Artykuł pochodzi z numeru A&B 11|23
Bezpieczeństwo żywnościowe to jedno największych z wyzwań, przed którymi stoimy w nadchodzących latach. Tuż obok adaptacji do zmian klimatu, wyzwań demograficznych oraz dostępu do taniej i czystej energii. Te tematy elektryzują debatę publiczną — zarówno na poziomie samorządowym, jak i państwowym. Następujące po sobie kryzysy wymagają zaś od nas zmiany myślenia i otwierania się na nieoczywiste sojusze.
Przykładem takiego działania jest współpraca Koalicji Obywatelskiej z Agrounią, która do polityki krajowej wprowadziła postulat uruchomienia programu budowy nowoczesnych targowisk w każdym mieście. To przykład rewolucji w myśleniu o przyszłości miast oraz dowód na to, że w końcu zaczynamy myśleć o odporności nie tylko na poziomie idei, ale bardzo namacalnego konkretu, jakim jest odpowiedzialne zarządzanie przestrzenią. Stworzenie nowoczesnych targowisk to temat nie tylko z poziomu polityk krajowych, ale przede wszystkim samorządowych — to wyzwanie urbanistyczne i architektoniczne. Nasze chaotycznie zabudowujące się miasta mają coraz mniej ogólnodostępnych przestrzeni, więc potrzeba będzie elastyczności umysłów i wyobraźni projektowej, aby wprowadzić je w życie. Najpierw jednak musimy uzmysłowić sobie, jak ważne jest, aby ponownie uruchomić przepływy pomiędzy miastami a wsią, i chodzi nie tylko o migracje ludzi, ale przepływ produktów. Bardzo potrzebujemy teraz tej współpracy.
Życie społeczne nie dzieje się w próżni. Traumy z przeszłości ciążą zarówno nad postrzeganiem państwa, jego instytucji, jak i na recepcji organizacji społeczeństwa obywatelskiego. Tylko tworzenie przestrzeni do współpracy pozwoli nam stawić czoła wyzwaniom współczesności.
Polki i Polacy nie ufają sobie, nie bez przyczyny. Już nie raz to, co wypracowaliśmy, było przejmowane przez wielkie firmy międzynarodowe i korporacyjne grupy interesów. Stoimy jako wspólnota wolnych i równych obywateli oraz obywatelek przed koniecznością odbudowania zaufania do tego, co wspólne. I musimy to zrobić w miejscu newralgicznym dla odbudowania wspólnoty, bo jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Taką przestrzenią są nasze miasta.
Joanna Erbel— Socjolożka, ekspertka do spraw mieszkaniowych i budowania miejskiej odporności. Członkini Zarządu PLZ Spółdzielni. Dyrektorka ds. protopii w CoopTech Hub, pierwszym w Polsce centrum technologii spółdzielczych, które stawia sobie za cel tworzenie wspólnoty opartej na zaufaniu przez cyfrowy restart spółdzielczości i budowanie lokalnego ekosystemu współpracy. Członkini Rady Fundacji Rynku Najmu. Współautorka raportów CTH — „Spółdzielcza farma miejska jako narzędzie rozwoju miejskiej strefy żywicielskiej i agroekologii” oraz „Spółdzielnia Równokręgi” (2023), „Pakiet miejskiej odporności” (2022), „Spółdzielcza transformacja” oraz „Spółdzielczy Plan Odbudowy” (2021). Autorka książek „Poza własnością. W stronę udanej polityki mieszkaniowej” (2020) oraz „Wychylone w przyszłość. Jak zmienić świat na lepsze” (2022). Współpracowniczka Fundacji A/typowi, działającej na rzecz neuroróżnorodności.
fot.: Grzegorz Krzyżewski
miejska strefa żywicielska — docenić sąsiedztwo wsi
Docenienie sąsiedztwa wsi i chęć odnowy sieci targowisk to krok w stronę budowania bezpieczeństwa żywnościowego. W czasach zagrożenia łączą nas bowiem nie tylko wspólne cele, ale również — jeśli nie przede wszystkim — wspólne terytorium. Naszymi potencjalnymi sojuszniczkami i sojusznikami są nie tylko osoby, z którymi podzielamy poglądy, ale też te mieszkające blisko. Patrząc z perspektywy miast, chodzi tutaj zarówno o nasze najbliższe sąsiedztwo, jak i obszar, który w języku branżowym nazywany jest „strefą żywicielską”. Dopiero widzenie obu tych obszarów pozwoli nam w odpowiedni sposób zadbać o zrównoważony rozwój miast. Miejska strefa żywicielska to tereny rolnicze otaczające miasto i produkujące żywność na jego potrzeby. W jej ramach funkcjonują obszary specjalizujące się w produkcji różnych rodzajów żywności, a jej powstawanie jest pochodną wielu czynników, w tym odległości od miejskich rynków zbytu. W XX wieku planowanie strefy było równie ważne co myślenie o kierunku przestrzennego rozwoju miast. Miasto i wieś stanowiły jeden ekosystem. Przykładem takiego strategicznego planowania była koncepcja Mlecznego Pierścienia Warszawy (zakładającego optymalne rozłożenie hodowli krów i przetwórni mleczarskich wokół stolicy) oraz prężnie działającego PGR-u Mysiadło na południu miasta, produkującego warzywa i kwiaty pod szkłem na potrzeby metropolii. Z kolei tereny na południe i południowy zachód od Warszawy specjalizowały się w uprawie owoców. Jak to pokazujemy w naszym raporcie CoopTech Hub, „Spółdzielcza farma miejska”, „strefa żywicielska jest i była przestrzenią dynamicznych zmian oddolnych. Świetnym przykładem jest masowe pojawienie się w latach 80. XX wieku tzw. badylarzy, czyli prywatnych przedsiębiorców, zajmujących się uprawą szklarniową, której produkty łatały dziury w zaopatrzeniu miasta”. To właśnie najbliższe sąsiedztwo miasta było gwarantem jego zaopatrzenia w żywność. Przestrzenią zaś, w której ten miejsko-wiejski sojusz się manifestował, były miejskie targowiska.
bazary centrami miast piętnastominutowych
A co, jeśli na nowo uznalibyśmy dostęp do żywności za główną oś planowania miast? I to właśnie od targowisk zaczynali nasze myślenie o tym, jak wygląda idealne sąsiedztwo? Postawili je w centrum projektowania miast piętnastominutowych? W końcu, jak tłumaczy nam architektka Aleksandra Wasilkowska, „Bazary są najbardziej demokratyczną przestrzenią i niekoniecznie służą tylko konsumpcji. Mają ogromną frekwencję, są popularne, egalitarne i inkluzywne, otwarte na wszystkich”. I to właśnie miejskie targowiska potraktowali jako Centra Aktywności Lokalnej? I tworzyli wielofunkcyjne przestrzenie, dające wiele pretekstów do tego, aby się z sobą spotkać? Kiedy myślę o takim miejscu, to widzę tętniącą życiem ulicę lub rynek. Obok straganów z warzywami jest miejsce odbioru zakupów zamówionych przez internet. Lokalni rolnicy i rolniczki sprzedają swoje produkty przez spółdzielczą aplikację — dzięki temu wiedzą, kto jakiej ilości produktów potrzebuje. Pozwala ona również informować lokalną społeczność o plonach i zachęcać do tego, aby kupować sezonowe owoce i warzywa. Tuż obok jest sala do spotkań, kawiarnia z ofertą dla seniorów i rodziców z dziećmi, może również biblioteka (w tym biblioteka narzędzi). To nowe wielofunkcyjne serca miasta i tam zawsze jest ruch. Więc odbieranie warzyw, owoców i przetworów jest jedną z wielu aktywności, które przyciągają nas do tego miejsca. To wygodniejsze niż iść do marketu, bo można wymienić plotki, spotkać znajomych oraz zobaczyć innych sąsiadów i sąsiadki. Mijanie się i przelotne rozmowy to pierwszy krok do budowania zaufania. W końcu bardziej ufamy tym, których znamy z widzenia. Dotyczy to zarówno osób mieszkających obok, jak i sprzedawców i sprzedawczyń. A jak sobie zaufamy, to większa jest szansa na to, że zrobimy coś wspólnie.
spółdzielcze hale targowe — inwestujmy w bezpieczeństwo żywnościowe
Targowisk jest coraz mniej, miano „lokalnych bazarków” chcą zaś przejąć korporacyjne sklepy wielkopowierzchniowe. Ma to zabójczy wpływ na polskie rolnictwo, celem korporacji nie jest bowiem troska o rozwój gospodarstw, tylko systematyczne uzależnianie rolników od polityk biznesowych globalnych korporacji. Jednocześnie miejskie bazarki są łakomym kąskiem dla deweloperów mieszkaniowych, którzy sukcesywnie dążą do zabudowywania atrakcyjnych działek w centrach miast. Wszystko dlatego, że wciąż brakuje powszechnej świadomości, że troska o takie przestrzenie jest kluczowa, by nasze bezpieczeństwo żywnościowe nie zależało od globalnych korporacji, ale osób w naszym najbliższym sąsiedztwie. Straciliśmy z pola widzenia targowiska jako centra życia społecznego, nie mamy również poczucia, że jako mieszkanki i mieszkańcy sami możemy być inwestorami i inwestorkami decydującymi o kluczowych dla nas inwestycjach miejskich.
Nasze oszczędności rzadko kiedy pracują na rzecz rozwoju naszej najbliższej okolicy. Albo trzymamy je na kontach bankowych, albo w innych formach obligacji oderwanych od naszego codziennego życia. A co, jeśli moglibyśmy włożyć nasze pieniądze w miejskie projekty, które zagwarantują nam bezpieczeństwo? Na mojej liście priorytetów znalazłaby się bez wątpienia spółdzielcza hala targowa albo wielofunkcyjny bazar będący centrum życia społecznego. Takie, w których udziały miałyby osoby z sąsiedztwa, drobni przedsiębiorcy, lokalne spółdzielnie, rolnicy i rolniczki z najbliższej okolicy, organizacje pozarządowe. Dlaczego to globalne korporacje, a nie my sami, decydują o naszym bezpieczeństwie żywnościowym? Czy nie lepiej poszukać rozwiązań, w których wspólnie z rolnikami i producentkami żywności będziemy dzielić się marżą bez zewnętrznych pośredników? Taka współpraca pozwoli się również lepiej zrozumieć i wspólnie przechodzić przez kolejne kryzysy, które na pewno nas spotkają. Czas więc zacząć projektować miasta tak, by docenić to, że nie żyjemy w pustce, a rozwój rolnictwa w naszej najbliższej okolicy to podstawa bezpieczeństwa żywnościowego.
Joanna ERBEL
1. 100konkretow.pl/rolnictwo/ [dostęp: 4.10.2023]
2. „Spółdzielcza farma miejska”, J. Erbel, M. Kudła, M. Łepkowski, K. Przyjemska-Grzesik, 28.06.2023,
www.hub.coop/publikacja/spoldzielcza-farma-miejska/, s. 16 [dostęp: 4.10.2023]
3. „Architektura codzienności. Targ Błonie projektu Aleksandry Wasilkowskiej”, 24.02.2023,
www.architekturaibiznes.pl/targ-blonie-aleksandra-wasilkowska,24642.html [dostęp: 4.10.2023]