Strategia małych kroków i tworzenia zdrowego ekosystemu w najbliższym otoczeniu, jakim są nasze domy i mieszkania może mieć potencjał rozwoju w szerszym kontekście. A co jeśliby przenieść ekologiczne rozwiązania nieco dalej i zacząć ekologicznie infekować przestrzeń miasta?
Doskonale wiemy, że polskie łąki są pełne ziół i roślin jadalnych, które jednak często określa się mianem chwastów czy roślin inwazyjnych. Natomiast kiedyś były one stałym składnikami diet oraz apteczek, choć i dzisiaj w kontekście pozytywnego kierunku w stronę eko-żywności wiele osób uprawia własne mini-ogródki na parapetach okien, balkonach, skrawku ziemi pod blokiem czy w najlepszym wypadku po prostu w ogrodzie przy domu czy ogródkach działkowych. Rozwiązaniem, które cieszy się popularnością w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych jest idea urban gardeningu i urban farmingu, które zawierają się w szerokiej kulturze ekofilozofii, nazywanej permakulturą. Polega ona na tworzeniu zrównoważonej architektury siedzib ludzkich i samoregulującego się systemu rolniczego na wzór ekosystemów naturalnych. Być może w naszych lokalnych warunkach brzmi to utopijnie, ale urban gardening i urban farming, których idee są wdrażane w życie w Polsce od kilku lat, to nic innego, jak uprawa miejskich ogródków oraz miejskich farm, często w sąsiedzkiej kooperatywie, na przykład na dachu budynku mieszkalnego czy podwórku należącym do kamienicy. Miejskie uprawy mogą przyjmować różny charakter i skalę, a ich celem jest zaspokajanie potrzeb małych społeczności, zarówno jeśli chodzi o kwestie ekologiczne czy gospodarcze, jak i estetyczno-krajobrazowe. Stają się tym samym barwnymi i zmiennymi sezonowo enklawami miejskiej zieleni o wartości użytkowej oraz estetycznej.
Uprawa roślin na balkonie
fot. Isabella Rick © CC BY 3.0
idea from farm to table
Permakultura, która czerpie z wielu dziedzin, takich jak rolnictwo ekologiczne, agroleśnictwo, zintegrowane rolnictwo, zrównoważony rozwój i ekologia stosowana, wydaje się być naturalną ewolucja tradycyjnego rolnictwa. Naczelnym celem tego ruchu jest wspieranie ludzi w wytworzeniu większej samowystarczalności poprzez projektowanie oraz rozwój zrównoważonych ogrodów i gospodarstw. Jest to o tyle istotne, że do 2050 roku ponad 70 procent populacji zamieszka w miastach. Już teraz wiele restauracji, które stawiają na eko-żywność, zajmuje się uprawą warzyw i owoców czy mini hodowlą na własne potrzeby. Miejskie „From farm to table”, a więc hiperlokalne uprawy żywności, trafiające do restauracji z najbliższego sąsiedztwa, znacząco obniżają ekologiczny ślad produkcji żywności. A tego typu rozwiązania można również przeprowadzać we własnym zakresie, redukując przy tym kwestie GMO, pestycydów czy transportu, negatywnie wpływających na nasze zdrowie i środowisko.
łąki i zielone płaszczyzny
Wracając do łąk pełnych ziół i jadalnych roślin, warto zastąpić nimi strzyżone regularnie miejskie trawniki, co pozwoli na wytworzenie naturalnej retencji dla wody opadowej, ale stanie się też środowiskiem życia owadów, a idąc dalej również możliwości funkcjonowania pasiek. Istotne jest także projektowanie zielonych dachów i elewacji, które sprzyjają nie tylko retencji wody, ale przeciwdziałają, tak zwanym, heat island, powstających w wyniku wszechobecnego betonu.
Urban gardening w okolicy kamienicy mieszkalnej
fot. Herzi Pinki © CC BY-SA 4.0
indywidualne działania
Tego rodzaju wyzwania w skali mikro, takiej jak urban gardening i urban farming mogą być podejmowane w wymiarze indywidualnym czy w ramach małych społeczności, wpływając również na wzajemne relacje, natomiast w skali makro warto, żeby były wspierane przez lokalne władze, choć w istocie częściej się to dzieje z inicjatywy organizacji pozarządowych. W ramach tych ostatnich grupy sąsiedzkie często otzrymuja wsparcie finansowe oraz organizacyjne w założeniu i rozwoju miejskiego ogródka czy farmy.