Konkurs studencki na najciekawszy projekt przestrzeni do mieszkania
Zostań użytkownikiem portalu A&B i odbierz prezenty!
Zarejestruj się w portalu A&B i odbierz prezenty
maximize

Lille – wielkie francuskie zaskoczenie

13 września '23

Artykuł pochodzi z numeru A&B 7-8|23

Do Lille wybrałem się w celach biznesowych, nigdy wcześniej nie miałem w głowie pomysłu, by odwiedzić to miasto. I właśnie to był pierwszy warunek zupełnego zaskoczenia: kto w Polsce ma w głowie jakieś skojarzenia z Lille? Co najwyżej może go pomylić z Lyonem. Ponieważ loty z Krakowa (jest bezpośrednie połączenie!) narzuciły konkretne daty, niepokrywające się z wydarzeniem, w którym miałem służbowo wziąć udział, postanowiłem skorzystać z okazji i zbadać miasto. Mieliśmy już w tym cyklu, poza miastami polskimi, jedno miasto amerykańskie (pływające na lotniskowcach), jedno niemieckie (Berlin), jedno włoskie (Mediolan) — czas więc na Francję.

architektura najlepiej sprzedaje klimat Lille; kamienice są jak estetyczne bomby witaminowe

architektura najlepiej sprzedaje klimat Lille; kamienice są jak estetyczne bomby witaminowe

fot. Mateusz Zmyślony

Lille— stolica regionu Nord, jedno z głównych miast Flandrii, historycznej krainy dziś współdzielonej przez Francję, Belgię i Niderlandy, zwane przez niektórych Holandią. Do niedawna miasto przemysłowe, wielki ośrodek hutniczo-górniczy. Stary przemysł przeminął, w jego miejsce pojawiły się nowe pomysły na miasto. Lecąc tu, czytałem o Lille, ile wlezie. Ucieszyłem się na szybkie i proste odkrycie: w Lille jest wielkie muzeum sztuki, a ja uwielbiam muzea sztuk pięknych. Sądząc po odwiedzonych już paryskich, na czele z genialnymi centrum Pompidou i Muzeum Orsay, można się było spodziewać, że to będzie coś.

 świat witryn w Lille… ja nie mam pytań

świat witryn w Lille… ja nie mam pytań

fot. Mateusz Zmyślony

Ale poza tym, szczerze mówiąc, spodziewałem się miasta w rodzaju naszych Katowic sprzed dwudziestu lat, otoczonego starymi, nieczynnymi kopalniami, podupadłymi budynkami dawnych hut. Postindustrial i być może kiepska kondycja niezbyt ładnego miasta. Do tego doszło jeszcze wyobrażenie francuskiej prowincji, coś w rodzaju komedii „Jeszcze dalej niż Północ”, no i mamy wyjaśnienie, „czemu żaden z moich znajomych nie planuje wyjazdu turystycznego do Lille?”. Tymczasem w Lille… jest zupełnie inaczej, niż to sobie wyobrażałem. Lille jest przepiękne.

Stare miasto jest fenomenalne, architektura — świetna, historyczność — dojmująca. Tłumy Francuzek i Francuzów w knajpianych ogródkach — tak trzeba żyć.

bogactwo miasta - trwające nieprzerwanie od setek lat - oddają budynki i przestrzeń publiczna

bogactwo miasta — trwające nieprzerwanie od setek lat — oddają budynki i przestrzeń publiczna

fot. Mateusz Zmyślony

Co za miasto! Kręciłem się po nim kilka dni, coraz bardziej kręcąc z niedowierzaniem głową. Jak mogłem być takim ignorantem? Vieux Lille, czyli stare miasto, to rozległa, choć wciąż kompaktowa przestrzeń dobrego smaku, estetycznych wrażeń, świetnej dynamiki ulic. Ludzie uśmiechnięci, pozytywni, uprzejmi. Mnóstwo z nich pali w ogródkach starodawne papierosy, i kobiety, i mężczyźni. Czuć, że styl życia nie zmienia się tutaj od dawna. W starych knajpach ludzie spędzają tu czas od pokoleń, jest super. Inaczej niż w londyńskich pubach, które często są jakby wypełzłe. Inaczej niż w madryckich tapas barach, użytkowanych niemalże całodobowo. Tutaj knajpy mają specjalizacje, jedne są czynne rano, inne w południe, kiedy te się zamykają — po południu i wieczorem otwierają się kolejne. A ludzie przepływają z jednych do drugich, idąc za tymi specjalizacjami. Mam wrażenie, jakby toczyło się w nich całe życie miasta, jakby flandryjski lajfstajl polegał na przechodzeniu z jednej do drugiej. Kawa z croissantem, potem spacer, kanapka z roztopionym cheddarem, przerwa, garnek świeżych muli z Dunkierki na lunch, przejście na ciastko do pâtisserii, kawusia, zmiana knajpy, teraz piwo w brasserie, papieros, plotki, spacer, kolacja w restauracji, crème brûlée na deser, do tego wino, przed udaniem się na spoczynek może jeszcze na chwilę znowu do brasserie.

mimo że sztuka obecna jest tu na każdym kroku, to monumentalna siedziba lokalnego muzeum sztuki

mimo że sztuka obecna jest tu na każdym kroku, to monumentalna siedziba lokalnego muzeum sztuki — — Palais des Beaux‑Arts — nie zapowiada tego, co czeka na nas w środku; a czeka nas frontalne zderzenie ze sztuką z najwyższej półki — autor: Xavier Veilhan

fot. Mateusz Zmyślony

Ulice Lille tętnią życiem, w mieście, które ma 240 tysięcy mieszkańców, jest 1200 lokali gastronomicznych. Wielkość i wystawność kamienic mówią coś ważnego o przeszłości miasta. Bo Lille było głównym miastem historycznej Flandrii, a średniowieczne hrabstwo Flandrii było jednym z najbogatszych ­regionów świata.

centrum życia towarzyskiego to wyspecjalizowane w piwie brasserie; knajpy mają tu inną dynamikę, nawyk siedzenia w nich jest jak oddychanie

centrum życia towarzyskiego to wyspecjalizowane w piwie brasserie; knajpy mają tu inną dynamikę, nawyk siedzenia w nich jest jak oddychanie

fot. Mateusz Zmyślony

Na terenie Księstwa Burgundii, którego częścią była Flandria, leżały Brugia, Gandawa, Antwerpia i Bruksela, miasta gospodarczo najpotężniejsze w dawnych czasach, najbardziej zaawansowane w rozwoju, rozwijające niezwykle dochodowe dziedziny gospodarki, na czele z przemysłami tkackimi i odzieżowymi. Niedaleko Lille leży Arras, znamy arrasy wawelskie; zaczyna się z tej historii wyłaniać jakiś obraz tej przestrzeni.

kadry z komiksu „Révolution”, który stworzyli Florent Grouazel i Younn Locard

kadry z komiksu „Révolution”, który stworzyli Florent Grouazel i Younn Locard

fot. Mateusz Zmyślony

Dzisiejsza Flandria jest dla nas nieczytelna, bo pocięta granicami trzech krajów, nie tylko zresztą granicami: straszne jest tu też zamieszanie językowe. Obok siebie mieszkają mówiący po francusku Flandryjczycy z Lille i Walonowie z belgijskiej Walonii (nie mylić z Walią, co nie jest takie proste, bo po angielsku i francusku nazwy te pisze się podobnie), usłyszeć można też język flamandzki, odmianę niderlandzkiego, którym posługują się mieszkańcy północnej części Flandrii będącej dziś częścią Holandii, czyli Niderlandów i północnej Belgii. W dodatku w kluczowym dla rozwoju tych okolic okresie (czyli na przełomie XIV i XV wieku) tak zwane Niderlandy Burgundzkie były częścią wspomnianego Księstwa Burgundii, bardzo niezwykłego ośrodka bogactwa tamtych czasów. Niesamowita mieszanka, prawda?

ulice Lille: szyldy, meble, dekoracje - trudno wyobrazić sobie przyjemniejsze spacerowanie

ulice Lille: szyldy, meble, dekoracje — trudno wyobrazić sobie przyjemniejsze spacerowanie

fot. Mateusz Zmyślony

Dziś te współczesne granice są zresztą fikcyjne, umowne, wszystko jest w strefie Schengen, Bruksela jest stolicą Europy, a dawna, historyczna Flandria ma jedną z najgęstszych sieci autostrad na świecie. Wszystko jest łatwo dostępne komunikacyjnie, w zasięgu pół godziny jazdy samochodem mieszkają prawie 2 miliony ludzi. Tak naprawdę to Lille jest po prostu centrum miasta wielkości Warszawy, którego faktycznymi dzielnicami są między innymi miasta Roubaix, Mouscron, graniczne Menen i belgijskie Kortrijk. Dopiero teraz dociera do mnie, co to znaczy, że od średniowiecza był to jeden z najbardziej zurbanizowanych regionów na świecie.
Z Lille można się w nieco ponad godzinę dostać pociągiem TGV do centrum Paryża. Pociągi jeżdżą stąd również bezpośrednio choćby do Londynu i Brukseli, w praktyce trochę to Lille jest więc pępkiem świata.

„La Plage de Berck” namalował Ludovic Napoléon Lepic

„La Plage de Berck” namalował Ludovic Napoléon Lepic

fot. Mateusz Zmyślony

Oferta kulturalna miasta jest adekwatna do tych zaskakujących dla laika informacji. Idę do muzeum sztuki — to był mój pierwszy wybór. Budynek jest ogromny, pierwsze wrażenie nie jest oszałamiające: takie zwykłe, chyba za duże, staromodne muzeum. Ale kiedy wchodzę do galerii rzeźby, zmieniam zdanie. To jest królestwo geniuszy trzech wymiarów, rzeźby tutaj są wręcz onieśmielające, porywają wyobraźnią twórców, realizmem, dynamiką, emocjami. Dla samej rzeźby warto przybyć do Lille, a to przecież nie koniec odkrywania tego miasta, to dopiero początek.

dla miłośnika miast prezent prosto z niebios: całe piętro urbanistyki w skali 1:600

dla miłośnika miast prezent prosto z niebios: całe piętro urbanistyki w skali 1:600 — makiety piętnastu okolicznych miast wraz z ich otoczeniem powstawały w latach 1691–1826

fot. Mateusz Zmyślony

Są tutaj całe piętra sztuki, poza rzeźbą kondygnacja kapitalnego malarstwa, sporo starożytności, ceramiki, no i piętro z makietami miast z całego Nord-Pas-de-Calais (nazwa regionu z perspektywy francuskiej). Makiety są ogromne, to dzieła sztuki pokazujące najważniejsze miasta regionu z XVIII lub XIX wieku wraz z całym ich trójwymiarowo pokazanym otoczeniem. Fenomenalne.

Dopiero po przedreptaniu 15 kilometrów zorientowałem się, że Palais des Beaux-Arts w Lille to największe francuskie muzeum poza Paryżem. Wymyślił je Napoleon Bonaparte w ramach swojej szerszej koncepcji popularyzacji i promocji sztuki. Jako osobie nastawionej antyklerykalnie musiał mi się spodobać sposób organizacji całego muzeum.

Napoleon Bonaparte - założyciel muzeum tu widziany od tyłu - musiałem pokazać Wam ten płaszcz

Napoleon Bonaparte — założyciel muzeum tu widziany od tyłu — musiałem pokazać Wam ten płaszcz — w ogóle te draperie rzeźbione w kamieniu wprawiły mnie w szczere zdumienie, proj.: Henri Lemaire

fot. Mateusz Zmyślony

Otóż na pierwotną siedzibę muzeum Napoleon kazał skonfiskować budynek kościoła, zbiory również nic nie kosztowały, gdyż cesarz po prostu uczynił nimi skonfiskowane dobra kościelne. Rach, ciach i muzeum było gotowe, bezkosztowo. „Hmm, chyba właśnie po to przeprowadza się rewolucje” — pomyślałem, kiwając głową z uznaniem. „Fajnie byłoby tak skonfiskować wszystkie kościelne kamienice i klasztory w Krakowie” — nie byłem w stanie się powstrzymać od tej refleksji, gdyż w Krakowie Kościół jest wciąż właścicielem około 70 procent nieruchomości w zabytkowym centrum, nie wpuszcza mieszkańców do wielu zakonnych parków i ogrodów, niejako okupuje miasto — co nie wydaje mi się ani sensowne, ani sprawiedliwe. Przydałaby się jakaś rewolucja i nowe muzeum sztuki w mieście Kraka, najlepiej zorganizowane na wzór rozwiązania z Lille… Tylko gdzie ten Napoleon?

Nawet bez tego niezwykłego muzeum i tak bym do Lille przekonywał z zapałem każdego. Świetne stare miasto, kamienice wspaniałe, inne niż w naszej części świata, czuć tutaj odmienną cywilizację. Jej sercem jest budynek dawnej giełdy, pod której arkadami zagościł dziś uroczy pchli targ z plakatami, płytami winylowymi, sztuką współczesną i stolikami, przy których na samym środku siedzą zatopieni w grze szachiści. Genialne miejsce, de facto zbudowane z dwudziestu czterech identycznych kamieniczek (1652–1653). Gdzieś tu łapię się na tym, że zachwycają mnie kolory flandryjskich kamienic — czarne, żółte, zielone, niebieskie, jakieś bardzo inne niż wszystko, co dotąd widziałem.

dawna giełda to jedno z najbardziej klimatycznych miejsc w Lille

dawna giełda to jedno z najbardziej klimatycznych miejsc w Lille

fot. Mateusz Zmyślony

Snując się pięknymi uliczkami Lille, pochłaniałem kolejne wiadomości na temat miasta. Ciekawym odkryciem jest… polskość Lille. W czasach rewolucji przemysłowej i po niej do bogatego regionu i nowoczesnego przemysłu ciągnęło z przeludnionej i pozbawionej niepodległości Polski mnóstwo ludzi. Dziś ponoć co szósty mieszkaniec Lille ma jakieś polskie korzenie. Sam też miałem w Lille dalszą rodzinę, pewnie do dziś mieszkają tu jacyś moi krewni, ale wcześniej nie umiałem tego wszystkiego połączyć.

W 2004 roku Lille było Europejską Stolicą Kultury, czego liczne ślady widać do dziś. Na czele chyba z „Tulipanami z Shangri La” — nową ikoną miasta projektu japońskiej artystki Yayoi Kusamy. Niektóre wyrastają w ­supernowoczesnej dzielnicy Euralille, obok dworca.

Euralille i tulipany Yayoi Kusamy, które już stały się symbolem miasta

Euralille i tulipany Yayoi Kusamy, które już stały się symbolem miasta

fot. Mateusz Zmyślony

Nad miastem dominuje dziwna wieża. Nie umiem jej sklasyfikować na pierwszy rzut oka. Jest niesamowicie wysoka, ma zegar, nie jest wieżą kościelną, nie jest wieżą ciśnień, nie jest wieżowcem biurowcem. To Beffroi de Lille — beffroi to lokalna specjalizacja. Flandryjski czy też północno-francuski odpowiednik wieży ratuszowej, dzwonnicy, służący również do wypatrywania pożarów, ale tak naprawdę będący demonstracją bogactwa miasta.

Beffroi w Lille jest najwyższe z wszystkich istniejących, ma 104 metry wysokości.

Jest też Lille potęgą naukową i akademicką, zajmuje czwarte miejsce w kraju w rankingu miast uniwersyteckich według liczby uczelni. To częściowo wyjaśnia klimat miasta i knajpiany kipisz. Studenci spędzający większość życia w knajpach, miejscowi plus teleportowani za pomocą kolei wysokich prędkości z Paryża, Brukseli i Londynu turyści — daje to niezłą dawkę emocji i energii.

Krótko mówiąc: Lille mnie zachwyciło. Na pewno tu wrócę, a podsumowując ostatnie miesiące moich miejskich poszukiwań, ustanawiam nowe subiektywne zestawienie trzech najciekawszych, nieoczywistych miast Europy do osobistego odkrycia i eksploracji w ramach turystyki typu citybreak: Lublin, Bydgoszcz, Lille! Jeśli szukasz dobrego pomysłu na weekend, to ta trójka zdecydowanie spełni Twoje oczekiwania. Zresztą, najlepiej przemówią o tym ostatnim mieście obrazy: dziś tekst ustępuje miejsca większej niż ­zwykle liczbie fotografii.

te fasady! kolory i detale razem robią oszałamiające - przynajmniej mnie - wrażenie

te fasady! kolory i detale razem robią oszałamiające — przynajmniej mnie — wrażenie

fot. Mateusz Zmyślony

Mateusz Zmyślony

 

(Tekst napisany bez wsparcia AI)

 
Fotografie wykonane i udostępnione dzięki uprzejmości Autora.

Głos został już oddany

okno zamknie się za 5

BIENNALE YOUNG INTERIOR DESIGNERS

VERTO®
system zawiasów samozamykających

www.simonswerk.pl
Ergonomia. Twój przybiurkowy fizjoterapeuta
INSPIRACJE