Artykuł pochodzi z numeru A&B 7-8|23
Chaos urbanistyczny jest największym problemem przestrzennym w Polsce. Marta Kulawik rozmawia o tym problemie z Łukaszem Drozdą, który wypowiada się z perspektywy politologa i autora kilku książek na temat urbanistyki, Piotrem Mazikiem, który odpowiada na pytania jako historyk sztuki, przewodnik wysokogósrki i przede wszystkim zakopiańczyk oraz Markiem Kaszyńskim, od niedawna Przewodniczącym Rady Małopolskiej Okręgowej Izby Architektonicznej.
Piotr Mazik — historyk sztuki, narciarz wysokogórski, przewodnik wysokogórski, instruktor narciarski. Autor książki „Tatrzańska Atlantyda”. Mieszka w Zakopanem. Razem z Maciejem Krupą i Kubą Szpilką założył i prowadzi Fundację „Zakopiańczycy. W poszukiwaniu tożsamości”. Napisali razem kilka książek: „Zakopiańczycy. W poszukiwaniu tożsamości”, „Ślady, szlaki, ścieżki. Pośród tatrzańskich i zakopiańskich wyobrażeń”, „Nieobecne miasto. Przewodnik po nieznanym Zakopanem”. Są autorami wielu wystaw, stale współpracują z Muzeum Tatrzańskim oraz kwartalnikiem Tatrzańskiego Parku Narodowego „Tatry”.
Marta Kulawik: Jest Pan współtwórcą i członkiem zarządu fundacji „Zakopiańczycy. W poszukiwaniu tożsamości”, która oficjalnie działa od 2012 roku, ale już wcześniej wraz z pozostałymi twórcami — Maciejem Krupą i Kubą Szpilką — prężnie działał Pan między innymi w zakresie promowania Podtatrza, Tatr i Zakopanego. Z wykształcenia jest Pan przewodnikiem tatrzańskim i historykiem sztuki. Czy można powiedzieć, że z zamiłowania jest Pan zakopiańczykiem?
Piotr Mazik: Zakopiańczykiem jestem z urodzenia i z wyboru. Tu się urodziłem i wychowałem i tu właśnie postanowiłem zostać. Zakopane jest ważną częścią mojej tożsamości. Oprócz rodziny to właśnie miejsce urodzenia jest czymś, co mnie najbardziej zbudowało. Tożsamość nigdy nie jest skończona, jest w zmianie. Są jednak w niej punkty mocne, a Zakopane z pewnością takim elementem jest. Razem z Maćkiem i Kubą od lat staramy się tak o tym miejscu mówić. Podnosimy tematy słabo obecne, zderzamy je z dominującą narracją. Interpretujemy, wskazujemy na liczne konteksty tego miejsca. Z zamiłowania na pewno jestem członkiem naszej fundacji.
Marta: Fundacja zajmuje się także edukowaniem na temat historii i dziedzictwa regionu. Jeśli chodzi o pielęgnowanie dziedzictwa w stolicy polskich gór, jak jest nazywane Zakopane, dużo jest do zrobienia. Jakie działania podejmuje fundacja?
Piotr: Przez te ponad dziesięć lat zrobiliśmy bardzo dużo. Pierwsza połowa naszej działalności to czas, kiedy korzystając ze źródeł, „mówiliśmy”. Od paru lat staramy się tworzyć źródła i oddawać głos innym. Prowadzimy rozmowy, digitalizujemy, wskazujemy na przestrzenie ważne, ale z rozmaitych powodów nieobecne.
Marta: Ten materiał jest poświęcony chaosowi przestrzennemu. Nie sposób nie patrzeć na Zakopane i okolice przez ten pryzmat. Krupówki pozbawione dawnego uroku, Gubałówka, Wielka Krokiew czy Siwa Polana pełne kramów z chińszczyzną i budek z fast foodami albo przydrożne bilbordy zasłaniające Tatry to tylko niektóre z mankamentów w przestrzeni. Gdzie się podziały folklor, lokalne jedzenie i rękodzieło?
Piotr: Używając tych pojęć, odnosimy je do wyobrażeń czy wspomnień. Są częścią imaginarium zakopiańskiego. Nasz zakopiański świat jest zmityzowany. Mankamenty naszej rzeczywistości są właśnie dominującą częścią folkloru, lokalnego jedzenia i rękodzieła. Więcej, można powiedzieć, że zawsze tak było. Nie istniały czasy idealnego, „nieskażonego” folkloru. Folklor buduje się spotkaniami, zmianami. I ta budowa nigdy się nie skończy. A jeśli się skończy — folklor umrze. Nigdy nie będę bronił stojących w Zakopanem bud z paździerza, ale rozumiem, że inne — elitarne, piękne — Zakopane nigdy nie istniało. W pewnym sensie chaos jest twórczy. Niestety z biegiem lat zły gust, tandeta i tymczasowość zdobywają tu przewagę. Są w nim miejsca nie do zniesienia. To dokładnie te wymienione przez Panią. Po latach myślę, że Zakopane może być jakąś opowieścią o Polsce w ogóle. Tu rozmaite zjawiska są skumulowane, jaskrawe i zgromadzone w jednym miejscu. W tym sensie brzydota jest fascynująca, bo tacy w tym momencie historycznym jesteśmy.
Marta: Z ulic Zakopanego znika zabytkowa architektura. Niektóre obiekty płoną w dziwnych okolicznościach, a inne, niby legalnie, są rozbudowywane w taki sposób, że nie przypominają już swojej pierwotnej wersji. Niech za przykład posłuży tu murowana Willa Monte zaprojektowana przez Karola Stryjeńskiego, już w trakcie przebudowy okrzyknięta Makabryłą. Kto jest odpowiedzialny za to bezpowrotnie znikające dziedzictwo architektoniczne i czy za to kiedyś odpowie?
Piotr: Mydlenie sobie oczu nie ma sensu. Odpowiedzialni są architekci i inwestorzy. Przepisy prawa zawsze są krok do tyłu w stosunku do życia. Ich niedoskonałością nie powinno tłumaczyć się złej architektury. Zawsze znajdzie się luka, która pozwoli na przekroczenie. Szacunek dla historii, sąsiedztwa, dobra wspólnego, krajobrazu kulturowego to część dobrego obyczaju, wychowania, a u architekta także klasy, edukacji, świadomości. Jeśli tego brakuje, wszyscy przegrywamy.
Zakopane może być jakąś opowieścią o Polsce w ogóle — tu rozmaite zjawiska są skumulowane, jaskrawe i zgromadzone w jednym miejscu
fot.: Tomasz Fudala © redroxmedia Pixabay
Marta: Chaos i bezmyślność dotykają nie tylko zabytków, ale też naturalnego dziedzictwa. Teoretycznie został opracowany miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, ale, jak widać, nie przeszkadza on w budowaniu takich „perełek” jak hotel sieci Radisson Blu w miejscu lasu na zboczach Antałówki. Budowa przeskalowanych hoteli i apartamentowców przy granicy Tatrzańskiego Parku Narodowego to prawdziwa plaga. Czy jest na nią jakiś sposób?
Piotr: Pieniądze najczęściej wygrywają w sporze z wartościami. To przykre doświadczenie. Jakimś sposobem na ten stan rzeczy jest krytyka. Długofalowo skutkuje. Niestety w materii architektury zmiana może być nieodwracalna w ciągu jednego pokolenia. Obawiam się, że ja jej nie doczekam. Nam pozostaje zabieranie głosu. To z pozoru nic, ale ja w to wierzę.
Marta: Architektura to rzeczywiście coś, co trwale zmienia krajobraz, ale są inne, o wiele łatwiejsze sposoby na zapanowanie nad chaosem przestrzennym, na przykład w krajobrazie. Wspomniane już przeze mnie bilbordy są przecież łatwo demontowalne, a mimo to nadal stoją na każdej drodze dojazdowej i zasłaniają widok na Tatry i Podtatrze. U naszych sąsiadów Słowaków nie ma tego problemu i różnica jest gigantyczna już w momencie przekroczenia granicy. Czy fundacja zabiera głos na ten temat, stara się działać, protestować, pisać pisma? Mieszkańcy raczej nie, wiele bilbordów reklamuje hotele czy termy, więc znów wracamy do chęci zysku.
Piotr: Każdy z nas mówi własnym głosem, ale mamy bardzo podobne poglądy. Pojawiając się w przestrzeni publicznej, zawsze zabieramy głos. Jesteśmy jednak maleńką instytucją, zajmującą się kulturą. Nie dbamy o media społecznościowe czy rozgłos. Nie jesteśmy widoczni, bo skupiamy się na pracy. Nie wydaje mi się, że decydenci pomyśleliby o zapytaniu nas o zdanie.
Marta: Czy zakopiańczycy uciekają z Zakopanego?
Piotr: Taki trend jest łatwo zauważalny. Miasto w nikłym stopniu jest dla mieszkańców. Nie dba się o spokój, transport, ogólnie rozumiany dobrostan. Krótkofalowe zyski jak Sylwester Marzeń, olimpiada, nadmierna promocja to obowiązujące myślenie o współczesności. Dobrze mają się tutaj inwestorzy. Priorytetem jest rozwój, który jest rozumiany naiwnie, więc szkodzi. Ciągle jesteśmy na dorobku, ale chcielibyśmy być krajami alpejskimi czy Szwecją. To może się kiedyś udać. Poczekajmy do jesieni.
Marta: Dziękuję za rozmowę.