Wspaniała historia! I tak, oczywiście — dzisiejszy krakowski Kazimierz to po prostu rozwinięta osada radanitów, która z czasem stała się niezależnym, odrębnym miastem z własnymi fosami, murami obronnymi, rynkiem i ratuszem (dzisiejszy plac Wolnica). A to są atrybuty prawdziwego miasta, nie jakiejś tam dzielnicy. Kazimierz był miastem pełną gębą — w średniowieczu osada z kilkoma tysiącami mieszkańców była już metropolią. W tym miejscu warto położyć akcent na kluczowy dla Kazimierza moment historyczny w XIV wieku. Jest to czas, w którym jeden z najważniejszych królów w historii Polski zakochuje się (podobno) w dziewczynie z podkrakowskiej, żydowskiej osady. Esterka kradnie serce króla… a jakże — Kazimierza Wielkiego. Ten — z miłości do Estery — radośnie podpisuje dokumenty rozszerzające przywileje i prawa Żydów w Polsce, będące kontynuacją i rozwinięciem Statutów kaliskich. Na ich podstawie powstaje królewskie miasto Kazimierz.
Król mieszka w Krakowie, Esterka w Kazimierzu, widzą się przez płynącą między nimi wówczas Wisłę. Król kocha Esterkę przez długie lata, równolegle realizując kolejne dynastyczne plany związane z potrzebą przedłużenia rodu Piastów. Dla króla taka miłość nie była zakazana, to on rządził. Jak wiemy z historii — dynastii nie udało się przedłużyć, ale za to dzięki uczuciu do Esterki mamy parę „Kraków i Kazimierz” — czyli fascynujące dziś miliony ludzi z całego świata dwumiasto, z jednej strony — polskie, a z drugiej — żydowskie. Warto w tym miejscu uświadomić sobie, że Kazimierz był przez długi czas najważniejszą siedzibą żydowskiej diaspory… na świecie. Stąd jego niepowtarzalny, ponadczasowy i magnetyczny charakter.
Pomiędzy XV a XVII wiekiem współpraca Polaków, Litwinów i Żydów — a także licznych w miastach Niemców i wielu innych nacji — uczyniła z Polski Jagiellonów największą europejską potęgę. W tych rzadko dziś obiektywnie opisywanych czasach, była I Rzeczpospolita nie tylko pogromcą zakonu krzyżackiego i największym terytorialnie królestwem na kontynencie (o czym dość dobrze wiemy z historii powszechnej nauczanej w szkołach). Przede wszystkim jednak była ówczesna Polska (a właściwie państwo polsko-litewskie) największym w Europie eksporterem i dostawcą wielu strategicznych towarów, na czele z najdroższym towarem średniowiecza — czerwonym barwnikiem dla branży tekstylnej (sproszkowane larwy czerwca polskiego), zbożem (największy dostawca najważniejszego składnika ówczesnego menu dla całej Europy), mięsem wołowym (również lider w tej dziedzinie), solą (z Bochni i Wieliczki), potażem, drewnem konstrukcyjnym, dziegciem, miedzią i ołowiem.
Okrąglak na placu Nowym, wokół niego kręci się życie Kazimierza
© Albin Talik
Mało kto potrafi sobie dzisiaj zwizualizować i uświadomić, jak naprawdę wyglądały tamte czasy. W owej epoce Wisła była najważniejszą ekonomicznie rzeką świata, z Krakowa do Gdańska spływały rocznie dziesiątki tysięcy jednostek transportujących astronomiczne ilości towarów. To dlatego krakowski Rynek Główny jest taki wielki, a gdańskie Stare Miasto robi takie wrażenie. W tamtych czasach były to jedne z najważniejszych i najbogatszych miast świata. Oba spięte rzeką jak pępowiną, autostradą pełną statków, wodną linią kolejową do masowego transportu towarów z całego jej dorzecza. Inne rzeki nie odgrywały w średniowieczu aż tak ważnej roli.
Pomiędzy Krakowem i Gdańskiem kwitły wówczas interesy: największe w Sandomierzu, Zawichoście, Kazimierzu Dolnym (nazwa nieprzypadkowa), Płocku, Toruniu i Grudziądzu. Złote czasy naszych przodków to była historia niewiarygodnego, dziś wspominanego tylko fragmentarycznie, sukcesu I RP. Towary płynęły oczywiście w dwie strony: eksport mijał się z importem. Do Krakowa, na znacznie już mniejszej liczbie statków, mozolnie, bo pod prąd, docierały towary luksusowe, takie jak wysokiej jakości kolorowe tkaniny z Brugii. Najdroższe były te zabarwione na czerwono wspomnianym już polskim barwnikiem z owada zwanego czerwcem. To dla tych tkanin zbudowano znane nam świetnie największe w Europie Sukiennice. Były to czasy niesłychanego, polsko-litewsko-żydowskiego sukcesu gospodarczego ze współudziałem wielu mówiących po niemiecku mieszczan. By go w pełni zrozumieć, trzeba by odmalować cały ekonomiczny krajobraz ówczesnej Europy. Kontynentu ogołoconego z drzew (stąd sukces drewna z Polski, lasy posiadającej), karmionego tysiącami ton peklowanego śledzia z Niderlandów, Europy wydającej góry złota i srebra na dostarczane przez Portugalię przyprawy z Dalekiego Wschodu. Są to czasy wielkiego handlu i wielkich zmian — i w tym czasie była Rzeczpospolita najsilniejszym ekonomicznie krajem na kontynencie (czemu sprzyjało również ówczesne rozdrobnienie władztw niemiecko-, francusko- czy włoskojęzycznych). Proporcjonalnie do tego sukcesu zbudowana została stolica tamtego państwa. Tak podobający się nam dzisiaj Kraków.
Potem historia potoczyła się już mniej łaskawie dla tej części świata — ale w ostatecznym rozliczeniu dość interesująco ze współczesnego, krakowskiego punktu widzenia.
Gdy nadeszły czasy rozbiorów, władca z dynastii Habsburgów nakazał budowę cesarskiego miasta Podgórze. Powstało ono niejako na złość krakowianom. Częściowo jeszcze wolne, polskie miasto Kraków leżało wtedy bowiem tuż za granicą Cesarstwa.
Habsburgowie nadali swej nowej inicjatywie kilka przywilejów i priorytetów — w kilkadziesiąt lat później vis-à-vis okien Krakowa i Kazimierza, oświetlanych wciąż jeszcze świecą czy kagankiem — wyrosło supernowoczesne, przemysłowe miasto Podgórze, z elektrycznymi latarniami, tramwajem i całą masą wynalazków.
Opera Krakowska z 2008 roku; niższa szara część to zabytkowa dawna ujeżdżalnia, proj.: Atelier Loegler
© Albin Talik
Prężnie rozwijające się niejako w opozycji do Krakowa, Podgórze szybko stało się miastem z olbrzymimi ambicjami. Kiedy ponad sto lat temu prezydent Krakowa Juliusz Leo przeprowadził reformę tworzącą Wielki Kraków, przyłączone do starego Krakowa w charakterze nowych dzielnic okolice powiększyły wielokrotnie powierzchnię miasta, zapoczątkowując rozwój metropolii, który trwa do dziś. I o ile bardziej zintegrowany z Krakowem Kazimierz nie protestował, niespecjalnie protestowały też przyłączane do miasta przedmieścia, takie jak Kleparz, czy podmiejskie wsie, takie jak Krowodrza, dla których była to nobilitacja — to Podgórze zareagowało zupełnie inaczej. Jego mieszkańcy, dumni ze zbudowanego od podstaw nowoczesnego miasta, podporządkowanie Krakowowi znieśli znacznie gorzej, manifestując swoje niezadowolenie niedzielnymi spacerami na drugą stronę Wisły. Spacery te, odbywane w stronę Krakowa, demonstracyjnie kończyły się zawróceniem z powrotem na Podgórze dokładnie pośrodku łączącego oba miasta mostu Piłsudskiego.
Mamy zatem krakowskie trójmiasto, trzy ratusze, trzy rynki, trzy różne rodzaje architektury, trzy różne kręgi kulturowe — polski-krakowski w Krakowie, polski-żydowski w Kazimierzu i polsko-cesarski w Podgórzu.
Jako wyrazistą, czwartą część miasta — nieco naginając fakty — klasyfikuję Dębniki. Nie były one co prawda nawet oddzielnym miasteczkiem, a raczej wsią — natomiast zachowała się na Dębnikach charakterystyczna, zupełnie inna niż w pozostałych częściach miasta, atmosfera. Ryneczek na Dębnikach jest uroczy, kameralny charakter dzisiejszej dzielnicy to jeden z ulubionych rewirów wielu mieszkańców Krakowa i nielicznych jeszcze w tej części miasta turystów. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na miejską polszczyznę: o miastach mówi ona „w Podgórzu” jako odrębnym organizmie, a o dzielnicach „na Podgórzu” — jako wchłoniętej już całości, zintegrowanej z resztą miasta w innej niż dotychczas roli.
Plac Niepodległości na Podgórzu, po lewej kultowa Korona, tu się chodziło zawsze na basen; w tle majaczy most Piłsudskiego, łączący miasto z Kazimierzem i dalej z Krakowem
© Albin Talik