prezentacja z numeru 09|2021 A&B
Skuteczna implementacja flamandzkiej formuły dla konkursu architektonicznego na Rynek Łazarski w Poznaniu to wyraźny sygnał, że sposób, w jaki jest zaprojektowana droga do wymarzonego rezultatu, przekłada się bezpośrednio na jakość architektury publicznej na każdym z etapów jej powstawania.
Intrygująca, „landmarkowa”, scalająca, a może ekologicznie kontrowersyjna? Niezależnie od wybranej odpowiedzi, nowo zagospodarowana przestrzeń Rynku Łazarskiego w Poznaniu zasługuje na uwagę. Jeśli nie z powodów funkcjonalno-estetycznych, to z racji sposobu, w jaki doprowadzono do jej powstania. Projekt, którego realizacja właśnie dobiega końca, został wyłoniony w pierwszym w Polsce konkursie przeprowadzonym tak zwaną metodą flamandzką. Cechą charakterystyczną tego importu, poza stylowo brzmiącą nazwą, jest fakt, że szczególny nacisk kładzie się na ludzki aspekt tworzenia architektury i to wśród wszystkich zainteresowanych stron — użytkowników, mieszkańców, urzędników i — last but not least — projektantów.
Rynek Łazarski — lokalizacja i powiązania przestrzenne
rys.: © APA Jacek Bułat
We Flandrii ta procedura postępowania działa z sukcesem od dwudziestu lat. „Najpierw budowano w ten sposób budynki, a z czasem zaczęto projektować przestrzenie publiczne” — relacjonuje Dawid Strębicki z Atelier Starzak Strębicki w Poznaniu. To on wraz z Jolantą Starzak zainaugurowali w 2013 roku dyskusję w Polsce i w Poznaniu o procedurze „otwartego zaproszenia”, publikując serię artykułów w prasie specjalistycznej. „Rozwiązanie powstało jako ułatwienie dla pracy inwestorów publicznych, a nie bezpośrednio dla architektów”. Chociaż oni także są tu wygrani. Jak to wygląda w praktyce?
W dużym uproszczeniu otwarte zaproszenie, nazywane wymiennie formułą flamandzką, jest bazującym na unijnym prawie procesem, który reguluje sposób, w jaki klient (miasto lub ministerstwo) ustala swoje cele inwestycyjne, a potem wybiera konkretnego architekta (biuro), który najlepiej rozumie jego oczekiwania (finansowe, plastyczne, ideowe). „Zarówno plusem, jak i minusem tego procesu jest element zaufania. Na nim wszystko się opiera. Inwestycja to złożone przedsięwzięcie, ale jego płynność gwarantuje dobra relacja między inwestorem a architektem, więc wybiera się go z dużym namysłem” — dodaje Dawid Strębicki. Zaufanie skutecznie buduje się, opierając się na faktach. A ich ustalaniu bardzo sprzyja flamandzkie rozwiązanie, które na każdym etapie wplata element społecznych konsultacji, terenowych kwerend, ankiet, badań, dyskusji i tak dalej.
© APA Jacek Bułat
W wypadku Rynku Łazarskiego mówimy o konkretnej kwocie publicznej inwestycji — o 43 milionach złotych. Niedokładnie przeprowadzone badania mogłyby się skończyć nie tylko źle wydanymi pieniędzmi. Rynek jest ważną społecznie i ekonomicznie przestrzenią dla dzielnicy Łazarz. Jakub Głaz, krytyk architektury, publicysta, animator działań przestrzennych związany z Poznaniem, przekornie komentuje poznańską mentalność:
Poznań jest dość „ostrożny” w swoich decyzjach. Czasem jednak poznaniacy przekraczają swoje tradycyjne upodobania, by udowodnić sobie oraz przyjezdnym, że stać ich na bardziej współczesne podejście. Rynek Łazarski to jeden z centralnych placów, w które wyposażone są historyczne dzielnice przyłączone do Poznania w 1900 roku. Poza Łazarskim są to rynki Jeżycki i Wildecki. Od lat ma on znaczenie lokalne, zarówno jako targowisko, jak i miejsce spotkań mieszkańców. Jego odnowa to rodzaj przymiarki do działań rewitalizacyjnych APA Jacek Bułat w strefie tak zwanego dolnego Łazarza, czyli obszaru między torami kolejowymi a ulicą Głogowską.
organizacja ruchu pieszego
rys.: © APA Jacek Bułat
Jak więc doszło do tego, że udało się zaimportować flamandzki sposób pracy konkursowej do Poznania? Zaważył — a jakże! — czynnik ludzki, czyli praca u podstaw urzędników UM zainspirowanych informacjami od Dawida Strębickiego i Jolanty Starzak. Pierwszym etapem było osadzenie konkursu w polskim prawie. Europejskie przepisy pozostawiają elastyczne pole do konstruowania reguł zamówień publicznych i to był punkt wyjścia dla poznańskiego Urzędu Miasta. Weronika Sińska-Mikuła, kierowniczka Oddziału ds. Projektów Śródmiejskich, ujmuje sprawę tak:
Ze względu na nowatorski charakter planowanej procedury — podobne wdrożenia jeszcze nigdy nie były wówczas stosowane w Polsce — przez I i II kwartał 2016 roku prowadzone były konsultacje prawne związane z dostosowaniem tej niestandardowej metody konkursowej do polskich warunków prawnych. Wspólnie z prawnikiem oraz konsultantami (Dawidem Strębickim oraz Jolantą Starzak) prowadziliśmy prace nad jej wdrożeniem. W urzędzie zaczęły się długie dywagacje, jak osadzić metodę flamandzką w polskich przepisach. Pojawiały się różne interpretacje ustawy o zamówieniach publicznych z naciskiem na najbardziej zachowawczy wariant uniemożliwiający wprowadzenie innowacji. Byliśmy jednak przekonani, że skoro proces może funkcjonować z pozytywnym skutkiem w Belgii — mającej to samo prawo unijne — to powinien i u nas. Ostatecznie przygotowanie regulaminu, z pomocą zewnętrznych doradców prawnych, zajęło nam dziesięć miesięcy. Kolejne trzy miesiące to opracowanie szczegółowych wytycznych.
W wyniku tych ustaleń okazało się, że najlepszym sposobem wdrożenia open call będzie dwuetapowy konkurs, już wcześniej ujęty w polskim prawie zamówień publicznych. Weronika Sińska-Mikuła wspomina też, że najwięcej obaw budziły kwestia anonimowości startujących (rozkodowanie prac między pierwszym a drugim etapem konkursu i publikacja nazw pracowni zakwalifikowanych do drugiego etapu). W pierwszym etapie, na podstawie zgłoszeń, zaproszono dwadzieścia trzy pracownie, które przesłały swoje portfolio i ogólne rozwiązania dla przestrzeni Rynku Łazarskiego. Jury wytypowało pięć pracowni: Basis, Biuro Projektów Lewicki Łatak, studio Aleksandry Wasilkowskiej, studio Jacka Bułata oraz Macieja Siudy wraz z architektką krajobrazu Martą Tomasiak. Na drugim etapie każdy z zespołów przygotował bardziej szczegółowy projekt, za który otrzymał wynagrodzenie w wysokości 14 tysięcy złotych. Nagrodzono trzy propozycje: trzecie miejsce i 8 tysięcy złotych przyznano pracowni Basis, drugie i 10 tysięcy złotych zdobyło Biuro Projektów Lewicki Łatak, a pierwsze i 15 tysięcy złotych otrzymała APA Jacek Bułat.
Rynek Łazarski jest targowiskiem, trzeba więc było wypracować wspólne rozwiązania jego odnowy w konsultacji z wieloma grupami; przestrzeń ma spełniać kilka funkcji i potrzeb, które będą się rozwijać na przestrzeni wielu lat po zakończeniu budowy
wiz.: © APA JAcek Bułat
Równolegle do przygotowywania regulaminu konkursu trwały szerokie konsultacje społeczne. Na zlecenie Urzędu Miasta Poznania prowadził je zespół Centrum Badań Metropolitalnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu pod kierownictwem prof. dr Piotra Jankowskiego. Na drugim etapie konkursu, zanim którakolwiek pracownia postawiła pierwszą kreskę finalnego projektu, odbyły się kolejne konsultacje w składzie: finaliści, urząd miasta oraz mieszkańcy i kupcy. Prowadzono dodatkowe wizje lokalne i spotkania z użytkownikami przestrzeni rynku.
Dziś najbardziej spektakularną częścią nowej odsłony rynku jest oczywiście część handlowa i okrągłe zadaszenie z folii ETFE rozpięte na ważącym 135 ton stalowym stelażu, składającym się z 26 słupów tworzących trzy okręgi (duża „poduszka” ma 1744 m², mała — 492 m²). Pod względem plastycznym efekt intryguje i wizualnie uspójnia nieregularną przestrzeń placu. Ale rewitalizacja przestrzeni to także rodzaj rozplanowania całej przestrzeni, układ ławek, zieleńce, regulacja ruchu.
Udało się nam osiągnąć efekt charakterystycznej i dobrze uporządkowanej przestrzeni. Teraz musimy się przekonać, jak będzie ona funkcjonować po powrocie targowiska. Czy handlarzom będzie tam wygodnie? Czy stworzyliśmy im właściwe warunki? — zastanawia się Piotr Libicki, pełnomocnik Prezydenta Miasta ds. Estetyki Miasta, z-ca dyrektora ds. Przestrzeni Publicznej, i dodaje: Chcę podkreślić, że bardzo mocny akcent położyliśmy na precyzyjne określenie na samym początku, co ma być przedmiotem koncepcji urbanistycznej, a to zwykle mankament tradycyjnych konkursów. Rynek Łazarski jest targowiskiem, trzeba było wypracować wspólne rozwiązania z wieloma grupami. Na etapie formułowania wytycznych zatrudniliśmy profesjonalistów: architektów Dawida Strębickiego i Jolantę Starzak. W ten sposób zapanowaliśmy nad określeniem wszystkich funkcji, ich udział w przestrzeni, układów drogowych i tak dalej. Chcieliśmy, by architekci przystępujący do konkursu mieli jak najmniej wątpliwości, o co nam chodzi.
wiz.: © APA Jacek Bułat
Patrząc na realizację, nasuwa się taka refleksja: czy nie jest tak, że formuła flamandzka nie tylko ułatwia pracę od strony organizacyjnej, ale i realnie wpływa na jakość architektury? Jakub Głaz ma w tym temacie jasne stanowisko:
Formuła flamandzka z pewnością wpłynęła korzystnie na jakość tego projektu. Jednym z czynników są gruntowniej przygotowane warunki konkursu bazujące na pogłębionych badaniach, analizach i warsztatach przed pierwszym etapem. Trudno wyrokować, czy w normalnym konkursie zwyciężyłaby taka forma, ale jednego można być pewnym: namysł jurorów był głębszy, bo oceniali jedynie pięć, a nie kilkanaście czy kilkadziesiąt prac o różnej jakości i formie prezentacji. Oraz — mieli z czego wybierać. Sytuacja open call i dwuetapowa daje bowiem komfort dogłębnego przyjrzenia się projektom, o co — jak wiadomo — trudno w przypadku tradycyjnych zawodów architektonicznych. Tutaj odsiew następuje w pierwszym, częściowo jawnym etapie, między innymi na podstawie opisów i (lub) wstępnych szkiców. I jeszcze jedna, ważna uwaga: nie zdarzyło się, by w którymkolwiek poznańskim konkursie w formule flamandzkiej w finale znalazły się prace miernej jakości lub po prostu złe.
Być może jest więc tak, że metoda flamandzka przejrzyście pokazuje to, co wiadomo od zawsze: że architektura jest tak „dobra”, jak „dobrzy” stoją za nią ludzie, lub konkretniej, jak skutecznie umieją się z sobą skomunikować. Czy ten sposób przeprowadzania zamówień na realizacje przestrzeni publicznych powinien być w takim razie standardem? Czy to droga do podsycania zdrowej konkurencji wśród architektów?
Sprawdzian będziemy mieli w przyszłym roku — kiedy wróci targowisko i wszystkie funkcje placu. Jeśli błędy i niedoskonałości będą na poziomie 5 procent, to uznam eksperyment za sukces — podsumowuje Piotr Libicki.