Artykuł pochodzi z numeru A&B 03|23
Betonoza vs zieleń. Czy warto walczyć o każde drzewo w mieście?
zieleń — wielomiliardowy kapitał
Czy wyrzucenie na śmietnik wypchanej banknotami świnki skarbonki byłoby sensowne? Albo czy odmówienie możliwości płacenia niższych rachunków można uznać za rozsądne? Nie? To przestańmy wycinać drzewa w naszych miejscowościach i zacznijmy je zazieleniać.
Gdy pracowałem jeszcze w lokalnej gazecie w Łodzi, zadzwonił do mnie czytelnik. Poprosił, byśmy podnieśli alarm i napisali o kolejnych drzewach wycinanych w centrum miasta. „Gdy ze swoich okien zobaczyłem, jak zabierają się za wycinanie, to poczułem, jakby mi ktoś nogę uciął” — powiedział mężczyzna zmartwionym głosem. Artykuł powstał chwilę później. Wszystkie przeznaczone do usunięcia drzewa niedługo potem i tak znikły.
Podobnych historii przerabiałem wiele. Tematem, w którego sprawie otrzymywaliśmy najwięcej telefonów i maili od zatroskanych czytelników, było właśnie środowisko. A dokładniej — drzewa i zieleń. Podobnie jest, teraz gdy działam już niezależnie. Choć o naturze w kontekście lokalnym piszę bardzo sporadycznie, przynajmniej trzy czwarte otrzymywanych przeze mnie próśb o pomoc w „nagłośnieniu sprawy” dotyczy rugowania zieleni.
rosnący w dzielnicy Praga-Północ dąb szypułkowy, który świadczy co roku usługi ekosystemowe warte ponad 60 tys. zł
fot.: Szymon Bujalski
Myślę, że mało które miejskie problemy poruszają tylu ludzi, co planowana wycinka drzew i tworzenie kolejnych betonowych przestrzeni. Nie oznacza to rzecz jasna, że wszyscy chcą bronić przyrody w mieście — znam też przypadek, gdy w ramach konsultacji społecznych większość mieszkańców jednej z ulic opowiedziała się za wycinką. Najczęściej pojawiający się argument? Spadające na zaparkowane samochody liście. Takie historie stanowią jednak zdecydowaną mniejszość. Większość dowodzi, że zieleń została przez mieszkańców doceniona.
Mimo to drzewa wciąż znikają na wielką skalę, padając najczęściej ofiarą decyzji albo władzy publicznej, albo inwestora. Czyniąc tak, w pewien sposób rzeczywiście ucinamy własną nogę, bo w znaczący sposób osłabiamy sprawność miejskiego organizmu. Na koniec płacimy za to nie tylko naszym zdrowiem, ale i portfelem.
najdroższe i największe drzewo posadzone w ramach zazieleniania łódzkiego osiedla Stare Polesie; kosztująca 20 tys. zł lipa w momencie sadzenia miała obwód 100 cm
fot.: Anna Perlańska
drzewa warte miliardy
Kilka lat temu naukowcy obliczyli, że ponad trzysta przyulicznych drzew rosnących w części warszawskiej dzielnicy Praga-Północ przynosi korzyści wynoszące prawie 2,7 miliona złotych rocznie. Jeśli średnią tę przełożono by na wszystkie drzewa w dzielnicy, wykonywane przez nie tak zwane usługi ekosystemowe warte byłyby 104 miliony. Choć oszacowania dla całej Warszawy nie zrobiono, wiadomo, że byłyby to miliardy. A wciąż mówimy tylko o drzewach przyulicznych.
„Wydaje się, że to olbrzymia kwota. Musimy sobie jednak zdać sprawę, że drzewa przyuliczne, a także drzewa pełniące inne funkcje na terenie miasta (parkowe, osiedlowe itp.) są wartościową spuścizną, w której skumulowane są poprzednio poniesione nakłady społeczne i wartość dodana przez siły przyrody” — tłumaczą w publikacji „Drzewa. Zielony kapitał miast” prof. Halina Szczepanowska i dr Marek Sitarski. Dlatego według nich drzewa powinny być uważane za „publiczne aktywa o dużej wartości”.
Drzewa w Warszawie warte są grube miliardy? Zdaję sobie sprawę, że trudno w to uwierzyć. Równie nieprawdopodobne wyceny pojawiają się jednak i w innych miastach. Na przykład wartość 400 tysięcy drzew przyulicznych Berlina została oszacowana na 3 miliardy euro, a prawie 600 tysięcy drzew rosnących przy ulicach Nowego Jorku wyceniono na 2,3 miliarda dolarów.
kilkumetrowe drzewo posadzone na tej samej łódzkiej dzielnicy; również robi wrażenie, ale już nie takie
fot.: Anna Perlańska
drzewo, dostawca usług
Jak to możliwe, że drzewa warte są aż tyle? Odpowiedź jest prosta: bo aż tyle nam dają. Można wymienić przynajmniej kilkadziesiąt ich usług ekosystemowych. To między innymi obniżanie temperatury, transpiracja wody, gromadzenie deszczówki, zanieczyszczeń i dwutlenku węgla oraz ochrona przed wiatrem. Korzystają na tym nie tylko ludzie, ale i miejska infrastruktura.
Badania wykazały, że w Atenach cień drzew obniżał temperaturę otoczenia nawet o 5–7 stopni Celsjusza, co zmniejszyło zapotrzebowanie na energię w pobliskich domach o 10 procent w godzinach szczytu. W Nowym Jorku zbadano zaś, że przyuliczne drzewa skuteczniej ograniczają wyspę ciepła niż malowane na biało powierzchnie dachów i obsadzanie ich roślinnością. „Drzewa są znacznie skuteczniejsze w obniżaniu letniej temperatury niż namiot czy parasol osłaniający ten sam teren” — zauważają Szczepanowska i Sitarski. Z kolei w Kalifornii stwierdzono, że zaoszczędzanie energii przez zazielenianie miast jest często bardziej efektywne ekonomicznie niż… budowanie nowych zakładów energetycznych. Natomiast we wspomnianej dzielnicy Praga-Północ obliczono, że średnio jedno przyuliczne drzewo pozwalało zaoszczędzić w ciągu roku 79 złotych na rachunkach za ogrzewanie i chłodzenie pomieszczeń.
Warto mieć przy tym na uwadze, że drzewo drzewu nierówne, a korzyści płynące z tych największych są zdecydowanie większe. Jako przykład znów można podać Pragę-Północ. Średnia wartość korzyści z rosnącego przy ulicy drzewa została oszacowana na 8663 złotych rocznie. Dla małych drzew było to jednak „tylko” 3163 złotych. Dla najbardziej okazałego dębu szypułkowego o obwodzie pnia 325 centymetrów, który rośnie obok alei Solidarności — 61772 złotych. Czyli dwadzieścia razy więcej.
coś się zmienia?
dla porównania — malutkie drzewo posadzone na tym samym łódzkim osiedlu i w podobnym czasie
fot.: Anna Perlańska
W ostatnich latach internet obiegały zdjęcia przemienionych w patelnię rynków i placów w wielu miejscowościach. Lista miast, w których wycięto drzewa w najbardziej reprezentacyjnych przestrzeniach, miałaby zapewne kilkadziesiąt pozycji. Od pewnego czasu można jednak zauważyć pewien trend.
Warszawa, Kraków, Łódź, Kielce, Włocławek, Kalisz, Rybnik, Elbląg, Ostrowiec Świętokrzyski, Gorzów Wielkopolski, Ciechanów, Skierniewice… To tylko część z miast, na których placach i rynkach przewidziano drzewa i niską zieleń. Część z projektów została już zrealizowana, inne są w realizacji lub niedługo nie niej trafią. Niektóre zmiany to propozycje lokalnej władzy, inne to rezultat zwycięskich wniosków w budżecie obywatelskim.
Nie można też zapominać o jednej z głównych przyczyn dotychczasowych „rewitalizacji”: pieniądze z Unii Europejskiej. Także i tu zachodzi jednak zmiana. „Biorąc pod uwagę tę perspektywę finansową, fundusze unijne nie będą wspierać nieprzyjaznych klimatowi rewitalizacji polskich miast i miasteczek” — zapowiedziała Komisja Europejska w połowie zeszłego roku, gdy internet obiegły zdjęcia kolejnej „zrewitalizowanej” przestrzeni.
Oczywiście nowe drzewa nie zastąpią starych i to właśnie ochrona tych ostatnich musi być najważniejsza. Dodatkowo często jakość realizacji inwestycji znacząco odbiega (na minus) od zapowiadanej. I wreszcie wycinanie drzew, by po kilku, kilkunastu latach ponownie je sadzić, to marnotrawstwo publicznych pieniędzy. Z tych i wielu innych powodów warto zachować wstrzemięźliwość. Ale i warto mieć na uwadze, że — czy nam się to podoba, czy nie — zmiana to proces. By przebiegał z korzyścią dla drzew i ogółu mieszkańców, potrzeba zaś znacznie więcej niż zazielenienia miejsc, które niedawno zabetonowano.
wypełniony drzewami ogród Biblioteki Uniwersyteckiej w Warszawie jest miejscem często odwiedzanym zarówno przez mieszkańców, jak i turystów
fot.: Anna Perlańska
natura to infrastruktura
Przede wszystkim potrzeba nam solidnego prawa i jego egzekwowania. Deweloperzy nie mogą mieć prawa zabudowywania cennych obszarów przyrodniczych, wycinki drzew powinny ich słono kosztować, a kontrole urzędników odbywać się regularnie. Istotne jest również tworzenie miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, które ochronią kolejne działki przed zabudową. Dla każdego samorządu podstawą powinno być także ograniczenie rozlewania się miasta. Od inwestorów i podmiotów publicznych należy również wymagać, by zapewniali dużo powierzchni biologicznie czynnej — nie w postaci banalnego, wygolonego trawnika, lecz innych form, na przykład łąk kwietnych i ogrodów deszczowych.
W skrócie: ochrona tego, co już jest i jest cenne, powinna być priorytetem. Największym ułatwieniem w wejściu na tę zupełnie inną od dotychczasowej ścieżkę jest uświadomienie sobie, jak zła była dotychczasowa. Natura to nie problem dla infrastruktury — to infrastrukturalne rozwiązanie.