Strategie handlu po pandemii
Apokaliptyczny widok praktycznie pustych ulic w czasie pierwszego lockdownu, na których pojawiały się nawet dzikie zwierzęta, zwabione brakiem obecności człowieka, mamy − przynajmniej na razie − za sobą. Ale w jaki sposób, blisko już roczne, bezprecedensowe w naszych czasach doświadczenie pandemii wpłynie na naszą relację z przestrzenią miejską? Jak zmieni się nasza perspektywa i wrażliwość na miasto? Bo zmieni się na pewno.
Niedługo minie rok, odkąd nasze relacje ze światem zewnętrznym uległy znacznemu przedefiniowaniu. Tym światem zewnętrznym jest również miasto i sposoby jego użytkowania. Oczywiście, to co na wstępie nasuwa się na myśl, jest ogołocenie miasta z dotychczasowych miejsc, z których zwykliśmy korzystać, a więc z większymi czy mniejszymi przerwami gastronomia, kluby, galerie handlowe, muzea, kina czy siłownie. Część z punktów gastronomiczno-handlowych znikła całkowicie, gdyż pozostawiona bez wsparcia lub z niewystarczającym wsparciem ze strony państwa, musiała zakończyć swoją działalność. Ale spójrzmy również w szerszej perspektywie − być może obecne dramatyczne warunki okażą się być w dłuższym czasie pozytywną zmianą w naszym myśleniu o mieście, powodując jego renesans.
witalność miasta
Już teraz wydarza się zwrot ku wspieraniu tego co lokalne i rzemieślnicze, tego co bliskie i sąsiedzkie w miejsce zakupów czy jadaniu w sieciówkach. Być może jest to początek zmierzchu wielkich galerii handlowych i całej kultury użytkowania tego typu miejsc jako samowystarczalnych kolosów. Być może rozwój miasta wróci do niegdysiejszej witalności i energii, skupionej bezpośrednio na ulicach, w arteriach miejskich, związanych z ulicami handlowymi oraz jedzeniem na ulicy, bo pierwszy lockdown uderzył przede wszystkim w duże galerie handlowe. Tego typu rozwiązanie ma swój urok, kojarzy nam się z naturalnością, swobodą, podróżami, ale przede wszystkim jest bardziej zrównoważone, ekologiczne i wbrew pozorom stabilniejsze finansowo. Istotnym aspektem nowego-starego formatu handlu może być też migrowanie do lokalnych centrów osiedlowych, przez co staną się one bardziej samowystarczalne. To, o co toczy się stawka, to odwrócenie trendu na handel wielkopowierzchniowy, często w nietrafionych z punktu widzenia miasta, a nie inwestora lokalizacjach, który prowadzi do pustoszenia handlowej przestrzeni miasta w jej strategicznych punktach. Problemem jest tu jednak w przypadku Polski prawo własności, które utrudnia wdrażanie świadomej, funkcjonalnej polityki handlowej, usługowej czy gastronomicznej. Bo jeśli osoba prywatna chce wynająć lokal, to łatwiej jest to zrobić w przypadku powstania nowego banku czy sieciówki, gdyż te raczej nie będą mieć problemu z dochodem i opłaceniem czynszu. Ponadto miasto dysponuje już i tak ograniczona ilością dostępnych lokali w parterach głównych ulic. Stąd, tak ważna jest kwestia nie tylko odejścia od handlu wielkopowierzchniowego, ale wspomniany wyżej zwrot ku lokalności i sąsiedztwu, również tych mniejszych i mniej znanych uliczek oraz miejskich zakamarków.
pandemiczne przyzwyczajenia
Stawką są tu także przyzwyczajenia, które pomimo końca pandemii, mogą z nami zostać na dłużej. To znaczy w dużej mierze domatorski tryb życia, praca zdalna czy idea domu pod miastem, będącego swego rodzaju ucieczką i przestrzenią idylliczną. Oczywiście, stanowi to duże zagrożenie (ciągłe podróże samochodem do miasta w różnych celach, rozrastanie się suburbiów itd.), choć z drugiej strony lockdown doskonale pokazuje jak bardzo ludzie spragnieni są relacji z samymi sobą oraz z miastem. Ważne jest jednak, by te nowe relacje spróbować wypracowywać już teraz i nie przegapić zjawisk, które wydarzają się na naszych oczach. Bo o ile po zdjęciu obostrzeń, miasto bez wątpienia zatętni życiem, istotne jest by to życie w mądry i zrównoważony sposób w nim pozostało.