Dominika: Czy tego typu kwestie są najtrudniejsze w zawodzie projektanta? Czy od walki o projekt bardziej bolą porażki w konkursach?
Hugon: Nie traktuję przegrywania w konkursach jako porażki. To normalne, że byli lepsi. Gorszy jest brak zleceń i konieczność zwolnienia pracowników. Gdy nagromadzi się sporo takich problemów, możliwość swobodnego dryfowania na powierzchni jest bardzo utrudniona. Naszym zadaniem jest rozwiązywanie problemów. Bawi mnie to, że zawsze po weekendzie wydaje mi się, że jestem przygotowany na kolejny tydzień. Tymczasem w poniedziałek dostaję tyle problemów do rozwiązania, że do środy zajmuję się tylko nimi. Jako projektanci musimy mieć też świadomość, że wydajemy pieniądze naszego inwestora. To nie my będziemy użytkownikami przestrzeni, ale nasz klient. Trzeba więc dbać o potrzeby drugiej strony i dążyć do wspólnego celu. Kluczowa jest tu funkcjonalność.
Dominika: Czyli według Ciebie w projektowaniu ważniejsze są potrzeby niż efekt wizualny?
Hugon: Z moich obserwacji wynika, że porządne biura architektoniczne na rzutach prezentują logiczne, dobrze zaplanowane strefy. Jeśli tego brakuje i zamiast porządku jest labirynt, to znaczy, że podstawowe zadanie architekta nie zostało zrealizowane. Moim zdaniem jest to wiedza, którą student powinien wynieść ze studiów. Kolejnym elementem jest estetyka. Nie lubię jej gloryfikować, jednak to integralna i ważna część procesu projektowo-budowlanego. Realizacja w Ogrodzie Jordanowskim uświadomiła mi, jak trudno zrobić dobry projekt, jaki ogrom ludzkiej pracy i walki jest potrzebny.
Dominika: Czego nie widać, kiedy patrzymy na rezultat.
Hugon: Żałuję, że my, architekci nie umiemy o tym opowiadać. Cały proces jest o wiele ciekawszy niż finalny etap — to prawdziwa kopalnia anegdot i historii, a my mówimy tylko o rzutach, przekrojach i elewacjach. Proces projektowo-budowlany jest jak film przygodowy.
Dominika: Powiedz w takim razie, w jaki sposób Ty starasz się zainteresować swoich studentów? Z jakich powodów zdecydowałeś się zostać prowadzącym na macierzystej uczelni?
Hugon: Według mnie to najlepsza uczelnia w Polsce. Daje kameralnej grupie studentów spore możliwości. To świetnie mieć możliwość uczestniczenia w akademickich rozważaniach o architekturze, obracać się w świecie pomysłów i konceptów. To też motywuje, żeby być stale na bieżąco. I po prostu lubię to robić. Cieszę się, że prowadzę zajęcia czysto praktyczne, oparte na rozmowie ze studentami, opowiadaniu o rozwiązaniach i współczesnej architekturze. To fantastyczne, że jedno zdjęcie świeżo zaprojektowanego budynku może przerodzić się w opowieść o myślach i projektach, które już były. Prowadziliśmy takie zajęcia z panem Andrzejem Kurzawskim. Zdjęcie było impulsem, żeby pokazać, że warto szukać informacji w różnych źródłach, bo to, co stworzono kiedyś, także dzisiaj może stanowić wartość. Dobrym przykładem jest okres postmodernizmu, który szczerze uwielbiam. Z jednej strony projektanci nie przyznają się do rzeźbienia postmodernistycznych kolumienek i architektonicznie wydaje nam się to brzydkie, ale z drugiej strony niesie z sobą sporą wartość.
projekt domu jednorodzinnego w Kiekrzu, 2016
© UGO Architecture
Dominika: Czyli nie tylko uczysz studentów, ale też sam się uczysz.
Hugon: Tak, chociaż czasem wymaga to skupienia — kilkanaście osób w danym momencie oczekuje odpowiedzi na problemy, które zatrzymały ich w procesie projektowym. Myślę, że jako prowadzący nie powinniśmy narzucać swoich rozwiązań, raczej słuchać, pokazywać możliwości i drogi, zostawić przestrzeń na rozwój. Uważam też, że trzeba jednak uświadamiać studentów, jeśli coś jest nieudane albo brzydkie i po prostu o tym rozmawiać. To jednak działa w dwie strony, student musi chcieć się rozwijać, sprawdzać, szukać, wyjść z butów licealisty. Chociaż może łatwo mi mówić, bo sam zaczynając studia, nie widziałem, kim jest Daniel Libeskind, który właśnie ukończył Muzeum Żydowskie w Berlinie. Ale z drugiej strony jestem przykładem, że można połknąć haczyk i w ciągu tych kilku lat się rozwinąć.
Dominika: Czy na Twojej ciekawej ścieżce kariery pojawił się jakiś ważny punkt zwrotny?
Hugon: Nie postrzegam tego w ten sposób. Uważam, że cała teraźniejsza praca i działalność są ważne, żeby budować przyszłość. Ktoś kiedyś zapytał mnie, który ze swoich projektów uważam za najlepszy. Nie mam odpowiedzi. Uważam, że trzeba wierzyć i łudzić się, że ten najlepszy projekt jest przed nami, na horyzoncie. Ale oczywiście były miłe momenty, na przykład przyznanie mojej pracy dyplomowej nagrody Archiprix, czego w tamtym momencie chyba nie do końca rozumiałem. Waga tego wydarzenia dotarła do mnie, gdy zacząłem dostawać naprawdę ciekawe propozycje pracy z czołowych biur architektonicznych. Również współpraca z Alejandro Araveną podczas Biennale Architektury w Wenecji była czymś niesamowitym. Byliśmy bodajże pierwszym polskim biurem, które współtworzyło wystawę główną. Patrząc na to wydarzenie z dystansu, myślę, że nie byłem na nie w ogóle przygotowany, ale podszedłem do tego najlepiej, jak potrafiłem w tamtym momencie. A wracając do Twojego pytania, nie mogę powiedzieć, że jedno wydarzenie zmieniło w jakiś sposób moją ścieżkę zawodową. Być może wciąż na nie czekam.
Dominika: À propos ważnych wydarzeń — skąd pomysł i odwaga, żeby wystartować z własnym biurem projektowym już na studiach?
Hugon: Cóż, są dwie drogi: albo pracujesz u kogoś i tę wiedzę wnosisz do swojej firmy po dziesięciu, piętnastu latach, albo otwierasz własne biuro od razu. Oczywiście w tym drugim przypadku uczysz się wszystkiego na własnych błędach i na nich budujesz swoje doświadczenie. Zawsze chciałem mieć komfort samodzielnego podejmowania decyzji o kształcie projektu, bez narzuconego czyjegoś zdania. Rozwiązywanie jakiegoś problemu projektowego charakteryzuje się myślą i warsztatem autora, dlatego jak sprzedajesz to pod cudzym nazwiskiem, to w tym układzie nie jesteś wygranym. Ma to swoje plusy i minusy…
projekt konkursowy Filharmonii Narodowej w Wilnie, 2019
© UGO Architecture
Dominika: …ale niezależność i możliwość podejmowania własnych decyzji mimo wszystko wygrywają.
Hugon: Wydaje mi się, że tak. Pracowałem w różnych biurach i w niektórych po trzech dniach pracy miałem poczucie, że marnuję swoje życie. Zastanawiałem się, co ja tam robię i czy naprawdę chcę, żeby moja droga tak wyglądała. To najgorsze uczucia, jakie można mieć. Dlatego nawet jeśli robię rzeczy dziwne albo śmieszne na własny rachunek, to wolę to niż zadawanie sobie tych pytań. Obecnie rozmawiamy też na podobne tematy w SARP — czy małe biura, które mają niskie koszty, nie psują rynku? Rozmawiamy o wynagrodzeniach, bo świat idzie do przodu, usługi drożeją, a pensje projektantów nie drgnęły. Wykonawcy są lepiej zorganizowani niż architekci, na przykład stawki tynkarza są z góry ustalone i opisane. Dla nas temat jest trudny, udajemy, że go nie ma, albo nie mamy czasu, żeby się zatrzymać i uporządkować problem.
Dominika: Mimo tych przeciwności jesteś podobno bardzo miłym człowiekiem.
Hugon: Zawsze chciałem mieć to wpisane w swoje bio. Przez długi czas moi współpracownicy mówili, że to głupie, ale niedawno udało mi się to przemycić. Drażnią mnie te oficjalne biografie z wyliczanką sukcesów. Łatwo zapoznać się i ocenić budynki, które dany architekt projektuje. Ale tego typu informacja pozwala zrozumieć choć trochę, jakim jesteś człowiekiem. Chociaż moja dziewczyna śmieje się, że wykreśliłaby to zdanie.
Dominika: Czyli zostawiamy czy wykreślamy?
Hugon: Zostawiamy.
rozmawiała: Dominika Drozdowska
* Projekt dyplomowy Hugona Kowalskiego pt. „Let’s talk about garbage of the slums in Mumbai” otrzymał nagrodę Archiprix International / Hunter Douglas Awards 2013, był też punktem wyjścia dla stworzenia wystawy podczas 15. Biennale Architektury w Wenecji.