Z cyklu „Wystawy”, A&B | grudzień 2020
Do 17 stycznia 2021 roku trwa 12. edycja festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE organizowanego przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Tegoroczna odsłona jest inna niż dotychczasowe. Praca nad projektem przebiegała paralelnie do rozwoju sytuacji pandemicznej w Polsce i na świecie. W ramach festiwalu została otwarta wystawa w przestrzeni Muzeum nad Wisłą, powstał program wydarzeń realizowanych w oparciu o działania siedmiu grup roboczych, odbywają się także debaty, warsztaty, oprowadzania oraz dyskusje. Duża część programu dostępna jest online. Wszystko odbywa się pod hasłem „Coś wspólnego”. Jak udało się zrealizować projekt i co oznacza hasło przewodnie tegorocznej edycji WARSZAWY W BUDOWIE, opowiadają kuratorzy: Natalia Sielewicz i Tomasz Fudala.
Natalia Sielewicz — historyczka sztuki i kuratorka w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Absolwentka Central Saint Martins College i Courtauld Institute w Londynie. W Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie kuratorowała wystawy: „Farba znaczy krew. Kobieta, afekt i pragnienie we współczesnym malarstwie” (2019) „Chuliganki” (2017), „Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Intymność jako tekst” (2017), „Chleb i Róże. Artyści wobec podziałów klasowych” (2015, wspólnie z Łukaszem Rondudą), „Ustawienia prywatności. Sztuka po internecie” (2014). Kuratorka i producentka licznych performansów i wydarzeń dyskursywnych.
Tomasz Fudala — historyk sztuki, kurator w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Od 2009 roku organizuje i kuratoruje festiwal WARSZAWA W BUDOWIE poświęcony architekturze i politykom miejskim. Publikował między innymi w czasopismach „Artforum”, „Obieg” i „Odra”.
Anna Walewska: Tomek, która to jest Twoja „Warszawa w budowie”?
Tomasz Fudala: Dziesiąta. Nie wszystkie kuratorowałem. Okrągła „dyszka”.
Anna: A Twoja, Natalia?
Natalia Sielewicz: Moja pierwsza.
Anna: Czy różne doświadczenie ma wpływ na to, jak patrzycie na festiwal?
Natalia: Festiwal zawsze miał i nadal ma charakter interwencyjny. Wystawa w połączeniu z programem publicznym, który w ciągu kilku miesięcy ma szansę reagować na dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość, wydaje mi się wyjątkowo cennym formatem.
Tomasz: Wcześniej festiwal zajmował się odbudową Warszawy, budynkami, reprywatyzacją, zawodem architekta, a w tym roku zajmuje się czymś, co jest bardzo ważne w mieście, w architekturze, czyli relacjami. Relacje wypełniają miasto, wypełniają architekturę. Zauważamy w naszym kraju w czasie pandemii brak „kleju” między ludźmi, wspólnoty, tęsknotę za byciem z kimś czy dzieleniem przestrzeni w momencie, kiedy spotyka nas zamknięcie, kwarantanna, samotność… To jest taka radykalna zmiana. Wydaję mi się, że — trochę prowokacyjnie tak mówić w A&B — tutaj ciekawsza niż odpowiedź architektów jest odpowiedź artystek i artystów.
Anna: I jak ona brzmi?
Natalia: Wystawa nie jest diagnozą problemów społecznych, a raczej wykorzystaniem formy — wizualnej i poetyckiej — która służy do zderzenia z sobą różnych problemów, do unaocznienia tego, co być może czasem w dyskursie publicystycznym umyka.
Tomasz: Chcemy jakoś reagować na rzeczywistość. Nie chodzi o to, aby ją ilustrować, ale wydaje nam się, że artystki i artyści mają czasem ciekawe rozwiązania, lepszy pomysł na to, jak na różne rzeczy spojrzeć. Festiwal nie jest gotowym produktem. Zmienia się, tak jak zmienia się sytuacja. Nasz świat, który wydawał się już rozpoznany, na naszych oczach po prostu się rozpada. Przez zwycięstwa populistów w różnych krajach, wydarzenia na neoliberalnym rynku pracy, przez to, co się dzieje w przestrzeni internetu, i wreszcie przez pandemię, która ostatecznie pozbawiła nas nadziei, że jesteśmy w jakiejś bezpiecznej sytuacji. Myślę, że teraz nikt nie czuje się bezpiecznie, ani osoby, które zajmują się biznesem, ani pracownicy publiczni, twórcy czy prekariusze pracujący na umowę zlecenie lub dzieło. Każda czynność na świecie właśnie się zmienia. Dzisiaj jesteśmy po wyroku Trybunału Konstytucyjnego i przypomniał mi się plakat Barbary Kruger „Twoje ciało to pole walki”. Sztuka ma tę niesamowitą moc, że czasem trafia w punkt z niebywałą precyzją. Mam wrażenie, że podczas tegorocznej edycji festiwalu w wielu wypadkach uzyskaliśmy taką ciekawą odpowiedź.
widok wystawy „Coś wspólnego” w ramach 12. edycji festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
fot.: Sisi Cecylia
Anna: W obecnej sytuacji trudno sobie wyobrazić, aby pandemia pozostawiła coś bez wpływu. Odnoszę wrażenie, że wprzypadku festiwalu miała wpływ decydujący.
Tomasz: Mogłoby się wydawać, że takie konserwatywne przestrzenie, jak muzea, które kojarzą się z zamknięciem w białych wnętrzach, kapciami, są bezpieczne. To nieprawda, bo właśnie artystki i artyści, wszyscy twórcy zostali bardzo dotkliwie potraktowani przez pandemię. Stracili swoje dochody. Sztuka została nagle wyłączona.
Natalia: Rozpoczęliśmy z Tomkiem pracę nad „Warszawą w budowie” w momencie, kiedy nie wiedzieliśmy, co się wydarzy, były tylko dramatyczne prognozy kryzysu, który przyniesie nowa sytuacja. Samoizolacja, zamknięte granice i skupienie się na tym, co lokalne, w jakimś sensie były dla mnie formatywne. Kiedy przyszłość jest niejasna, szybko okazuje się, że potrzebujesz rozmówców, nie tylko po to, by rozładować lęk i napięcie, lecz by pospekulować o tym, co nastanie. Dlatego tegoroczna edycja „Warszawy w budowie” to nie tylko wystawa w Muzeum nad Wisłą, lecz także program publiczny, który ma charakter otwarty i dyskursywny: debaty, warsztaty i wykłady, do których zaprosiliśmy artystów, naukowców, badaczy, aktywistów i edukatorów.
Anna: W ten sposób powstały „grupy robocze”, prawda? Ciekawi mnie, jak te grupy się zawiązały i według jakiego klucza wyłoniliście poszczególne kategorie („Misja instytucji”, „Blyzkist”, „Mieszkać razem”, „Przyszłość danych”, „Czarne jest polskie”, „Językowa”, „Samorządowa”).
Tomasz: One wynikły z naszych rozmów z osobami, które pojawiały się wokół. Nastawiliśmy się na powolne i wrażliwe tworzenie tego projektu. Zdarzało się, że artyści, z którymi chcieliśmy pracować przy tegorocznej edycji, ze względu na obecną sytuację, na pandemię, psychicznie nie byli w stanie tworzyć sztuki, ale odnaleźli siłę, aby pracować z nami w grupach roboczych, nad programem, nad wydarzeniami. Otworzyliśmy się na proces społeczny, który trwa cały czas.
Natalia: Jak wspomniał Tomek, tematy wzięły się z rozmów z osobami, które zaprosiliśmy do współtworzenia festiwalu. Oddaliśmy wszystkim tym grupom prawo do decydowania o kształcie programu publicznego, którego są częścią.
Anna: Przyszło nam żyć w niesamowicie ciekawych czasach. Obecne nastroje społeczne są bardzo specyficzne, co znajduje odzwierciedlenie w programie, o którym rozmawiamy. Atmosfera gęstnieje. Wydarzenia na świecie budzą co najmniej niepokój. Zastanawiam się nad tym, jak możemy odnaleźć „coś wspólnego” w obecnej rzeczywistości?
Natalia: Wydaje się, że w tym roku doszło do przyspieszenia wielu procesów planetarnej zmiany, która toczy się od dekad na pełnych obrotach. Mam na myśli nie tylko zmiany klimatyczne, ingerencję człowieka w przyrodę, również poprzez dynamiczny rozwój i przyspieszenie technologiczne miast, lecz także zmiany w świadomości społecznej: z jednej strony wzrost populizmów, a z drugiej, walkę o prawa człowieka, która przetoczyła się w tym roku przez Polskę i świat. Żyjemy w schizofrenicznym świecie. Kryzys zdrowia publicznego jest tak bardzo sprzężony z zachwianiem jakiejkolwiek stabilizacji psychicznej jednostek i grup społecznych, że postulat wołania o coś wspólnego na pierwszy rzut oka może się wydawać nieco naiwny. Odnoszę jednak wrażenie, że nie pozostaje nam nic innego, jak szukanie obszarów wspólnych, tworzenie koalicji wspólnych interesów i frontów, które niekoniecznie muszą funkcjonować jako odrębne polityki tożsamościowe, ale jako zbiór wartości, zgodnie z którymi moglibyśmy wspólnie działać i rozmawiać z sobą nie tylko wewnątrz tej samej „bańki”. Jedno z największych dzisiejszych wyzwań w pracy na przecięciu kultur, edukacji i aktywizmu brzmi: jak komunikować się z tymi, którzy myślą inaczej niż ja?
widok wystawy „Coś wspólnego” w ramach 12. edycji festiwalu WARSZAWA W BUDOWIE, Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie
fot.: Sisi Cecylia
Anna: Do kogo zatem adresowany jest festiwal?
Natalia: Być może poruszamy się w ograniczonym polu, ale zawiązują się bardzo ciekawe sojusze. Dla mnie dużym odkryciem jest nasz Klub Seniorek i Seniorów Nowoczesnych, który powstał w tym roku przy MSN. Jego członkinie i członkowie nie do końca mają ochotę zajmować się sprawami senioralnymi czy fetyszyzować nazwijmy to „senioralną politykę tożsamościową”. To osoby, które pragną zajmować się ochroną drzew, sprawami lokatorskimi, powstawaniem lepszych domów kultury. Ta grupa jest bardzo ciekawą inicjatywą, która jak w soczewce skupia różne problemy poruszane przez ruchy miejskie. Grupa afropolska „Czarne jest polskie”, którą współtworzą aktywistki o bardzo różnych zainteresowaniach i profilu zawodowym, buduje cały repertuar narzędzi edukacyjnych dla polskich szkół opierający się na antydyskrymiancji i gościnności. To jest taka praca, która musi się odbywać niejako w promieniu sześciu stopni oddalenia. To znaczy, że jest to zarówno ta jedna osoba, z którą jesteś blisko, ale potem ta osoba przeniesie wiedzę, zawirusuje kolejną grupę. Ciągle rozmawiamy też ze swoją stałą publicznością. Zakładając, że tradycyjny profil instytucji sztuki to jest liberalno-lewicowa publiczność, która ma pewne podstawowe kompetencje z zakresu aktywizmu i sztuki, to wydaje nam się, że staramy się też wprowadzić nowe spojrzenie na tematy już obecne, jak pomoc. Jednym z najbardziej wybijających się tematów na wystawie jest problematyzacja pomocy.
Anna: Jaka jest w związku z tym rola instytucji?
Tomasz: Zawsze staraliśmy się spojrzeć na ten nasz program miejski tak, aby to, co robimy, było przydatne. Łatwo jest pouczać i mówić z uprzywilejowanej pozycji. Ludzie wtedy chowają się w sobie i budzą się różne kompleksy. My zawsze staraliśmy się szukać przydatnych scenariuszy. Promujemy na przykład cohousingi senioralne. To jest takie wspólne zamieszkiwanie, które opiera się na wzajemnej pomocy. Mamy projekt „Wspólnice danych”, który dotyczy przestrzeni cyfrowej. W czasie debaty z Janem Zygmuntowskim została zaproponowana idea nowego spojrzenia na dane, których jest mnóstwo. Zbierane przez samorządy, urzędy odpowiedzialne za architekturę, za planowanie, także internet tworzą chmurę, która jest miejscem, gdzie te wszystkie dane się odkładają. Mogą one też służyć czemuś pozytywnemu, bardziej optymistycznym scenariuszom niż manipulowanie wyborami. Zygmuntowski i jego goście to proponowali i mam wrażenie, że w tych czasach naszym widzom po prostu należą się pozytywne scenariusze. W pewnym sensie to jest nasza misja jako instytucji publicznej, żeby próbować w tej rozbitej rzeczywistości, która jest taka trudna, szukać małych zwycięstw. Natalia wymieniła aktywistów, a mamy na przykład takie obrazy, w których widać istotny problem, czyli jak mnie coś denerwuje w okolicy, to reaguję. Są to obrazy Dominiki Kowyni opowiadające o Chipko Movement. Jest to taki ruch, który zakłada działanie — jak coś się dzieje złego obok mnie, to reaguję. Tak się rodzą rozmaite ruchy społeczne. To jest bardzo ważny motyw. Warto taką wrażliwość zachować i się jednoczyć.
fragment ekspozycji wystawy „Coś wspólnego”
fot.: Sisi Cecylia
Anna: A z jaką myślą powstała wystawa?
Tomasz: Kiedy rozpoczęła się pandemia, świat architektury został zalany projektami nowego świata. Różne nowe public spaces, nowe place zaprojektowane pandemicznie, targi, samoloty. Co drugi newsletter podsyłał takie koncepcje. Minęło kilka miesięcy, zaczęliśmy pracować i te projekty ucichły. Potem przyszło lato, rozluźnienie i właściwie próba złapania oddechu. Zobaczyliśmy, że być może świat tak szybko się materialnie nie przekształci, a już na pewno nie pozwoli na to kapitalizm. To jest system, który utrzymuje rozmaite konserwatywne zachowania i przyzwyczajenia, zaufanie do różnych marek i rytuałów konsumpcyjnych. Natomiast my postanowiliśmy być na to wyczuleni i ta wystawa jest taką przestrzenią, w której nie odczuwa się stresu wynikającego z bycia w muzeum, w takim white cube. Można na niej usiąść i bezpiecznie, pandemicznie oddychać i patrzeć na prace, a jednocześnie tych prac nie ma za dużo. Nasza percepcja jest przeciążona w tej chwili przez zoomy i wszelkiego rodzaju napływające treści. Wiele osób mówi, że pracując online mają tak naprawdę więcej pracy. Takie mają odczucie. My postanowiliśmy robić ją uważnie. Nie powiedziałbym, że to był jakiś wielki plan, ale zachowaliśmy rodzaj ostrożności, by właśnie nie przeciążyć naszej wystawy, dać oddech zmęczonemu odbiorcy.
Natalia: Wydaje mi się, że w ramach wystawy zgromadziliśmy katalog szczerych postaw i etosów działania. Jest to próba przekroczenia tej bariery, którą rzeczywistość nam stwarza.
Anna: Wspomniałaś o tym, że ważny jest dialog z nowymi potencjalnymi odbiorcami. W jaki sposób festiwal otwiera się na zróżnicowaną publiczność, w jaki sposób podejmuje ten dialog?
Natalia: Część z naszych grup roboczych w ogóle nie ma profilu akademicko-dyskursywnego. To nie są debaty osadzone w najnowszych teoriach socjologicznych czy modnych książkach dyskutowanych na studiach doktoranckich. Wiele z nich opiera się na realnych doświadczeniach ludzi. Tak jak debaty, które odbyły się dotychczas na temat cohousingów, gdzie panelistki, równocześnie uczestniczki tej grupy roboczej, zawodowo dziennikarki, przeprowadziły kilkadziesiąt rozmów z ludźmi na całym świecie właśnie na temat doświadczeń realnych osób. Panel o międzypokoleniowym doświadczeniu Afropolek i Afropolaków także dotyczył codziennych doświadczeń realnych osób, nie zaś akademickich dyskursów. Dzięki temu, że festiwal ma swoją odsłonę online, zasięgi wykraczają poza publiczność, którą zgromadzilibyśmy na debacie w siedzibie Muzeum.
Anna: To znaczy?
Natalia: To jest ważne, aby tworzyć zasięgi w sposób świadomy i znaczący, a nie tylko dla liczby lajków i systemów ratingowych, do których nas przyzwyczaiły media społecznościowe. To pytanie o działalność publiczną instytucji i o to, jak przekraczać utarte ścieżki i schematy językowe. Jak docierać, jak zapraszać, ale też bez oczekiwania, że ktoś po prostu przyjdzie, „bo powinien lub powinna”.
fragment ekspozycji wystawy „Coś wspólnego”
fot.: Sisi Cecylia
Anna: Czy festiwal może być narzędziem do tego, aby próbować tworzyć tę formułę gościnności?
Natalia: Można tak powiedzieć.
Tomasz: Tak, bo niektóre z tych grup, na przykład ukraińska grupa Blyzkist, poszerzają Muzeum o krąg osób, które są migrantami. Być może nie zainteresowałyby się kulturą, bo ta warszawska kultura jakoś do nich nie trafia, bo, na przykład, są nowymi warszawiakami z Ukrainy. Mieszkają tu, płacą podatki. Jak to jest tutaj mieszkać i ze swojej perspektywy patrzeć na instytucje? Niektóre z tych osób pracują z nami już od dłuższego czasu, Maria Beburia czy Taras Gembik. Oni także współtworzą nową instytucję, nowe pole, na którym działamy. Uważam, że to jest wspaniałe. My się naprawdę zmieniamy pod wpływem tych przemyśleń. Wydaje nam się, że musimy być otwarci i zależy nam na byciu w relacji z widzami. To Muzeum to nie jest tylko konsumpcja. To jest Muzeum, które chce być oparte na relacjach.
Anna: W obecnej sytuacji wydaje się to bardzo trudne. Jak połączyć apel o wspólnotę jako antidotum, z narzuconą odgórnie sytuacją, która wymusza coraz większą separację
Natalia: To rzeczywiście istotna sprawa. Sami obserwujemy rozdźwięk pomiędzy postępującą alienacją zarówno w przestrzeni miejskiej, jak i cyfrowej a apelem o coś wspólnego. Tylko ten tytuł nie brzmi „zróbmy coś wspólnego” albo „mamy coś wspólnego” to nie jest żaden pseudoafirmatywny, pięknoduchowski tytuł w hołdzie dla wielkiej globalnej wioski, w końcu świat jest pełen nierówności. W pewnym sensie tytuł tegorocznej edycji wydaje mi się dość przewrotny.
Tomasz: Tytuł „Coś wspólnego” wymyślił artysta Paweł Żukowski, jeden z uczestników akcji „List”. On powiedział, że to już jest tak słaby tytuł, że bardziej się nie da. [śmiech] Miejmy coś wspólnego, kiedy wydaje się, że tak mało mamy wspólnego.
Anna: Wydaję mi się, że w całe działanie festiwalowe jest wpisana przekora. Praca, która otwiera wystawę, mural „Polacy się jednoczą” Rafała Dominika…
Natalia: Praca Rafała Dominika jest trochę tragikomiczną wypowiedzią na temat stanu wspólnoty. Mamy do czynienia z wojną kulturową. Być może te podziały nigdy nie znikną.
Anna: O czym będzie następna edycja festiwalu?
Natalia: Będzie przygotowywana w całości przez nasz dział edukacji.
Tomasz: Będzie dotyczyła nałożenia sztuki na miasto i może na odwrót. Takie „Muzeum pospolite”.
Anna: A w jakiej rzeczywistości będzie odbywał się ten festiwal za rok?
Tomasz: Ciągu dalszego pandemii moim zdaniem. Skoro trzydzieści procent społeczeństwa deklaruje, że się nie zaszczepi…
Natalia: Ja myślę, że nie ma co wróżyć.
Tomasz: Zapytamy artystki i artystów. Oni mają lepszą intuicję.
Festiwal poprzez nie skupienie się na jednej rzeczy typu „planowanie miasta”, tylko poprzez poruszenie różnych tematów lepiej opisuje miejsce, w którym jesteśmy. Trudno jest opowiadać o dzisiejszych miastach w pandemii. Przez wiele lat mówiło się, że miasta już nie będzie, wszystko przeniesie się do sieci. Nie do końca tak jest. Oczywiście, możemy pracować zdalnie, ale też trudno jest uciec od miasta w momencie, kiedy potrzebny jest nam szpital. W chwili zagrożenia doceniamy infrastrukturę miejską, która jest publiczna, wypracowana przez lata, na przykład kanalizacja, szpitale, transport publiczny i wszystko to, co milionom ludzi pozwala w miarę swobodnie żyć. Myślę, że z powodu pandemii i poczucia „zmiany” nie warto z tych osiągnięć miasta rezygnować. Nie wolno poddawać naszych zdobyczy, które są zdobyczami demokratycznymi.
Anna: Dziękuję za rozmowę.
rozmawiała: Anna WALEWSKA
Ilustracje udostępnione dzięki uprzejmości organizatorów festiwalu.
Grudniowy numer A&B był redagowany przez Ultra Architects. Bezpłatne e‑wydanie znajdziecie tutaj.