Katarzyna: Na czym zależało artystce, poza dbałością o detal i wykonanie. Co chciała uzyskać od Was jako projektantów?
Karolina: Monika chciała nowej przestrzeni do pracy, większej niż dotychczasowa pracownia.
Paweł: Fakt, że nie miała konkretnych oczekiwań, był najbardziej stymulujący. Na pierwszym spotkaniu przedstawiliśmy trzy scenariusze. Najbardziej intrygująca była drewniana kostka, która ilustrowała maksymalną kubaturę.
Karolina: To ją zainspirowało. Nagle zobaczyła, że na tej małej działce może mieć taką wielką przestrzeń do pracy.
Paweł: To, że sama jeszcze nie wiedziała, co tam będzie mogła robić, było najciekawsze dla nas architektów, jak również dla niej — inwestorki — artystki.
Karolina: Oczywiście ważne było światło. To musiała być dobrze doświetlona światłem dziennym pracownia. Zdecydowaliśmy się całkowicie przeszklić pracownię od północy, otwierając ją na ogród, ale również od południa — od ulicy. Po wielu poszukiwaniach wybraliśmy szkło zbrojone, które pięknie rozproszyło światło, a artystce zapewniło więcej intymności. Po drodze mieliśmy pomysły na antresolę, ruchome elementy, ale ostatecznie stanęło na prostocie. Kuchnia, toaleta i magazyn — zamknięte w drewnianym meblu — nie rozpraszają podczas twórczej pracy. Bo przecież najważniejsze w pracowni artystki są jej prace i ona sama.
Paweł: Niedawno Monika wysłała nam zdjęcia, na których pierwsza większa rzeźba wisi na ścianie.
Karolina: W pewnym momencie wysypała pracownię piaskiem, bo robiła zdjęcia makiet swoich rzeźb do projektu na pustyni. Cieszy nas, że ten budynek dał jej dużą swobodę działania.
atelier Moniki Sosnowskiej, betonowa ławka na całej długości fasady południowej
fot. © Hélène Binet
Katarzyna: Czy traktowaliście ten projekt jako test własnych możliwości oraz granic tego, na co może się zgodzić inwestor? Ten projekt jest wizytówką w Waszym portfolio. Czy w taki sposób jak z Moniką Sosnowską jesteście w stanie pracować z kolejnymi klientami?
Paweł: Czy jesteśmy w stanie, czas pokaże, ale na pewno tak chcemy pracować — bezkompromisowo.
Karolina: Nawet kiedy mamy już pierwszy mocny pomysł, to wymyślamy następne opcje, aby zakwestionować tę pierwszą. Próbujemy innych rozwiązań, czasem tylko po to, żeby przekonać się, który koncept jest ciekawszy. Zawsze próbujemy zrobić coś radykalnego.
Katarzyna: Pracownia Moniki Sosnowskiej jest już projektem skończonym. Podsumowuje ją pięknie wydana książka z fotografiami Hélène Binet. Nad czym teraz pracujecie?
Paweł: Aktualnie realizujemy dom z pięcioma ogrodami pod Warszawą. Pomieszczenia przeplatane intymnymi zielonymi dziedzińcami tworzą niepowtarzalne przestrzenne sekwencje. Bardzo intersującym tematem jest dom studio w Bazylei na parceli chronionej przez konserwatora zabytków. Musimy przekonać klienta, konserwatora i mieszkańców, że historyczna i współczesna architektura mogą się harmonijnie uzupełniać. Będzie to budynek z barwionego na kolor cegły betonu.
Karolina: To było pytanie, jak zastąpić stary garaż czymś nowym o wyższej jakości, pasującym do historycznej zabudowy, która jest pod ochroną. Im więcej ograniczeń, tym jest ciekawiej. Bardzo nas też cieszy projekt w Davos.
Paweł: Radykalna rozbudowa domu na zboczu góry. To będzie piękny projekt.
Karolina: Zrobiliśmy też studium dla miasta Bazylei. To projekt urbanistyczny na większą skalę. Zadaniem było zaproponowanie szerokiego spektrum możliwości przekształcenia architektury industrialnej. Ciekawie było zobaczyć, co można zrobić w przestrzeniach, które dzisiaj jeszcze służą przemysłowi, a za chwilę mają być oddane miastu. Zaproponowaliśmy kilka ryzykownych pomysłów na przestrzenie publiczne: pięćdziesięciometrowy olimpijski basen na dachu hali przeładunkowej, teatr na wodzie, ale także magazyn dla baterii samochodowych, w których można gromadzić energię ze źródeł odnawialnych dla całej dzielnicy. Pomysły bardzo się spodobały, ale to jest taki projekt, który, jeśli się wydarzy, to dopiero za kilka lat. Oczywiście mamy nadzieję, że się wydarzy. Zajmują nas więc projekty o różnej skali.
Paweł: Ja jeszcze projektuję niskobudżetowy dom pod Warszawą. To projekt case study, żeby przećwiczyć nową typologię domu.
Karolina: I wciąż startujemy w konkursach, żeby być w formie.
atelier Moniki Sosnowskiej, widok od strony ulicy
fot. © Hélène Binet
Katarzyna: Architecture Club — skąd na nazwa?
Paweł: Tworzymy klub ludzi, z którymi dobrze się nam pracuje. Staramy się współpracować z najlepszymi inżynierami i specjalistami, bo te spotkania zawsze czynią nasze projekty mocniejszymi. Wspólnie testujemy nasze pomysły, za ideami powinny też stać mądre budynki.
Karolina: Już na poziomie konceptu staramy się wiązać wszystkie dziedziny, by nasze budynki miały dobry klimat, dobrą akustykę, ekologiczne rozwiązania. Uczymy się od siebie nawzajem. Architektura to nie jest praca w pojedynkę, tylko zawsze w zespole.
Katarzyna: A nie chcieliście Slawecka & Krzeminski Architecture Club?
Paweł: To by było tutaj nie do wymówienia...
Atelier Moniki Sosnowskiej
Monika Sosnowska jest jedną z najbardziej uznanych polskich artystek — zarówno w polskim, jak i międzynarodowym obiegu sztuki. Wielokrotnie wystawiała swoje prace na Biennale w Wenecji, jej monumentalna instalacja zainaugurowała Muzeum Susch otwarte niedawno przez Grażynę Kulczyk w szwajcarskich Alpach. Jej twórczość znajduje się na pograniczu sztuki i architektury. Określenie rzeźbiarka przestrzeni doskonale ją charakteryzuje. Tworzy formy przestrzenne dla konkretnego miejsca. Często inspiruje się elementami architektury o proweniencji modernistycznej, sięga do estetyki PRL-u. Zapożycza z niej formy schodów, balustrady, pręty. Jej prace to konstrukcje zredukowane do swej istoty. Często pracuje w dużej skali. Często przekształca przestrzeń, stosuje iluzję, posługuje się modelami.
Wydaje mi się, że filozofia pracy Moniki Sosnowskiej i Architecture Club są sobie bardzo bliskie. Nic dziwnego, że znaleźli wspólny język. Przestrzeń pracy artystki to sfera intymna. Nie powstała z myślą o reprezentacji, o podziwianiu jej, ale formą i kształtem rządzi tu funkcja. Ma dawać wygodę, umożliwiać rozmach — tak potrzebny w przypadku wielkich formatów, zapewniać jak najwięcej dziennego światła. Modele, które definiują charakter pracy Karoliny Sławeckiej i Pawła Krzemińskiego, stały się symbolicznym przedłużeniem procesu twórczego Moniki Sosnowskiej. Model w skali 1:1 fragmentu konstrukcji atelier wykonany na etapie projektowania został zakopany pod pracownią. Pracownia Sosnowskiej stała się jedną z form przestrzennych w jej dorobku. Procesem twórczym, w którym spotkała się trójka architektów i trójka artystów.
Katarzyna Jagodzińska
Odpowiedzi architektow na 10 pytań: krotko na temat