Mój staż w pracowni Helmuta Jahna
Od dawna chciałem sprawdzić, jak to jest projektować architekturę w Stanach Zjednoczonych. W związku z tym wysłałem około siedmiuset maili do biur architektonicznych w USA, wypełniając formularze, dołączając prośby o staż, CV i rekomendacje. Cała ta procedura zajęła mi około miesiąca. Otrzymałem setki odmów, wziąłem udział w pojedynczych rozmowach. Wreszcie, pod koniec lutego 2017 roku otrzymałem wiadomość mailową od wiceprezesa biura JAHN w Chicago z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną do Berlina. Przeprowadzić miał ją sam Helmut Jahn.
Gdy dotarłem do oddziału pracowni w Berlinie, mieszczącego się w zaprojektowanym przez Jahna kompleksie Sony Center, zdziwiona sekretarka poinformowała mnie, że spotkanie jest wyznaczone dopiero na następny dzień. Okazało się, że pracownik działu HR umówił mnie na rozmowę o jeden dzień za wcześnie... Polecono mi poczekać w lobby, ponieważ Helmut Jahn miał w tym czasie spotkanie biznesowe, po czym zostałem zaproszony do pracowni. Architekt przyznał, że przejrzał moje portfolio, jednak nie ma ono dla niego żadnego znaczenia, bo jego zdaniem liczy się tylko osoba i rozmowa o architekturze, jaką z nią przeprowadzi. Jeśli punkty widzenia okażą się zbieżne, będzie wiedział, czy może ze mną pracować. Tak też wyglądała dalej rekrutacja, zakończona klasycznym „odezwiemy się do pana”. Niespodziewanie, już na drugi dzień otrzymałem wiadomość z zaproszeniem na staż architektoniczny do chicagowskiej pracowni. Rozpoczął się więc proces wizowy. Dopełnienie wszystkich formalności trwało około dwóch miesięcy.
Chicago
W Chicago wysiadłem wraz z tłumem na terminalu United Airlines autorstwa pracowni JAHN i pojechałem do miasta metrem ze stacji CTA Blue Line autorstwa… również Helmuta Jahna. Dopiero wówczas zdałem sobie sprawę, w jak poważnej i znanej pracowni mam rozpocząć kolejny staż. Po kilku dniach poszedłem do biura znajdującego się w samym Downtown przy 35 East Wacker Drive, w Jewelers Building. Pokazano mi pracownię od strony organizacyjnej oraz wyjaśniono obowiązujące zasady. Miałem spędzać w biurze dziewięć godzin dziennie, z godzinną przerwą na lancz. Cyklicznie organizowane były również branżowe wykłady w ramach przerwy obiadowej. Udział w nich skutkował otrzymaniem dodatkowych punktów, jeśli ktoś był w trakcie starania się o uprawnienia architektoniczne. W biurze, dawniej znanym jako Murphy/Jahn, pracowało wówczas około pięćdziesięciu osób. Pracownia wraz z profesjonalną modelarnią, gdzie dziennie powstawało kilka makiet ukazujących każdy nowy pomysł Helmuta, zajmowały całe piętro budynku (w czasach świetności były to aż dwa piętra).
architekci pracowni JAHN
fot.: Albrecht Bangert
osobistość
Początkowo miałem pracować nad projektem mieszkaniówki w Niemczech, jednak gdy się okazało, że znam system jednostek imperialnych, od razu zostałem przerzucony do pracy nad koncepcją Muzeum Wojskowego i Biblioteki — rozbudowy realizowanej pod Chicago. Zespół projektowy składał się z trzech–czterech osób, którymi kierował bezpośrednio Jahn. Praca z taką osobistością była bardzo pouczająca. Nie było tu za dużo miejsca na własne inicjatywy czy pomysły koncepcyjne. Otrzymywaliśmy kilka szkiców dziennie, z różnymi pomysłami, które mieliśmy przenieść na platformę komputerową. Jahn przewodził całemu zespołowi i to głównie jego pomysły były realizowane. Przy tym projekcie pracowałem przez trzy miesiące. Do obsługi wykorzystywaliśmy oprogramowanie Autodesk AutoCAD, Autodesk Revit oraz Rhinoceros. Jednocześnie odbywały się spotkania z klientem (lub jego pośrednikiem), dyskusje z branżystami na temat potencjalnych rozwiązań czy wewnętrzne meetingi podsumowujące obecny etap projektowy.
W ostatnim miesiącu zostałem także wdrożony w nowy projekt zagospodarowania terenu w miejscowości Backnang niedaleko Stuttgartu. Dotyczył on rewitalizacji terenów przemysłowych, stworzenia bulwarów nadrzecznych, a także budynków mieszkalnych, biurowych oraz komercyjnych, przy czym najważniejsze było zaprojektowanie dobrej przestrzeni publicznej dla zamieszkujących miasto ludzi. W wolnych chwilach brałem udział w drobnych poprawkach przy projekcie wieży mieszkalnej 1000M, mającej powstać przy Michigan Avenue.
Helmut Jahn
fot.: Albrecht Bangert
Helmut Jahn jest człowiekiem bardzo wymagającym w stosunku do samego siebie, co powoduje, że tego samego oczekuje od swoich pracowników. Pomimo swojego wieku (siedemdziesiąt osiem lat) dwa razy dziennie ćwiczy, a od czasu do czasu bierze udział w zawodach żeglarskich, czy też hobbystycznie ściga się na torach wyścigowych. Wieczorami zaś szkicuje nowe koncepcje projektowe. Praca z nim przebiega pod ciągłą presją, prowadzącą do pracowitości, motywacji i świetnych efektów. Ostatecznie odpowiadałem bezpośrednio przed światowej sławy architektem, który w tym czasie, w czerwcu 2017 roku, został laureatem Nagrody Architektonicznej Prezydenta Warszawy za najlepszy budynek mieszkalny w Warszawie (Cosmopolitan), a także otrzymał nagrodę American Institute of Architects za życiowe zasługi dla architektury. Mogłem więc uczyć się wyspecjalizowanej wiedzy architektonicznej od samego mistrza. Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich paru latach wiele osób odeszło z biura Jahna, gdyż nie potrafiło poradzić sobie ze stresem wynikającym z pracy w tym zawodzie, część też straciło ją z powodu kryzysu ekonomicznego.
Mimo sukcesów zawodowych i osobistych Helmut Jahn pozostaje bardzo skromną osobą, ciągle doskonalącą swoje umiejętności. Tych, z którymi pracuje, dobiera bardzo ostrożnie, precyzyjnie i skrupulatnie. To powoduje, że większość ludzi, którzy zostali w jego biurze, pracuje tam od dziesięciu do dwudziestu lat, a powstałe projekty są zawsze na najwyższym poziomie. Czułem się bardzo wyróżniony, mając okazję tam pracować jako jedyny stażysta. Podczas tej przygody zyskałem ogrom wiedzy. Nie doświadczyłbym jej, gdyby nie moja chęć realizacji amerykańskiego snu!
Mikołaj ZAJDA
Helmut Jahn
fot.: Albrecht Bangert
Patrz w górę
Z Helmutem Jahnem rozmawia Mikołaj Zajda
Mikołaj Zajda: Jesteś już legendą architektury Chicago, jeśli nie Ameryki. Jakie to uczucie?
Helmut Jahn: Nie wiem, legendy zazwyczaj są martwe. Nigdy nie przypisywałem sobie czegoś, z czego powinienem być dumny. Zawsze wierzyłem, że to wszystko, co mnie spotyka, jest wyzwaniem do lepszej pracy.
Mikołaj: Czy kiedykolwiek myślałeś, że odniesiesz tak duży sukces?
Helmut: Nie. Wielu ludzi myśli, że miałem taki plan, przylatując do Ameryki na rok. Nudziłem się na Illinois Institute of Technology i dziekan powiedział mi, żebym znalazł dorywczą pracę. Skończyło się na znalezieniu pełnego etatu i dorywczych studiach w soboty. Jedyne, co chciałem zrobić, to mój dyplom. Wiele się nauczyłem od swoich kolegów poprzez różne spotkania, lancze, rozmowy o projektach. Gdy zacząłem pracę, miałem szczęście. W tym czasie wiele wyniosłem od starszych ludzi, z którymi pracowałem, czy też z godzin spędzanych na samym oglądaniu rysunków. Gdy wpatrujesz się w nie, nagle musisz spojrzeć na inny rysunek, potem na detal, a potem znowu na kolejny. I wtedy wszystko zapamiętujesz. Zawsze mówię, że aby zostać pełnym architektem, potrzeba około sześciu–siedmiu lat. Jeśli po tym czasie nie możesz wnieść wkładu do biura, nie ma już nadziei. Zwłaszcza gdy masz już dzieci i rodzinę. Aczkolwiek gdy ktoś jest dobry, nie zwracasz uwagi na jego problemy zdrowotne czy dzieci. Chcesz tego kogoś.
Mikołaj: Co lub kto miał na Ciebie największy wpływ, gdy zaczynałeś swoją przygodę architektoniczną?
Helmut: Studiowałem na Uniwersytecie Technicznym w Monachium i nauczyłem się tam, jak być architektem, co właściwie było bardzo dobre. Nie uczono nas jednak o wadze przestrzeni, materiałów, o tych aspektach architektury, które mają wpływ na wiele rzeczy czy też czynników. Tego właśnie nauczyłem się na IIT, co uczyniło mnie lepszym architektem. Myślę, że dzisiejszym problemem jest to, że uczy się w szkołach techniki, co czyni ludzi przywiązanymi do komputerów. Nigdy nie potrafiłem pisać na maszynie, nie umiem korzystać z telefonu, używając więcej niż dwóch palców, kiedy myślę, muszę szkicować. Jestem pewny, że Rem Koolhaas rysuje tak jak ja, a architekci typu Richard Rogers, Norman Foster czy Renzo Piano nie pracują na komputerze. Komputer przyczynił się do ujednolicenia budynków. Wszystkie wyglądają tak samo. Rendering stał się głównym wyznacznikiem, a nie częścią składową budynków. I to jest problem. Każdy rysunek wygląda na dobry, ale nim nie jest.
Mikołaj: W swoich najlepszych czasach biuro zatrudniało ponad stu architektów, teraz około pięćdziesięciu i liczba ta wciąż maleje. Czy planujesz wrócić do dużych rozmiarów pracowni, czy też wolisz, gdy jest ona mniejsza?
Helmut: Cóż, wiesz, że mój partner [Francisco Gonzalez-Pulido — przyp. red.] odchodzi z pracowni. Nasza współpraca po prostu się nie udała. Francisco nie przyczynił się do zbyt wielu nowych miejsc pracy i w pewien sposób bardziej był zainteresowany tym, jak zdobyć własną rozpoznawalność niż rozwojem naszego biura. Myślę, że zmniejszanie skali pracowni jest naturalne w moim wieku. Są miejsca, jak Chiny, gdzie nie chcę już więcej projektować, gdyż nie jestem tam odpowiednio traktowany. Zatem uważam, że do projektów, nad którymi obecnie pracujemy, wystarczy mniejsza grupa osób. Nie potrzebuję już stu architektów.
Mikołaj: Jakie są dla Ciebie najważniejsze czynniki, gdy projektujesz architekturę?
Helmut: To zależy od projektu. Dla przykładu, w urbanistyce najważniejszym aspektem jest chęć integracji przestrzeni publicznej z prywatną. Zawsze rozpatruję lotnisko jako małe miasto. Idziesz przez aleję i zanim przejdziesz przez lotnisko, jesteś w domu — w samolocie. Zagospodarowanie terenu musi uwydatniać przestrzenie publiczne, nie budynki. Z kolei wysokościowiec odkrywa pionowe przestrzenie. Główną zasadą podczas budowy jest jego wpływ na przestrzeń publiczną oraz stawanie się znakiem w mieście.
Mikołaj: Zaprojektowałeś wiele wspaniałych budynków. Jednym z nich jest Thompson Center, o którym ludzie mówią, że może zostać zburzony. Co o tym sądzisz?
Helmut: Moim zdaniem nie zostanie, ponieważ nie ma to żadnego sensu. Budynek był rażąco zaniedbany przez władze, podczas gdy poprzednie, które sfinansowały jego budowę, bardzo go lubiły. Krążą potencjalne liczby, które są zupełnie nierealistyczne. Zburzenie budynku i postawienie na jego miejscu nowego zajmie dwadzieścia lat. Nie da się zbudować trzech milionów stóp kwadratowych powierzchni, kiedy nie ma na nią zapotrzebowania. Dziś przestrzeń biurowa nie jest już tak potrzebna jak kiedyś. Wiele osób nie pracuje już w biurach. Dlatego nie martwię się o to przedsięwzięcie.
Mikołaj: W Warszawie jest jeden z moich ulubionych budynków Twojego autorstwa — Cosmopolitan. Jak wiele zmian i pomysłów potrzeba, aby uzyskać tak prostą, lewitującą formę z perfekcyjnymi proporcjami?
Helmut: Budynek jest efektem rozstrzygniętego konkursu. Był to konkurs z udziałem Normana Fostera i innych sław. Kojarzysz ten mały szkic? Zrobiłem go tylko raz. Miałem podobną bryłę narysowaną tu, dla Chicago, która nie została przyjęta. Odczułem, że byłby to odpowiedni budynek również dla działki w Warszawie. Zaprezentowałem go podczas konkursu, a następnego dnia mieliśmy już zlecenie. Warszawski wieżowiec wyszedł bardzo dobrze. To mieszkaniówka, która ma wpływ na przestrzeń urbanistyczną. Udało się to dzięki klientowi, który wierzył, że budynek ma nie tylko nadawać się do sprzedaży, lecz również oddziaływać na otaczającą go przestrzeń publiczną.
Mikołaj: Jakie masz plany na kolejną dekadę?
Helmut: Cóż, mam nadzieję, że pozostanę zdrowy i, jak to mówię zazwyczaj na końcu moich wykładów, nie zaprojektowałem jeszcze idealnego budynku. Właśnie to postaram się osiągnąć.
Mikołaj: Czy masz jakąś radę dla studentów architektury?
Helmut: To oczywiste, że jako student jesteś nikim. Nie skończyłeś jeszcze studiów. Zdobywasz dyplom, lecz nie możesz być z niego dumny. Nie możesz być nawet dumny, gdy już pewnego dnia zostajesz architektem. Musisz ruszyć dalej, jak w sporcie, i intensywnie trenować każdego dnia. Oni chcą wygrywać, a wygrywają tylko ci, którzy codziennie ciężko pracują. Jaką mogę dać radę? Miej cel. Wyższy niż osiągalny. Jeśli go nie osiągniesz, nie oglądaj się. Zrób to lepiej następnym razem. Szkoła to początek, nie koniec. Jesteś nikim, jeśli się nie rozwijasz. Dziś pracuję ciężej nie dlatego, że muszę, lecz dlatego, że lubię. Jeśli nie kochasz swojej pracy, nie będziesz w niej dobry. Co zrobisz jutro, musi być lepsze niż to, co robisz dzisiaj. Jakikolwiek zawód sobie wybierzesz, musisz mieć wizję i optymizm. Jest ścieżka, którą tylko najlepsi mogą odkryć. Odwaga. Musisz być przygotowany do poznania i okiełznania niebezpieczeństwa. Liczą się praca zespołowa i komunikacja. Patrz w górę, świętuj, miej wspaniałe życie i nie oglądaj się za siebie!
Mikołaj: Dziękuję za rozmowę!