Agata: Drugi projekt z Capellą to „Bar.okowa uczta” gdzie madrygały Monteverdiego znowu zabrzmiały przy jedzeniu.
Cezary: Tak jak były wykonywane w oryginale, podczas uczt Cameraty florenckiej — spotkań intelektualistów. Poeci, artyści, którzy spożywali, naturalnie, różne rzeczy, wykonywali muzykę dla przyjemności. Madrygały pisane dla wyjątkowej trudności, złożoności i piękna muzyki i poezji wymagały wyrafinowanego słuchacza. Jako antropolog podejmuję próbę odtworzenia tej sytuacji. Gdzie jest ta współczesna elita intelektualistów? Myślę, że ludzie, którzy te dwanaście lat temu znali się na muzyce, stołowali się w barach mlecznych, bo nie było ich stać na nic innego. Kultura barów mlecznych była kluczowa. W Polsce to było miejsce, gdzie ucztowaliśmy. Paradoks krakowski jest taki, że bar Pod Temidą, w którym graliśmy, mieści się w kamienicy wybudowanej w czasach Monteverdiego. Próbowaliśmy zbudować kontekst, który rzeczywiście pozwoli na odbiór muzyki w optymalny sposób. Intymność przekazu utworu wykonywanego przez śpiewaka siedzącego przy jednym stoliku z widzem, bardzo blisko, sugeruje to, czym jest madrygał, czyli rodzajem zawstydzonego erotyzmu, intymności, szeptania, uwodzenia. To wszystko powodowało, że te dziwne połączenia wydały się naturalne.
„Bar.okowa uczta”, Capella Cracoviensis
© archiwum Capella Cracoviensis
Agata: Co Twoim zdaniem sprawiło, że w tych konkretnych przestrzeniach muzyka zabrzmiała inaczej?
Cezary: Przestrzeń to historia, zaprogramowane wspomnienia, zachowania, nastroje, psychologia. Inaczej chodzimy w parku, inaczej w zagraconym mieszkaniu, jeszcze inaczej w pustej przestrzeni, która, na marginesie, nigdy nie jest pusta. Każde z tych miejsc brzmi inaczej. Inaczej rezonuje. Nie mówię tu tylko o akustyce, ale o wszystkim tym, o czym wcześniej wspomniałem i na co się składa całościowe doświadczenie danego utworu, w pojedynkę i w grupie.
Agata: W ramach Festiwalu Malta graliście „Turnus mija, a ja niczyja” na blokowisku. Czy to miało dla Ciebie znaczenie, że w jakimś sensie operetka ludyczna znowu trafiła pod strzechy?
Cezary: Musical jest dużo bardziej blokowiskowym gatunkiem sztuki niż operetka. Operetka zawsze była czymś niesłychanie rozrywkowo-intelektualnym. To była bardzo frywolna, erotyczna zabawa między słowami. W czasach świetności operowała kodami, które pozwalały sobie na wiele, a muzycznie jest znacznie bardziej wyrafinowana niż musical kiedykolwiek będzie. Byłem bardzo zaciekawiony, co taki materiał może oznaczać na blokowisku. Bo takie ustawienie wydaje się dość specyficzne. Okazało się, że ludzie wiszący z balkonów wdzięcznie uczestniczyli w wydarzeniu do samego końca. Jednak nie łączyłbym blokowiska z operetką. Szczególnie że jest materiałem ciągle do odkrywania, zwłaszcza w Polsce. Jest bezczelną, zboczoną sztuką, naszpikowaną aluzjami politycznymi i rozbestwioną queerową erotyką. Historycznie została ocenzurowana przez Hitlera, który nie mógł kontrolować tego, co się działo teatrzykach, a uwielbiał „Wesołą wdówkę” na przykład. Przesunął więc główne dzieła do kanonu, powiedzmy, operowego i okroił do takiego show, które jest przyjemne, głupie i sanatoryjne właśnie. Natomiast ten idiotyzm operetki, o którym pisał Gombrowicz, to właśnie przestrzeń krytyki społecznej. Tylko wybitnie mądrzy ludzie mogli sobie pozwolić na zabawianie się klockami w tak bezczelny i wirtuozerski sposób. Na blokowisku ludzie też się na to załapali, dzięki świetnym aktorom i surrealistycznemu scenariuszowi. Myślę, że dla widzów było zaskakujące, że nie jest to tylko medley znanych przebojów. To rzeczywiście było niesamowite. Sam wywodzę się z blokowiska. Lata spędziłem na podwórku, przy trzepaku z innymi dziećmi, babciami siedzącymi na ławkach, sąsiadami spacerującymi z psami lub chlającymi wokół niekończącego się bloku. Wpuszczenie w tę przestrzeń teatru odmienia rzeczywistość, tworzy wspomnienia. Każdy, nawet ten, który załapał się na kilka sekund naszego przedstawienia, będzie pamiętał, że coś takiego miało miejsce. I to w miejscu, które jest już dla niego tak opatrzone, że aż zapomniane.
„Turnus mija, a ja niczyja. Operetka sanatoryjna”, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie
fot.: Monika Stolarska
Agata: Rozpoczynasz współpracę z Aleksandrą Wasilkowską. Czy fakt, że równocześnie jest architektką, ma dla Ciebie znaczenie?
Cezary: Duża scena Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu ma zapadnie, najezdnie, scenę obrotową i możliwości spuszczania scenografii ze wszystkich stron, więc można uruchamiać na niej różne przestrzenie. Przy tym ma tylko jedną kieszeń kulisową, co nie jest takie oczywiste. Marzyłem o pracy z Aleksandrą Wasilkowską, ponieważ jako architektka myśli o przestrzeni w optymalny i skuteczny sposób, jak o swego rodzaju budowli. Będę miał szczęście pracy po raz pierwszy z architektką i scenografką jednocześnie, która na obu tych polach uzyskuje wspaniałe efekty.
Agata: 4 czerwca w Bielsku-Białej odbyła się premiera „Faraona”, w którym łączysz Verdiego z Prusem. Sam temat sugeruje rozmach inscenizacyjny, tymczasem mówisz, że jest zaskakująco prosto.
Cezary: Przygotowana przez Grzegorza Niziołka adaptacja wprowadziła sporą liczbę didaskaliów z powieści. Idąc tropem, że opowieść tworzy się w słowach, pomyśleliśmy z duetem BRACIA, Agnieszką Klepacką i Maciejem Chorążym, żeby maksymalnie oczyścić przestrzeń, zostawiając jedynie dużą złotą kurtynę z tyłu sceny i drukowaną podłogę, która jest sobowtórem (to ważny temat przedstawienia) plafonu teatralnego, który każdy widz może obejrzeć, patrząc w górę. Jest tylko jeden krótki moment, kiedy na scenie pojawia się scenografia, taka, jakiej widz, idąc na „Faraona” czy „Aidę”, oczekuje, czyli palmy, świątynia, rzeźby egipskich kotów z wielkimi penisami i tak dalej. Jest to moment, w którym kapłani próbują teatralnym przepychem zmanipulować następcę tronu Ramzesa, zdobywając w ten sposób władzę. Gdy książę domyśla się, że jest oszukiwany, wszystko znika. Jednym słowem maszyna teatralna jest użyta w funkcji politycznej, maszyny władzy służącej do uwodzenia i manipulacji, czym zazwyczaj jest. Widz jest zawsze manipulowany tym, co każemy mu oglądać.
Agata: Dziękuję za rozmowę.