Koniec grudnia — bo wtedy kończyliśmy przygotowywać numer styczniowy — to najlepszy czas na wszelkiego rodzaju podsumowania. I jak co roku prosimy praktyków oraz krytyków architektury, żeby napisali, co w danym roku uważają za sukces, a co za porażkę. Robimy to w konwencji KITÓW I HITÓW. Dajemy naszym Autorom i Autorkom całkowitą swobodę wypowiedzi i wyjątkowo nie moderujemy tej dyskusji. Jesteśmy jej po prostu bardzo ciekawi.
Jakub Głaz o hitach i kitach w 2021 roku
z numeru A&B 01|2022
KIT
moloch i domki
Nie ma chyba lepszego kandydata na kit 2021 roku niż ustawa o domach do 70 metrów bez pozwolenia. Zamiast regulacji i obostrzeń, które mogą podnieść marną jakość polskiej przestrzeni, dostaliśmy kolejne narzędzie do jej psucia. Na nic protest Izby Architektów, który zresztą łatwo było zdeprecjonować uwagą, że projektanci boją się utraty bóg-wie-jakich zysków. Uderzające jest jednak milczenie mniej uwikłanego w biznesowe realia Narodowego Instytutu Architektury i Urbanistyki, zresztą nie pierwsze, bo NIAiU nie zabierał głosu również w sprawie lex deweloper.
W obliczu podobnych uwag słychać nierzadko nerwowe i nieformalne napomnienia, że Instytut nie zajmuje się takimi sprawami, a służy przede wszystkim edukacji architektonicznej, co jasno stoi w jego statucie. W porządku, ale w takim razie niech NIAiU zmieni swoją nazwę na Narodowy Instytut EDUKACJI Architektonicznej i Urbanistycznej. Dłużej, ale bardziej na temat. Nie trzeba będzie czytać statutu, żeby pozbyć się złudzeń, że NIAiU ma ambicje, by na bieżąco (a nie w odległej i mglistej perspektywie) kształtować politykę przestrzenną i architektoniczną.
Ale nawet po takim zabiegu milczenie w sprawach kluczowych dla ładu przestrzennego trudno będzie usprawiedliwić. Rządzących oraz parlamentarzystów również należy edukować, a nawet przede wszystkim, skoro to w ich rękach spoczywa odpowiedzialność za to, jakie warunki tworzymy sobie i przyszłym pokoleniom. Działania edukacyjne oraz publikacje NIAiU są na wysokim poziomie. Tym bardziej warto skierować je silnie w stronę nielicznej, ale znaczącej grupy politycznych ignorantów.
W nieco dłuższej perspektywie domki bez pozwoleń to także dalsza deprecjacja zawodu architekta, choć trudno nie zauważyć, że środowisko również na nią zapracowało. Nie od rzeczy są pytania, na ile katalog typowych domów z konkursu ogłoszonego przez rząd będzie się różnił od folderów z architektonicznymi potworkami powielanymi w całym kraju. W budowaniu lub choćby utrzymaniu pozycji architekta nie pomagają też kity pojedyncze, ale o znacznie większej skali, takie jak kończony właśnie hotel w Pobierowie, którego autorstwo spowite jest gęstą mgłą urzędowej i inwestorskiej tajemnicy. Jasne, budowa tego monstrum to rezultat decyzji biznesowych inwestora oraz politycznych i osobistych kalkulacji lokalnych władz. Miło będzie jednak dożyć czasów, kiedy nie znajdzie się ani jeden architekt, który weźmie na warsztat budowę czegoś równie szkodliwego dla krajobrazu i przestrzeni.
HIT
debetonizacja
Jak co roku, w Polsce powstało kilkanaście dobrych realizacji architektonicznych. Liczba projektowych rodzynków w potężnym zakalcu narodowego krajobrazu cały czas rośnie, ale i tak żaden rodzynek nie cieszy tak bardzo, jak zwrot w stronę zieleni i przyrody. Oczywiście bardzo daleko nam do sytuacji idealnej, niezmiennie drzewo bywa w Polsce jednym z głównych wrogów, ale w 2021 roku odnotowaliśmy znaczącą zmianę w podejściu do spraw przyrody w mieście. W obiegu było już nie tylko hasło „betonoza”, podbite realizacją upiornego parkingu na placu w Kutnie (kolejny kit roku), ale także — nowość! — „odbetonowanie” tudzież „odbrukowanie”.
Najżwawiej i w sposób najbardziej zauważalny poczyna sobie Warszawa, która wreszcie, po latach kręcenia się w kółko, z większym zdecydowaniem wzięła się za zazielenianie i przemiany Śródmieścia w ramach projektu „Nowe Centrum Warszawy”. Częściowe efekty widać już wzdłuż Marszałkowskiej, drzewa pojawiły się na przebudowywanym placu Pięciu Rogów, cieszą zapowiedzi zazieleniania Alei Jerozolimskich oraz ograniczanie ruchu samochodowego, ułatwienia dla pieszych i deklaracje, że pójdą za nimi kolejne działania tego typu. Doliczmy do tego punktowe i liniowe odbrukowania wzdłuż ulic, nie tylko w stolicy, lecz także w innych miastach, zapowiedzi zazieleniania placów wybetonowanych w ostatnich dwóch dekadach (vide Skierniewice lub Łódź), autorską korektę szczecińskich Przełomów oraz nieśmiałe przebąkiwania, że nawet w obrębie nowo oddawanych przestrzeni możliwe będą poprawki i zastąpienie betonu zielenią (przypadek Poznania). Z działań edukacyjnych odnotujmy również udaną wystawę w stołecznym Muzeum Woli, poświęconą dokonaniom wybitnej architektki zieleni i krajobrazu Aliny Scholtz.
Wreszcie, wielkie podziękowania należą się Generalnej Konserwator Zabytków prof. Magdalenie Gawin, która stanowczo poinformowała, że — przytoczmy to in extenso — między innymi:
...usuwanie zdrowych drzew, które kilkadziesiąt lat temu nasadzano z nadzieją poprawy życia w mieście, i posługiwanie się argumentacją przywracania rynkom i placom ich pierwotnej funkcji wykreowanej w średniowieczu jest działaniem fałszywym, jeżeli efektem końcowym pozostaje betonowy plac.
Kto wie, czy w gabinetach miejskich i wojewódzkich konserwatorów nie doszło do omdleń z powodu takiej herezji, ale jest nadzieja, że służby konserwatorskie nie będą wreszcie jednym z głównych hamulcowych zazieleniania śródmieść, na równi z mitycznymi już „gestorami sieci”. Władze natomiast należy zachęcać do jeszcze bardziej stanowczych kroków. Przykład Paryża i bezkompromisowych proprzyrodniczych działań tamtejszego magistratu pod rządami Anne Hidalgo pokazuje, że konsekwencja, upór i rozmach przynoszą coraz lepsze rezultaty.