu City Beautiful. Z perspektywy czasu wystawa i towarzyszące jej dramaty uznaje się również za jeden z wczesnych przejawów zjawiska określanego dziś mianem wspomnianego już kompleksu gmachu — wiary w to, że monumentalne budynki mogą stać się trwałym symbolem potęgi i stabilności władzy, nawet jeśli za ich fasadami kryje się chaos i niepewność.

Ta logika — przekonanie, że estetyka przestrzeni publicznej może przykryć społeczne napięcia i stać się narzędziem porządku oraz politycznej narracji — nie zniknęła wraz z końcem XIX wieku. W kolejnych dekadach powracała w różnych odsłonach, nie tylko w totalitarnych reżimach XX wieku, ale również we współczesnych inicjatywach politycznych, które odwołują się do tej samej idei „uporządkowanego” i prężnego miasta.

 

Między nostalgią a nowoczesnością: „freedom cities”

Mając tę wiedzę, nie trudno we współczesnych inicjatywach, wspomnianego już Trumpa, dostrzegać pewnego kontynuacji dawnego myślenia. Dość łatwo można ujrzeć działania, w których przestrzeń publiczna ma odzwierciedlać wartości narodu i stanowić narzędzie politycznego przekazu. Wszak w trakcie swojej prezydentury Donald Trump wielokrotnie odwoływał się do tradycyjnej estetyki — zarówno w sferze symbolicznej, jak i praktycznej. W drugiej kadencji powrócił do tematu, powołując zespół ds. upiększania Waszyngtonu. W jego zadania miało wchodzić m.in. odnawianie pomników, federalnych gmachów i parków oraz usuwanie elementów postrzeganych jako „zagrażające” estetyce miasta… na przykład graffiti czy obozowiska osób w kryzysie bezdomności.

Z drugiej strony jednak Trump ogłosił też koncepcję budowy „freedom cities” — nowoczesnych miast, które miały być odpowiedzią na rosnące koszty życia, konkurencję z Chinami i postępujący kryzys mieszkaniowy w Stanach Zjednoczonych.

To zderzenie dwóch, na pierwszy rzut oka sprzecznych wizji – nostalgicznej fascynacji klasycyzującą architekturą federalnych gmachów i futurystycznej wizji „miast wolności”. To właśnie jednak dobrze oddaje szerszą strategię polityczną Trumpa. Z jednej strony opowiadał się za odrzuceniem modernistycznych nurtów, takich jak brutalizm czy dekonstruktywizm, twierdząc, że są „nieatrakcyjne” i pozbawione uniwersalnego uroku. Jednocześnie jednak z entuzjazmem promował koncepcję budowy od podstaw nowoczesnych metropolii wyposażonych w technologie przyszłości, takie jak latające samochody. „Freedom cities” miały być przestrzenią innowacji i minimalnych regulacji, miejscem dla tych, którzy chcą realizować amerykański sen na nowych zasadach.

Pozorna sprzeczność między odrzuceniem nowoczesnych stylów architektonicznych a wiarą w nowoczesność technologiczną staje się zrozumiała, gdy spojrzymy na nią przez pryzmat politycznej narracji Trumpa. W symbolicznym centrum, w sercu władzy – jakim jest Waszyngton – miało dominować to, co odwołuje się do tradycji i narodowej dumy. Na peryferiach zaś, z dala od Kapitolu, można było pozwolić sobie na futurystyczne eksperymenty i budowanie „miast przyszłości” od zera. Ten rozkrok między przeszłością a przyszłością, nostalgią a innowacją, nie był przypadkiem, lecz świadomą strategią odwołującą się do dwóch silnych tęsknot amerykańskiego społeczeństwa: za stabilnym, „pięknym” porządkiem i za nieograniczoną możliwością indywidualnego rozwoju. To właśnie współczesna „architektura i władza”.

 

Architektura jako komunikat polityczny

Współczesna polityka architektoniczna, sięga po różna symbole porządku, siły i ciągłości historycznej. Architektura wszak może służyć również jako narzędzie propagandy i budowania wizerunku narodowego. Sam Burj Khalifa w Dubaju, najwyższy budynek świata, jest nie tylko osiągnięciem inżynieryjnym, ale przede wszystkim komunikatem o globalnych aspiracjach i bogactwie emiratu. Podobnie miasto Aszchabad w Turkmenistanie, z jego marmurowymi fasadami i złotymi posągami, ma kreować obraz prosperity i nowoczesności, maskując jednocześnie autorytarne rządy i problemy społeczne kraju.​

Pewne dziedzictwo wciąż powraca — w nowych odsłonach, z nowymi celami, lecz opartymi na tej samej wierze w to, że estetyka przestrzeni, ograniczenia i zezwolenia to nie tylko kwestia smaku, lecz polityczna deklaracja. Chyba miał rację Reinhold Martin, profesor architektury na Uniwersytecie Columbia, który powiedział w 2020 r. dla The New York Times: „Dekret wykonawczy nie ma znaczenia. To próba wykorzystania kultury do wysyłania zakodowanych wiadomości o białej supremacji i hegemonii politycznej”.

Magdalena Milert


[1] Sudjic, D. (2005). The Edifice Complex: How the Rich and Powerful Shape the World. London: Penguin Books.

[2] Vale, L. J. (2008). Architecture, Power and National Identity (2nd ed.). London: Routledge.

Głos został już oddany

Światło Cię Uniesie – Okna, które zmieniają dom
AlnorSELECT - Kalkulator doboru rekuperacji
Blachodachówki modułowe Florian
INSPIRACJE