NOWOŚĆ! Prawo w architekturze – przystępnie na portalu A&B
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Tworzenie własnej opowieści

14 września '21

Rozmowa z Hugonem Kowalskim
ukazała się w A&B 4'2021

O możliwościach, jakie dają konkursy architektoniczne, i o tym, że proces projektowo‑budowlany może być jak film przygodowy. O myśli w projekcie, która jest ważniejsza niż zrealizowany obiekt, o pracy na własny rachunek i zdrowej rywalizacji — opowiada poznański architekt Hugon Kowalski.

Hugon Kowalski

 
 
Hugon KOWALSKI
— podwójny laureat Nagrody Architektonicznej Województwa Wielkopolskiego, wyróżniony w kategoriach Wnętrze prywatne oraz Młody Twórca. Swoją pracownię założył w trakcie studiów na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym. Architektonicznego bakcyla, którego złapał na uczelni, stara się przekazywać studentom swojej Alma Mater. Fan i aktywny uczestnik konkursów architektonicznych. I… bardzo miły człowiek.

 
Hugon Kowalski
: Chciałbym najpierw o coś zapytać Ciebie: z jakich powodów przeprowadzasz takie wywiady?

Dominika Drozdowska: Rozmawianie i poznawanie różnych punktów widzenia jest ciekawe.

Hugon: Pytam z ciekawości właśnie, bo ja najwięcej nauczyłem się, rozmawiając. Architekci, z którymi miałem okazję współpracować, dzielili się ze mną swoimi przemyśleniami. Być może interpretowałem je na swój sposób, ale nie dość, że były pouczające, to jeszcze pozwalały nabrać dystansu.

 
Dominika
: Opowiedz, proszę, więcej o osobach, od których najwięcej się nauczyłeś.

Hugon: Skończyłem studia na poznańskim Uniwersytecie Artystycznym. Dość szczęśliwie na drugim roku trafiłem na zajęcia z panem Andrzejem Kurzawskim, który wpoił nam podstawowe zasady logiki i racjonalizmu w projektowaniu, ale też zaraził chęcią szukania różnych rozwiązań. Ta chęć, by wiedzieć jak najwięcej, to pierwsza ważna kwestia. Drugą istotną sprawą na studiach była rywalizacja. Być może brzmi to nie do końca poprawnie, ale z moich doświadczeń jako studenta i prowadzącego zajęcia wynika, że dzięki temu elementowi studenci sami się napędzają i rozwijają. Nie mówię o niezdrowej rywalizacji, raczej o współpracy z elementem rywalizacji. Pamiętam, że na studiach zastanawialiśmy się ze znajomym, czy pójść na kurs prawa jazdy czy 3ds Maxa. Wybraliśmy to drugie, co dość szybko zaprocentowało. Dzięki tej rywalizacji na studiach zaczęliśmy też brać udział w wielu konkursach, a między drugim a trzecim rokiem udało mi się dostać na trzymiesięczny staż w Foster + Partners. Okazało się, że atutem biur tego typu nie jest słynny założyciel, ale inteligentni specjaliści w zespołach. Współpracowałem z projektantem, który pochodził bodajże z Wenezueli i wykładał architekturę w Tokio. Gdzie spotkam drugą taką osobę? Nauka od projektantów i partnerów w biurze była bardzo inspirująca. Niesamowita była też ich umiejętność szybkiego i sprawnego wyciągania wniosków w punktach, o których nawet nie pomyślałem, bo nie miałem jeszcze takiego podejścia i doświadczenia.

Centrum Aktywności Lokalnej w Podjuchach Centrum Aktywności Lokalnej w Podjuchach Centrum Aktywności Lokalnej w Podjuchach

Centrum Aktywności Lokalnej w Podjuchach, praca konkursowa przygotowana we współpracy z Anną Szczepaniak i Pawłem Furmanowskim, 2017

© UGO Architecture

 
Dominika
: Nie żałujesz, że nie zostałeś tam dłużej?

Hugon: Nawet dostałem taką propozycję, ale to było między drugim i trzecim rokiem. Na pewno szkoda było stamtąd wyjeżdżać, bo klimat miejsca został zbudowany w sposób wyjątkowy. Od wejścia aż po widok na Tamizę. Można było poczuć, że jest się częścią tej opowieści. Jednocześnie mam wrażenie, że takie biura to fabryki, które korzystają z kreatywności swoich pracowników. Liczba nieprzespanych nocy, pomysłowość, walka, którą toczą zatrudnieni tam projektanci — to wszystko przechodzi niezauważone. Taka ścieżka jednak nie bardzo mi odpowiada. Staż w biurze Foster + Partners pokazał mi natomiast, że można inaczej podchodzić do konkursów architektonicznych, że prezentacja, forma, budowanie narracji wokół projektu są równie ważne jak sam pomysł. Tutaj wszystko było dopracowane: jakość, kompozycja obrazów, typ papieru i tak dalej. Nawet szkic znaleziony na londyńskiej ulicy, a stworzony w biurze Foster + Partners zostałby łatwo zidentyfikowany dzięki tym znakom szczególnym. Myślę, że to jest wartość, o którą warto dbać.

 
Dominika
: Dzięki Foster + Partners nauczyłeś się trochę inaczej podchodzić do konkursów.

Hugon: Tak, dla mnie to było coś zupełnie nowego, jakby przebudzenie. Od tego czasu skończyły się konkursy przygotowywane w trzy, cztery dni. Zrozumiałem, że aby projekt miał odpowiednią jakość, trzeba na niego poświęcić na przykład miesiąc, nie kilka dni. Na praktykach, między innymi u pana Andrzeja Kurzawskiego, nauczyłem się, że aby projekt był zrozumiały dla wykonawcy, musi być też dobrze narysowany i czytelnie opisany. Wtedy wiele rozmów z architektami odbywało się w samochodach, w drodze na budowę. Pamiętam, że podczas praktyk u Mariusza Wrzeszcza jechałem z nim na jakąś budowę, mówił, jakie to denerwujące, że architekci myślą, że uczestniczą w jakimś wyścigu. Gdy zrozumiemy, że nie musimy z sobą rywalizować, zazdrościć sobie czy nakręcać się, że ktoś zaprojektował coś lepiej, możemy wreszcie robić swoje rzeczy. Być sobą, reprezentować jakąś myśl, estetykę, wartości.

wnętrze cukierni Bonbon w Opoluwnętrze cukierni Bonbon w Opoluwnętrze cukierni Bonbon w Opolu

wnętrze cukierni Bonbon w Opolu

fot.: Tomo Yarmush

 
Dominika
: Czyli bierzesz udział w konkursach architektonicznych nie tylko ze względu na rywalizację?

Hugon: Dla mnie takie zawody są zawsze świetne — myślę, że w każdym z nas jest choć minimalna chęć rywalizacji i sprawdzenia się. Początkowo startowałem w konkursach jedynie po to, aby pokazać swój punkt widzenia. Dopiero niedawno dotarło do mnie, że formalności i regulamin też są ważne. Dzięki konkursom można zyskać szersze możliwości, co jest szczególnie interesujące dla takiego małego biura jak nasze. Poza tym można też projektować w różnorodnych uwarunkowaniach, miejscach i funkcjach. Doświadczenie na tym polu daje dodatkowe poczucie pewności — nieważne, jakie zlecenie przyniesie klient, zawsze sobie poradzimy. Mamy odpowiednie zaplecze, aby zbudować sobie dobrą ścieżkę projektową, a rozwiązania, które zaproponujemy, będą miały sens.

 
Dominika
: Wygrana w konkursie nigdy nie jest pewna — czy to się w ogóle opłaca?

Hugon: To prawda. Bywało, że robiliśmy trzydzieści konkursów i nic. Ale wartość takiego przedsięwzięcia zawsze przewyższa koszty. Dostajemy możliwość pokazania swoich przemyśleń i rywalizowania z większymi, bardziej doświadczonymi biurami. Możemy sprawdzić, w jakim miejscu jesteśmy w porównaniu z konkurencją, ale też zaznaczyć swoją obecność w architektonicznym świecie. To trochę takie pływanie na granicy stawu.

wnętrze cukierni Odette w Warszawiewnętrze cukierni Odette w Warszawiewnętrze cukierni Odette w Warszawie

wnętrze cukierni Odette w Warszawie

fot.: Tom Kurek

 
Dominika
: Czy według Ciebie konkursy są ważniejsze niż realizacje?

Hugon: Są tacy architekci, którzy powiedzą, że skoro nic nie zbudowałeś, to nie jesteś architektem. Rozumiem to, ale uważam inaczej. Sam lepiej pamiętam o myśli w projekcie niż o zrealizowanym budynku. Takim ikonicznym przykładem jest chodzące miasto Archigramu. Jeden szkic, narysowany sześćdziesiąt lat temu, nie tylko sprawił, że wszyscy mają go w głowie, pokazał też, że architektura może iść w innym kierunku. Dla mnie takie ciekawe pomysły są dużo bardziej inspirujące niż gotowe budynki. Dlatego właśnie pokazywanie myśli w konkurach jest tak istotne. Na pewno miałem dużo szczęścia, że mogłem sobie na to pozwolić. Po ukończeniu studiów zostałem asystentem na uczelni i przez pierwszy rok działalności mojego biura nie miałem żadnych zleceń. W kolejnym roku dostałem zlecenie na projekt wnętrz cukierni w Warszawie. Początkowo nie podchodziłem do tego poważnie, podczas studiów dawano do zrozumienia, że wnętrza to coś gorszego niż architektura. Stwierdziłem jednak, że nie ma się czego wstydzić ani bać zaszufladkowania, bo wielu architektów tak zaczyna. To dużo mniejsza skala i odpowiedzialność, szybsza realizacja, co pozwala utrzymać biuro i nadać mu ramy do funkcjonowania.
Wracając jeszcze do kwestii rywalizacji — na trzecim roku studiów zauważyliśmy, że w architekturze nie jest ważna estetyka tylko pomysł. Odkryliśmy konkurs eVolo, na który zgłasza się wieżowce zaprojektowane w dowolnym miejscu na świecie. Nasza wewnętrzna rywalizacja nie polegała na tym, kto zaprojektuje ładniejszy budynek, ale kto będzie mieć ciekawszy pomysł. To było clou. To oznaczało też, że musisz mieć szeroką wiedzę i to wcale nie z zakresu architektury. Trzeba było zainteresować się światem. Śledziliśmy CNN, BBC, National Geographic, rozmaite tytuły z pogranicza nauki, socjologii i ekonomii. W tym czasie opracowałem wiele pomysłów, mój projekt miał na przykład zażegnać konflikt na tle religijno‑społecznym w Sudanie, gdzie wtedy odkryto podziemne jezioro; na konkurs w Mediolanie zaproponowałem beton z łupin ryżu, który oczyszczał powietrze. W ten sposób — poszukując problemów — odnalazłem też swój temat dyplomowy.

 
Dominika
: Można powiedzieć, że wypłynąłeś na fali śmieci*.

Hugon: Trochę tak. Na naszej uczelni trzeba było wybrać prowadzącego do projektu dyplomowego. Początkowo chciałem zrobić dyplom pod okiem projektantów z biura Barozzi Veiga. Na szczęście pani Agnieszka Suchocka, Polka, która tam wtedy pracowała, uświadomiła mi, że nie jest to najlepszy pomysł. I faktycznie już dojazdy do Katowic do Roberta Koniecznego, który został moim prowadzącym, były dość męczące. W porównaniu z tym loty do Barcelony na konsultacje byłyby jeszcze bardziej skomplikowane i trudne do zorganizowania. Robert Konieczny od początku wskazywał na to, że projekt trzeba zrobić racjonalnie, z naciskiem na logiczne rozwiązania w kwestiach finansowania, użytkowania i tak dalej. To w dużej mierze ukształtowało mój projekt. Trzeba też powiedzieć, że nie zaproponowałem żadnych ekstrawaganckich rozwiązań: zaprojektowałem prostą żelbetową konstrukcję oraz przygotowałem opis działania budynku. Ta praca raczej wskazuje na problem — sprzedaż ziemi, na której żyje prawie milion mieszkańców, deweloperowi. Starałem się znaleźć racjonalne rozwiązanie dla tej abstrakcyjnej sytuacji.

Bronek — mieszkanie prywatneBronek — mieszkanie prywatneBronek — mieszkanie prywatne

Bronek — mieszkanie prywatne, które uhonorowano Nagrodą Architektoniczną Województwa Wielkopolskiego

fot.: PION Studio

 
Dominika
: Czy dzisiaj, kilka lat po dyplomie, nadal wyłuskujesz takie problemy do rozwiązania?

Hugon: Niestety nie. Trochę nie ma na to czasu, uznałem też, że może nie warto zabierać się za problemy świata, tylko skupić na Poznaniu czy Polsce. Bo tu też są problemy do rozwiązania, tylko czasem ich nie widzimy albo nie chcemy ich widzieć. Może warto zacząć naprawiać lokalną przestrzeń, a nie swoje ego. Czasem robimy w biurze projekty do szuflady, którymi jednak dzielimy się publicznie. Chcemy pokazać, że zmiana w przestrzeni miasta nie musi być droga i staramy się skłonić urząd miasta czy rady osiedli do współpracy.

 
Dominika
: Projektujecie pro bono.

Hugon: Zaprojektowaliśmy między innymi zjeżdżalnię na wałach przeciwpowodziowych w Poznaniu, niestety nie dostaliśmy na nią zgody, ponieważ mogłaby ograniczyć przepustowość Warty podczas powodzi. To trochę podcina skrzydła. Uwielbiam właśnie takie projekty, które wnoszą zabawę, dobre samopoczucie i humor do przestrzeni naszych miast. Palma w Warszawie jest świetnym przykładem tego, jak małe działania mogą zmieniać miejskie oblicze.

 
Dominika
: Na pewno można się uśmiechnąć na widok zaprojektowanej w Twojej pracowni przestrzeni Ogrodu Jordanowskiego w Poznaniu.

Hugon: Projekt broni się przez grafikę, która nie została zmieniona, ale z przykrością muszę powiedzieć, że liczba elementów, które na etapie wykonawczym zostały usunięte, była ogromna. Zaprojektowaliśmy dużo zabawnych obiektów, na przykład maszt oświetleniowy, którego podstawą była karuzela, albo ławki na kółkach, które można było z sobą sczepiać.

przebudowa Ogrodu Jordanowskiego nr 1 w Poznaniuprzebudowa Ogrodu Jordanowskiego nr 1 w Poznaniuprzebudowa Ogrodu Jordanowskiego nr 1 w Poznaniu

przebudowa Ogrodu Jordanowskiego nr 1 w Poznaniu, 2019

fot.: Dawid Majewski

 
Dominika
: Przycięto więc Wasze pomysły.

Hugon: Tak, to miejsce mogło być dużo lepsze. Smuci mnie, że w budżecie nie ma kilkudziesięciu tysięcy złotych na ciekawe, ubogacające wyposażenie. Poduszki, stoły do ping-ponga i inne elementy tworzą pamięć użytkownika i w niej zostają — a koszt wcale nie jest duży. Myślę też, że gdy masz te pięć czy sześć, lat to takie elementy pozwalają przetrwać trudne momenty. To jest niesamowita rola i możliwość, aby podprogowo przekazywać informacje użytkownikom przestrzeni.

 
Dominika
: I zapobiegać traumie.

Hugon: Tak, myślę też, że gdy wydajemy pieniądze, to warto poświęcić chwilę, i zastanowić się, czy nie można wydać ich jeszcze lepiej, a dzięki temu lepiej zdefiniować przestrzeń i jej elementy.

 
Dominika
: O wydawaniu pieniędzy pisze np. Jan Mencwel w książce „Betonoza”. W wielu polskich miastach i miasteczkach finansuje się wycinkę drzew i zalewanie lokalnych placów betonem przy jednoczesnym sprzeciwie mieszkańców.

Hugon: W Ogrodzie Jordanowskim, gdzie zaprojektowaliśmy przestrzenie rekreacyjne, irytował mnie bałagan, który tam zastaliśmy. Świerki, sosny, tuje, kasztanowce, jarzębiny. Doszliśmy do wniosku, że wszystko, co liściaste powinniśmy zachować, a resztę przez lata dosadzaną chaotycznie i nielegalnie należy usunąć. Dzięki temu moglibyśmy doprowadzić do większej spójności ekosystemu i podnieść rangę tej przestrzeni. Jednak podczas spotkań z urzędnikami odpowiedzialnymi za zieleń okazało się, że trzeba unikać wycinania drzew ze względu na drastyczne obniżenie poziomu wód. Argument jak najbardziej zrozumiały. Równocześnie dowiedzieliśmy się, że osiem dorodnych kasztanowców należy usunąć ze względu na ich zły stan, ponieważ przez ostatnie dwadzieścia lat miasto się o nie nie zatroszczyło. W takich sytuacjach chce się wewnętrznie krzyczeć.

kompaktowy dom letniskowy zaprojektowany w Sierakowskim Parku Krajobrazowymkompaktowy dom letniskowy zaprojektowany w Sierakowskim Parku Krajobrazowymkompaktowy dom letniskowy zaprojektowany w Sierakowskim Parku Krajobrazowym

kompaktowy dom letniskowy zaprojektowany w Sierakowskim Parku Krajobrazowym

© UGO Architecture

  

ciąg dalszy rozmowy na następnej stronie

Głos został już oddany

Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Okna dachowe FAKRO GREENVIEW – nowy standard na nowe czasy
Lakiery ogniochronne UNIEPAL-DREW
PORTA BY ME – konkurs
INSPIRACJE