Z Jakubem Krzysztofikiem rozmawia Ania Diduch
06|A&B
„Jesteśmy w oku cyklonu, właśnie teraz toczy się najwięcej inwestycji rewitalizacyjnych jednocześnie” — przekonuje Jakub Krzysztofik, prezes łódzkiego oddziału SARP, główny projektant i współautor koncepcji urbanistycznej rewitalizacji centrum Łodzi, która wkracza w finalną fazę realizacji. Jak ma funkcjonować Łódź w roku 2035 i czym będzie mierzona jakość życia jej mieszkańców? Jak w praktyce wygląda łączenie rewitalizacji twardej z miękką? Czy regeneracja jest procesem, który można zautomatyzować?
Rewitalizacja obszarowa centrum Łodzi, projekt 4; obszar obejmuje rejony Placu Wolności, Parku Staromiejskiego, ulicy Wschodniej; rewitalizacja jest prowadzona poprzez wyremontowanie kamienic czy przebudowę ulic, mającą na celu uspokojenie ruchu
© www.lodz.pl
Ania Diduch: Zacznijmy od podróży do przyszłości: proszę sobie wyobrazić, że jesteśmy w roku 2035. Jakim miastem jest Łódź? Jaki ma charakter i jaki jest jej wizerunek?
Jakub Krzysztofik: Odpowiem nie jako wszystko wiedzący architekt demiurg, tylko tak, jak podpowiada mi intuicja, jeśli chodzi o potrzeby mieszkańców. W takim ujęciu Łódź to miasto zrównoważone i zadbane, pełne zieleni. Centrum jest wygodnym obszarem, mieszkają tu osoby wykonujące różne zawody, z różnych warstw społecznych. Działa sprawna komunikacja miejska, a ludzie mają stabilne zatrudnienie. Korzystają z kultury i estetycznych przestrzeni publicznych.
Ania: W jakich branżach pracują mieszkańcy centrum z przyszłości?
Jakub Krzysztofik: Nie chcę zgadywać, widzę to jako zdrową mieszankę różnych profesji. Dziś obserwuję ciekawą prawidłowość, że część mieszkańców pracuje wokół budów toczących się w obszarach rewitalizowanych. Firmy potrzebują cateringu, magazynów, logistyki, noclegów. To bardzo pozytywny trend na tym etapie. W dalszej kolejności ta przedsiębiorczość powinna być tak stymulowana, żeby miejsca pracy zostały utrzymane, a bezemisyjne zakłady przemysłowe (przetwórstwo, montaż sprzętów z półproduktów), z innych rejonów miasta przeniosły się do centrum. Istnieją tu rezerwy przestrzenne pod niewielkie zakłady pracy. Nazwałbym to reindustrializacją. Współcześnie odchodzimy od ścisłego podziału części miasta na funkcje.
Rejony wokół zmodernizowanego Dworca Fabrycznego to m.in. EC1, czyli kompletnie inna skala regeneracji przemysłowej architektury Łodzi
© www.lodz.pl
Ania: A co z przemysłami tak zwanymi kreatywnymi i chwytliwym hasłem z początku lat 2000: „Łódź stolicą przemysłów kreatywnych” oraz „Łódź kreuje”? Czy absolwenci Politechniki Łódzkiej zostają w mieście? Czy młodzi architekci znajdują zatrudnienie, czy muszą emigrować?
Jakub Krzysztofik: Moim zdaniem trend emigracyjny spowolnił i ja jestem tutaj przykładem. Z jednej strony wzrosły średnie płace i spadło bezrobocie, z drugiej wciąż mamy relatywnie tanie mieszkania i grunty w centrum. A rozwój internetu i transportu powoduje, że można żyć tu, a pracować ogólnopolsko czy międzynarodowo. W procesie regeneracyjnym Urząd Miasta powoli wdraża założenia programowe dla studentów i absolwentów, żeby zatrzymywać ich w Łodzi, zapewnić im na przykład tanie mieszkanie na wynajem. A stymulowanie nowych miejsc pracy zaczyna się już dziś: poprzez zmianę wizerunku miasta, inwestycje i innowacje.
Od czasu hasła „Łódź kreuje” wiele się zmieniło. Mój punkt widzenia opiera się na doświadczeniach związanych z rewitalizacją obszarową centrum Łodzi, projektem unikalnym w skali kraju, który wkracza w decydującą fazę realizacyjną. Jestem głównym projektantem koncepcji urbanistycznej rewitalizacji obszarowej centrum Łodzi (obszary 1, 4), które obejmują około 67,5 hektara powierzchni śródmieścia, w tym kluczowe przestrzenie i ulice: Stary Rynek, Park Staromiejski, plac Wolności, Nowy Pasaż Majewskiego, Pasaż Róży, Pasaż Lutra, Skwer Kilińskiego, ulice Jaracza, Rewolucji 1950 r., Wschodnia, Ogrodowa, Północna, Próchnika, Włókiennicza, Pasaż „Włókiennicza Bis”. Program uzupełniają parki kieszonkowe, place zabaw, fontanny wodne i mgiełkowe, monitoring miejski, iluminacje ulic, budynków i placów. Dzisiaj Łódź kreuje, ale już nie na papierze czy w marketingu. To się dzieje naprawdę.
Ania: Czy ma dla Pana znaczenie nomenklatura łódzkich działań urbanistycznych? Co jest trafniejszym określeniem: regeneracja czy rewitalizacja?
Jakub Krzysztofik: Podczas pracy nazywam te działania rewitalizacją — i to w prawdziwym znaczeniu tego słowa. Oznacza to, że w jej skład wchodzą dwa uzupełniające się obszary działań: inwestycyjne, czyli rewitalizacja tak zwana twarda (remonty, budowy, infrastruktura) oraz rewitalizacja miękka, czyli działania społeczne. Z kolei pojęcie regeneracji, o ile się nie mylę, wprowadził profesor Tadeusz Markowski, były prezes Towarzystwa Urbanistów Polskich, profesor Uniwersytetu Łódzkiego. Regeneracja jest pojęciem szerszym niż rewitalizacja, uwzględnia procesy ekonomiczne. Proces rewitalizacji jest inicjowany przez gminę i oczekiwanym rezultatem, oprócz rozwiązania problemów kryzysowych obecnych w Łodzi (społecznych i ekonomicznych), ma być pobudzenie sektora prywatnego, który przejmie inicjatywę w rozwoju miasta. Całość tego procesu możemy określić regeneracją. Regeneracja od rewitalizacji różni się także tym, że podlega cyklicznym ewaluacjom. Co kilka lat trzeba sprawdzać jej efekty. Regeneracja miasta poprzemysłowego jest procesem ciągłym i nigdy nie skończonym.
Manufaktura — dotychczasowy symbol rewitalizowanej Łodzi i prywatnego, zagranicznego kapitału w mieście
© www.lodz.pl
Ania: Jakie są zatem ramy czasowe łódzkiej regeneracji i wpisanej w nią rewitalizacji?
Jakub Krzysztofik: Naszą rolą jako projektantów było przygotowanie koncepcji urbanistycznej, ale działaliśmy, korzystając z rezultatów pracy bardzo szerokiego zespołu składającego się, między innymi, z ekonomistów (odpowiedzialnych za aplikację unijną, za studium wykonalności). Projekt powstawał cały rok 2016, harmonogram był napięty. Wcześniej miasto przygotowywało się do procesu rewitalizacji, mając na przykład świadomość określonych ram czasowych unijnych dotacji. Przeprowadzano konsultacje społeczne, powstały wytyczne zgromadzone przez pięć jednostek miejskich: służby konserwatorskie, Biuro Architekta Miasta, Miejską Pracownię Urbanistyczną, Zarząd Inwestycji Miejskich i Biuro Rewitalizacji. Te zespoły wspólnie określiły, jakie zadania stoją przed projektantami, czyli na przykład przede mną i moim zespołem. To, co zaproponowaliśmy wspólnie w 2016 roku, musiał następnie zaakceptować dysponent funduszy europejskich, czyli marszałek województwa. Po podpisaniu umowy i przeprowadzeniu przetargów, w 2018 roku rozpoczęła się realizacja rewitalizacji.
Ania: Jak duży był Pana zespół?
Jakub Krzysztofik: Kierowałem prawie czterdziestoosobowym zespołem do spraw urbanistycznych, który zajmował się inwentaryzacjami, ekspertyzami, infrastrukturą, zielenią, w jego skład wchodzili oczywiście architekci, którzy spajali te elementy w całość.
Ania: Co znalazło się w planie opracowanym przez Pana zespół w 2016 roku?
Jakub Krzysztofik: Jego wyjątkowość, i wyjątkowość rewitalizacji-regeneracji w ogóle, polega na integracji wspomnianych elementów twardych i miękkich. Remonty budynków, wymyślenie nowego programu dla ich funkcjonowania (na przykład poprzez różnicowanie wielkości mieszkań, co inicjuje tworzenie miksu społecznego, lub przestrzenie usługowe — komercyjne i kreatywne w parterach), dodatkowo przestrzenie publiczne (ulice, placyki, skwery, parki kieszonkowe, pasaże, mała architektura). Osobno był projekt zieleni miejskiej. Współpraca z tak zwanymi interesariuszami publicznymi i prywatnymi działającymi na tych obszarach, czyli teatrami, restauracjami, wspólnotami mieszkaniowymi. Klamrą dla wszystkich naszych działań było przeciwdziałanie problemom społecznym, które występują na rewitalizowanych obszarach. I tutaj zaczyna się już rewitalizacja miękka. Musieliśmy zaplanować działania i funkcje przestrzeni, na przykład świetlice dla młodzieży, centrum aktywizacji kobiet, centrum obywatelskie, świetlice terapeutyczne, biura lokalnych streetworkerów. Z jednej strony mają podnosić jakość życia, z drugiej przeciwdziałać przemocy, alkoholizmowi i tak dalej.
Rewitalizacja i regeneracja na ulicy 1 maja: jezdnie zostały zwężone, ruch uspokojony, a drzewa są sadzone w zieleńcach i kratach; na obszarach rewitalizacji gatunki są odpowiednio dobrane, odporne na trudne warunki w Śródmieściu
© www.lodz.pl
Ania: Jak w praktyce odbywa się praca nad łączeniem elementów miękkich i twardych? Czy tworzycie zespół fikcyjnych jednostek, a może myślicie bardziej grupami i warstwami społecznymi?
Jakub Krzysztofik: To zawsze jest praca na wielu perspektywach i w różnej skali: myśleliśmy i o nadrzędnych funkcjach, i o detalach liczonych w centymetrach, jak wysokość krawężnika. Materiałem wyjściowym były wyniki konsultacji społecznych, które potem powtarzaliśmy w czasie tworzenia koncepcji. Z tych badań wyłoniliśmy modelowego mieszkańca Łodzi — fikcyjną postać, która miała pewne cechy wspólne dla wszystkich warstw społecznych w rejonach rewitalizacji. Jedną z takich cech była na przykład niechęć do zamieszkania w centrum, i tutaj padały argumenty takie jak nieestetyczny wygląd czy stan techniczny budynków, brak zieleni. To definiowało nasze wyzwanie: przełamać ten stereotyp.
Ania: Jako rodowita łodzianka mogę potwierdzić, że miasto od lat było szare, zaniedbane. To nie przypadek, że David Lynch tak świetnie się tu czuł.
Jakub Krzysztofik: Niestety. Procent mieszkań z kiepskim wyposażeniem sanitarnym w centrum jeszcze kilka lat temu był porażający. Drugim argumentem powracającym w ankietach był dostęp do zieleni. W obszarze naszej pracy znalazł się na przykład Park Staromiejski, który zawsze dobrze funkcjonował, mimo dużego zaniedbania, ale uznaliśmy, że potrzebne są radykalne działania, że mieszkańcy potrzebują zieleni „natychmiast”: na podwórkach, na pergolach, na ulicach. Sztandarowym przykładem jest realizowana w tym momencie ulica Wschodnia, która ma 14 metrów szerokości, więc jest dość wąska, ale poprzez naszą interwencję dziś mamy tam dwa szpalery drzew. Czyli z ulicy jednokierunkowej, która miała pas ruchu i parking, została zwężona do 5,5 metra, po jednej stronie zasadziliśmy drzewa na chodniku, w kratach, po drugiej drzewa w tak zwanych zieleńcach, plus chodniki szerokie na 2,5 metra, na których swobodnie mogą się minąć dwie osoby z wózkami dziecięcymi. Jakość miejskiej przestrzeni jest mierzalna przez łatwość, z jaką mogą z niej korzystać niepełnosprawni, seniorzy i rodziny z dziećmi. Sam pamiętam sytuację, gdy parę lat temu szedłem na konsultacje społeczne i nie miałem z kim zostawić moich pięcioletnich bliźniaków. Na ulicy Tuwima musiałem je kurczowo trzymać, żeby nie wbiegły na jezdnię i nie wpadły pod samochód jadący sześćdziesiąt kilometrów na godzinę. W tej chwili Tuwima jest uspokojona, chodniki są szerokie, a nawet oddzielone od jezdni pasem zieleni.
Wedle założeń zaprogramowanych przez Jakuba Krzysztofika, każdy możliwy skrawek staje się zielonym miniskwerem
© www.lodz.pl
Ania: Jaką rolę w tej układance projektowania zieleni ogrywają parki kieszonkowe?
Jakub Krzysztofik: Wchodzą one w skład projektów rewitalizacyjnych, a także pozarewitalizacyjnych, na przykład „Zielone Polesie”. Rejony ulicy Wólczańskiej czy Gdańskiej nie pozwalają na wprowadzanie regularnego parku, ale mają przestrzenie na parki kieszonkowe, na przykład porzucone tereny, tzw. ganty. I te działania są finansowane już wyłącznie z pieniędzy miejskich, z podatków.
Ania: Kiedy ma się zakończyć ten etap rewitalizacji, o którym rozmawiamy, czyli ośmiu obszarów w centrum (z dwudziestu wydzielonych w całym mieście)?
Jakub Krzysztofik: Plan jest taki, aby skończyć w 2023 roku. Możliwe są niewielkie opóźnienia. Teraz jesteśmy w oku cyklonu: toczy się najwięcej inwestycji jednocześnie. Ulica Włókiennicza i okolice to wielki plac budowy.