Wiktor: Wydaliście ostatnio raport o farmach miejskich i jadalnym mieście. Na czym polega ta koncepcja?
Joanna: Jadalne miasto to koncepcja, która zakłada, że roślinność, którą mamy w mieście, możemy wykorzystywać nie tylko wizualnie czy do obniżania temperatury, ale to również coś, co możemy zjeść. Nie chodzi o wprowadzenie łanów zboża na Wawelu czy pod Pałac Kultury, chociaż byłoby to widowiskowe, lecz o powrót do tego, co w miastach było już wcześniej — czasów, kiedy drzewa owocowe, takie jak jabłonie, śliwki, mirabelki, czereśnie i wiśnie, były obecne na naszych ulicach i podwórkach, a ich owoce przetwarzane na dżemy, konfitury i napoje. Zieleń w mieście nie musi pełnić wyłącznie funkcji reprezentacyjnej, czego skrajnym przykładem jest szpaler tuj na idealnie przyciętym trawniku, który ma świadczyć o tym, że ktoś przynależy do klasy średniej i umie utrzymać porządek.
To również zmiana myślenia o tym, skąd bierze się żywność i pokazanie, że nie tylko wieś czy supermarket mogą nam jej dostarczać, ale mogą to robić również miasta. W naszym raporcie „Spółdzielcza farma miejska jako narzędzie rozwoju miejskiej strefy żywicielskiej i agroekologii”, poza modelem spółdzielczej farmy miejskiej, pokazujemy rozwiązania, które wprowadzają żywność do miasta.
Przykładem typowej farmy miejskiej jest Krakowska Farma Miejska działająca w modelu RWS, czyli Rolnictwo Wspierane Społecznie. W nim wykupujemy paczki, płacąc za plony na początku sezonu — w ten sposób to klienci biorą na siebie ryzyko. Dzięki temu lepiej zaczynamy rozumieć, jak pogoda wpływa na rolnictwo.
Pokazujemy też formy działań edukacyjnych, które są prowadzone w szkołach czy przedszkolach, organizując szkolne ogródki. Takie farmy pojawiają się też przy uniwersytetach, a ich liderem jest Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu. Obecnie uczelnia angażuje się w rozwój farmy.
ilustracje Gosi Zmysłowskiej
© CoopTech Hub
Ciekawym sposobem myślenia o żywności w mieście są agriparki, czyli tereny rekreacyjne, które wyglądają tak jak parki, ale zieleń pomiędzy alejkami to uprawy. Najbardziej znanym z agriparków miastem jest francuskie Montpelier, gdzie pierwszy agripark powstał z inicjatywy Miasta. Miało to służyć zachowaniu regionalnego charakteru, a jednocześnie tworzyć dostępną przestrzeń publiczną. W Montpelier główną część upraw stanowią winnice. W Polsce inkubujemy agripark w Książenicach, miejscowości pod Grodziskem Mazowieckim. Tam miejskie rolnictwo jest elementem projektowanego osiedla. Inwestorem jest spółka Champions Park, związana z przylegającym do planowanej inwestycji centrum treningowym dla piłkarzy, Legia Training Center. Obecnie pracujemy nad tym, żeby zaplanować, jak maksymalnie utrzymać istniejącą zieleń oraz dosadzić nowe drzewa i krzewy jadalne.
Drugim bardzo ciekawym przykładem, który nie pojawił się w naszym raporcie, bo ma niewielki element rolnictwa, jest osiedle projektowane w Chrzanowie. Koncepcja Aleksandry Wasilikowskiej zakłada nie tylko ogrody społecznościowe, ale również fungarium.
Wiktor: Fungarium?
Joanna: Tak, fungarium. Prowadzone będą tam uprawy grzybów, na przykład boczniaków, które są doskonałym źródłem mikroelementów. Można też wprowadzać żywność funkcjonalną — ostatnio popularne suplementy z soplówki jeżowatej czy maczużnika bojowego. Mówiąc o żywności w mieście, poruszamy się pomiędzy wykorzystaniem terenów ogólnodostępnych — część z nich będzie prywatna, część spółdzielcza, a część publiczna.
Drugi kierunek to pójście w rolnictwo wysokotechnologiczne, takie jak hydroponika. W raporcie przywołujemy przykład startupu Listny Cud. Jest też przykład akwaponiki z Bolonii, przy domu, w którym znalazły się osoby w kryzysie bezdomności czy uchodźczym.
Ważnym elementem tego systemu jest logistyka. Przykładem są zarówno kooperatywy spożywcze, jak warszawska spółdzielnia „Dobrze”, jak i lokalne targowiska, między innymi krakowski Targ Pietruszkowy.
przyszłość rolnictwa według CoopTech Hub
© CoopTech Hub
Ciekawym przykładem wprowadzania żywności do miasta jest inicjatywa z Tarnowskich Gór. Przywrócono tam pradawny gatunek jabłoni, który się nazywa „Piękna z Rept”, od nazwy dawnej posiadłości pałacowej Repty (a obecnie dzielnicy Tarnowskich Gór), w której tę odmianę wyhodowano. Kilka lat temu władze miasta, zachęcone przez lokalne organizacje społeczne, wyhodowały kilkaset sadzonek, które zostały rozdane mieszkankom i mieszkańcom.
Ważnym elementem widocznym w naszym raporcie jest wątek farm hortiterapeutycznych, które, poprzez kontakt z naturą, pełnią funkcje terapeutyczne. Dobrym przykładem jest Manufaktura Ogrody Sitowie, gdzie samotne matki z dziećmi oraz osoby z niepełnosprawnościami zajmują się uprawą warzyw, głównie ogórków, buraków czy kapusty pekińskiej. Tworzą z nich różne produkty, które można zresztą kupić u nich na stronie siejemyferment.pl.
Innym aspektem hortiterapeutycznego wpływu jest tworzenie doświadczeń sensorycznych. Przykładem są ścieżki projektowane w Dąbrowie Górniczej, organizowane przez fundację Ósmy Dzień, która zrzesza osoby z zespołem Downa i ich rodziny. To przykład budowania odporności, nie tylko w modelu ekonomicznym, ale również w modelu psychicznym.
Rozwój miejskiego rolnictwa to krok w stronę podnoszenia poziomu zdrowia publicznego. Kontakt z przyrodą pozwala nam się lepiej regenerować i budować odporność psychiczną, a ruch pozytywnie wpływa również na nasze zdrowie fizyczne. Ważnym elementem odporności każdej i każdego z nas, niezależnie od tego, na jakim stanowisku pracujemy, ile mamy pieniędzy, jest to, żeby dbać o nasze ciało, bo wbrew oświeceniowemu przekonaniu, myślimy nie tylko naszymi umysłami, ale również „ciałoumysłami”. Doskonale wiemy, że gdy jesteśmy chorzy, to bardzo trudno nam sobie radzić z wyzwaniami, które przynosi nam rzeczywistość — tymi ciągłymi nowościami.
Tutaj też sprawdza się model spółdzielczy, gdy jesteśmy właścicielami w spółdzielni, to czujemy, że ten kawałek gruntu jest częściowo nasz, więc jeszcze bardziej niż w przypadku przestrzeni publicznych, czujemy, że mamy prawo tu być.
Wiktor: Potrzebujemy własności nawet tutaj?
Joanna: Jak masz spółdzielczą farmę miejską, to wiesz, że możesz tam przyjść, popracować i odpocząć, ale również zrobić tam imprezę czy urodziny. Czujesz się elementem społeczności. Masz dużo większy wpływ niż na to, jak zarządza się publicznymi terenami zieleni. Z drugiej strony jest też aspekt ekonomiczny. Wyobraź sobie, że masz dwie knajpy: jedna jest spółdzielcza, masz w niej udziały i wiesz, że wydając tam, pomnażasz swoją majętność, a dodatkowo masz zniżkę; druga działa w modelu rynkowym. O ile nie chce się unikać znajomych, to wybór jest oczywisty.
Wiktor: W jakim stopniu farmy miejskie mogą wyżywić miasta?
Joanna: Na pewno nie są w stanie nas wyżywić w pełni. To nie chodzi o to, byśmy przestali korzystać z otoczenia. Paryż obecnie jest na etapie przeznaczania na miejskie farmy 30 hektarów gruntów, co stanowi trzy promile powierzchni miasta, pozwoli to wyżywić około 10% mieszkańców Paryża. To całkiem sporo.
W raporcie podkreślamy, że wokół naszych miast są gospodarstwa rolne i że naszym celem powinno być nie tyle odseparowanie się od wsi, ale wspieranie rolników i rolniczek, by skracać łańcuchy dostaw. To nie chodzi o to, żeby zamknąć się w miastach jak kapsułach i powiedzieć, że rezygnujemy z rolnictwa, tylko zwiększać świadomość, jak ważne ono jest.
Dużo łatwiej prowadzi się rozmowy o strategicznej roli rolnictwa gdy wiesz, skąd się biorą warzywa i owoce. Pomiędzy rolnikami i rolniczkami a nami jest kilka łańcuchów pośredniczych, z czego część to duże korporacje. Budowanie powszechne dobrobytu to budowanie demokracji, w której wszyscy czujemy, że mamy więcej sprawczości. W naszym raporcie rozpatrujemy rolnictwo szerzej, do koncepcji ecopolis — pokazującej, że miasto to część, ale nie odpinamy się od terenów rolniczych. Sojusz miejsko-rolniczy jest podstawą suwerenności żywnościowej i będzie on możliwy tylko wtedy, kiedy spotkamy się twarzą w twarz.
strategia zrównoważonego systemu żywnościowego m. st. Warszawy
© CoopTech Hub
Wiktor: Czyli to, co proponuje targ w Oliwie, albo realizacja w Błoniu autorstwa wspomnianej przez Ciebie Aleksandry Wasilkowskiej. Rozpoczynacie projekt Warszawskiej Spółdzielni Żywnościowej — na jakim etapie jesteście?
Joanna: Jesteśmy na etapie dzierżawienia gruntu, który wskazało miasto jako potencjalną lokalizację. To około trzy hektary na Siekierkach, po dawnych ogródkach działkowych, które zlikwidowano ponad dwadzieścia lat temu, aby wybudować Trasę Siekierkowską. Mam nadzieje, że zaczniemy na jesieni. Można powiedzieć, że jesteśmy przygotowani, bo w Warszawie istnieją już ogrody społeczne, takie jak Motyka i Słońce. Mamy silne wsparcie od strony SGGW. Pionierzy i pionierki miejskiego rolnictwa to rdzeń naszej przyszłej spółdzielni.
Spółdzielcza farma miejska to nie tylko produkcja żywności, ale miejsce edukacji, tworzenie przestrzeni doświadczenia.
Staramy się przekuwać problemy w potencjały. Obecnie mój kolega i współautor raportu, Maciej Łepkowski, prowadzi rozmowy z jedną z osób na SGGW na temat wykorzystania nawłoci, gatunku inwazyjnego, do tego, by wytwarzać z niej deski ze sklejki. Można zaprosić do współpracy designerów i designerki. Szukamy też innych sposobów na pozbycie się nawłoci. Sprawdzonym sposobem jest wypasanie owiec, co otwiera wyobraźnie na to, że może ważnym zawodem będzie niebawem miejski baca. To się wydaje bardzo abstrakcyjne, ale owce pełnią już funkcje ogrodnicze, na przykład w Düsseldorfie.
Wiktor: Podobnie w Edynburgu.
Joanna: Przy fotowoltaice w Danii też korzysta się z ich pomocy. Są lepsze niż kozy, bo kozy skaczą po panelach i je niszczą. Idąc dalej, mamy wówczas miejską wełnę, nawóz i nowy zawód przyszłości. Miejskie ogrodnictwo może tworzyć też nowe miejsca pracy — jak wspomniany miejski baca, czy inne zawody związane z przetwórstwem wełny. Jest tutaj duża przestrzeń również dla edukatorek i edukatorek prowadzących zajęcia z miejsko-rolniczych innowacji.
© CoopTech Hub
Wiktor:Jakie macie dalsze plany jako CoopTech Hub?
Joanna: Dalsze opracowywanie i testowanie różnych modeli spółdzielczości. Na przykład budowanie spółdzielni energetycznych na wsiach i w miastach. Czekamy na miejskie spółdzielnie energetyczne. Jesteśmy w trakcie kończenia raportu dla Krakowa na temat modelowych rozwiązań z konkretnymi kalkulacjami. Rozwijamy współpracę w miastach i mamy nadzieję, że na jesieni będziemy mogli pokazać nowe rozwiązania. Zajmujemy się również procesami cyfryzacji — nie tylko samorządów, ale również związków zawodowych. Wiosną tworzyliśmy we współpracy z Ogólnopolskim Porozumieniem Związków Zawodowych, chatbota — lwicę Nadzieję, która prowadzi przez kodeks pracy. Z Nadzieją można porozmawiać na stronie pracujgodnie.pl. Działamy więc na rzecz szeroko rozumianej współpracy i wzmacniania demokracji. Jednak traktujemy spółdzielczość jako nasz główny obszar działań, bo uważamy, że to właśnie spółdzielnie są najlepszymi wehikułami rozwoju nie tylko przez swój demokratyczny charakter, ale dlatego, że jest to jedyna forma prawna, która pozwala włączyć różnych aktorów — firmy, inne spółdzielnie, NGO-sy czy osoby prywatne. Spółdzielczość to pojemny format, który pozwala połączyć wszystkich, którzy chcą wspólnie budować lepszy świat.
Wiktor: Dziękuje za rozmowę.