Jak zniechęcić mieszkańców do pozytywnych przekształceń miasta? To proste. Wystarczy chaos organizacyjny i coraz gorsze sposoby informowania. Powód? Nie tylko bezmyślność. Winna jest urzędnicza inercja, niskie płace i wypychanie magistrackich zadań do miejskich spółek.
Od kilkunastu miesięcy Poznań przeżywa remontową ofensywę. Trwają kolejne, obszerne etapy przebudowy śródmieścia w ramach Projektu Centrum (ulice Święty Marcin i 27 Grudnia z przyległościami), rozpoczęły się prace nad rewaloryzacją nawierzchni Starego Rynku. Po długich remontach dobiegły końca przebudowy: ulicy Wierzbięcice graniczącej ze śródmieściem, ronda Rataje, Rynku Łazarskiego, staromiejskiego placu Kolegiackiego. Do tego trzeba doliczyć szereg remontów tramwajowych torowisk, które zaburzają korzystanie z transportu zbiorowego.
nieliczne i trudne do odnalezienia strzałki kierunkowe (na płocie)
fot.: Jakub Głaz
krok wstecz
Wszystkie te przeobrażenia są bardzo potrzebne, ale mieszkańcy oraz działający w śródmieściu przedsiębiorcy mają ich serdecznie dość. Dają temu coraz głośniej wyraz, apelując do władz miasta o lepszą organizację prac oraz informowanie o zmianach. Nic dziwnego. Na miejskich placach budowy postępy są bardzo powolne, często nie widać żadnych pracowników, a oznakowanie stale zmieniających się przejść, obejść, skrótów występuje śladowo lub w ogóle. Także w miejskich serwisach internetowych panuje wielki niedostatek komunikatywnych mapek, rzutów i informacji.
frapujące umiejscowienie tabliczki kierunkowej
fot.: Jakub Głaz
To o tyle zaskakujące, że jeszcze kilka lat temu Poznań znacznie lepiej oznajmiał mieszkańcom swoje zamiary — zarówno w sieci, jak i w przestrzeni miasta. Z inicjatywy aktywnego wtedy jeszcze plastyka miejskiego powstał spójny i czytelny system informacji miejskiej. Spójne z nim plansze oznajmiały czytelnie na płotach budów cel, zakres i czas trwania inwestycji unikając przy tym PR-owego gołosłowia.
powtórka z rozrywki
Dziś jest inaczej — wygląda, jakby miasto cofnęło się do czasów poprzedniego prezydenta Ryszarda Grobelnego. Opóźnionej i źle przemyślanej przebudowie ronda Kaponiera towarzyszyły wtedy, w roku 2013, bannery z napisami „29 300 m sześc. betonu wylane, od fundamentów wszystko nowe, inwestycja na lata”. Sytuacja się powtarza. Po apelu radnego osiedla Stare Miasto Tomasza Dworka, który domagał się lepszego informowania o inwestycjach, na płocie okalającym przebudowywane Aleje Marcinkowskiego powieszono upiorne grafiki (patrz zdjęcie tytułowe). Z dopracowanymi formami miejskiego systemu informacji nie miały nic wspólnego. Po internetowej krytyce płachty zostały ściągnięte, ale problem pozostał — dobrej informacji oraz nawigacji nadal brakuje.
Aleje Marcinkowskiego
fot.: Jakub Głaz
Coraz dalej od realiów zdaje się też orbitować prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Gdy śródmiejscy przedsiębiorcy ze Stowarzyszenia Plac Wolności zaapelowali o lepszą organizację prac oraz pomoc w promocji biznesów osłabionych przez remonty, prezydent zaprezentował na Facebooku serię kuriozalnych postów, w których między innymi wychwalał inwestycyjny rozmach spółki Poznańskie Inwestycje Miejskie i Zarządu Dróg Miejskich oraz pokazywał jak robić sobie selfie bez remontów w tle. A później, w telewizji WTK, pouczył śródmiejskich przedsiębiorców, żeby polepszyli ofertę i zoptymalizowali ceny. Ślimacze tempo prac tłumaczył natomiast pandemią, odpływem ukraińskich pracowników oraz inflacją, co zapewne jest istotne, choć żywiołowość prac na prywatnych inwestycjach mówi co innego.
spółki na specjalnych prawach
Czego wynikiem są chaos i arogancja towarzyszące inwestycjom, które — finalnie — wpłyną korzystnie na kształt i funkcjonowanie odnawianego etapami śródmieścia? Powodów jest, jak się wydaje, kilka. Po pierwsze, po ponad siedmiu latach rządów władze straciły społeczną wrażliwość i przestawiły się na tabelkowo-inwestycyjny tryb zarządzania. Po drugie, mści się nieprzeprowadzona przed laty reforma struktur zarządzania miastem. Dotkliwie odczuwalny jest brak koordynatora wszystkich inwestycyjnych i architektonicznych zamierzeń. Roli takiej nie odgrywa bowiem szef Wydziału Urbanistyki i Architektury.
brak wskazania kierunków dojścia, ul. Święty Marcin
fot.: Jakub Głaz
Wreszcie, trudno wiele wymagać od nisko wynagradzanych magistrackich kadr. Zwłaszcza jeśli demotywuje się je sytuacją w działających na zupełnie innych zasadach miejskich spółkach. Na przykład: w Poznańskich Inwestycjach Miejskich na stanowisku wiceprezesa zarządu pracuje od ponad trzech lat były asystent (obecnie również doradca) Jaśkowiaka Marcin Gołek (niepowiązany wcześniej z budownictwem lub inwestycjami trzydziestolatek) — z roczną pensją wynoszącą w 2021 roku nieco ponad 559 tysięcy złotych brutto. Warto o tym pamiętać błądząc w zapiaszczonych labiryntach koordynowanych przez PIM poznańskich remontów. Ich przebieg może być dla innych miast instruktażem: „jak w prosty sposób obrzydzić obywatelom sensowne zmiany”.