Zdjęcia przebudowanego rynku w Leżajsku przed kilkoma tygodniami pojawiły się w całym internecie. Oto kolejna realizacja dołączyła do sławetnego grona „betonowych patelni” takich jak Zakliczyn czy Cieszyn. Czy taki odbiór jest prawidłowy?
O tym, jak wyglądał proces projektowy rynku w Leżajsku, zmianach w jego układzie, efekcie prac oraz częściowo niesłusznej krytyce opowiada Robert Tarczyński z pracowni PA Format, jeden z autorów projektu.
Wiktor Bochenek: Rynek w Leżajsku stał się przez moment „viralem” w Polskim internecie, dołączając do ilustracji zjawiska „betonoza”. Czy według Pana taka klasyfikacja jest poprawna, czy rynek w Leżajsku nie zasłużył na złą opinię?
Robert Tarczyński (PA Format): Obraz rynku, jaki zaistniał w przestrzeni medialnej, oczywiście świetnie ilustruje zjawisko betonozy, ale kompletnie nie odzwierciedla rzeczywistości, pokazując tylko jego fragment. W najgłośniejszym memie, w karykaturalny sposób zestawiano zdjęcie zielonego skweru w słoneczny dzień ze zdjęciem niedokończonego placu z szarego jesiennego dnia z porozrzucanymi jeszcze paletami i bez nasadzeń. Tymczasem rynek w Leżajsku to znacznie większy obszar niż ten, na którym skupiły się media. Cały wschodni podobszar stanowiący jego integralną część, w większości zagospodarowany zielenią, jest już pomijany, bo nie pasuje do tezy i jest to jednak mocno krzywdzące dla rynku. Tej części niemal nie ma na zdjęciach.
realizacja projektu
© PA Format
Wiktor: Jak wyglądał ten plac, zanim stworzyli Państwo nowy projekt?
Robert: Pamiętajmy, że nie mamy tu do czynienia z placem, a z rynkiem, miejscem, które ma swoją historię, genezę i tożsamość. Motorem i przyczyną zmian była między innymi potrzeba przywrócenia historycznego wymiaru tego miejsca. Rynek w momencie, kiedy przystępowaliśmy do projektowania, był poza ulicami dojazdowymi i absurdalną w takim miejscu drogą wojewódzką z rondem, zagospodarowany dwoma skwerami, parkingami, placem na kontenery na śmieci, toaletą publiczną. Oba skwery wręcz otoczone były parkingami, masą samochodów parkujących w mniej lub bardziej chaotyczny sposób, całość daleka była od sielankowego obrazu zielonej oazy, zwłaszcza skwer w południowej (zachodniej) części. Brak usług typowych dla rynków, restauracji czy ogródków gastronomicznych, sprawiał, że rynek był martwy, skwery opustoszałe, ławki puste, a całość mocno zaniedbana. Poprzedzona analizą diagnoza władz, która w naszych obserwacjach się potwierdzała, była taka, że istniejący sposób zagospodarowania, struktura usług sprawiły, że aktywność społeczna zanikła, a rynek jest obszarem mocno zdegradowanym społecznie i ekonomicznie. Właściwie służył jako wielki parking dla otaczających go sklepów i przyległego ratusza.
realizacja projektu
© PA Format
Wiktor: Czy droga wojewódzka przecinająca rynek nie podcina pewnych funkcji? Czy samorząd w ogóle myślał o ograniczeniu ruchu kołowego w okolicy rynku?
Robert: To jest ciekawostka, ponieważ w całej burzy wokół Leżajska nikt nie zwrócił uwagi, że rynek przecięty jest drogą wojewódzką z ogromnym rondem, zajmującą ¼ przestrzeni, o sporym natężeniu ruchu, która jest prawdziwym kuriozum w takim miejscu. Nikt też nie upomina się o wyprowadzenie tego ruchu z rynku, oddanie tej przestrzeni. Nasze próby w trakcie projektowania ograniczenia ruchu, zmiany kwalifikacji tej drogi spełzły na niczym, samorząd również był bezradny i temat szybko został zamknięty.
W samym rynku ruch powinien być naszym zdaniem również ograniczony do minimum, podobnie jak miejsca parkingowe, jeżeli poważnie myślimy o przywróceniu życia i poprawieniu jakości tego miejsca. Niestety pod tym względem władze spotkały się z dużym oporem mieszkańców, a właściwie przedsiębiorców i też na ich wniosek przywrócony został wjazd na rondo od strony południowej.
wizualizacja projektu
© PA Format
Wiktor: Jak została zorganizowana zieleń w tej przestrzeni?
Robert: Tu musimy wrócić do głównych założeń konkursowych. Jednym z podstawowych warunków było, poza przywróceniem rynkowi historycznej funkcji, stworzenie miejsca na organizację imprez artystycznych, historycznych, społecznych. Oddanie przestrzeni zawładniętej przez samochody i zaniedbanej mieszkańcom, ożywienie tego miejsca przez stworzenie placu, którego w Leżajsku brakowało na imprezy, koncerty, spotkania. Miejsca na ogródki gastronomiczne, pokazy, wystawy, przedstawienia, aktywizacji społecznej. Na rynku istniały dwa skwery, stąd decyzja o oddaniu części miejsca zajmowanego przez zieleń dla zrealizowania tych celów wydawała się słuszna. Zwłaszcza w kontekście sąsiedztwa Parku Jordanowskiego i obszernych terenów zielonych w zasięgu kilku minut spaceru od rynku.
Zieleń zatem została pozostawiona i wzbogacona w części wschodniej, natomiast w części zachodniej została zastąpiona nasadzeniami zielenią izolującą po obwodzie, ale bez drzew na środku placu mieszczącego scenę i przestrzeń na ogródki i dla widzów. Mieszczący się w części wschodniej rynku skwer ks. Lubasa to niemal w całości zielona powierzchnia, z wysokimi drzewami, z której zniknęły straszące toalety, dzięki pogrążeniu ich całkiem w ziemi i przykryciu zielonym dachem. Zmniejszony został parking, zlikwidowany plac na kontenery śmieciowe. Skwer, który dzięki odpowiednim zabiegom zyskał na jakości, niestety na zdjęciach się nie pojawia, mimo że jest jego częścią i tworzy z nim integralną całość. Może dlatego, że nie pasuje do tezy o betonozie, choć dzieli go od części ze sceną kilkadziesiąt metrów.
zdjęcia przed rewitalizacją
© PA Format
Dodajmy, że skwer ten to powierzchnia odpowiadająca niemal połowie rynku w Kielcach, dwóm trzecim Placu Pięciu Rogów w Warszawie i co istotne każde wycięte drzewo znalazło swój ekwiwalent w postaci nasadzenia nowego. Niemal 2 tys. m kw. powierzchni zieleni w kontekście 2,5 tys. m kw. placu w części zachodniej jest raczej warta zauważenia. Poza pozostawionymi drzewami dosadzono łącznie 52 nowe liściaste drzewa, to znacznie więcej niż wycięto.
Na marginesie, 12 z wyciętych drzew stanowiły przerośnięte tuje, które nawet w filmie instruktażowym „Krajobraz mojego miasta” wydanym przez Narodowy Instytut Dziedzictwa w ramach kampanii społecznej dotyczącej planowania przestrzeni miejskich prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Jordanowskiej Stanisław Bednarz określa brutalnie — „Rynek to nie jest cmentarz, miejsce tuj jest na cmentarzu”. Kontrowersyjne, ale między innymi dlatego zgodnie ze wskazaniami podczas konsultacji pokonkursowych zostały one wycięte i zastąpione gatunkami liściastymi. Niestety budżet Leżajska nie pozwolił na nasadzenia dorosłych drzew, dlatego na efekt elementów zielonych rynku trzeba jeszcze poczekać.
wizualizacja projektu
© PA Format
Wiktor: W moim artykule napisałem o „smażeniu jajecznicy” na betonowych placach w Polsce, które zatracają swoje funkcje. Jakie funkcje społeczne i nie tylko ma ratusz w Leżajsku?
Robert: Smażenie jajecznicy to happening, który ma zwrócić uwagę na problem, jaki mamy z klimatem, ze zmianami hydrologicznymi, potrzebą zmiany sposobu organizowania przestrzeni publicznych, reakcji na rosnące temperatury i pokazać, że nie tędy droga. Z tym że to już nawet bardziej konieczność niż wybór zgadzamy się całkowicie, mogą o tym świadczyć nasze ostatnie projekty, choćby zagospodarowania terenów w Rucianem-Nidzie, ale też postawienie Leżajska w jednym rzędzie z rynkami w Zakliczynie, Cieszynie czy Gnieźnie jest kompletnym nieporozumieniem, czytelnym dla każdego, komu chce się zweryfikować informacje powielane w internecie.
Rolą ratusza w Leżajsku jako miejsca sprawowania władzy jest teraz dalsze pobudzanie i aktywizacja tego miejsca. Od włodarzy i mieszkańców zależeć będzie czy i ile powstanie tu ogródków, imprez, czy przestrzeń zacznie żyć, na ile zostanie skorygowana do nowych potrzeb, bo może takie korekty okażą się niezbędne, czy zmieni się struktura usług wokół rynku i jak z potencjału skorzystają lokalni przedsiębiorcy.
Otwarta przestrzeń pozwala nie tylko zorganizować koncert czy przedstawienie, ale też na przykład targi, turnieje sportowe, lodowisko zimą, świąteczne kiermasze, pokazy teatrów ulicznych, kino, różnego rodzaju eventy, inscenizacje, zloty itp. Wydarzenia, które omijały dotąd Leżajsk między innymi przez brak przestrzeni, organizowane w rozmaitym zakresie, w różnych porach roku.
zdjęcia przed rewitalizacją
© PA Format
Wiktor: Jak rewitalizacja rynku od strony urbanistycznej wpłynęła na przylegające do niego ulicę?
Robert: Przełom nie nastąpił. Mimo że udało się przebudować całkowicie kanalizację deszczową w rynku i kilkaset metrów poza nim, nie udało się wyprowadzić ruchu, zmienić kwalifikacji drogi wojewódzkiej, znacząco zmniejszyć ilości miejsc parkingowych, choć zostały przeorganizowane, więc wpływ na przylegające ulice, na razie, jest niewielki.
Przemiany chyba dopiero się zaczną. W zeszłym roku opracowaliśmy koncepcję przekształcenia przyległych ulic Blacharskiej, Żwirki i Wigury i placu Jaszowskiego, a więc ogromnego obszaru w bezpośrednim sąsiedztwie rynku w woonerf jako elementu uzupełniającego rewitalizację. Woonerf to ulica oddana pieszym, o spowolnionym ruchu, dominującej zieleni, minimalnej ilości miejsc parkingowych, ale również osłonięta kwiatami i krzewami. Ulice stałyby się zielonym enklawami, niestety okazuje się, że o ile wycinanie zieleni rodzi sprzeciw, to sadzenie zieleni kosztem miejsc postojowych, rodzi jeszcze większy, zatem inwestycja stoi pod znakiem zapytania.
woonerf zaprojektowany w bezpośrednim otoczeniu rynku
© PA Format
Wiktor: To projekt z 2016 roku, od tego czasu sporo się zmieniło. Czy dzisiaj rynek w Leżajsku zaprojektowaliby Państwo w inny sposób?
Robert: Prawdopodobnie tak, ale sięgnijmy pamięcią do roku 2016.
Rok 2016 to nie jest jeszcze czas, gdy świadomość ekologiczna, potrzeba ochrony klimatu jest wysuwana na pierwszy plan. To rok, w którym Plac Solidarności w Szczecinie, przy obecnych standardach wypełniający wszelkie znamiona piętnowanej „betonozy”, jest obsypany nagrodami i zostaje okrzyknięty najlepszą przestrzenią publiczną w Europie. Taki kierunek otwierania przestrzeni dla ludzi wydaje się słuszny i oczekiwany.
Morze betonu, z którego jesteśmy wszyscy dumni — nie, nie zamierzam go krytykować, bo jest to świetny projekt — dziś przejdzie „ekolifting”, ale chcę go przywołać, aby lepiej zrozumieć kontekst tych czasów i jak bardzo ostatnie zmiany klimatu zmieniają perspektywę, z której oceniamy takie miejsca.
Podczas konsultacji i zmian pokonkursowych, stworzyliśmy dla Leżajska ponad sześć koncepcji wprowadzających zalecenia Narodowego Instytutu Dziedzictwa, Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków, Inwestora i mieszkańców.
Wiktor: Co łączyło wszystkie koncepcje?
Robert: Zalecenia były jednoznaczne, zieleń mamy skupić we wschodniej części. Zachodni skwer musi mocniej nawiązywać do historycznego rynku, zarówno nawierzchnią, objętością, jak i pod względem zieleni. Nie ma możliwości wyprowadzenia ruchu z rynku, a największy problem dla mieszkańców stanowiło ograniczanie miejsc parkingowych. Ostatecznie koncepcja w ramach kompromisu osiągnęła dzisiejszy kształt, który wówczas wydawał się rozsądny i łączący oczekiwania wszystkich stron, zwłaszcza, żeby parking od strony zachodniej był dwu-, a nawet trzykrotnie większy.
I tak w 2022 roku, mając świadomość zmian klimatycznych, kolejnych raportów hydrologów, zapewne zrobilibyśmy projekt nieco inaczej, z większą ilością zieleni również w zachodniej części, ale pozostawiając otwartą, ważną, miastotwórczą przestrzeń wokół sceny i do organizacji imprez. Zapewne program i wytyczne w konkursie dziś również byłyby inne. Przykład Placu Solidarności w Szczecinie pokazuje, że czasem po poprawki warto sięgnąć nawet w świeżo zrealizowanej przestrzeni, choć rozumiemy, że czasem nie pozwalają na to inne uwarunkowania, choćby okres trwałości projektu.
Władze Leżajska również dysponują koncepcją z analizą infrastruktury podziemnej i możliwych miejsc uzupełnienia zachodniej płyty rynku zielenią, którą wykonaliśmy i przekazaliśmy miastu na początku roku, i którą może w każdym momencie, jeżeli instytucje unijne na to pozwolą i będzie taka potrzeba — użyć i wdrożyć niezależnie lub razem z przekształceniem sąsiednich ulic w woonerf.
Większość projektów z tak rozciągniętą realizacją w czasie wymaga korekt i zmian, ale o ile w przypadku inwestorów prywatnych można takie zmiany szybko, z korzyścią dla obiektów, właścicieli i użytkowników wprowadzać, o tyle w przypadku zamówień publicznych nie jest to już takie proste. Fakt, że coś można zrobić lepiej i bardziej funkcjonalnie nie jest niestety wystarczającym argumentem i zamawiający nawet widząc potrzeby korekt, muszą trzymać się pierwotnych rozwiązań, aby nie naruszyć ustawy i nie ryzykować dofinansowań.
Wiktor: Dziękuje za rozmowę.