Zobacz w portalu A&B!
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Wczepieni w naturę – rozmowa z Anne Lacaton z 2006 roku

31 marca '21

Materiał archiwalny z numeru 02/2006 A&B

Prezentujemy rozmowę z Anne Lacaton, francuską architektką z biura Lacaton Vassal Architects, które za projekt adaptacji Palais de Tokyo otrzymało prestiżową Nagrodę Miesa van der Rohe, 2003.

Barbara Stec: Biuro projektowe Lacaton Vassal Architects zajmuje dziś w świecie architektury coraz wyższą i wyjątkową pozycję, a prostota i naturalność jego realizacji ocierają się o ekstrawagancję. Tę szczególną cechę Waszego projektowania dobrze oddawał film pokazany na konferencji w Krakowie 11 marca zeszłego roku w Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej „Manggha” w ramach cyklu „Co to jest architektura”.

Anne Lacaton: Przedstawiony film zrobiono dla programu telewizyjnego ARTE, więc z przeznaczeniem dla szerokiej publiczności i myślę, że spełnia on dobrze swój cel. Opowiada historię powstawania pewnego projektu w sposób bardzo prosty, nie skupiając się na technice. Film tłumaczy, jak architekt pracuje, jak próbuje znaleźć ideę, w której byłaby odpowiedź na postawione pytania, ale też jak próbuje dojść do swojej własnej, osobistej idei. Oznacza to, że musi on być bardzo otwarty i wyczulony na to wszystko, co sprawi, że w budynku będzie się dobrze żyć, dobrze mieszkać. Architektura jest też sztuką, dlatego architekt musi dać budynkowi coś, co jest częścią jego osoby.

Barbara: Na pytanie „Co to jest architektura?" odpowiedziała Pani, że bardziej interesuje ją kwestia sensu architektury i jej społecznego odbioru. Odpowiedź zawarta jest też w Waszym sposobie projektowania, w którym tak bardzo istotna jest rozmowa z przyszłym użytkownikiem — pełna otwarcia na jego potrzeby i szacunku. Podczas wykładu odniosłam wrażenie, że praca z klientem to dla Was przyjemność. Architekci oczekują, by klient był bogatym intelektualistą. Dla Was natomiast inwestor to ktoś, kto wnosi do budynku życie. „Życie” to słowo, które często pojawia się we współczesnej krytyce architektonicznej. Istnieją próby tworzenia architektury jako organizmu, nierzadko w procesie kształtowania formy sięga się do biologii, używając określenia „ciało i skóra architektury”, by od strony językowej podkreślić fascynację życiem. A w projektach Waszego biura życie to nie idea twórcza ani metafora, ale po prostu życie człowieka w budynku. Wysoka jakość architektury sprawia, że „zamieszkiwanie” może być celebrowane. Takie rozumienie życia w architekturze jest przy całej swej prostocie bardzo przekonujące, bo... realne.

Anne: Tak, to prawda, sporo pracujemy nad tą kwestią. Nie powinno się myśleć, że jeśli architekt stara się odpowiedzieć na oczekiwania klienta w sposób bardzo konkretny, to tym samym musi się ograniczać. Sądzę, że można jasno wyrazić swoją ideę i konsekwentnie ją realizować, równocześnie będąc bardzo zainteresowanym życiem ludzi, którzy będą mieszkać czy pracować w budynku. To nie są sprzeczności. Czasami tylko powinno się zrozumieć, że architektura posiada swój szczególny język, który nie zawsze może być zrozumiały dla inwestorów. Dlatego trzeba umieć się komunikować, rozmawiać z ludźmi, uczynić czytelnym to, co się chce zrobić i co się chce przez to osiągnąć.

Myślę, że we wszystkich projektach, które dotychczas robiliśmy, nasza idea jest bardzo widoczna i że jednocześnie wszystkie realizacje są bardzo otwarte na przekształcenia. Są od początku tak pomyślane, aby życie wewnątrz mogło je później zmieniać, modyfikować, maskować. To prawda, że najpierw buduje się określony budynek, ale potem ludzie wnoszą do niego swoje osobiste rzeczy. Dla nas rzeczą dość ważną jest odpowiedź na pytanie, w którym momencie trzeba się zatrzymać, kiedy architekt wykonał już swoją pracę i od kiedy trzeba zostawić miejsce innym do jej kontynuowania. Architektura to nie jest dzieło skończone, nietykalne. Staramy się tak projektować nasze formy, aby posiadały one wiele „otwarć”, żeby sposoby użytkowania nie były całkowicie zdeterminowane w momencie, kiedy budynek jest skończony. Tak było w Palais de Tokyo w Paryżu, gdzie doszliśmy do wniosku, że ściany nie powinny być wykończone i pomalowane np. na biało, ponieważ artyści sami je później zaaranżują, każdy po swojemu, w zależności od tego, czego będą szukali jako ramy lub tła do wystawianych prac. Podobnie w przypadku domu — wiadomo, co się dzieje, kiedy mieszkańcy wnoszą swoje meble, szafy, stoliki... Ale nie ma złego użytkownika.


Palais de Tokyo, Paryż; proj.: Lacaton Vassal Architects, 2001;
współpraca: Florian de Pous, Jalil Amor, Mathieu Laporte, Emmanuelle Delage, David Pradel

fot.: David Pradel

Barbara: To wiąże się często z poszukiwaną dziś zmiennością jako warunkiem życia architektury. Kurt Forster podkreślał, że architekturę trzeba pozostawić swoim zmianom, bo będąc czymś, co żyje, musi się zmieniać. Taka idea przywołuje wiele filozofii, adaptowanych dla potrzeb współczesnej architektury, ale w Waszych projektach nie widzę ilustracji filozofii — tu zmienność naturalnie należy do projektu, nie jest narzuconą mu ideą, lecz wynika z niego „lekko” i zgodnie z potrzebą. Myślę, że wiąże się ona z najważniejszym dla biura Lacaton Vassal oryginalnym myśleniem o wysokiej jakości życia, czyli o luksusie.

Anne: Najważniejsze to przestrzeń i wolność, które można komuś dać. Wolność życia w danym miejscu, przemieszczania się, wykonywania swojej pracy, życia razem ze swoją rodziną itd. Korzystanie z architektury nie jest stałe i niezmienne dla wszystkich ani raz na zawsze określone.

Barbara: Wnętrza Waszych budynków są czasem prowokujące i bardzo mocne, wprowadzają intensywny nastrój, choćby przez niezwykłe traktowanie podstawowych elementów budynku, takich jak ściany, podłogi, sufity. Sklepienie w kawiarni Centrum Architektury w Wiedniu czaruje... Podłoga w Palais de Tokyo, malowana w kolorowe, wielkie kwiaty... jakże to zmienia przestrzeń!

Anne: Centrum Architektury to miejsce szczególne, ponieważ w głębi znajduje się kawiarnia, ważne więc było stworzenie dla niej tła. Sądzę jednak, że najważniejsza jest kuchnia, ponieważ najistotniejsze w kawiarni czy restauracji jest to, co się je. Nie należy się nigdy pomylić co do celu, hierarchii rzeczy, które określają rozmiary działania. W tym przypadku mieliśmy zamiar dać wartość jedynie poetycką, dekoracyjną i, oczywiście, stworzyć przestrzeń do pracy w kuchni, która powinna być dobrze zaprojektowana. Natomiast podłoga w Palais de Tokyo czyni to miejsce bardziej osobistym, ale bez jednoczesnego przywiązywania klienta zbyt mocno do wnętrza. Przeciwnie, daje ona trochę zieleni, przyjemności, egzotyki.

Palais de Tokyo, Paryż; proj.: Lacaton Vassal Architects, 2001;
współpraca: Florian de Pous, Jalil Amor, Mathieu Laporte, Emmanuelle Delage, David Pradel

fot.: David Pradel

Inny przykład to budynek Uniwersytetu Sztuki i Nauk Humanistycznych w Grenoble, w którym fasady współtworzone są przez żywe, egzotyczne kwiaty. Są to rośliny, które w tamtym miejscu, w naturalnym klimacie alpejskim nie rosną i pochodzą z regionu, gdzie jest zawsze ciepło, gdzie nie ma śniegu ani mrozu. Ten projekt miał być oczywiście przede wszystkim bardzo funkcjonalny, ponieważ budynek musi przyjąć wielu studentów, mieć wiele sal, różnych przestrzeni. Naszym celem było również, aby niektóre przestrzenie stały się wyjątkowo przyjemne. Uważaliśmy, że np. hol według programu jest za mały, że dla półtora tysiąca osób potrzebna jest wielka przestrzeń, by ludzie mogli się swobodnie spotykać. Trzeba było znaleźć dobre rozwiązanie dla samej konstrukcji. Myśleliśmy o regularnej strukturze z betonu i jednocześnie o bardzo dużej przeźroczystości. To z kolei wiązało się z zapewnieniem ochrony przeciwsłonecznej, ponieważ wiadomo, że bardzo przeźroczysty budynek może być niezwykle przyjemny, ale też bardzo nieprzyjemny — podczas upałów. Zaprojektowaliśmy więc zewnętrzną, elektryczną ochronę przed słońcem, dającą duży komfort osobom pracującym wewnątrz, a następnie, ponieważ jest to budynek uniwersytecki, gdzie wykłada się nauki humanistyczne, wydało się nam, że trzeba dorzucić coś o sile poetyckiego obrazu. Ale nie obrazu high-tech, który często widzi się w budynkach uniwersyteckich. W tym miejscu przyszła nam na myśl idea z kwiatami, ponieważ kampus jest położony wśród gór. Sami pochodzimy z regionu Bordeaux, gdzie jest płaski teren i morze, więc wydało nam się szczególnie przyjemne oglądanie kwiatów w krajobrazie z kamieni, pokrytych często śniegiem i lodowcem.


Uniwersytet Sztuk i Nauk Humanistycznych, Grenoble, proj.: Lacaton Vassal Architects, 1995—2001;
współpraca: Emmanuelle Delage, Sylvain Menaud, Mathieu Laporte

fot.: Philippe Ruault

Barbara: Zachwyca efekt we wnętrzu czytelni — szklana przegroda wypełniona roślinami tworzy dodatkową, naturalną barierę przed intensywnym słońcem.

Anne: Ten projekt traktowałam podobnie jak pierwszy, gdzie mieliśmy dosyć niski budżet. Ale taki budżet to pewna szansa, ponieważ motywuje do poszukiwań. Myślę, że można wówczas odrzucić przesądy, zmienić myślenie o sposobie budowania, o materiałach, o naturze przestrzeni. Zatem wszystko to było bardzo interesujące, choć nie wiem, czy kwestia „życia” została zauważona, gdyż w rzeczywistości nasz pierwszy projekt przypisywano do kategorii, ogólnie mówiąc, „ubogiej architektury”. Cóź, na początku nas to dziwiło, ponieważ natychmiast znaleźliśmy się w określonej szufladzie.

Ale przy tej okazji, krok po kroku, zaczęliśmy się zastanawiać nad kwestią luksusu, tak przecież ważną w architekturze. Kiedy przyglądaliśmy się z uwagą domowi Latapie we Floriac, jego ewolucji, temu jak swobodnie czują się w nim ludzie, jak toczy się życie wewnątrz, dostrzegliśmy, że to właśnie jest luksus. Nie leży on dla nas w kwestii wartości i znaczeń skupionych wokół „bycia w dobrym tonie”, ale w tym, by mieć coś, czego się bardzo pragnęło, ale czego się sobie nawet nie wyobrażało jako osiągalne. Praca z małym budżetem może być dość ciekawa. Zaczynamy zauważać, że w przypadku domów, które projektujemy nie warto mówić o pieniądzach, ale należy uważnie przyglądać się efektowi końcowemu. Czy jest drogi, czy tani — jest nam w istocie rzeczy wszystko jedno.

Jakiś czas temu zostaliśmy zaproszeni do konkursu na projekt luksusowego hotelu w Lugano w Szwajcarii. Organizatorzy konkursu uznali, że są zainteresowani architektami, którzy potrafią działać zgodnie z realną logiką ekonomiczną. To było potwierdzeniem naszych idei. Zaczynając projekt tego hotelu, powiedzieliśmy sobie, że nie ma powodu, aby skupiać się na czymś innym niż na sposobie budowania, a to pozwoli budynkowi „przyjąć” hotelowy luksus. Dla nas luksus ten nie oznaczał bardzo drogich materiałów, szlachetnych marmurów, wyszukanych i wyjątkowych mebli, czarnych kranów w toaletach, które można spotkać w pięciogwiazdkowych hotelach. Uznaliśmy, że chcielibyśmy dać klientom przebywającym w Lugano pokoje naprawdę bardzo piękne. Chcieliśmy pokazać i podkreślić widok na jezioro i góry. Zatem nad tymi właśnie kwestiami pracowaliśmy przede wszystkim, a pieniądze, które mieliśmy (a mieliśmy ich dużo), przeznaczyliśmy na rozwiązanie spraw problematycznych. W tak bardzo luksusowym hotelu wszystkie pokoje są bardzo drogie, zatem niedobrze jest, by tańsze różniły się od droższych. Uznaliśmy, że powinno się je tak zaprojektować, żeby wszystkie były na porównywalnym wysokim poziomie. Nie stosujemy podziału na architekturę droższą i tańszą.

Analogiczna sytuacja występuje przy okazji budownictwa mieszkaniowego, gdzie często wyraźnie akcentuje się podział na mieszkania socjalne i rezydencje. Ale w istocie cały czas poruszamy się wokół tego samego tematu — budownictwa mieszkaniowego. Nie ma więc powodu, aby w przypadku mieszkania socjalnego czy ekskluzywnego nie powstała dobra architektura. Oczywiście, kiedy jest więcej pieniędzy — jest łatwiej. Ale w obydwu przypadkach zostaje ta sama koncentracja nad jakością przestrzeni, którą mamy zaprojektować. Uważam to za bardzo ważne, gdyż wtedy okazuje się, że kwestia budżetu jest drugorzędna.

dom Latapie we Floirac (Bordeaux, Francja), proj.: Lacaton Vassal Architects, 1993; współpraca: Sylvain Menaud

fot.: David Pradel

Barbara: W takim podejściu do projektowania widać staranie o to, by nie stwarzać barier między klientami bogatszymi i uboższymi, ale kierować się szacunkiem, a nawet sympatią wobec każdego inwestora. Najczęściej architekci zniechęcają się i frustrują niskim budżetem przeznaczonym na projekt i wolą współpracować z zamożnym zleceniodawcą, bo to daje im możliwość zrealizowania autorskich idei. Można zauważyć, że proponujecie inny, oryginalny sposób myślenia, pozbawiony uprzedzeń i pompatyczności — i jesteście za to doceniani — czego wyrazem jest otrzymanie prestiżowej Nagrody Miesa van der Rohe w 2003 roku za przebudowę Palais de Tokyo.

Anne: To prawda, że nie jesteśmy kapryśni. Ale nawet nam samym udaje się nie tworzyć barier między klientami, to tworzy je samo społeczeństwo i rzeczywistość. Oczywiste jest, że jeśli ktoś ma więcej pieniędzy, kupi lepszą, bardziej interesującą działkę, niż ten, kto tych pieniędzy ma mniej. Nasze spojrzenie na projektowanie nie jest jednak idealistyczne ani utopijne. Ale chcielibyśmy w pewien sposób zatrzeć nieco różnice tworzone przez warunki socjalne i projektować bez faworyzowania bogatych klientów. Jest tu dużo do zrobienia, a architekci od dawna nie są już na służbie elit rządzących, tylko na służbie ludzi i ich osobistego życia. Troszczymy się o coś innego, niż architekci kiedyś.

hotel w Lugano (Szwajcaria), proj.: Lacaton Vassal Architects, 1999;
współpraca: Emmanuelle Delage, Mathieu Laporte, Farouk Oudor, David Pradel

© Lacaton Vassal Architects

Barbara: Czy takie spojrzenie na architekturę, bez pretensji, snobizmu ma związek z Waszym „okresem afrykańskim"?

Anne: Na pewno mieszkanie w Afryce to dla nas doświadczenie podstawowych spraw składających się na pojęcie komfortu. Philippe mieszkał tam dłużej i zbudował dom, który uważamy za najbardziej luksusowy.

Barbara: Był to dom na środku rozległej polany, o centralnym, zbliżonym do koła planie, ze ścianami-zasłonami, które można było zwijać „włączając” do domu polanę. Czy zatem luksus kryje się w dostępności do natury, czy w uczytelnieniu natury w architekturze? Jak określiłaby Pani Wasz stosunek do natury? Patrząc na Wasze przestrzenie, pełne powietrza i światła, miałam wrażenie, że prawdziwe bogactwo kryje się w „oddychaniu” budynku, rozwarstwionych ścianach, kontakcie z naturą. Relację do natury dostrzegłam też w Waszej decyzji pozostawienia jednego z placów w Bordeaux bez żadnej zmiany, mimo zamierzeń polityków. Wasze biuro pokazało wartość istniejącego placu. Czy taka chęć ochrony istniejącego trawnika, na którym bawią się dzieci jest wyrazem skromności architekta?

Anne: Nie, i chciałabym podkreślić, że to nie jest pozycja skromności, lecz pozycja uznania, że akt budowania nie zawsze jest konstruowaniem czegoś. Architekt przede wszystkim musi rozważyć istniejącą sytuację i pytania, które są mu stawiane. Czasami odpowiedzią może być niezmienianie niczego, czasami — uzupełnienie. Trzeba oglądać z uwagą rzeczy, które już istnieją, ponieważ często nie są one dostatecznie dyskutowane i nie rozważa się, co jest w nich dobre, a co brzydkie. Trzeba mieć szersze spojrzenie na kwestię przekształcenia. I, być może, większy szacunek wobec natury oznaczałby zaprzestanie kontynuowania gwałtownego rozwoju miast...

Natura to także jakość powietrza. Chmury. Bo, uwaga, modelem nie jest dom wśród drzew. Jeśli każdy chciałby tak mieszkać, natura szybko przestałaby istnieć. Sadzę, że można znaleźć bardzo interesujące relacje z naturą również w mieście. W naszym projekcie dla dużego zespołu mieszkaniowego ogromne znaczenie miała mała gęstość zabudowy. Była ona mniejsza niż w terenie z małymi domkami, ściśniętymi między sobą. Mieliśmy szeroką przestrzeń dokoła i wykorzystaliśmy ją jako bardzo mocną wartość natury.

Problem natury jest jednak bardzo złożony. Każe czynić wysiłek w celu dostrzeżenia powietrza, słońca, światła, chmur... Bo być w naturze to nie tylko mieszkać w otoczeniu zieleni, w środowisku o bujnej roślinności. Trzeba także umieć zobaczyć miasto jako krajobraz. Sądzę, że nie należy przeciwstawiać sobie środowiska zbudowanego i środowiska naturalnego. Ghoć mimo wszystko ponosimy także odpowiedzialność za rozwój miast.


Dom w Lège — Cap Ferret, proj.: Lacaton Vassal Architects, 1998;
współpraca: Emmanuelle Delage, Sylvain Menaud, Laurie Bagget, Christophe Hutin, Pierre Yves Portiert

fot.: David Pradel

Barbara: Proponuje Pani dostrzeganie „natury rzeczy”, która tkwi w istniejącym środowisku?

Anne: Patrzenie to jest pierwszorzędna sprawa, od której zaczynamy projekt. Zresztą, sądzę, że można się przyglądać danemu miejscu także z dystansu, nigdy w nim nie będąc. Można precyzyjnie przypatrywać się miejscu poprzez różne Środki, przez relacje z ludźmi, za pomocą filmu, opowiadania (nie należy zapominać, że architekt interweniuje zawsze w sytuację, która już istnieje). Taka obserwacja pozwala określić gdzie znajduje się problem projektowy i wydobywa elementy, które już istnieją i które stają się podporami dla powstającego projektu. Na przykład w Palais de Tokyo rozwiązanie znajdowało się na miejscu, trzeba było dodać tylko dziesięć procent do wystarczająco interesującej reszty a nie twierdzić: „zburzę osiemdziesiąt procent, żeby zbudować następne dziewięćdziesiąt”. Podobnie w domu nad Atlantykiem w Lège — Cap Ferret, gdzie pejzaż stanowi osiemdziesiąt procent projektu. Zatem trzeba było wykonać tylko minimum. Natura każe nam także uświadomić sobie, jak się w nią powinniśmy „wczepić”, tzn. czy chcemy i potrafimy sobie wyobrazić, że za pięćdziesiąt, sto lat można będzie rozebrać nasz budynek i przywrócić teren do takiego stanu, jaki był wcześniej, przed naszym działaniem. To wydaje nam się dość ważne.

Barbara: Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.

rozmawiała: Barbara STEC

Głos został już oddany

PORTA BY ME – konkurs
Sarnie osiedle - dni otwarte 15-16 listopada
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE