Jak uczyć dzieci o architekturze? To trudne wyzwanie. Zaczynając od materiału, języka, a także formy przekazywania wiedzy. Z pomocą może przyjść elementarz architektoniczny, który tworzą Sonia Pochopień i Bartłomiej Pochopień — architekci i edukatorzy (Studio Styczna), autorzy Architektonicznego Elementarza Tarnowa.
Wiktor Bochenek: Dlaczego potrzebujemy edukować architektonicznie już od najmłodszych lat? W dobie wszystkich problemów, z jakimi się zmagamy, być może nauka o architekturze i urbanistyce wcale nie jest tak istotna?
Sonia Pochopień i Bartłomiej Pochopień: No tak, problemów wokół nas jest ogrom, a każdy z nich chciałby być dowartościowany, zauważony. Kryzysy, deficyty, zapaści, małe i duże apele o pomoc walczą wciąż o naszą uwagę. Wolny rynek idei i problemów, które starają się przebić przez szum informacyjny, medialny, reklamowy.
Szczerze mówiąc, my też to robimy, bo wierzymy, że ten kawałek rzeczywistości, na który jesteśmy bardziej wrażliwi, jest po prostu bardzo ważny. Z tym że też tego, co robimy, staramy się nie absolutyzować.
Sonia Pochopień
© Archiwum Autorki
Przecież człowiek, który idzie kilka dni przez las, prędzej prześpi się pod gołym niebem, zrezygnuje z budowy szałasu niż z posiłku albo opatrzenia rany. Chcemy przez to powiedzieć, że ludzie walczący o to, żeby dzieci nie szły rano do szkoły głodne albo żebyśmy nie czekali na wizytę u specjalisty pół roku, są jednak ważniejsi, niż my architekci i architektoniczni edukatorzy.
Ale ustawiając w ten sposób, na jakiejś drabinie ważności, sprawy dotyczące naszej codzienności, chcemy też powiedzieć wyraźnie, że to jak ludzie mieszkają, w jakich budynkach pracują i odpoczywają, pozycjonujemy bardzo, bardzo wysoko. Chociaż obiektywnie architektura, być może nie jest najważniejszą sprawą na świecie, to nie mamy wątpliwości, że jest jedną z tych o niezwykle wysokiej randze, jedną z tych, od których nie ma odwołania. Bo przecież w tej wędrówce przez las szałas i tak trzeba w końcu wybudować — i to raczej prędzej niż później.
Bartłomiej Pochopień
© Archiwum Autora
A dlaczego trzeba pracować już z dziećmi? Bo po osiągnięciu pełnoletniości jest już dalece za późno, żeby mówić o sprawach fundamentalnych. Jak już wspomnieliśmy, architektura do takich należy. Wie pan, miliony Polek i Polaków podejmują w swoim życiu zaskakująco wiele decyzji o charakterze architektonicznym — od wybrania projektu czy projektanta, zamówienie szyldu albo zaaranżowanie wystawy w swoim sklepie, przez zbudowanie ogrodzenia, urządzenie ogrodu, aż po na przykład nierobienie nic z fatalnie wyglądającą elewacją swojej kamienicy — bo przecież nicnierobienie to też jakaś decyzja. Nam się to wydaje upiorne, że to wszystko dzieje się pośród ludzi, którzy do samej matury usłyszą słowo architektura może ze dwa razy — że strzelisty gotyk i styl romański z małymi okienkami.
Poza tym nam się wcale nie wydaje, że wszystko będzie dobrze, jak się już naród zacznie słuchać architektów i urzędników z wydziałów architektury. Członkowie tych dwóch grup zawodowych to przecież krew z krwi i kość z kości tego samego narodu, który jest kształtowany przez ten sam pejzaż architektoniczny, te same lekcje plastyki w szkołach. Wyobraźmy sobie na przykład kraj, w którym się źle gotuje. Otóż nie da się zmienić takiego stanu rzeczy, wysyłając jakąś niewielką grupę już właściwie dorosłych ludzi na stosunkowo krótkie, bo pięcioletnie studia gastronomiczne. Ludziom, którzy wynieśli z domu i ze szkoły negatywne przyzwyczajenia kulinarne, ale i etyczne — to znaczy nie mają poczucia, że wykonują zawód zaufania publicznego o pewnej randze — tak naprawdę niewiele to da.
projekt „Architektoniczny Elementarz Tarnowa" to projekt zrealizowany przez Akademię Architektury we współpracy z BWA Tarnów
© Studio Styczna
Wie pan, te wszystkie potworne przestrzenie i budynki w naszym kraju ktoś przecież zaprojektował i usankcjonował pieczęciami, i niestety zrobili to fachowcy po studiach. Tylko że oni dostali uczelniane indeksy do ręki już jako dorośli ludzie. Oczywiście powiedziano im wówczas jak narysować przekrój poprzeczny i podłużny, jak rozwiązać węzeł sanitarny i że to jest prestiżowy zawód.
Niestety w dzieciństwie nikt im nie powiedział, że architektura to jest po prostu bardzo poważna sprawa. Tu nie chodzi nawet o to, czy coś się komuś podoba, że oto ja powiem, że w Polsce jest brzydko, a sąsiad, że ładnie. Otóż Komitet Przestrzennego Zagospodarowania Kraju Polskiej Akademii Nauk w 2019 roku wyliczył, że architektoniczno-urbanistyczny bałagan kosztuje nas rocznie 84,3 miliarda złotych. Dla porównania powiedzmy tylko, że w całym 2022 roku na naukę i szkolnictwo wyższe poświęciliśmy zaledwie 28 miliardów złotych.
Lista wydatków związanych z chaosem jest niepomierna: ciągłe remonty starych i budowy nowych dróg, kosztowne instalacje, pługopiaskarki krążące po całym kraju, dojazdy do szkół i przychodni, wypadki drogowe, naprawy samochodów, odszkodowania i wreszcie leczenie ofiar tego niebotycznego chaosu. Tak, sprawa jest dużo poważniejsza niż intensywna kakofonia form i kolorów.
projekt skupia się na poszczególnych przykładach architektury i urbanistyki z Tarnowa
© Studio Styczna
Wiktor: Jak właściwie trafić do dzieci z nauką o architekturę? Jak je zachęcić do poznawania tej dziedziny?
Sonia, Bartłomiej: To pytanie można rozumieć dwojako — „jak trafić do dzieci” w sensie jak doprowadzić do tego, żeby móc robić zajęcia i „jak trafić”, czyli jak do nich mówić, jak być zrozumiałym.
Pierwsza sprawa jest złożona i wymagałaby bardzo długiej rozmowy i opowieści o tym, jak w ciągu kilku ostatnich lat przeprowadziliśmy w kilkunastu miejscowościach kilkaset warsztatów, plenerów i wykładów. Ale wydaje nam się jednak, że pyta pan o tę drugą rzecz — jak uczyć?
Powiemy może coś niepopularnego, ale uważamy, że kwestii architektury nie należy zanadto upraszczać i ułatwiać. Jasne, że trzeba zwracać się językiem zrozumiałym, nie jakimś bełkotliwym żargonem, ale jesteśmy przekonani, że o architekturze należy mówić do dzieci całkiem serio — jak o czymś ważnym, pięknym, fascynującym, nie banalizować. Oczywiście też bez popadania w elitaryzm, egzaltacje i jakieś dizajnerskie napuszenie.
Dzieciaki powinny czuć, że to jest arcyważny składnik ich świata, ale przy tym świata codziennego, obecnego na wyciągnięcie ręki. I to wcale nie musi, ba!, nie powinno być nudne. Wiele zależy od tego, czy opowiadający o architekturze sam uważa ją za coś cennego, wie, z czego się ta architektura składa, rozumie ją i to nie tylko teoretycznie, papierowo, widząc ją poprzez wynikające z historii sztuki -izmy. Nie lubimy też takiego podejścia w zabawę w bycie architektem, „zostań małym architektem” albo „i ty możesz być dizajnerem”. To jest z założenia trochę nieuczciwe i chyba niepotrzebne. Niestety rodzice dzieciaków często czegoś takiego oczekują. Przecież nie trzeba komuś wmawiać, że jest małym lekarzem albo że będzie chirurgiem, żeby nauczyć go w szkole czy podczas lekcji muzealnej jak działa ludzkie ciało.
kolorowankom towarzyszą opisy informujące o obiektach i ich kontekście
© Studio Styczna
Wiktor: Przeglądam kolorowanki, które stworzyliście ze wsparciem BWA Tarnów. Mamy tu przegląd architektury od średniowiecza po XX wiek — od kościołów po blokowiska. Czy nie brakuje tu miejsca dla architektury najnowszej?
Sonia, Bartłomiej: W Architektonicznym Elementarzu Tarnowa — którego przygotowaliśmy po jednym, bezpłatnym egzemplarzu dla każdego przedszkola i szkoły podstawowej w tym mieście — szeroko pojęta dwudziestowieczna współczesność jest reprezentowana przez kilka obiektów. Ale to prawda, nie znajduje się pośród nich żaden budynek z ostatnich lat.
Cóż, w rozdawanych przez nas pudełkach znalazło się dwadzieścia kartonów-matryc. Mogą być powielane i podczas zajęć rozdawane uczniom do kolorowania, ale i do wspólnego czytania treściwych, chociaż prostych w konstrukcji zdań. Takich, które opowiadają o architekturze, operując podstawowymi pojęciami, ułatwiającymi nazywanie tego, co widać, tego, czym jest albo czym była kiedyś dana przestrzeń. I niestety kompletując ten zestaw, musieliśmy dokonywać sporej selekcji.
obok bardziej tradycyjnej architektury znajdziemy tu też przykłady z XX wieku
© Studio Styczna
Wszystko po to, żeby młodym odbiorcom zaprezentować nie tylko najróżniejsze style i całe epoki rozciągające się na przestrzeni setek lat, ale także rozmaite funkcje, skale i obszary tego przecież rozległego i bogatego miasta. Poza tym chcieliśmy, żeby ta ograniczona liczba ujęć zawierała naprawdę istotne tematy — ważne poprzez swoje piękno, malowniczość, unikatowe proporcje albo po prostu szczególne znacznie dla sporej grupy ludzi, jak wspomniane przez pana osiedle z wielkiej płyty zwane Falklandami. Prawdę mówiąc, nie uważaliśmy, że któryś z najnowszych budynków Tarnowa należy koniecznie zaliczyć do miejskich emblematów, swoistego leksykonu tarnowskiego dziedzictwa materialnego przeznaczonego dla najmłodszych, czegoś, co miałoby stanowić pakiet podstawowej, elementarnej wiedzy o architekturze.
Oczywiście nie oznacza to, że w naszej działalności edukacyjnej czasy najnowsze nas nie interesują. Prawdę mówiąc, poświęcamy im bardzo dużo czasu. Chętnie o nich mówimy podczas plenerów architektonicznych czy warsztatów. Jednak współczesność — ze swojej natury trudno uchwytna i niełatwa w zdefiniowaniu — wymaga zawsze bardziej złożonego komentarza. Taką szansę dają nam zajęcia z nieco starszą, nastoletnią młodzieżą i dorosłymi. Oprócz tego zdarza się nam poświęcić współczesności konkretną dawkę refleksji w ramach publikowanych na YouTubie esejów rysunkowych z cyklu Architektury Potok i Kształty Tarnowa.
kolorowanki są dostępne również na stronie BWA
© Studio Styczna
Wiktor: Wasze kolorowanki umieszczone są w konkretnym kontekście Tarnowa, a czy do archilekcji mogą sięgać rodzice, czy nauczyciele z dzieciakami z innych miejscowości?
Sonia, Bartłomiej: Jasne, że tak. Oczywiście z samych kolorowanek może skorzystać ktoś spod Żywca czy z Łomży, pobrać z sieci i dać dziecku do pokolorowania piękną willę z Mościc czy elektrociepłownię przy okazji zapoznając latorośl ze słowem nowoczesność, monumentalizm czy kameralność. Kiedy w 2016 roku zakładaliśmy Akademię Architektury naszym wielkim marzeniem, naszą ambicją było działać w różnych, najlepiej małych i średnich miejscowościach. Co tu dużo gadać, przy sporej determinacji udało nam się to zrobić i przeprowadzić ponad czterysta spotkań — cyklicznych i pojedynczych, w szkołach i domach kultury takich miejscowości jak Olesno, Słomniki, Kalwaria Zebrzydowska, Bochnia, Kraków, Imielin, Wadowice, Mikołów, Mysłowice, Olkusz i Tarnów.
To jest tak, że na zajęcia w centrum Krakowa przyjdzie najpewniej ktoś z Krakowa, na spacer szlakiem żoliborskiej moderny dziecko z warszawskiego, inteligenckiego domu, podczas gdy na tych zorganizowanych w małym miasteczku pojawi się albo ktoś z tej miejscowości, albo i sąsiedniej wsi — podjedzie busem albo na rowerze, podwiezie go rodzic. I to jest szalenie ważne, żeby działać w terenie. Przecież nie powiemy nic odkrywczego, przypominając, że Polska jest w istocie, w ogólnym horyzoncie wiejska i małomiasteczkowa.
mościcka elektrociepłownia
© Studio Styczna
Bardzo chętnie więc jeździmy w różne miejsca i opowiadamy o architekturze, właśnie po to, żeby ta wiedza przestała być niszowa, miastocentryczna, elitarna. Żeby przestała się wreszcie kojarzyć z tym, co najczęściej pojawia się na portalach internetowych, w kontekście architektury — z jakimiś ekscentrycznymi domami ambitnych architektów, którzy z ochotą obsługują zamożnych inwestorów.
Nasz „prowincjonalny” Potok Architektury również ma takie ambicje. Szukamy w nim miejsc powiatowych i gminnych, zdecydowanie oddalonych od Warszawy czy Krakowa. Cóż, myślimy, że to jest ważne, żeby ktoś z Gorlic dowiedział się, dlaczego budynek stojący u niego na rynku ma takie, a nie inne zadaszenie, a mieszkańcy postmodernistycznego osiedla w Olkuszu mogli usłyszeć, skąd się wzięła tak specyficzna forma ich domów.
rynek z lotu ptaka
© Studio Styczna
Wiktor: Czy planujecie dalej go rozwijać? Jakie macie plany na przyszłość jako Akademia Architektury?
Sonia, Bartłomiej: Tarnowski elementarz powstawał na przełomie bieżącego i minionego roku. Wydarzenie spuentowaliśmy małą konferencją, na którą zaprosiliśmy przedstawicieli wszystkich szkół podstawowych i przedszkoli. To spotkanie z pedagogami — w świetnie nas wspierającej Galerii BWA — było dla nas kluczowe.
Parę lat temu zrobiliśmy bowiem podobne narzędzie dla powiatu pszczyńskiego, ograniczając się do rozesłania materiału do placówek, do ich sekretariatów. Niestety oddźwięk był o wiele mniejszy niż w Tarnowie, a sekretariaty okazały się słabym ogniwem całej akcji. To była dla nas lekcja. Zrozumieliśmy, że aby wiedza o architekturze trafiła do dzieciaków, najpierw musimy rozmawiać z ich nauczycielami, przekonywać do tego, że to ważna sprawa, że mamy z krajobrazem spory problem. Nawet jeżeli jest on tylko jednym z tych wielu problemów, które walczą w dzisiejszych czasach o naszą uwagę.
wielkie schody
© Studio Styczna
Natomiast co do planów na przyszłość, to tak, mamy ochotę rozwijać działalność Akademii Architektury oraz ideę Elementarza, który — mocno w to wierzymy — uczy widzieć i rozumieć architekturę. Warto może wspomnieć, że owa idea wiąże się z tym, o czym można przeczytać w słynnej „Teorii widzenia” Władysława Strzemińskiego.
Strzemiński pisał:
W procesie widzenia nie to jest ważne, co mechanicznie chwyta oko, lecz to, co człowiek uświadamia sobie ze swego widzenia. Wzrost świadomości wzrokowej jest więc odbiciem procesu rozwoju ludzkiego.
Zatem sprawa wydaje się prosta. To, jak i na co patrzymy, bezpośrednio nas kształtuje i stanowi o naszym rozwoju. A to nakłada na nas szczególny obowiązek, żeby angażować się w tę pracę. Bo wie pan, to jest chyba tak, że umiejętność dobrego widzenia musi być, jak się nam zdaje, niebagatelna również wobec postrzegania całej masy innych spraw i kryzysów, tych, o których wspominaliśmy na początku. My po prostu, jako społeczeństwo, musimy się uczyć uważnego patrzenia — i to nie tylko na architekturę.
Wiktor: Dziękuję za rozmowę.
Falklandy, czyli dzielnica z okresu PRL-u
© Studio Styczna
Elementarz dostępny jest na stronie BWA Tarnów.