Z archiwum A&B — najlepsze polskie projekty ostatniego dziesięciolecia
[materiał oryginalny A&B 04'2016]
U stóp Filharmonii wyrósł kolejny ważny bohater architektonicznego Szczecina — Centrum Dialogu Przełomy (CDP), filia Muzeum Narodowego w Szczecinie, które skupia się na pokazaniu szczecińskiej historii od 1945 roku. Za jego projekt i realizację odpowiada katowicka pracownia KWK Promes Roberta Koniecznego. Autora nikomu przedstawiać nie trzeba, wiadomo przecież, że jest jednym z najbardziej konsekwentnych, zdyscyplinowanych i charyzmatycznych postaci na rodzimej scenie architektonicznej.
Coś takiego podziało się w Szczecinie, że z miasta o prowincjonalnych charakterze i znaczeniu w skali kraju, w ciągu niespełna kilku lat stał się swego rodzaju symbolem nowej jakości w architekturze polskiej. Do tego fenomenu przyczynił się w dużym stopniu budynek Filharmonii im. Mieczysława Karłowicza autorstwa Estudio Barozzi Veiga, który otrzymał w 2015 roku architektonicznego Nobla, czyli Nagrodę im. Miesa van der Rohe. Z pewnością był to punkt zwrotny, bo choć wcześniej środowisko architektoniczne zauważyło i doceniło tę realizację, to jej potwierdzenie poprzez nadanie tak prestiżowego wyróżnienia podniosło status i miasta, i budynku.
Zjawisko o nazwie KWK Promes być może niektórych irytuje, u innych z kolei budzi podziw, ale z pewnością nie można obok niego przejść obojętnie, wzruszając ramionami. Ale tak to już jest z dobrą architekturą — zawsze działa na emocje. Ważne są oczywiście obiektywne czynniki poddające ją ocenie, jak funkcja, forma, konstrukcja, materiał, rozwiązania techniczne i przestrzenne czy kontekst. Ale emocje oraz zmysłowe odczuwanie, takie jak zapach, dotyk (tak, dotykanie architektury, oswajanie się z jej fakturą, kolorem jest niezwykle zmysłowym doznaniem i powinno polecać się je każdemu, kto chce budynek poczuć, nie tylko czytać jego architektoniczny język), sposób działania przestrzeni, bliższe i dalsze plany, które otaczają użytkownika, meble i mała architektura oraz sposób ich użycia determinują odbiór i jakość percepcji. A ta jest ważna, w pełnym — intelektualnym i zmysłowym — odbieraniu rzeczywistości.
zdjęcia archiwalne placu Solidarności w Szczecinie
© KWK Promes
mapa znaczeń
Ale wróćmy może na chwilę do samego Szczecina. Przepięknie położony, zatopiony w zieleni, z pięknymi parkami o starym zadbanym drzewostanie, platanach przy drogach, błoniach, pięknych starych willach na Pogodnie, otoczony z każdej strony dużą ilością wody powoduje, że spędzone w nim chwile stają się niepowtarzalne. Do tego dobrej jakości urbanistyka „starego” Szczecina, tego sprzed urban sprawl, powoduje, że miasto ma swój niepowtarzalny charakter, klimat i miejską atmosferę. Port, stocznia z żurawiami, wyspy na Odrze uzupełniają romantyczne kadry miasta. I chociaż w ostatnim czasie pojawiło się sporo dobrych budynków publicznych budowanych za unijne dotacje, chociażby w Warszawie, Katowicach, Poznaniu czy Trójmieście, to trudno oprzeć się wrażeniu, że to właśnie Szczecin zgarnął największą wygraną. I bynajmniej nie dlatego, że prezydent miasta Piotr Krzystek odebrał w Barcelonie Nagrodę im. Miesa van der Rohe. Warszawa, Katowice, Poznań czy Gdynia mają swoją współczesną architektoniczną tożsamość, Szczecinowi trochę jej brakowało. Ma on co prawda wspaniałe realizacje, m. in. Zbigniewa Abrahamowicza z Teatrem Letnim na czele, ale zdaje się nikt, oprócz lokalnych pasjonatów, szerzej się tym nie interesował. Jeżeli więc prowincjonalność definiuje się odległością od stolicy, również w tym metaforycznym znaczeniu, to Szczecin z pewnością nie był ani nigdzie blisko, ani po drodze. Podobnie jak Olsztyn, Białystok czy Przemyśl. Z racji swojego położenia nie jest też dobrze skomunikowany ze stolicą. Jest jednak znaczącym ośrodkiem i ważnym punktem odniesienia dla swojego regionu i mimo że nie leży bezpośrednio nad morzem, to często uważa się go za miasto nadmorskie. (Jest coś takiego w tym szczecińskim powietrzu, że wyczuwa się tam bliskość morza!).
przedwojenna zabudowa mieszkaniowa + powojenny plac = hybryda urbanistyczna placu i budynku
© KWK Promes
To jednak co zadziało się w Szczecinie polega na wywołaniu pewnego przestrzenno-społecznego dialogu. Zauważmy, że całkiem nie tak dawno spora część mieszkańców miasta nie doceniała najnowszej warstwy architektonicznej miasta z Filharmonią i Przełomami na czele. Zwłaszcza Filharmonia budziła zdziwienie: że nie wpisana w kontekst, że obca kulturowo, że „taka góra lodowa w sercu miasta”, że biała, więc się będzie brudzić i źle starzeć, że to, tamto i owamto. Przełomy ulokowane pod placem Solidarności z kolei wywoływały napięcia m.in. w środowiskach patriotyczno-historycznych, bo naruszały symboliczną przestrzeń miasta. Padały też zarzuty, że dach będący placem miejskim to „betonowa” pustynia bez zieleni i mebli miejskich.
koncepcja wypiętrzenia placu przy równoczesnym zachowaniu ciągów komunikacyjnych
© KWK Promes
Po oddaniu budynków do użytku okazało się jednak, że wrosły one w pejzaż miasta w sposób naturalny i oczywisty. Z budynków, które budziły wątpliwości, stały się miejscami przyciągającymi jakością przestrzeni architektonicznej. Czymś, co napawa mieszkańców miasta dumą. Kolejny raz potwierdza się reguła, że dobra architektura broni się sama. Do Przełomów w pierwszym miesiącu działalności instytucji ustawiały się kolejki, co świadczy o dużym zainteresowaniu szczecinian nowym obiektem. Dach przyciąga mieszkańców, którzy mają pomysł na jego użytkowanie — skejterzy, dzieci, uczniowie lubią spędzać tam czas. (Słyszałam też, że nastolatki lubią umawiać się „na Przełomach” na randki). Tym sposobem Szczecin w niedużym odstępie czasu otrzymał dwa ciekawe i intrygujące budynki położone obok siebie, które odświeżyły jego wizerunek i przyciągnęły zainteresowanie nie tylko mieszkańców miasta.
makieta
© KWK Promes
Ciekawy jest też kontekst urbanistyczny Przełomów i Filharmonii. Dwa zupełnie różne stylistycznie obiekty i jednocześnie bardzo radykalne w formie, istniejąc obok siebie, stworzyły rodzaj przestrzennego dialogu, opartego na zasadzie dobrego sąsiedztwa. Filharmonia była pierwsza, więc formalnie dogadać się „musiał” Konieczny. I zrobił to, trzeba przyznać, z dużą kulturą i wyczuciem, zgadzając się na tak wyraźną i dominującą obecność Filharmonii, nie kłócąc się z nią, nie przekrzykując formalnie, nie próbując udowodnić, że też tak umie. Bo umie przecież, nieraz to udowodnił. Jest wręcz mistrzem projektowania budynków, które stają się gwiazdami pierwszego planu. Tu najważniejszy okazał się dialog i spotkanie: dwóch brył i urbanistyczno-miejskiego kontekstu. Szczecin bardzo na tym zyskał i na tym polega jego wielka wygrana.
historie
Centrum Dialogu Przełomy to długo wyczekiwany budynek. Od narodzin pomysłu w 2005 roku do zmaterializowania idei minęło 10 lat. W 2009 roku ogłoszono konkurs na opracowanie koncepcji architektonicznej pawilonu wystawowego, będącego oddziałem miejscowego Muzeum Narodowego, w którym miała się znaleźć ekspozycja poświęcona historii Szczecina lat 1939–1989. Pracownia KWK Promes wygrała konkurs projektem zintegrowanej przestrzeni placu miejskiego z budynkiem, w którym przestrzenie wystawiennicze i większa część kubatury zostały ukryte pod ziemią.
budynek posiada trzy wejścia: od strony Filharmonii (ul. Małopolska), kościoła śś. Piotra i Pawła (ul. Tadeusza Mazowieckiego) i z placu będącego miejscem spotkań szczecinian
© KWK Promes
Plac Solidarności, będący obecnie dachem muzeum ma trudną historię. W wyniku bombardowań wojennych w 1944 roku zniknęły kamienice, które tworzyły miejską pierzeję. Pustka po budynkach przekształciła się w plac, który w latach 60. stał się lubianą przez okolicznych mieszkańców przestrzenią zabaw dla dzieci z zielenią miejską. W Grudniu ’70 plac był świadkiem starć policji ze strajkującymi robotnikami, z których szesnastu zostało zabitych, a około stu rannych. W 2005 roku w celu upamiętnienia tych zdarzeń postawiono tam pomnik Ofiar Grudnia ’70 — Anioła Wolności, który trzyma koronę cierniową z napisem „Grudzień 1970”, a u jego podstawy znajdują się tablice z nazwiskami zastrzelonych robotników. Anioł Wolności wrócił tam zresztą po zakończeniu prac budowlanych i, co tu dużo gadać, formalnie jest tam bytem zupełnie obcym. Sam budynek będący muzeum najnowszej historii Szczecina można potraktować jak pomnik, również ofiar Grudnia ’70, można też ustawić niezależny pomnik upamiętniający tę ważną datę w historii miasta, ale bliższy estetyce Przełomów, czy znadującej się w sąsiedztwie Filharmonii. Wciąż zresztą można to jeszcze zrobić, szanując jednocześnie emocje i uczucia bliskich i rodzin oraz pamięć o poległych.
Na początku 2013 roku ogłoszono też konkurs na opracowanie koncepcji wizualnej ekspozycji wyznaczającej kierunek opracowania szczegółowego projektu plastyczno-przestrzennego. Wygrała go pracownia Redan ze Szczecina.
betonowe żaluzje powodują otwieranie się budynku na otoczenie lub zamykanie w monolityczną bryłę
fot.: Jakub Certowicz © KWK Promes
story
Otwarcie Przełomów było odkładane kilka razy, ostatecznie uroczyste wydarzenie miało miejsce 25 stycznia 2016 roku. CDP, jak często podkreśla sam architekt, jest hybrydą placu miejskiego z budynkiem. Ne elewacji i kondygnacji naziemnej, gdzie znajduje się kawiarnia, szatnia, kasy, toalety zastosowano płyty betonowo-celulozowe. Piąta elewacja, czyli użytkowy wygięty dach — nawiększy skatepark w Europie, jak nazwały go lokalne media — jest formalną kontynuacją pozostałych. Dach jest falą z płyt betonowych z pojawiającymi się w kilku miejscach uniesionymi platformami mogącymi pełnić funkcje ławek lub podestów do parkourowych akrobacji.
Do budynku można się dostać bezpośrednio z placu albo z poziomu ulicy: od strony kościoła lub Filharmonii. Zanurzając się w budynek od strony placu, przed odwiedającym otwiera się przeszklony hol. Strefy wejściowe podkreślone są ruchomymi betonowymi żyletkami, za którymi znajdują się przeszklone wewnętrzne elewacje. Żyletki w godzinach pracy muzeum odsłaniają jego wnętrze i wpuszczają światło naturalne do środka. Chłodną porą, gdy dzień staje się coraz krótszy, budynek jest swoistym źródłem światła. Zamknięte żyletki tworzą hermetyczną i introwertyczną bryłę. Elewacje stają się wtedy gładkimi ścianami podpierającymi plac i podkreślają minimalistyczny charakter całości.
otwarte żaluzje skóry budynku odsłaniają wewnętrzą, przeszkloną strukturę
fot.: Juliusz Sokołowski © KWK Promes
Parter jest strefą przejściową między ulicą bądź placem a właściwymi przestrzeniami ekspozycji. Ma tam działać ogólnodostępna kawiarnia, być może, niewielki przymuzealny sklepik czy księgarnia. Z parteru schodami w dół przechodzimy do właściwej części muzeum, czyli przestrzeni ekspozycyjnej. Samo przejście już wydaje się symboliczne — z dość dobrze doświetlonego parteru wchodzimy do black cube’a. Cała galeria zalana jest bowiem czernią. Biorąc pod uwagę fakt, że Muzeum Przełomy dedykowane jest najnowszej historii Szczecina, czerń na poziomie symbolicznym może budzić niepokój. Zastanawiamy się, co przez to chcą nam powiedzieć kuratorzy i twórcy tego miejsca? Czy chcą zwrócić uwagę na ciemność i mroki tejże historii, czy wywołać stan skupienia na oglądanych artefaktach i narracji wystawy? Architekt przekonuje, że chodzi o skupienie, bo przebywając w tak pomyślanej przestrzeni, oglądający może zogniskować uwagę niczym w soczewce na oglądanym fragmencie ekspozycji, pobyć tam w ciszy i poddać się nieskrępowanej refleksji. I mnie przekonał, ja mu wierzę.
rzuty parteru i poziomu –1
© KWK Promes
Zdecydowanie na plus tej ekspozycji należy zapisać sposób budowania narracji, bez zbędnej teatralności i natarczywej scenografii często obecnej w tego rodzaju muzeach. Polskie muzea historyczne lubią tworzyć scenografie mające rzekomo „pomagać” widzowi czytać historię. W Szczecinie postawiono na widza, do którego nie trzeba mówić dziecinnym językiem gipsowych przedmiotów, które mają „wiernie” odtwarzać historię. Postawiono na widza, który chce się czegoś dowiedzieć o mieście, historii i ludziach, który sam sobie radzi z interpretacją faktów, chce i umie krytycznie spojrzeć na wydobyte tam narracje historyczne.
praca Teresy Murak pt. „Wielkanoc”, w głębi instalacja artystyczna Grzegorza Hańderka i Michała Libery pt. „Blok”
fot.: Jakub Certowicz © KWK Promes
Dodatkowym atutem jest obecność na wystawie historycznej prac polskich artystów. Po wejściu do galerii oglądajacego zatrzymuje podświetlony fotokolaż Kobasa Laksy. Po drodze są między innymi: Robert Kuśmirowski, Grzegorz Hańderek, Michał Libera, Tomasz Mróz, Teresa Murak, Henryk Stażewski, Xawery Dunikowski, a całośc domyka neon Huberta Czerepoka. Trzeba przyznać, że prace artystów dużo wnoszą do wystawy historycznej, uzupełniają ją z właściwą dla sztuki zadziornością. Wystawa akcentuje cztery etapy zaznaczone na linii czasu powojennego Szczecina. Podkreślone zostały przełomy, od których muzeum wzięło nazwę. Kluczowe dla wystawy są te momenty, które najbardziej budowały tożsamość historyczną miasta. Tak więc, oprócz dokumentów, relacji świadków, mamy protest robotników w 1970 roku, sierpień 1980, sierpień 1988. Wszystko podane prosto i czytelnie.
***
Szczecin plus dziewięćset metrów kwadratowych najnowszych dziejów miasta, plus sztuka, plus dobra architektura dają sumę sporej ilości wrażeń i doznań, których trudno nie docenić. Ba, nawet wybrać się w deszczowy styczniowy poniedziałek z jakby nie było drugiej części Polski, z Krakowa, nocnym pociągiem, żeby móc osobiście tego wszystkiego doświadczyć. Czy warto było? Bardzo warto. Bo Szczecin jest fajny, a teraz przy Trasie Zamkowej ma dwa ikoniczne budynki, od obcowania z którymi przechodzą dreszcze. Bynajmniej nie z zimna!