NOWOŚĆ! Prawo w architekturze – przystępnie na portalu A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Jakoś, a nie jakość – konkursy w Trójmieście

21 października '20

konkursy inwestorskie

W ostatnich latach przeprowadzanych jest lokalnie coraz więcej konkursów inwestorskich, zwykle zamkniętych. Warto podkreślić, że konieczność zorganizowania konkursu zakłada wiele planów miejscowych dla szczególnie ważnych działek, zwłaszcza w Gdyni. Gdyńskie zapisy odnoszą się także do zachowania „zasad rekomendowanych przez SARP lub właściwe izby zawodowe; w składach sądów konkursowych należy przewidzieć udział przedstawicieli Gminy Gdynia — wytypowanych przez Gminę”. Przynosi to pozytywne rezultaty, tym bardziej, że wyniki konkursów są prezentowane i dyskutowane w lokalnych mediach.

Konkursy ma na swoim koncie między innymi Invest Komfort (na przykład na zabudowę działek przy skrzyżowaniu ulic 10 Lutego i Świętojańskiej w Gdyni czy udane osiedle Botanika w Jelitkowie, proj. Maarte), Euro Styl (osiedle przy ulicy Powstańców Warszawskich w Gdańsku, gdzie II miejsce ex aequo zajęły koncepcje pracowni Rayss Szymański Architekci z Gdańska oraz S.A.M.I. Architekci z Warszawy) czy ostatnio firma AB Inwestor, która przeprowadziła konkurs na biurowiec przy gdyńskim InfoBoksie. Uwagę zwraca także rozstrzygnięty w czerwcu konkurs na Ośrodek Szkoleniowo-Naukowy Okręgowej Izby Lekarskiej, w którym zwyciężył rybnicki Toprojekt. Aby uniknąć posądzenia o lokalny nepotyzm, do jury zaproszono architektów spoza Trójmiasta (przewodniczącego Pawła Majkusiaka z JEMS i Małgorzatę Dembowską z WXCA).

Wyjątkowy w skali Trójmiasta, skierowany do ponad dwudziestu znanych światowych pracowni był prywatny konkurs na masterplan dla Stoczni Cesarskiej, ogłoszony po zakupie terenu przez inwestora — konsorcjum belgijskich firm. W finałowej trójce znalazła się zwycięska duńska firma Henning Larsen (w konsorcjum z BBGK i A2P2), MVRDV (ze Studiem Kwadrat) oraz Studio 017 Paola Vigano, a wyniki były szeroko omawiane w lokalnych mediach. Zamiast typowego sądu konkursowego powołano radę złożoną z przedstawicieli zarówno inwestora, jak i lokalnych środowisk (między innymi akademickich, urzędów, NGO). Konkurs nie był anonimowy — w trakcie prac nad koncepcją odbył się przegląd postępów — ale uczestnicy nie znali pomysłów konkurencji.

sądy konkursowe

Zwykle regulaminy konkursów zakładają, że z udziału wykluczeni są architekci będący w zależności służbowej lub relacjach rodzinnych z członkami sądu konkursowego. Małe środowisko branżowe, a właśnie takie jest ono w Trójmieście (pomimo dużej liczby zarejestrowanych w Izbie architektów), oznacza, że na każdym kroku mogą się pojawić wątpliwości co do bezstronności sądu. Tym bardziej, że wielu lokalnych architektów albo współpracuje blisko w Izbie czy SARP, albo pracuje na Wydziale Architektury. Profil Wydziału bardzo się jednak zmienia — Politechnika Gdańska otrzymała status uczelni badawczej, a od kilku lat w związku z reformami w nauce i szkolnictwie wyższym od pracowników naukowo-badawczych oczekuje się dorobku bardziej naukowego niż projektowego. Oznacza to, że w kolejnych latach można się spodziewać większego rozdziału między praktykami a badaczami i etat na uczelni, jeszcze niedawno atrakcyjna odskocznia dla architektów, okaże się utrudnieniem dla równoległego prowadzenia biznesu.

Chociaż skład sądu to jedna z ważniejszych zachęt do udziału w konkursie i gwarancja jakości oceny prac, jury trójmiejskich konkursów często obsadzane są tymi samymi osobami. Rzadko pojawiają się architektoniczne gwiazdy — tu wyjątek stanowili między innymi Daniel Libeskind w konkursie na Muzeum II Wojny Światowej czy George Fergusson i Eva Jiricna w konkursie na ECS. W konkursach organizowanych przez miasto zwykle większość członków sądu, i to nawet w roli przewodniczących, to urzędnicy, w tych organizowanych przez SARP — lokalni sędziowie SARP. Na powtarzające się składy sądów narzekają także trójmiejscy architekci, którzy konkursy regularnie wygrywają. Zdarzają się też „wymiany” — zwycięzcy konkursów są członkami jury i na odwrót w kolejnej konkursowej turze. Opór w zapraszaniu architektów niezwiązanych z lokalnym środowiskiem jest zupełnie niezrozumiały. Baza SARP jest tak bogata, że bez większego problemu można zaprosić do jury architektów (i architektki, które są tu szczególnie słabo reprezentowane) z drugiego końca Polski, co jest zresztą praktykowane w innych miastach.

informacja

O konkursach w Gdańsku dowiaduję się w momencie ich rozstrzygnięcia, o ile w ogóle. Informacja o ich ogłoszeniu jakoś mnie omija. Może to moje gapiostwo, ale nie mam tego problemu z resztą Polski, a informacje z Gdańska pilnie — jak mi się zdaje — śledzę, bo chętnie bym wziął w jakimś konkursie udział” — Maciej Kaufman z warszawskiego Archigrestu, absolwent Politechniki Gdańskiej.

Podobnych głosów dociera więcej z całej Polski, zwłaszcza od młodych pracowni, które chciałyby zdobyć zlecenia na projekty może mniej prestiżowe niż muzealne gmachy, ale za to realnie zmieniające miejską przestrzeń. W przypadku konkursów otwartych ich szerokie ogłoszenie przekłada się także na większą liczbę prac, czyli większy wybór i prawdopodobieństwo, że zdarzy się w nich praca nie tyle najlepsza, co wybitna. Na rozstrzygnięty na początku 2005 roku konkurs na projekt Muzeum Morskiego w niezwykle prestiżowej lokalizacji wpłynęło zaledwie trzynaście prac; na ubiegłoroczny konkurs na przebudowę Teatru Miejskiego w Gdyni — dwie (!).


konkurs na przebudowę Teatru Miejskiego w Gdyni, I miejsce: WXCA

wiz.: © WXCA

Szansą na zerwanie z negatywnym wizerunkiem i jednocześnie pozyskanie większej liczby zgłoszeń mógł się okazać niedawny cykl miejskich konkursów na przestrzenie publiczne w ramach gdańskiej rewitalizacji (Biskupia Górka, Orunia, Nowy Port). Były jednak znów tak słabo rozpropagowane, ponownie z sądami składającymi się przede wszystkim z urzędników i o tak mało zachęcających warunkach, że na każdy z nich zgłoszono zaledwie kilka prac. Chociaż ostatecznie udało się wyselekcjonować solidne projekty, nie było gwarancji, że „będzie z czego wybierać”, co jest przecież głównym założeniem otwartych konkursów.

co dalej?

Żeby sytuacja się zmieniła, przede wszystkim należy określić, kto miałby interes w naprawieniu nadszarpniętego wizerunku trójmiejskich konkursów. To między innymi znani lokalni architekci, którzy zyskaliby wizerunkowo (w tej chwili bez względu na jakość zgłoszonych na trójmiejskie konkursy propozycji pada na nich podejrzenie nepotyzmu). Projektanci, którzy przestaliby unikać Trójmiasta i otworzyli sobie drogę do nowych zleceń. Zamawiający, pozyskujący w konkursach (które kosztują czas i pieniądze) więcej wyższej jakości projektów. SARP, który nie ryzykowałby zaangażowania w mało przejrzyste procedury. Mieszkańcy i użytkownicy, zyskujący obiekty i przestrzenie publiczne wyższej jakości oraz ład przestrzenny.

Na trójmiejski rynek projektowy wchodzą nowi gracze, ściągani tu przez inwestorów, którzy współpracowali z nimi w innych miastach. Trwała zmiana postrzegania lokalnych konkursów wymaga jednak, po pierwsze, szczerej dyskusji — nie kuluarowych plotek, ale otwartej wymiany doświadczeń — oraz, po drugie, kilku przejrzyście zorganizowanych konkursów. Porządnie rozreklamowanych w branżowych mediach, z jury, którego większość będą stanowić architekci niepowiązani z zamawiającymi, a najlepiej spoza Trójmiasta, z jasnymi regulaminami.

Pytanie tylko, kto ma być inicjatorem tych działań. Raczej nie prywatni inwestorzy, ponieważ nie obowiązuje ich prawo zamówień publicznych. Samorządy? W 2017 roku Hanna Gronkiewicz-Waltz wydała zarządzenie regulujące te kwestie — budowa lub przebudowa obiektów publicznych i inwestycji w przestrzeni publicznej, realizowanych za pomocą środków publicznych Miasta Stołecznego Warszawy, mają być przygotowywane w drodze konkursu urbanistycznego lub architektonicznego. Pytanie czy obecne problemy budżetowe nie spowodują, że nowych inwestycji nie będzie. Instytucje publiczne? Także zmagają się z problemami finansowymi, a pandemia pokrzyżowała wiele ich planów i zmieniła sposób dostępu do kultury. Ostrożne wydawanie pieniędzy tym bardziej wymaga jakości, a to przecież podstawowe założenie konkursów.

Udział w konkursie, zwłaszcza dużym, to ogromny wysiłek dla pracowni. Trudno ryzykować kilka tygodni intensywnej pracy, która może nie zostać w żaden sposób wynagrodzona. Dlatego nie powinno dziwić, że architekci omijają Gdańsk szerokim łukiem. Nikt nie chce być laboratoryjną myszą, na której zostanie udowodnione, że lekarstwo na bolesną chorobę zostało wynalezione i wdrożone. Plan naprawczy wymaga refleksji, dyscypliny, współpracy między organizacjami branżowymi i zamawiającymi, a przede wszystkim chęci zmiany ze wszystkich stron. Młode pracownie wydają się tu najważniejszą grupą docelową — kolejne roczniki architektów, którzy historie z ostatnich kilkunastu lat znają co najwyżej z opowiadań starszych kolegów, mają szansę spojrzeć na Trójmiasto jak na każdą inną konkursową lokalizację. Do tego potrzeba jednak serii solidnie i przejrzyście przygotowanych i przeprowadzonych konkursów.


Monika Arczyńska

ilustracje z archiwum A&B

Głos został już oddany

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE