Za nami kolejny odcinek serialu z tzw. zamkiem w roli głównej. Realizacja gigantycznej i bardzo kontrowersyjnej budowli w Stobnicy może być kontynuowana. Tak zdecydował Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylając decyzję Głównego Inspektora Nadzoru Budowlanego z lata zeszłego roku. GINB unieważnił wtedy pozwolenie na budowę zamkowego molocha. „Pozostaje nam zminimalizować negatywne skutki tej inwestycji” – konstatuje prezes poznańskiego SARP-u.
Decyzja stołecznego WSA to kolejna odsłona budowy słynnego już „zamku” w wielkopolskiej Stobnicy (pow. obornicki). W sierpniu zeszłego roku Główny Inspektor Nadzoru Budowlanego stwierdził nieważność wydanego w 2015 roku pozwolenia na budowę tego budzącego zastrzeżenia obiektu oraz podtrzymującej je decyzji wojewody wielkopolskiego (więcej: tutaj). Inwestor, firma D.J.T., odwołał się jednak od decyzji GINB do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Jak poinformował wczoraj PAP, prawie miesiąc temu na niejawnym posiedzeniu WSA zdecydował o unieważnieniu decyzji głównego inspektora. Budowa będzie zatem kontynuowana. Jak poinformowała cytowana przez media rzeczniczka GINB Joanna Niedźwiecka, inwestycja może toczyć się aż do prawomocnego wyroku w jej sprawie.
To nie pierwszy zwrot akcji w tej niecodziennej historii. Przypomnijmy najważniejsze fakty: realizacja olbrzymiej budowli w formie zamku trwa w Stobnicy od 2015 roku. Głównym projektantem jest Waldemar Szeszuła, poznański architekt, urbanista i wykładowca Politechniki Poznańskiej. Będący na ukończeniu obiekt powstaje na sztucznej wyspie pośrodku stawu na kanale Kończak na południowym skraju Puszczy Noteckiej. Docelowo ma liczyć około 14 kondygnacji, a nad całością góruje wieża, która - według różnych ustaleń – ma mieć od 60 do 70 metrów wysokości.
wyżyna na nizinie
Budowla, choć postawiona na płaskim terenie udaje zamek wyżynny, którego nieregularne formy architekt podporządkował fikcyjnej historii rozwoju: od średniowiecznej warowni na „szczycie”, przez kolejne przybudówki i rozbudowy, aż po wiek XIX. Historyzująca budowla nie jest zatem jednorodna stylistycznie, stanowi też rodzaj urbanistycznej kompozycji: z placami, dziedzińcami oraz traktami.
O inwestycji zrobiło się głośno dopiero w 2018 roku, gdy ukrywana wcześniej przed postronnymi budowla osiągnęła pokaźne rozmiary. Opublikowanym w internecie przypadkiem zainteresowały się media, ustaliły, kto jest inwestorem oraz doniosły, że „zamek” stoi na obszarze Natura 2000 w nurcie kanału należącego do Skarbu Państwa. Forma budziła kontrowersje, natomiast skala oraz lokalizacja spotkały się z niemal powszechną krytyką.
Sprawą zajęło się CBA, które badało legalność wydanych decyzji i pozwoleń. Do kontroli został zobowiązany Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska, sprawa trafiła również do prokuratury. W 2019 roku Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Poznaniu uchyliła własną decyzję z 2015 roku, w której stwierdzała brak negatywnego wpływu inwestycji na środowisko. Zmiana nastąpiła, gdy okazało się, że plac budowy jest obszerniejszy niż stanowiły dokumenty (WSA w Warszawie uchylił natomiast tę późniejszą decyzję GDOŚ w marcu 2021 roku).
prawny rollercoaster
Wydarzenia nabrała tempa w 2020 roku. W lipcu prokuratura postawiła zarzuty siedmiu osobom: urzędnikom, przedstawicielom inwestora oraz głównemu projektantowi. Pół roku później akt oskarżenia objął sześć osób (szczegóły oskarżenia: tutaj). Oskarżeni nie przyznali się do winy, a proces nie rozpoczął się do dziś, bo obornicki Sąd Rejonowy uznał, że nie jest właściwym miejscowo sądem i wniósł o przekazanie sprawy do innej równorzędnej placówki. Natomiast w listopadzie 2020 roku ówczesny wojewoda wielkopolski Łukasz Mikołajczyk uznał za ważne pozwolenie na budowę wydane w 2015 r. przez obornickiego starostę. Decyzję tę wojewoda przypłacił po kilku dniach stanowiskiem. To ją właśnie unieważnił GINB w zeszłym roku.
Jak na tę sprawę patrzy reprezentant środowiska wielkopolskich architektów? Komentuje Wojciech Krawczuk, prezes poznańskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich:
Niezależnie od mojej opinii na temat „zamku”, oceniając historię tej zadziwiającej sprawy przypuszczam, że finalnie do rozbiórki nie dojdzie. Choćby ze względu na ogromne pieniądze ulokowane w tej inwestycji. Najsmutniejsze jest to, że w umożliwienie tego przedsięwzięcia zaangażowanych było tylu przedstawicieli lokalnych władz, co dowodzi jak słaba jest wrażliwość dotycząca zagospodarowania tej przestrzeni.
zbiorowa odmowa
Krawczuk dodaje, że teraz najważniejsze jest zminimalizowanie szkodliwego oddziaływania budowli na przyrodnicze otoczenie, między innymi przez uniemożliwienie właścicielowi korzystania z obiektu w innych celach (np. hotelowych) niż deklarowane pierwotnie funkcje mieszkalne. A co z odpowiedzialnością głównego projektanta?
Usiłowałem z nim się skontaktować, jest członkiem naszego stowarzyszenia. Niestety nie odezwał się do nas. Architekt ma prawo zaprojektować budynek o nietypowej formie, jeśli nie łamie przepisów, o czym nie jestem w stanie tu wyrokować. Uważam jednak, że powinien był dokładniej ocenić, na ile ta inwestycja może zaszkodzić otoczeniu, przyrodzie i ogólnemu szacunkowi dla ładu przestrzennego. Chroniony krajobraz jest przecież własnością całego społeczeństwa. Kto wie, może gdyby odmówił, a po nim to samo zrobiliby kolejni projektanci, to inwestor zreflektowałby się i zmienił zamiary – komentuje Krawczuk.
Dodaje, że na remont lub ocalenie od zagłady czeka wiele rozsianych po Polsce zabytkowych pałaców i zamków. I to nimi mógł zająć się inwestor, przy okazji zyskując społeczny szacunek.