Filip Robak jest absolwentem ochrony dóbr kultury na Uniwersytecie Jagiellońskim, a także pasjonatem designu lat 60. i architektury modernistycznej. Jego fascynacja renowacją starych przedmiotów zaczęła się już w wieku trzynastu lat i od tego czasu stale się rozwija. Obecnie Filip, razem z Lechem Peresem, prowadzi pracownię renowacji mebli Politurove w Krakowie, na ulicy Topolowej. W rozmowie opowiada o swojej miłości do Nowej Huty, renowacji mebli oraz o znaczeniu świadomości właścicieli zabytków dla ich ochrony.
Blok Szwedzki, 1957 proj. Marta i Janusz Ingardenowie, os. Szklane Domy 1
Fot. Zygmunt Put © Wikipedia Commons CC BY-SA 4.0 DEED
Aleksandra Skorupa: Spotykamy się w niezwykłym budynku, kultowym Bloku Szwedzkim, zaprojektowanym przez Martę i Janusza Ingardenów. Od dawna tutaj mieszkasz?
Filip Robak: Mieszkanie kupiłem rok temu, ale dopiero niedawno skończyłem remont. Musiałem wyrzucić wszystko, żeby całkowicie oczyścić przestrzeń. Przywróciłem także balkon, który został usunięty przez poprzednich właścicieli.
Aleksandra Skorupa: A dlaczego wybrałeś akurat to osiedle? Pochodzisz z Nowej Huty?
Filip Robak: Nie, ale jestem z innego rodzaju Nowej Huty, czyli Stalowej Woli, która powstała nieco wcześniej, w 1937 roku, jako drugie miasto COP-u, „siostra” Gdyni. Oba miasta mają podobny, hutniczo-robotniczy klimat.
wnętrze salonu w mieszkaniu Filipa Robaka
Fot. Projekt Miejsca Karol Nycz
Aleksanra Skorupa: Wychowywałeś się w zbliżonym klimacie, modernistycznym mieszkaniu?
Filip Robak: Zupełnie nie. Nigdy nie miałem do czynienia z żadną sztuką. Moi rodzice i dziadkowie bardzo długo mieszkali na wsi, w latach 80. przeprowadzili się do mieszkania w wielkiej płycie, a w 2008 roku zamieszkaliśmy w domku pod miastem. W mojej rodzinie nie było zamiłowania do staroci.
Aleksandra Skorupa: Skąd zatem wzięła się Twoja miłość do powojennej sztuki?
Filip Robak: Stalowa Wola i jej modernistyczna architektura ogromnie mnie zainspirowały. Chodziłem na wycieczki miejskie, organizowane przez tamtejsze muzeum, poznałem prawdziwych pasjonatów regionu i zacząłem szukać ciekawych miejsc oraz obiektów.
Aleksandra Skorupa: Od kilku lat zawodowo zajmujesz się renowacją mebli. Jakie były Twoje początki?
Filip Robak: Na strychu u dziadków znalazłem przedwojenną Hodegetrię — prezent ślubny. Obraz był zniszczony, dlatego zawiozłem go do pracowni renowacji „rzeczy wszelakich” w Stalowej Woli. Tam poznałem właściciela pracowni, od którego kupiłem toaletkę w stylu artdeco, pokrytą kilkoma warstwami farby olejnej. Właściciel zaproponował mi, żebym przychodził do niego i pod jego okiem odnawiał mebel. Miałem wtedy trzynaście lat. W pracowni spędziłem całe wakacje, ale nie planowałem wiązać się zawodowo z renowacją. Wręcz przeciwnie. Pomyślałem wówczas, że musiałoby mi kompletnie nie wyjść w życiu, żebym zdecydował się na taki zawód. Mimo wszystko każde kolejne wakacje poświęcałem na to, żeby kupić i odnowić jakiś mebel.
komoda po renowacji
Fot. Projekt Miejsca Karol Nycz
Aleksandra Skorupa: I wszystkie meble zabierałeś do domu?
Filip Robak: Tak, stały się wyposażeniem mojego pokoju. Wcześniej miałem meble młodzieżowe z serii Forte Apli, bardzo słabej jakości. Cyklicznie je wyrzucałem i starocie zdominowały pokój. Moja mama początkowo nie była zadowolona mojej pasji, chociaż doceniała wysiłek, włożony w odnawianie starych mebli. W tej chwili oboje rodzice bardzo cenią moją pracę i dobrze czują się we wnętrzach, które tworzę.
Aleksandra Skorupa: Stalowa Wola stała się miejscem, które twórczo cię ukształtowało, a jak trafiłeś do Krakowa?
Filip Robak: Zdecydowałem się na studia z zakresu ochrony dóbr kultury na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po przeprowadzce do Krakowa wynająłem mieszkanie na Szlaku w budynku z lat 60. z długimi loggiami. Pokój urządziłem oczywiście w klimacie modernistycznym. W 2020 roku kupiłem swoje pierwsze mieszkanie, na Osiedlu Stalowym w Nowej Hucie, w oryginalnym stanie. Zostawiłem tam stare parkiety, stare kaloryfery, ościeżnice i parapety z lastryko. Wtedy jeszcze rodzice nie mogli zrozumieć, dlaczego robiąc generalny remont zostawiam wszystkie stare elementy, ale efekt przeszedł ich oczekiwania.
Aleksandra Skorupa: Kiedy zdecydowałeś się na prowadzenie własnej pracowni?
Filip Robak: Na studiach poznałem Lecha Peresa. Na początku przychodziłem do jego pracowni, odnawiając pojedyncze meble, a w końcu zdecydowaliśmy się na współpracę. Od kilku lat razem prowadzimy pracownię i bardzo się uzupełniamy. Mnie fascynują meble młodsze, od dwudziestolecia międzywojennego, Lech natomiast jest kolekcjonerem antyków. Udało mi się jednak przekonać go do designu i sam teraz posiada kilka przedmiotów z okresu powojennego.
witryna po renowacji
Fot. Projekt Miejsca Karol Nycz
Aleksandra Skorupa: Działalność waszej pracowni to nie tylko renowacja. W jaki sposób jeszcze się realizujecie?
Filip Robak: Poza odnawianiem mebli organizujemy weekendowe warsztaty renowacji dla wszystkich chętnych. Można przyjść do naszej pracowni z małym meblem i dzięki naszej wiedzy oraz materiałom własnoręcznie go odnowić. Przychodzi do nas coraz więcej pasjonatów starych obiektów. To jest bardzo budujące.
Aleksandra Skorupa: Czy modernistyczny design stał się modny? Jacy klienci do was trafiają?
Filip Robak: Klientów dzielę na trzy grupy. Pierwszą grupę stanowią osoby z pokolenia moich dziadków, którzy odnawiają meble z lat młodości. Zależy im na tym, by przywrócić piękno tym przedmiotom. Druga grupa to ludzie młodsi, od trzydziestego do pięćdziesiątego roku życia, zafascynowani tematem mebli z PRL-u, dzięki artykułom, książkom i grupom na Facebooku. Te osoby świadomie wyszukują stare meble zarówno w Internecie, jak i na śmietnikach i sukcesywnie je odnawiają. Ostatnia grupa klientów, najtrudniejsza we współpracy to głównie młodzi ludzie, którzy nie czują designu, ale projektant, robiąc im nowoczesne wnętrze sugeruje, że przydałby się jeden stary element. Najczęściej jest to komoda pod telewizor, komoda pod umywalkę lub fotel. Nieświadomi klienci chcą, aby mebel został wystylizowany, dopasowany na siłę do projektu i wyglądał na nowy. Moim zdaniem przedmiotowi trzeba „dać żyć” w stanie oryginalnym, podkreślając jego walory, a nie zmieniając i ujednolicając z całym wnętrzem. Staram się to tłumaczyć moim klientom, ale nie zawsze mi się udaje i czasem muszę dostosować się do ich wymogów. Wtedy staram się nie zaszkodzić przedmiotowi, by później można było przywrócić jego pierwotny wygląd. Ja lubię zostawiać na meblach „ślady czasu” i drobne niedoskonałości.
wnętrze kuchni w mieszkaniu Filipa Robaka
Fot. Projekt Miejsca Karol Nycz
Aleksandra Skorupa: Masz jeszcze czas, żeby samemu szperać po śmietnikach?
Filip Robak: Tak, robię to, ale najlepsze „strzały śmietnikowe” zdarzają się wtedy, gdy biegnę na jakieś spotkanie i nie mam czasu. Kocham Hutę i dużo spaceruję. Zawsze wybieram ścieżki pomiędzy osiedlami, krążę wokół śmietników i często coś znajduję. Najlepiej iść w niedzielę rano, bo w sobotę ludzie robią porządki. Śmietniki stają się wtedy darmowa giełdą staroci.
Aleksandra Skorupa: Dlaczego ludzie wciąż wyrzucają takie „perełki”? Nie mają świadomości tego, co posiadają?
Filip Robak: Sporo osób, kupując mieszkanie za ogromne pieniądze i robiąc generalny remont nie docenia przedmiotów, które tam są. Zwyczajnie ich nie dostrzega. Poza tym meble w mieszkaniu nieremontowanym od kilkudziesięciu lat nie mają szans na dobrą prezentację. Design potrzebuje odpowiedniej przestrzeni, tła i oświetlenia. Fliperzy także często oczyszczają mieszkania całkowicie, rezygnując z parkietów i tworzą popularny, średniej jakości standard z panelami i płytami MDF.
Aleksandra Skorupa: Twoje mieszkanie w poprzedniej wersji było przykładem całkowitego architektonicznego niezrozumienia. Właściciele usunęli parkiety, przebudowali wnętrza. Jak myślisz, dlaczego tak się dzieje?
Filip Robak: Dzisiaj to się zmienia. Do Huty przeprowadzają się teraz ludzie świadomi, z wyboru, ale jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu Huta była jedną z tańszych dzielnic, dlatego sprowadzali się tutaj ludzie, poszukujący niedrogich mieszkań. Spuścizna PRL-u nie była dla nich niczym atrakcyjnym. Stare mieszkanie, ich zdaniem, należało unowocześnić. Współcześni mieszkańcy doceniają jednak architekturę nowohucką i zieleń, która jest tutaj niemal wszędzie. Tworzą się swoiste społeczności wokół polskiego designu. Dobrym przykładem jest tutaj Kasia Jasiołek, rozpoczynająca swoją działalność na facebookowych grupach, a teraz autorka świetnej książki „Asteroid i półkotapczan. O polskim wzornictwie powojennym”.
wnętrze sypialni w mieszkaniu Filipa Robaka
Fot. Projekt Miejsca Karol Nycz
Aleksandra Skorupa: Blok Szwedzki jest na tyle słynnym budynkiem, że większość osób, które kupuje tu mieszkanie, robi to zapewne świadomie. A co z rdzennymi mieszkańcami? Wielu ich jeszcze zostało?
Filip Robak: W bloku są 272 mieszkania, podzielone na cztery rodzaje. Te podstawowe, jak to, w którym się znajdujemy, mają około 55 metrów, w środku są kawalerki 36-metrowe, jest siedem luksusowych mieszkań, które mają 94 metry i są trzy malutkie, 28-metrowe kawalerki. W bloku mieszka około 20 procent tak zwanych pionierów, czyli osób, które dostały mieszkanie między 1956 a 1961 rokiem. Najliczniejszą grupę stanowią pokoleniowo ich dzieci, czyli osoby, które odziedziczyły mieszkania po pionierach. Około trzydziestu procent to ludzie młodzi, mieszkający tutaj od pięciu, dziesięciu lat. Grupa najmłodsza i najstarsza jest bezproblemowa. Najtrudniej porozumieć się z mieszkańcami i mieszkankami w średnim wieku.
Aleksandra Skorupa: A jak ty tutaj trafiłeś?
Filip Robak: Uważam, że jest to jedna z najpiękniejszych części Nowej Huty. Widok z okna na Park Szwedzki jest niewątpliwie jednym z największych atutów tego miejsca. Mieszkania w tym bloku zawsze były droższe niż w innych. Jak szukałem miejsca dla siebie miałem inne założenia. Chciałem przestrzeń 65-metrową, z trzema pokojami, ale rzeczą konieczną był balkon. Mieszkań z pełnometrażowym balkonem w Nowej Hucie jest bardzo mało, więc wybór był dość ograniczony. Jak tylko wszedłem do tego mieszkania, od razu dostrzegłem jego potencjał. Postanowiłem przywrócić mu modernistyczne założenia Ingardenów i teraz mieszka mi się tutaj cudownie.
Aleksandra Skorupa: Podobnie jak Ty, jestem mieszkanką Nowej Huty i również bardzo cenię tę dzielnicę. Co sprawia, że w Nowej Hucie tak dobrze się mieszka?
Filip Robak: Dla mnie bardzo istotna jest spokojna okolica i dużo zieleni. Jest mało takich miejsc w Krakowie. Nowa Huta ma świetną infrastrukturę, z lokalnymi sklepikami i usługami. Czuję się tutaj, jak w czasach mojego dzieciństwa. Jest domowa atmosfera i wspaniała, harmonijna architektura. Sąsiedzi nie patrzą sobie w okna. Nowa Huta objęta jest ochroną w postaci parku kulturowego, dzięki czemu ten ład nie zostanie zaburzony. Do pełni szczęścia brakuje jeszcze większej ilości restauracji i klubokawiarni, otwartych do późna, które jednak sukcesywnie powstają, a ich właściciele zauważają potencjał architektoniczny tych przestrzeni. Najlepszą ochroną dla danego zabytku jest świadomy właściciel, który o niego dba. Im więcej takich osób, tym Huta będzie stawać się coraz piękniejszym miejscem.
Aleksandra Skorupa: Bardzo dziękuję za rozmowę.
wnętrze łazienki w mieszkaniu Filipa Robaka
Fot. Projekt Miejsca Karol Nycz